Moje wspomnienie o Wielkim Polaku i Wielkim Kapłanie
Życie określa się i wartościuje
Poprzez wewnętrzny kształt Miłości
Jan Paweł II
7 czerwca 2011 odszedł do domu Ojca „Patriarcha Wileńszczyzny – śp.ks. Prałat Józef Obrembski” Wielki Polak i Wspaniały Kapłan
„Patriarcha Polaków Wileńszczyzny” – tak pisze o nim kardynał Henryk Gulbinowicz w przedmowie do książki Jana Sienkiewicza „Żywot jak słońce”.
„Król Polaków na Litwie” – mówią księża.
Zbigniew Sulatycki z ks. Józefem Obremskim
Ksiądz Józef Obremski, od lat zasłużenie nazywany Patriarchą Kapłanów Wileńszczyzny, jest jej niekwestionowanym autorytetem moralnym naszych czasów. Służenie słowem i czynem Bogu, Ludziom i Ojczyźnie jest najcenniejszym dziedzictwem 100 lat ziemskiego życia Księdza Prałata Józefa Obremskiego.
Tak, historia nasza zapisała bardzo wiele przykładów bezgranicznego bohaterstwa i całkowitego poświęcenia się dla dobra naszej Ojczyzny. Jakże wielu wspaniałych naszych braci sióstr złożyło swe życie na ołtarzu ojczyzny. Insurgenci Kościuszki, powstańcy Listopada i Stycznia, Somosierra, Westerplatte, Monte Cassino, Powstanie Warszawski. Entuzjazm, zryw, szafowanie krwią, pogarda dla śmierci, „na stos rzuciliśmy” – a potem znów na długo przerwa, zniechęcenie, intrygi między patriotami, marazm.
Sławimy bohaterów, którzy oddali za nas życie, ba stawiamy im pomniki. Natomiast nie zauważamy w sposób należyty tych, którzy nie ginęli za Ojczyzną, ale jej służyli przez całe swe życie – rozłożone na lata, dekady, na całe stulecia, bohaterstwo trwania codziennego – o ileż trudniejsze jest to od jednorazowego aktu szaleńczej odwagi, od szlachetnego złożenia życia. Takim właśnie jest dziś stu letni ksiądz prałat Józef Obremski. Skreślmy więc Jego jakże bogaty życiorys.
Ksiądz Prałat Józef Obremski urodził się 19 marca 1906 roku w Skarzynie Nowym w ziemi łomżyńskiej. Gimnazjum ukończył w Ostrowi Mazowieckiej. W 1926 roku wyjechał do Wilna. Wstąpił na Wydział Teologiczny Uniwersytetu Stefana Batorego i do seminarium duchownego. Arcybiskup Metropolita Wileński Romuald Jałbrzykowski udzielił mu wiosną 1932 roku święceń kapłańskich i skierował do pracy w Turgielach. W 1932 roku mszę prymicyjną odprawił w Wysoko Mazowieckim. Gdy Sowieci wyrzucili arcybiskupa wileńskiego Romualda Jałbrzykowskiego z Wilna, ksiądz Obrombski zapytał go co robić. – Pilnuj wiary i kościoła – usłyszał. Pozostał na Wileńszczyźnie. Pilnował.
Turgiele to pierwsza jego parafia przed II-ą wojną. Zapisał się tu nie tylko jako duszpasterz, nie tylko katechizuje w szkołach, na ambonie i w konfesjonale, ale rozwija szeroką działalność społeczną. Zakładała spółdzielnie i koła rolnicze, organizuje kursy kroju i szycia, podejmuje się budowy domu parafialnego, nauczał mieszkańcom nowoczesne działania uprawy roli i oddany bez reszty młodzieży, jako kapelan całego dekanatu.
Dodajmy pomagał mu w tych dziełach parafianin – generał Lucjan Żeligowski.
Niestety wybuch II-ej wojny nie pozwolił mu na dokończenie tego wspaniałego dzieł, które tu w Turgielach rozpoczął. Ale ziarna wiary i patriotyzmu, które zasiał w duszach szczególnie młodzieży i starszych przynoszą obfite owoce. Klęska upadku nie spowodowała u większości pesymizmu i apatii. Polacy mimo potęgi militarnej okupanta niemieckiego nie godzą się być niewolnikami. Rodzi się natychmiast podziemne państwo. Powstaje największa podziemna armia świata – Armia Krajowa. Ksiądz Józef Obrombski oczywiście jest z nimi, a Turgiele stają się „centrum” dowodzenia Wileńskiego odcinka Armii Krajowej.
Tutejsze AK ciągle rośnie w siłę.
W 1944 roku na rezurekcję do Turgiel przyszli żołnierze AK „Wesoły nam dziś dzień nastał” śpiewało kilka tysięcy ludzi. Po rezurekcji odbyła się wspaniała defilada. Ludzie płakali.
A na Wielkanoc przybył generał Krzyżanowski „Wilk” ze swoim sztabem. (maj. Szyndzielarzem „Łupaczko”, „Szczerbcem”) i całe ich wojsko. Byli na nabożeństwie, zaśpiewali w kościele, a potem na rynku gen. Krzyżanowski dekorował żołnierzy, a następnie przyjął defiladę.
Tu szczególnie dobrą sławą cieszył się oddział „Konara”. „Konar dobierał sobie przeważnie studentów, uczniów.
W Turgielach podczas wojny nawet smarkacze na rynku głośno bawiły się w AK!!!
Tak, Turgiele niewątpliwie dzięki forowaniu miejscowej ludności przez księdza Józefa Obrombskiego stały się na Wileńszczyźnie centrum ruchu oporu. Plebania zaś była schronieniem dla wielu ściganych żołnierzy AK czy księży.
Przez dłuższy czas Gestapo zbierało informacje o ks. Obrombskim. O jego powiązaniach z AK. Kiedy uznali, że mają wystarczająco dużo dowodów przeciw jego działalności postanowili Go aresztować i wysłać do Ponar. Wysłali gestapowców do Turgiel i Go zabrali. Zbiegła się cała parafia. Przez rynek, raptem może sto kilkadziesiąt metrów, prowadzili Księdza kilka godzin: Ludzie błagali gestapowców by Go puścili, padali im pod nogi. Miejscowi chłopcy z AK gotowi byli Go siłą odbić, co mogli z łatwością zrobić, lecz On im tego zabronił. Szedł więc dobrowolnie – świadomie na śmierć – byle uchronić parafian Turgiel przed losem, jaki spotkał np. miejscowość Pirciupie.
Dwa razy miał już jechać na Ponary. I dwa razy wyrwał go z rąk gestapo Eiberg, niemiecki oficer, z pochodzenia Austriak, katolik, który w pobliskim majątku pilnował sowieckich jeńców. To on poręczył za Księdza, sam ryzykując. Udało się. Czy przetrwał on wojnę nie wiadomo.
Był jednak potrzebny Panu Bogu i Ojczyźnie, skoro wychodzi prawie cudem, uratowany z rąk, które umiały tylko uśmiercać.
Po zakończeniu drugiej wojny światowej i wkroczeniu bolszewików na Wileńszczyznę ks. Obrombski miał możność wyjazdu do PRL-u, ale nie skorzystał z tego i pozostał wśród swoich.
Niestety nie długo to trwało i już w 1950 roku sowieci wyrzucili księdza z Turgieli. Znalazł się w starej drewnianej plebani w Mejszagole oddalonej od Wilna ok. 30 km. To tu również, tak jak za okupacji niemieckiej w Turgielach znaleźli u niego schronienie kapłani z Wileńszczyzny, profesorowie z seminarium czy księża greckokatoliccy poszukiwani przez sowietów.
Jak mówi były takie sytuacje, że miałem wizytę naczelnika sielsowietu z którym rozmawiałem w jednej izbie, a w drugiej chowali się księża.
Tu również był prześladowany, bowiem okupant sowiecki nie dawał mu spokoju.
Zawsze jednak znajdował sposób na wyjście z trudnych sytuacji. I tak np. Gdy zabroniono katechizować młodzież – to ksiądz zostawał z nimi w kościele „tylko na rozmowę’. Zabroniono organizowania pielgrzymek do Kalwarii, to poinformował parafian, że następnej niedzieli wyjeżdża i będzie w Kalwarii. Co więc winien, że cała parafia przypadkiem się też tam znalazła? Chcą zadusić parafię podatkami – to gdzieś tam zaprosił i napoił inspektora podatkowego.
Na plebani wieczorami odbywały się seminaria dla młodych nauczycieli, studentów – a po zakończeniu mówił: „wychodźcie parami mówcie, że dawaliście na zapowiedzi”.
Zawsze jednak znalazł się ktoś życzliwy i mu pomógł. Raz np. pomocy udzielił mu miejscowy Żyd Zinger.
„Panie ksiądz, jutro na sumie będzie dwóch komisarzy” – ostrzegał.
Innym razem mieli Go wywieść na Syberię. Ale miłosierdzie Boże było silniejsze.
Takim właśnie był uwielbiany przez polaków na Wileńszczyźnie Ksiądz Prałat Józef Obrombski.
Jak nam dziś tacy są potrzebni!!!
Zbigniew Sulatycki
Sopot, 07.06.2011