Pamiętając o naszych zmarłych

cześć im oddać jak należy…
każdy więc ze świecą bieży
by na grobie w łez strumieniu
głowę zeprzeć na kamieniu…

Dzień Wszystkich Świętych, ustanowiono w roku 835. Uczynił to ówczesny papież Jan XI. Święto to miało uczcić świętych ludzi, którzy odeszli już z tego świata, a tak naprawdę świat ich mało znał. Wiek później, ustanowiono Dzień Zaduszny. Stało się to dzięki opatowi benedyktynów z opactwa w Cluny. Po śmierci zwany był on jako święty Odilon z Francji. Początkowo dzień Wszystkich Świętych kultywowano podczas modlitw w kościele, zaś Dzień Zaduszny podczas modlitw na cmentarzu. Tradycja tych dwóch świąt, znana jest nam po dzień dzisiejszy i zarówno w pierwszy jak i w drugi dzień, wszyscy udają się na cmentarze.

Zwyczaj ludowy

Zaduszki jako zwyczaj ludowy, tak naprawdę sięga czasów przedchrześcijańskich. Pierwsze rytuały odprawiano w formie opisywanych nam przez Adama Mickiewicza „Dziadów”, miały one na celu nawiązanie kontaktów ze zmarłymi. Wierzono wówczas bowiem, że zmarli opiekują się nami i jak nie są na ludzi żywych źli, to chętnie im przybywają z pomocą.

Od XII stulecia

W Polsce tradycja Dnia Zadusznego zaczęła zwyczajowo obowiązywać już w XII stuleciu. Tradycja ta związana jest z pogańskim zwyczajem palenia ognia. Początkowo czyniono to oczywiście na mogiłach, ponieważ wierzono, że płomienie ogrzeją błąkające się po ziemi dusze i rozświetlą im drogę gdy będą one chciały wędrować na przykład do ich byłego domu.

Na rozstaju dróg

Jak nakazywała też tradycja pogańska, ogniska musiały być rozpalone na rozstajach dróg. Chrust na te ogniska ludzie zbierano w odpowiednie miejsce swego obejścia gospodarskiego przez cały rok. Lecz zanosił go na spalenie najstarszy z domowników. Wierzono, że ogień palony daje również ochronę żywym przed złymi duchami, bo i takie chodziły po świecie w ten dziwny magiczny wieczór.

Nie wychodzono z domu

W nocy z 1 na 2 listopada wszyscy wiedzieli, że nie należy wtedy wychodzić z domu. Wówczas to mieszały się ze sobą dwa światy. Świat ludzi żywych i zmarłych. Wierzono też, iż w tym nieogarniętym przez ludzki rozum czasie dzieją się rzeczy niebywałe i niewytłumaczalne. Wierzono też, że zmarli księża również wychodzą ze swoich grobów, by odprawić w kościołach mszę dla dusz już nie żyjących. Po takiej mszy, wszystkie dusze udawały się do swoich bliskich, którzy mieszkają w ich dawnych mieszkaniach. Sprawdzają oni czy wszystko jest w porządku zarówno w domu jak i w całym gospodarstwie.

Aby ich ugościć

Na wsiach polskich obowiązywał zwyczaj przygotowywania, którzy będą gościć w ich domu należytego poczęstunku. Pieczono zatem chlebki przaśne bez zakwasu i wlewano w kwarty świeże mleko, które ustawiono na progu drzwi wejściowych. Do dnia dzisiejszego na Podlasiu obowiązuje zwyczaj wspólnego jedzenia z duchami na cmentarzu. Przynosi się zatem w dniu 1 listopada gar żuru cmentarnego. Wszyscy żywi go spożywają na cmentarzu łamiąc się chlebem przaśnym, a na grób swego zmarłego wylewają resztki żuru z gara.

Kutia

Nieraz jak rok był dobry i gospodarze zebrali spore żniwo z pola, pieczono duchom na Wszystkich Świętych kutię, dawano też im bób, fasolę, a nawet wódkę. Podobno na plebaniach w dawnej Polsce księża chcąc przywitać dusze zmarłych, zostawiali im czystą wodę na miednicy i świeży ręcznik. Uchylano drzwi wejściowe i zapalano świece.

Po zmroku

W 1 i 2 dzień listopada zaraz po zmroku, zabronione było klepanie masła, maglowanie, deptanie kapusty, cięcie sieczki, przędzenie i tkanie, wylewanie pomyj i spluwanie. Miało to na celu nie wystraszanie i nie denerwowanie dusz wędrujących zmarłych. W te dni chętnie goszczono żebraków i przykościelnych dziadów. Pomagano im zarówno finansowo jak też i zapraszano na poczęstunek. Dziady przykościelne modliły się dodatkowo za dusze zmarłych i za żywych, którzy byli dla nich tak łaskawi. Wierzono też w to, iż postać dziada przybrać może duch zmarłej bliskiej osoby. Wiara ta, dyktowała ludziom różne oczywiście dobrotliwe zachowania wobec nich.

Tyle nam o tym świecie mówi tradycja, która tak naprawdę dzisiaj należy do przeszłości.

Ewa Michałowska- Walkiewicz