“Bush chciał pokazać, że Ameryka jest supermocarstwem mogącym kontrolować wszelkie zagrożenia.”
• No to tarczę mamy z głowy…
– Mieliśmy ją z głowy już dawno. Na pewno już w chwili, kiedy szefowa dyplomacji Hillary Clinton zapowiedziała, podczas spotkania ze swym rosyjskim odpowiednikiem, Ławrowem, „skasowanie” złych zaszłości w polityce amerykańsko-rosyjskiej. Zapewne jeszcze wcześniej, kiedy prezydentem został Barack Obama. Być może już wtedy, kiedy było wiadomo, że dowolny kandydat demokratyczny pokona w walce o Biały Dom dowolnego kandydata republikańskiego.
(Fot. Waldemar Piasecki)
• Idea tarczy rakietowej była irracjonalna?
– Idea była wątpliwa technologicznie, bo nie dawała gwarancji eliminowania balistycznych rakiet strategicznych. Nie było też pewności, że podejrzewane o ich posiadanie kraje „rozbójnicze” – Iran i Korea – faktycznie je mają lub mogą mieć w dającej przewidzieć się przyszłości. Nie było przekonywujące tłumaczenie, że system nie jest i nie może być wymierzony przeciwko Rosji, skoro posiadał takie możliwości techniczne. Przede wszystkim, superradar na terenie Czech, pozwalający na penetrację całego terytorium rosyjskiego, ale także – jak dowodzili fachowcy wojskowi – same rakiety mające stacjonować w Polsce, po ewentualnej wymianie głowic. Ponadto projekt był niesłychanie kosztowny, co w warunkach kryzysu ekonomicznego miało swoją dodatkową wagę.
• Po co Bush forsował ten projekt?
– Tak jak kiedyś Ronald Reagan przez program „Gwiezdnych Wojen”, Bush chciał pokazać, że Ameryka jest supermocarstwem mogącym kontrolować wszelkie zagrożenia.. Chciał też jakoś zrekompensować „Nowej Europie” (w tym głównie Polsce), że stanęła po jego stronie w Afganistanie i Iraku, wbrew „Starej Europie”. Ponieważ z tego sojuszniczego zaangażowania dla Polski niewiele wyniknęło, wypadało jakoś zaspokoić jej ambicje prestiżowe. W postaci amerykańskiej obecności militarnej na polskiej ziemi. Odpowiadało to także na zapotrzebowanie polskich elit rządzących, muszących jakoś tłumaczyć społeczeństwu sens i pożytek z zaangażowania politycznego i wojennego po stronie USA.
• Plany tarczy od razu wywołały sprzeciw Moskwy.
– To akurat nie było trudne do przewidzenia. Z nową administracją Rosjanie zagrali „karta irańską”. Wiadomo, że Rosja ma związki z Iranem oraz możliwości wpływania na ten kraj. Administracja Obamy uznała, że pomoc rosyjska może być przydatna. Moskwa nie mówiła „niet” dla negocjacji z Iranem”, ale mówiła „niet” dla radaru w Czechach i bazy w Polsce. Oferowała także Amerykanom stworzenie bazy radarowej znacznie bliżej Iranu; na terenach którejś z byłych azjatyckich republik sowieckich.
• Czy termin rezygnacji z tarczy wybrano przypadkowo?
– Sama data 17 września, w 70 rocznicę napaści sowieckiej na Polskę jest niefortunna. Nie sądzę jednak, by była celowa. Termin tej decyzji nie mógł być specjalnie odległy. 22 września rozpoczyna się w Nowym Jorku sesja Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Ma dojść podczas niej do spotkania Obamy z rosyjskim prezydentem Miedwiediewem. Jednym z tematów rozmów będzie Iran i amerykańskie oczekiwanie, że podczas głosowania Rady Bezpieczeństwa ONZ nad sankcjami dla Iranu, Rosja nie zablokuje ich korzystając z prawa weta. Znaczenie łatwiej tego od Rosji oczekiwać po decyzji w sprawie tarczy. Decyzji już skomplementowanej przez Miedwiediewa.
• Czy Polska ma prawo czuć się oszukana?
– Niewątpliwie może czuć się rozczarowana czy rozgoryczona. Tym bardziej, że władze polskie włożyły niemało trudu w przekonywanie społeczeństwa, jak bardzo tarcza jest korzystna. Jednak – jak często powtarzał mój mentor i mistrz akademicki profesor Jan Karski – „państwa nie maja przyjaciół, mają interesy”. W aktualnej sytuacji Stany Zjednoczone nie mają strategicznych interesów w Europie Środkowo-Wschodniej. W ogóle traci na znaczeniu dla USA cała Europa. Polska zdawała się nie przyjmować tego do wiadomości. Warszawa „wczytywała” w Amerykę własne aspiracje i oczekiwania, a niedostatecznie dbała o własną rację stanu. Była skłócona, przejęta samą sobą; nawet pouczała innych. Brakowało meritum… Błędnie zakładano, że racja stanu Polski, tak jak ją pojmują w Warszawie, jest tożsama z racją stanu Stanów Zjednoczonych.
• W Warszawie źle pojmują rację stanu?
– Myślę, że to jest problem metodologiczny i definicyjny. W Polsce o racji stanu mówi się mitologicznie i emocjonalnie. Często utożsamia rację stanu z… patriotycznym marzeniem. Tymczasem jest to interes. Stany dbają o swoją, amerykańską rację stanu i swój interes. To nie powinno nikogo w Warszawie zaskakiwać, ale dziwi i dezorganizuje skupienie na własnej racji stanu. Po dwudziestu latach pora na Polskę i aby była Polską. Polska jest i zawsze będzie skazana na siebie, nawet w Europie. Podkreślam: Polska może dużo zyskać nawet
w tej sytuacji. Jest to kwestia dobrych szachów politycznych, a nie udanych biesiad.
• Czy do tej porażki musiało dojść?
– Nie musiało. Zapewne były opcje pogodzenia obecności bazy w Polsce ze złagodzeniem stanowiska Rosji, np. poprzez zaoferowanie im radaru. Przy wszystkich innych elementach zwiększających mobilność projektu, głównie przez lokalizację wyrzutni na okrętach. Amerykanom chodzi bowiem o włączanie Rosji w system bezpieczeństwa, a nie wystawianiem jej poza ten system. Nie jestem pewien czy dostatecznie dobrze zrozumiano to w Warszawie. Porażka podkreśla braki skutecznej reprezentacji w Waszyngtonie i lobbingu. Nie jest to kwestia jednej czy drugiej opcji politycznej, a zjawisko generalne i niejako ponadczasowe. Warszawa zawsze wiedziała swoje i lepiej. Poważne braki są i rosną w sensownej ocenie polityki amerykańskiej oraz układów politycznych aktualnie panujących w Waszyngtonie. Brakuje wykorzystania tej wiedzy taktycznie. Jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało, mówię: warto się uczyć od Rosjan. Putin otwiera się na Polskę (list do Polaków) w momencie dna stosunków polsko-amerykańskich, z własnymi celami, które realizuje i ma do zrealizowania. Czy są po stronie polskiej szachiści do tej partii?
http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090918/KRAJSWIAT/8326032