Lektura raportu MAK na temat katastrofy z 10 kwietnia 2011 pod Smoleńskiem (Rosja), dostarcza zarówno faktów, odkrywczych ocen, prezentacji życzącego sobie najlepiej sposobu myślenia, troski o dobro wspólne jak i wreszcie zimnej wody na młyn tych, którzy im więcej dowiadywać się będą na temat katastrofy, tym mniej z tego wszystkiego będą w stanie zrozumieć.
Lekcja pokory, jaką przy tym trzeba przejść (nieważne od tego czy się coś wyznaje, czy nie), jest jednym z tych wielu doznań, których w życiu codziennym dzięki ignoracji i/lub hipokryzji udaje się nam uniknąć.
Z raportu wynika co następuje:
- rola kontrolerów lotu na wieży lotniska pod Smoleńskiem, gdzie miał wylądować samolot z Prezydentem Kaczyńskim i osobami Mu towarzyszącymi, była zbyteczna. To znaczy kontrolerzy byli, ale ani nie wykonywali zadań polegających na informowaniu załogi samolotu o podstawowych parametrach ostatniej fazy lotu, to jest: na jakiej wysokości, odleglości od pasa lądowań oraz prędkości opadania, znajduje się TU 154M (101). Raport podaje powód dla którego tak się działo: „kapitan samolotu nie zamawiał tych informacji”.
- każda podróż samolotem TU 154M (101), była od początku do końca zorganizowanym narażaniem życia jego załogi i pasażerów, co jasno wynika z przytaczanych tamże szeregu dokumentów, obserwacji wykonanych doświadczalnie na innych egzemplarzach maszyn tego typu oraz potwierdzonych eksperymentem wykonanym na zlecenie MAK na symulatorze lotów TU 154M przez doświadczonego pilota oblatywacza. Eksperyment ten potwierdził fakt, znany władzom lotniczym Rosji od samego początku, to jest od momentu „dopuszczenia” tego typu maszyn do lotów, w latach 50-tych ub. wieku. Wiedza ta była także udostępniona władzom Polski, o czym świadczą wypowiedzi na ten temat byłego premiera RP Leszka Millera.
- Trudno „powiedzieć”, czy treści zawarte w raporcie MAK są prawdziwe, czy część jest prawdą a część nie. Uwaga ta dotyczy wprost tych faktów, które raport MAK prezentuje bez jakichkolwiek dowodów. Oceny pozostałych faktów przez specjalistów pochodzących z różnych krajów, także mogą się różnić i to skrajnie, ponieważ to co jest dopuszczalne w Rosji, gdzie indziej dopuszczalne nie jest a zależność odwrotna nie jest wykluczona. Nie dotyczy to oczywiście praw fizyki ale różnych regulacji prawnych w różnych krajach.
- Raport MAK dostarcza także (fragmentarycznie) systemowej wiedzy na temat sposobu zarządzania oraz systemu sprawowania władzy w Rosji współczesnej. Ponieważ trudno zorientować się co jest „prawdą” a co jest „prawdą pokazaną na użytek raportu MAK”, dochodzenie do uogólnień może być także narażone na duży margines błędu. Jeżeli przyjmiemy, że raport MAK pokazuje całą prawdę co najwyżej nieco przykrytą, to obraz dzisiejszej Rosji wg „światłych” standartów zachodnich jest wstrząsający. (Nie oznacza to jednak wcale, że na Zachodzie w użyciu są same światłe standarty!). Jeżeli natomiast „światłość standartów” jest po stronie Rosjan, ale nam jej nie pokazali, to może jedynie znaczyć, że nas okłamują po raz kolejny, prezentując kolejną „matrioszkę” i kolejną „rzeczywistość patiomkinowską”.
- Rosjanie wprawdzie zaprezentowali raport MAK i ci których to interesuje mają powód zakładać, że to co tam jest to prawda. Jednak nikt z władz Rosji nie twierdził i nie oświadczał się na temat jego prawdziwości lub nie, co ewentualnie, mogłoby mieć jakieś znaczenie prawne, gdyby takiemu „międzynarodowemu procesowi” udało nadać się bieg.
- Pozostaje wreszcie warstwa dyplomatyczna, waga opinii technicznej i najważniejsza część formatująca raport MAK: warstwa propagandowa. Słowo propaganda prawie, że nie pojawia się od dawna we współczesnym słowniku mediów i medialników. Wiąże się to bezpośrednio ze sposobem użycia tego terminu zwłaszcza w okresie zimnej wojny i jego utrwaloną pejoratywną konotacją znaczeniową. O ile warstwa techniczna i dyplomatyczna „tłumaczą się same”, o tyle format propagandowy warto doinwestować we własne skojarzenia.
- od początku to jest w 30 minut po katastrofie, po ogłoszenie raportu MAK, polityka informacyjna ze strony Rosyjskiej dotycząca katastrofy konsekwentnie ogniskuje się na:
7.1 braku kwalifikacji i błędach pilotów
7.2 kiepskiej organizacji zabezpieczenia lotów ze strony polskiej
7.3 położenie silnego nacisku i uprawdopodobnianie tezy wywierania presji na pilotów przez Prezydenta RP
7.4 warunki pogodowe
7.5 inne okoliczności, które czyniły lot niebezpiecznym lub niewykonalnym
- warto zauważyć, że elementy tej medialnej nagonki pojawiają się systematycznie przez cały okres poprzedzający ukazanie się raportu MAK, poprzez spekulacyjne przecieki do prasy, jak i ujawnianie części informacji na przykład rejestracji prowadzonych rozmów pilotów z wieżą kontroli, etc. Te cząstkowe jednostronne informacje monitorowane są po to, aby opinię publiczną w Polsce „przygotować” do tego co się ostatecznie pokaże w raporcie końcowym MAK.
- wątpliwości strony polskiej takie jak:
9.1 niszczenie resztek wraku samolotu i niezabezpieczenie ich przed czynnikami atmosferycznymi; ujawniony film dowodzi celowego niszczenia pozostałości wraku.
9.2 niezabezpieczenie dostępu osób postronnych do miejsca katastrofy
9.3 niedopuszczenie specjalistów polskich (archeologów) do miejsca zdarzenia w celu zebrania pozostałych szczątków pasażerów i samolotu; (ostatecznie udostępniono miejsce zdarzenia specjalistom polskim, w pół roku po katastrofie dopiero w październiku 2010, to jest kiedy warunki pogodowe, zdecydowanie utrudniały prowadzenie prac i tylko na okres dwóch tygodni!, pod nadzorem prokuratury rosyjskiej, która „zatwierdziła” – lub nie, znaleziska).
9.4 Prokuratura polska nie mogła doprosić się udzielenia pomocy prawnej między innymi w sprawie przesłuchania przez prokuratorów polskich kontrolerów lotu pełniących służbę w dniu katastrofy na lotnisku pod Smoleńskiem, przesłuchania innych ważnych świadków, udostępnienia czarnych skrzynek – rejestratorów parametrów lotu i kilkudziesięciu innych czynności nie mniej ważnych dla prowadzonego śledztwa.
9.5 Specjaliści polscy do dziś nie mają dostępu do wraku samolotu ani do czarnych skrzynek, ani do szeregu innych dowodów w sprawie.
9.6 Ofiarom katastrofy nie wykonano sekcji zwłok w Rosji (choć nie ma w tej sprawie żadnego porządku ani jasności) a strona polska nie otrzymała protokołów sekcji zwłok od Rosjan, wg standartów obowiązujących w prawie polskim (lub gdzie indziej w świecie zachodnim). Rosjanie wykonali bardzo ogólne protokoły oględzin zwłok, których wartość w dochodzeniu prawdy o katastrofie jest niewielka. Z nieznanych powodów (domniemywa się, że z powodu nacisku Rosjan, co nie zostało nigdy potwierdzona), zwłoki sprowadzono do Polski z opóźnieniem i nie poddano ich badaniom w instytucie medycyny sądowej, w celu zgromadzenia odpowiednich dowodów. W kwietniu 2010 minister Ewa Kopacz, po powrocie do Polski, zapewniała publicznie, że osobiście asystowała przy sekcji zwłok ofiar, czego dowodów do tej pory nikt nigdzie nie przedstawił.
9.7 Strona Polska, przekazała do MAK w przepisanym terminie w grudniu 2010 roku 150 stron uwag dotyczących „rzetelności” projektu raportu. Żadna z uwag, żadne z zastrzeżeń strona rosyjska nie uwzględniła w raporcie końcowym.
- Jeżeli raport MAK przedstawia prawdę, samą prawdę i tylko prawdę, możemy być pewni, że wykonanie zamachu na statek powietrzny bez użycia środków pirotechnicznych jest jak najbardziej możliwe i wykonalne, a raport MAK jest niczym innym jak dowodem, studium (i receptą) na to jak tego dokonywać w zgodzie z aktualnym stanem prawnym, pewnie nie tylko Federacji Rosyjskiej.
Wszystkim czytelnikom Polish News życzę udanych lotów.
Marcisz Bielski 2011-01-15
List Otwarty pt. ”Qui Bono” :
Panu, Autorze “Katastrofy czy Transformacji?”, wydaje się, że ma rację, ale proszę odpowiedzieć sobie na pytanie: po co, do czego wielkiej Rosji byłaby potrzebna taka katastrofa? Przecież większość osόb w rządzie załatwiało już wόwczas każdą sprawę według wymagań rosyjskiego sąsiada, co nie wymaga bliższego uzasadnienia. Czy nie wystarczyło poczekać do jesieni, klęska prezydenta i jego obozu była oczywistą oczywistością? Komuś spieszyło się do „wcześniejszych wyborόw”? W jakim celu? Haniebny kontrakt gazowy mόgł zostać zawarty tak czy owak, z ramienia rządu czas podpisu Pawlaka nie ma większego znaczenia. Rura na dnie Bałtyku? A może jakiś międzynarodowy układ? Start załatwili sobie Rosjanie jeszcze na długo przed startem (w tym nieszczęsnego samolotu) bo ich polityka zagraniczna to wybiegi na „nieskolka wiorst wpierieda” a nie reagowanie po ewidentnej zapaści. Po stronie swojej, zwolennicy własnej kreacji mają zarόwno naszego drugiego dużego eurosąsiada jak i amerykańskich entuzjastόw; przy czym słowo „amerykański” jest tak samo adekwatne, jak działalność „pięknej a sennej” Anny Chapman w sprzedaży domόw amerykańskim uczonym.
Proszę więc rozprawić się z „qui bono”, a więc komu odejście ofiar TU-154 przysporzyło korzyści?
Zgadzam się, że prezes banku mόgł nie chcieć „dla dobra eurofinansόw” tego co następca . . . ale czyż nie było prostszych środkόw niż pakować tylu rόżnych dostojnikόw do jednej latającej trumny?
Przyjrzałbym się wizycie Wladimira P. na polskim wybrzeżu we wrzesniu 2009, kiedy spacer z premierem dobrze strzeżoną promenadą zdawał się być przedmiotem głębokiej niechęci a co najmniej spiskującego zastanowienia ze strony polskiego prezydenta, jego dworu i brata, knującego coraz to nowe oczywistości, po przegranej w 2007. . . Ktόryś z braci musiał zostać przy chorej, umierającej matce (rodzicielce ich obu).
Czy znalazła się osoba ogarniająca wyobraźnią uroczystości 70 lecia Katynia bez prezydenta RP? Ktoś nieczuły na sprawy tej wagi, przedkładający ponad „publico bono” … własny interes? Wypada rozważyć kto, ile osόb (a ktόra bardziej) znajduje sie w grupie „qui bono”. Dlatego niczego nie sugerując, zwracam się do autora o suplement swojej opinii, przedstawionej w liście z 15 Stycznia 2011.
Czytelnik