Po wojnie Jom Kipur, wykonanej z całkowitym poparciem wszystkich stron (tych najbardziej protestujących nie wyłączając), określono środki i sposoby zniwelowania tego konfliktu, który w owym czasie wydawał się „nierozwiązywalny” innymi metodami i takim zresztą pozostał do dziś.
Na Bliskim Wschodzie dochodzi zawsze do krwawych starć. Dzieje się tak zarówno wtedy, kiedy panuje tam pozorny pokój pod rządami kolejnych dyktatorów, a także wtedy, kiedy niechciany reżim zmuszony jest odejść. Wymieńmy jakikolwiek konflikt w tym regionie czy jakiekolwiek napięcie, a scenariusz będzie zawsze ten sam, przy czym przebieg rozwoju wydarzeń niczym nie będzie się różnił od tego, z jakim mieliśmy wcześniej do czynienia. Mogą się zmieniać nazwiska bohaterów, grzęzawiska, w których utknęli oraz daty wydarzeń. Czas trwania też będzie się jakoś zmieniał. Jednak sekwencja zdarzeń pozostaje przewidywalna – a nawet o zgrozo – oczywista.
Scenariusz zdarzeń wygląda dokładnie tak:
1) wzrost napięcia w jakiejś strefie/kraju
2) pogarszanie się sytuacji, próby przekonywania i mediacji na drodze dyplomatycznej
3) eksplozja niezadowolenia i interwencja sił porządkowych, w tym międzynarodowych
4) mniej lub bardziej spektakularne walki i ofiary tragicznych wydarzeń
5) eskalacja konfliktu
6) interwencja wojsk z ramienia mandatu ONZ
7) wprowadzanie zachodnich standardów demokracji w strefie tradycyjnie rozpoznającej jedynie prawo szarijatu (oczywiście całkowicie chybiona inicjatywa, przegrana z założenia)
8) instalacja reżimu lojalnego wobec mandatu sił ONZ
9) przejście do następnej rubieży pacyfikacji, czyli da capo al fine.
Konflikt bliskowschodni, którego pierwszą fazę przypieczętowała wojna Jom Kipur, z punktu widzenia dzisiejszego obserwatora jeszcze nie przekroczył fazy trzeciej. Trzecia faza, ze względu na pewną ciągłość wydarzeń oraz spójność logistyczną, obejmuje następujące kraje: Irak, Afganistan, Pakistan oraz Iran. Faza ta, zakończona zostanie sukcesem wtedy, kiedy we wszystkich tych krajach, zainstalowane zostaną reżimy przejrzyste w intencjach, deklarujące i wykonujące swoje międzynarodowe zobowiązania, transparentne w swoich poczynaniach wewnętrznych i zewnętrznych oraz poczynaniach, co do których ani Rada Bezpieczeństwa ONZ ani ościenne państwa nie będą żywić żadnych wątpliwości.
Czy wyciągnięte zostały wnioski w zakresie niepowodzenia fazy drugiej konfliktu bliskowschodniego? Otóż niepowodzenie tej fazy polega na tym, że wojna irańsko-iracka z lat osiemdziesiątych nie została rozstrzygnięta, pomimo tak hojnego a nawet wspaniałomyślnego wspierania obu stron przez wszystkich zainteresowanych. Jednostronnie winę za to ponoszą Rosjanie, ponieważ porywając się na wojnę w Afganistanie, nie byli konsekwentni i wycofali się przy pierwszej nadarzającej się okazji. Specjaliści od tej krwawej roboty twierdzą, że takim pretekstem były dostawy ręcznych wyrzutni rakietowych typu Stringer (w liczbie ok. 8000 sztuk), które niezwykle skutecznie eliminowały wówczas z walki radzieckie helikoptery i samoloty wsparcia. Stringer jest bowiem pociskiem, dla którego operator pełni w zasadzie tylko rolę podpórki, z której następuje jego odpalenie. Kwalifikacje takiego operatora wymagają średniej sprawności mięśni, osobnika przyzwyczajonego do długich, pieszych wędrówek w terenie górskim. Kiedy zobaczy samolot, ma w tym kierunku oddać strzał, nie martwiąc się specjalnie o żadne tam celowanie, ponieważ pocisk naprowadza się sam (doprawdy trudno nie trafić). Operator taki nie musi ani umieć czytać, ani pisać i najlepiej byłoby, gdyby nie umiał także nic mówić.
Zwalenie całej winy na Rosjan jest jednak nie tylko niesprawiedliwe, krzywdzące, ale i całkowicie niezgodne z prawdą. Świadczy o tym broń pozostawiona (ukryta) przez wycofujące się wojska, która we właściwym momencie została udostępniona siłom koalicji amerykańskiej prowadzącej z sukcesem operację oczyszczenia Afganistanu z sił talibów na początku dwudziestego pierwszego stulecia. Tak więc co najmniej jakaś część Rosjan planowała wyjść z Afganistanu tak aby pozostać. Jakaś jednak inna część Rosjan uznała, że ten rodzaj doświadczeń zupełnie nie opłaca się im w sensie biznesowym i dlatego zdecydowali się na wymarsz. Był to błąd, ponieważ nie przywykli do robienia interesów u siebie, nie dostrzegli rzadkiej doprawdy okazji do zrobienia krociowego interesu w Afganistanie, gdzie zasoby maku opiumowego są, jak wszyscy to wiedzą, wręcz niespożyte.
Wróćmy zatem do fazy trzeciej. Rzecz w tym, czy uda się tym razem ustabilizować konflikt Iranu z resztą otoczenia z takim wsparciem zainteresowanych rządów oraz ONZ, że rząd w Teheranie zrozumie ostatecznie, że czas na transparentność, dostępność biznesową, klarowność i jasność poczynań, już nadszedł nieodwołalnie i dalsze wodzenie za nos, zwlekanie z poddaniem się kontroli agencji międzynarodowych i innych wyspecjalizowanych instytucji, nie jest już kwestią czasu ani pieniędzy jakimi jeszcze za granicą dysponuje Hezbollah. Trudno liczyć na to, że dzisiaj Rosjanie zwierzą się Irańczykom, że oni właściwie utracili już zainteresowanie tym, co dotychczas popierali. Na razie bowiem jest tak, że to Rosjanie są beneficjentami a płatnikiem ciągle Iran mający granicę z Rosją. To dlatego rozszerzenie konfliktu na Kaukazie może być czynnikiem stabilizującym sytuację na Bliskim Wschodzie, na początku jego IV fazy.
P.S.
Gdyby stosowne agencje zainteresowały się dobrze tym, co się dzieje w związku z konfliktem w rejonie Bliskiego Wschodu i Kaukazu, niewykluczone, że udałoby się im ustalić, że w Moskwie istnieje jakaś proafgańska elita, która przewiduje w nadchodzącej przyszłości utworzenie rządu wolnego Afganistanu na uchodźctwie. Jeśli nie odpowiada państwu Moskwa, proszę bardzo, nie mniej odpowiednią stolicą może być Berlin. To też jest ograny scenariusz, ale na bezrybiu nawet rak… okazuje się zwiastunem dobrej nadziei.
Marcisz Bielski