Malaga: Narodziny nowego europejskiego giganta

Ruud

Ruud Pozyskanie słynnego “Van Gola” to jedynie preludium do koncertu transferów, jaki zamierza dać szejk Abdullah Al-Thani. Właściciel Malagi chce, by echo jego zakupów rozbrzmiało po całej Europie.

 

Względnie wysokie, jedenaste miejsce Malagi na koniec sezonu niewiele mówi o przeżyciach, jakich dostarczyły minione rozgrywki szejkowi, zatroskanemu o losy swojej najnowszej zabawki. “Biało-niebiescy” spędzili w strefie spadkowej aż osiemnaście kolejek, dłużej na dnie tabeli egzystowały jedynie Saragossa i Almeria. Z miejsca skazującego na grę w Segunda Division Malaga wydostała się na sześć tygodni przed końcem rozgrywek, po pełnych trzech miesiącach mało honorowej straży na tyłach klasyfikacji.

 

Al-Thani nie życzy sobie podobnych scenariuszy w przyszłym sezonie, dlatego postanowił sięgnąć głębiej do portfela, budżet transferowy wstępnie ustalając na sto milionów euro. Choć mało prawdopodobne, by w Hiszpanii takimi kwotami operowały nawet Real Madryt i Barcelona, szejk wcale nie oczekuje, że jego zespół będzie się liczyć w walce o mistrzostwo. Na początek zadowoli się miejscem w pierwszej szóstce i awansem do Ligi Europejskiej. Udział w Lidze Mistrzów ma zostać wywalczony w kolejnym sezonie.

Bezwstydnie skąpy szejk

Gazety z Malagi chętnie podkreślają, że Al-Thani jest nieprzyzwoicie bogaty, jednak jak dotąd krewniak Emira Kataru nie szastał zbytnio gotówką. Przy najsłynniejszym Arabie posiadającym klub piłkarski – Mansourze bin Zayedzie z Manchesteru City – Al-Thani na razie wygląda na obrzydliwego sknerę.

W poprzednie wakacje Al-Thani sprowadził cały zastęp zawodników, ale na najdroższego – Salomona Rondona – wydał 3,5 mln euro. Kiepsko grający zespół dozbrajał również w zimie, ale wówczas także nie przekroczył bariery 4 mln euro za piłkarza. W tym roku płacił więcej, ale kwoty i tak nie rzucają na kolana – Van Nisterlooy, Joris Mathijsen, Nacho Monreal, Diego Bounanote i Jeremy Toulalan kosztowali w sumie 23 mln euro, a przecież w tym gronie są aktualni reprezentanci Hiszpanii, Holandii i Francji. Gdy Manchester City zaczynał hurtowy import gwiazd i gwiazdeczek, prezesi innych klubów oskarżali szejka o przepłacanie i “psucie rynku”. Maladze na razie zarzuca się skąpstwo.

Jak twardo negocjować potrafi dyrekcja sportowa Malagi, przekonały się władze Valencii. Trener Manuel Pellegrini liderem swojego zespołu chciałby uczynić Joaquina Sanchezja, któremu w czerwcu 2012 r. wygasa kontrakt z obecnym klubem. Za 30-letniego skrzydłowego Valencia żąda 5-6 mln euro, Malaga upiera się, że zapłaci najwyżej połowę tej kwoty, grożąc, że może poczekać jeden sezon, aż Joaquin wypełni kontrakt i będzie mógł odejść za darmo. Walencki dziennik “Superdeporte” zaapelował o wyższą wycenę Joaquina przez władze Malagi, sugerując, że tak niska wartość transferu byłaby ujmą dla piłkarza tej klasy.

Wszystkie spekulacje prowadzą do Pastore

Jak przy takim nastawieniu wydać przygotowane sto milionów euro? Prawdziwe hity dopiero nadejdą. Pellegrini chce przede wszystkim całkowicie przebudować defensywę, katastrofalnie grającą w minionym sezonie. Do Monreala i Mathijsena mogą dołączyć Lucio i Nicolas Otamendi, w sumie warci ponad 20 mln. Poszukiwany jest też prawy defensor, rozgrywający – trwają negocjacje z błyszczącym w lidze argentyńskiej 23-letnim Ricardo Alvarezem, wycenianym na 8-10 mln euro – a prezentem dla kibiców ma być jeden prawdziwie “galaktyczny” transfer. “Diaro Sur” i “La Opinion de Malaga” po cichu liczą, że będzie to Javier Pastore. Choć gwiazdę Palermo łączono już z przeprowadzką do Realu Madryt, Barcelony, Interu Mediolan czy Chelsea, wyścig po 22-latka może wygrać Malaga. Ustalona cena – 50 mln euro – odstrasza wszystkich, poza Abdullahem Al-Thanim. Przeprowadzenie transferu ma ułatwić Marcelo Simonian, raczej częsty rozmówca dyrekcji sportowej Malagi ostatnimi czasy – przedstawiciel m.in. Otamendiego, Alvareza i Pastore.

Sam Pastore mógłby się skusić nie tylko wysokim kontraktem, ale i wizją ambitnego projektu, przez prawą rękę szejka, wiceprezydenta Abdullaha Ghunba, określanego jako “bez granic”. Nie tylko w sferze czysto sportowej. Malaga rozpoczęła współpracę z UNESCO, logo organizacji pojawi się na klubowych strojach. Trwa rozbudowa bazy treningowej, w grudniu 2010 r. podjęto decyzję o budowie 65-tysięcznego Quatar Stadium. Z frekwencją nie powinno być większych problemów, w tym roku już pierwszego dnia sprzedano 13.000 całosezonowych karnetów, ponad połowę dostępnej puli. Kibice, ustawiający się w kolejkach na kilkanaście godzin przed otwarciem kas, przyznawali, że nie chcą zawieść szejka, gdyż ten również nie zawiódł ich oczekiwań.

Liga Mistrzów już w przyszłym sezonie?

Dotychczasowe działania Al-Thaniego przekonują, że Maladze trafił się szejk przeczący stereotypom, jakie wyrobił rozrzutny właściciel Manchesteru City. Al-Thani nie przypomina wariata, który nie wie, co robić z gotówką, a klub piłkarski kupił sobie z braku lepszych rozrywek. W dłuższej, kilkuletniej perspektywie syn ministra Kataru chce na Maladze zarabiać, a przynajmniej stworzyć w miarę rentowne przedsiębiorstwo. Nie skupuje hurtowo znanych piłkarzy, by potem trener martwił się o to, jak naprędce ułożyć z nich zespół. Decydujący głos w sprawie transferów zawsze należy do Pellegriniego, wzmacniane są formacje, które naprawdę tego potrzebują. W Maladze nie zabraknie ani utalentowanych młodzieńców, ani weteranów, dla których gra w europejskich pucharach była codziennością.

Nawet transfer Van Nisterlooya nie był zwykłym popisem ekstrawagancji szejka. 35-letni Holender może oddycha coraz ciężej i częściej łapie skurcze, ale cztery miliony euro netto jego pensji być może już się zwróciły. Zaczynając od pozyskania żywej legendy szejk zyskał rozgłos i dał do zrozumienia, że ambicje ma wielkie jak środki, którymi dysponuje. A przemyślane wykorzystywanie tych środków sugeruje, że marzenia o występach w Lidze Mistrzów mogą spełnić się szybciej, niż Al-Thani ostrożnie przyjmuje.

Łukasz Kwiatek

 Foto: Ruud Van Nistelrooy to nowa gwiazda Malagi /AFP

Żródło:

 INTERIA.PL