“Pierwszy pocałunek” anielski w encyklice Benedykta XVI

Pierwszy pocałunek” anielski w encyklice Benedykta XVI, czyli walentynkowe spotkanie z Małym Księciem w Ogrodzie Bogów Gór Skalistych.

Kiedy byłem małym chłopcem, na letnisku w Bystrej zakochałem się w dziewczynce o kilka lat starszej, a ona chyba we mnie też, bo pisała później śliczne listy ozdobione pięknymi obrazkami. Naprawdę ślicznie malowała. Ja jednak nie odpisywałem, bo nie umiałem jeszcze pisać. I tak to przeminęło z wiatrem, ale pamiętam, że już wtedy poznałem, że życie jest piękne. Czułem, to za każdym razem, gdy szedłem wraz z ojcem po wodę do studni usytuowanej na skraju lasu, gdzie miałem nadzieję ją spotkać gdy czerpie wodę dla swojej mamy. Jeżeli chodzi o studnie, to niewiele więcej pamiętam ponad to, że woda w niej była przeźroczysta, i że dorośli z okolicznych letnisk właśnie tam się spotykali w noc świętojańską, by szukać w lesie kwitnącej paproci, po czym wracali rozśpiewani. Zapamiętałem doskonale tę nocną wyprawę dorosłych, bo dzięki temu miałem wtedy wolną chatę, a ona jako że starsza musiała się mną zaopiekować, bo przecież małe dzieci nie mogą zostać w domu same. Właśnie tej świętojańskiej nocy gdy kwitną paprocie, poznałem że maleńka róża jest również kwiatem. Później była śliczna Beata co lekko sepleniła – śpiewała w chórze kościelnym, i miała bardzo ostre kolce. Pamiętam z jaką radością wstawałem wcześnie rano i z lampionem biegłem na roraty. „Bóg jest miłością”, mówił gruby ksiądz prowadzący rekolekcje, a ja w to wierzyłem bez zastrzeżeń, spoglądając na stojącą przy ołtarzu Beatę. Dziś, kiedy w encyklice Benedykta XVI pod tytułem „ Bóg jest miłością” czytam, że ” miłość między mężczyzną i kobietą, w której ciało i dusza uczestniczą w sposób nierozerwalny i w której przed istotą ludzką otwiera się obietnica szczęścia, pozornie nie do odparcia, wyłania się jako wzór miłości w całym tego słowa znaczeniu, w porównaniu z którym na pierwszy rzut oka każdy inny rodzaj miłości blednieje”, i gdy się ponadto dowiaduję, że w porównaniu z tą miłością blednie każdy inny rodzaj miłości z wyjątkiem Miłości Bożej, która nie jest pozbawiona tego, co w ludzkiej miłości najpiękniejsze, a wręcz przeciwnie – bo czytamy w encyklice Piotra naszych czasów również, że eros „ potrzebuje dyscypliny, oczyszczenia, aby dać człowiekowi nie chwilową przyjemność, ale pewien przedsmak szczytu istnienia, tej szczęśliwości, do której dąży całe nasze istnienie”, wspominam swoje lata dzieciństwa i młodości, i chciałbym powiedzieć: „ Ty jesteś Piotr, czyli opoka naszych czasów – opoka XXI wieku” bo wypowiedziałeś prawdę godną XXI wieku chrześcijaństwa.

Chcę się z wami podzielić tym moim spostrzeżeniem właśnie dzisiaj, w przede dniu Walentynek, ponieważ to co mówi Benedykt XVI w swej pierwszej encyklice o Erosie Boga, jest wręcz przełomowe i naprawdę ważne. Czytamy bowiem w encyklice Piotra naszych czasów, że istnieje konieczność uzdrowienia erosa „ w perspektywie jego prawdziwej wielkości”, że „eros pragnie unieść nas „w ekstazie” w kierunku Boskości”, co mniemam, że nie tylko dla mnie jest interesujące. Ponadto papież wypowiada się o Erosie Boga takimi słowy: „Bóg miłuje, i ta Jego miłość może być określona bez wątpienia jako eros, która jednak jest równocześnie także agape…”, lub pisze, że: Eros Boga do człowieka jest zarazem – jak powiedzieliśmy – w pełni agape”, wyjaśniając zarazem na czym polega agape erosa – że jest to miłość po pierwsze dana zupełnie bezinteresownie, bez żadnej uprzedniej zasługi, ale także dlatego, że jest miłością przebaczającą: „Namiętna miłość Boga do swojego ludu – do człowieka – jest zarazem miłością, która przebacza ”. Papież wyraża przekonanie, że Bóg „ jest jednocześnie kimś, kto kocha z całą pasją właściwą prawdziwej miłości. W ten sposób eros zostaje w najwyższym stopniu uszlachetniony, a jednocześnie doznaje takiego oczyszczenia, że stapia się z agape. To pozwala zrozumieć, że włączenie Pieśni nad pieśniami do kanonu ksiąg Pisma Świętego dość szybko znalazło uzasadnienie w tym sensie, że owe pieśni miłosne opisują w gruncie rzeczy relację Boga do człowieka i człowieka do Boga”. Ponadto papież pisze, iż obok namiętności erosa, Boża miłość posiada także taki wymiar agape, który sprawia, że: miłość staje się troską człowieka i posługą dla drugiego. Nie szuka już samej siebie, zanurzenia w upojeniu szczęściem; poszukuje dobra osoby ukochanej: staje się wyrzeczeniem, jest gotowa do poświęceń, co więcej, poszukuje ich”

A zatem po raz pierwszy w oficjalnym dokumencie mojego Kościoła zostały nareszcie otwarte również erosowi drzwi do nieba. Po raz pierwszy Bóg jawi się jako wymarzony Oblubieniec nie tylko dla zakonnicy, lecz także dla kobiety, która będąc w ramionach swego męża jak ta rajska, niepokalana jeszcze, naga Ewa, pragnie widzieć w jego oczach anielski płomień miłości Jahwe, a zarazem jego troskliwe, nieskore do gniewu, bardzo łagodne i wybaczające serce, pełne agape. W świetle tej encykliki, ewangeliczne „ być jak aniołowie w niebie” zaczyna brzmieć w sposób niezwykle atrakcyjny dla świata młodych, odbudowując ich chrześcijańską radość i nadzieję, oraz rozgrzewając krew w żyłach. Jest to szalenie ważna wiadomość szczególnie dla tych, którzy twierdzą, że niebo pozbawione zapachu róży w ogóle ich nie interesuje, i raduje się niepełnosprawny Olek, który ze względu na swoje kalectwo nie może być darem dla kobiety, ale mimo to zawsze wierzył, iż trzymając mocno różę za kolce, niesie ją na spotkanie swej Ewy w niebie, że róża w jego duszy nie uschnie, lecz będą ją wąchać wspólnie układając Bogu bukiet.

Cieszy się Olek, cieszy się Adam i Ewa, lub Jan i Magdalena, bo zostało wypowiedziane nareszcie to, co nadawało sens ich życiu od zawsze – że to co najpiękniejsze w ich czystych sercach jest jeszcze gorętsze i bardziej namiętne w Sercu Boga – w ich serc Pierwowzorze. Gdyby jednak ktoś, kto nigdy nie wąchał kwiatów powiedział, że BXVI się pomylił, lub że nie to miał na myśli co w Duchu św. napisał w swej encyklice, to tak jakby sprawić, aby dla kalekiego Olka spoglądającego z utęsknieniem w niebo, nagle wszystkie gwiazdy zgasły. Może teraz wzrośnie również liczba powołań do służby Bogu w żołnierskim celibacie, gdy młodzi adepci zrozumieją, iż wyrzekają sie czegoś co jest piękne a było kiedyś (przed grzechem) o wiele piękniejsze, i że Ktoś im w niebie wynagrodzi te ziemskie posty najpiękniej. Prawdopodobnie na wieść o encyklice BXVI odetchnęli z ulgą także Archaniołowie. Taki Archanioł Michał na przykład, cóż z tego że piękny jak Michał Żebrowski walczący w obronie ludzi z szatańskimi potworami, skoro do tej pory istniał w naszej świadomości jak pozbawiony najpiękniejszych erotycznych uczuć ludzkich zmutowany wiedźmin, któremu towarzyszyło jedynie niewieście westchnięcie „ ach piękny jak młody Bóg, gdyby On jeszcze kochać mógł..”. Już nawet nie wspomnę o Archaniele Gabrielu, tym od Bożych oświadczyn niewiastom niepokalanym, i o jego anielskich orszakach, które strzałami podpalają serca zakochanych. A zatem znając Boże poczucie humoru i wierząc w ludzkie, jakby troszeczkę niepoważnie mówimy o czymś co jest dziś naprawdę ważne, jeśli nie najważniejsze – bo wiele na to wskazuje, że jest to „coś”, co może zmienić oblicze ziemi! Czy jednak faktycznie BXVI otworzył te drzwi dla erosa kluczem Piotrowym jako pierwszy? Czy przed nim Duch św. nie próbował otworzyć tych świętych drzwi w teologii ciała JPII, lub w jego poezji?. To przecież właśnie JPII w swej pracy z zakresu teologii ciała pt. Mężczyzną i niewiastą stworzył ich” napisze, że „.. ciało w swej pierwotnej męskości i kobiecości, jest w tajemnicy stworzenia nie tylko źródłem prokreacji, czyli rodzicielstwa , ale jest w nim «od początku» uwydatniony rys oblubieńczy: jest zdolne do wyrażania takiej miłości, w której człowiek – osoba staje się darem, i przez to spełnia najgłębszy sens swojego istnienia i bytowania. W tej swojej właściwości ciało jest wyrazem ducha powołanego w samej tajemnicy stworzenia do bytowania w komunii osób « na obraz Boga» ”.

A zatem już w wypowiedziach Piotra z Polski Duch św. daje świadectwo, że niepokalany erotyzm opisany w biblijnej pieśni nie bez powodu zwanej „ Pieśnią nad Pieśniami” stanowi o pełni miłości, o jego stopieniu z agape, niejako zgodnie z tym jak śpiewają młodzi w ekumenicznej wspólnocie Taize: „ ubi Caritas et Amor Deus Tibi Est” (gdzie Caritas i Amor(Eros) tam Bóg jest). Są to słowa niezwykle ekumeniczne, bo potwierdzają prawdę wypisaną chyba w każdym czystym sercu młodego człowieka, nie tylko chrześcijanina – prawdę o wielkiej wartości niepokalanego erotyzmu, o jego duchowej a nie jedynie cielesnej naturze – o tym, że Duch św. zapalił w sercu niepokalanego człowieka płomień miłości Jahwe – płomień, który jest w Jahwe, który to płomień rodzi w sercu Adama najpierw tęsknotę, a następnie miłość oblubieńczą ukoronowaną w ekstazie zjednoczenia, posiadającą zarazem znamię stwórczego tchnienia Boga – moc płodności. Są to słowa Piotra naszych czasów, które bez wątpienia zasługują na pochwałę podobną do tej, jaką otrzymał od Pana św.Piotr:„Błogosławiony jesteś Szymonie synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawly ci tego lecz, lecz Ojciec mój, który jest w niebie..” ( Mt 16: 17). Są to bowiem wypowiedzi Ojców dojrzałego już Kościoła, na które z utęsknieniem oczekuje świat, który jest nośnikiem chrześcijańskiej nadziei – świat młodych. Świat, który w XXI wieku chrześcijaństwa potrzebuje prawdy o Boskim zapachu mandragory i róży jak zeschła pustynna ziemia wody, tak aby w poszukiwaniu tego zapachu już dłużej nie błądzili, wąchając wystające z przydrożnych opłotków smolinosy, brudząc sobie nosy, lub wędrując po wyrastających jak trujące grzyby po kwaśnym deszczu rzekomo „true” stronach internetowych, czy też połykając na dyskotekach tabletki „ ekstazy”. Dziś młodzi nareszcie się dowiadują, że źródło tego czego szukają, tego co tygrysy ( i tygrysice) lubią najbardziej, jest w Bogu.

A zatem zbliżając się do tego źródła w Kościele, mogą się już spodziewać nie tylko listka figowego rozmiarów zakonnej szaty, ale również tego, czego im nie zapewni żadna pigułka „ekstazy”. Widzimy zatem, że ta rozgrzewająca krew w żyłach wiadomość od BXVI jest szalenie ważna dla młodych XXI wieku, i dlatego, nie powinny te nowatorskie wypowiedzi papieża żadną miarą pozostać w ukryciu pod korcem, stanowiąc jakieś święte tabu pokryte fałszywym wstydem.

Ponadto w perspektywie tak światłego nauczania papieży rodzi się natychmiast pytanie o Kobiecość Boga, bo jak podpowiada młodym sufler – „… do tanga trzeba dwojga”. W przeciwnym razie młody mężczyzna mógłby mieć uzasadnione obawy przed Boskim Erotyzmem, lękając się np. kolejnych grzechów w pałacu biskupim. Niewątpliwie takie obawy, obok radosnej nadziei, budzi wypowiedź kardynała Ersilio Tonini : „Seks jest zamysłem Bożym”, „Seksualność jest skarbem życia”, „Poprzez seks przekazujemy miłość”, „Seksualną bliskość można porównać do miłości łączącej Ojca, Syna i Ducha Świętego”. Bowiem wobec takiej puenty kardynała Tonini o seksualnej bliskości porównywalnej do miłości łączącej Ojca i Syna i Duchu św., ktoś mógłby błędnie próbować usprawiedliwiać grzech duchownego w pałacu biskupim, który z miłością ojcowską pragnął seksualnej bliskości swego kleryka – duchowego syna.Wydaje mi się, że powyższa wypowiedź kardynała Tonini, w świetle encykliki BXVI wymaga zatem bardzo dogłębnego wyjaśnienia. Wypowiedź ta została uzyskana w związku z ukazaniem się we Włoszech pierwszego katolickiego przewodnika po seksie. Autorami jego są teolog Elisabetta Broli i katolicki publicysta Roberto Beretta. Włoska prasa stwierdza, że tak odważnie o sprawach seksu Kościół się jeszcze nie wypowiedział. Książka pt.: „Grzech tego nie robić” z krzyżem na okładce symbolizującym radosnego, uśmiechniętego plemnika, ma zachęcić katolików do częstszego uprawiania miłości. To nie po katolicku nie czerpać przyjemności z seksu i nie mieć na niego ochoty. Pomocy trzeba szukać u św. Foutina – stwierdzają włoscy kardynałowie. Spisano szereg wywiadów z włoskimi zwierzchnikami Kościoła, i okazuje się, że kardynałowie i biskupi mówią otwarcie: „Dziś porządny katolik uprawia miłość, a wzgardzanie boskim darem seksu jest wbrew naszej wierze„, „Jeśli jesteś impotentem, nie masz ochoty na miłość, musisz się leczyć…„, „W razie problemów zalecamy zwracać się z modlitwą o wstawiennictwo do św. Foutina, patrona impotentów”.

Można by spytać, skąd nagle taka troska Kościoła o życie seksualne Włochów?. Czy ten nowy, jakby wiosenny powiew Ducha w Kościele, ma coś wspólnego z rzekomym kodem Da Vinci w sanktuarium „ Santa Maria delle Grazie” w Mediolanie, lub może z obrazem Madonny delle Grazie we włoskim sanktuarium ojca Pio, na którym Chrystus – nowy Adam, już nie Dzieciątko, zdaje się odsłaniać dla dojrzałych, XXI wiecznych chrześcijan to, co było największą „ grazie” , czyli łaską Pana wobec stworzonego Adama, dzięki której dopiero poznał, że życie jest piękne, bo dopiero wtedy pod rajskimi drzewami pełnymi słodkich jabłek i pewno anielskich amorków z płonącymi strzałami, mogli wspólnie wyśpiewywać Bogu nie nieczyste lecz przenajświętsze, rytmiczne: alleluja!, alleluja!, alleluja!….aaaaalleluja!

Pamiętam, że kiedy przed laty przybyłem jako pielgrzym autostopowicz do sanktuarium Madonny delle Grazie w San Giowani Rotondo, wydawało mi się, że doświadczyłem łaski Najświętszej Pani podwójnie. Po pierwsze dane mi było zamieszkać w rodzinnym domu św. ojca Pio, bo nie miałem pieniędzy na hotel, a kapucyni nie mając miejsca w klasztorze ofiarowali mi klucze od domu świętego, a ponadto akurat trafiłem na jedno z największych świąt w mieście – właśnie na święto Madonny delle Grazie, połączone z nocną procesją Jej obrazu i huczną całonocną zabawą. Początkowo myślałem, że jest to tylko jakiś happening lub wyrafinowany pokaz mody godny włoskich kreatorów, bo obchodzący miasto obraz przedstawiał Matkę Bożą bez Dzieciątka, w bardzo dziś modnej renesansowej sukience z wyciętymi dużymi okrągłymi otworami, przez które wyglądały prześliczne nagie piersi. Przez chwilę myślałem odrobinę frywolnie, że trafiłem na odpust Matki Boskiej królowej striptizerek. Dopiero później dowiedziałem się, że jest to jeden z obrazów z cyklu Madonna delle Grazie, i zrozumiałem, że przedstawia on Maryję – Nową Ewę, która nie odczuwa wstydu będąc nago, podobnie jak ta rajska Ewa przed grzechem z wężem nie odczuwała wstydu, świadoma swego niepokalanego piękna i daru jaki niosła od Boga Jahwe dla Adama. Daru, który trwał do momentu gdy kobieta pod kwaśną jabłonią „pomyliła” głowę prącia Adama „jadowitą” życiodajną płodnością, z głową podstępnego węża, jadowitego śmiertelną trucizną, która gasi płomień miłości Jahwe ogarniający z serca ludzkie zmysły, a pozostawia jedynie to drugie – zmysłowe pożądanie, zdewaluowane jedynie do zwierzęcego instynktu i „ ozdobione” często uczuciem szatańskiej zazdrości, łącznie z rządzą panowania i posiadania kobiety przez mężczyznę charakterystyczną zwłaszcza pierwotnie, tuż po grzechu, co było związane ze swoistą pokutą kobiecości za rajską zdradę, której efektem była między innymi również dewaluacja piękna doznań estetycznych (piekno ciała), erotycznych (temperatura ducha miłości) i aksjologicznych ( upadek wartości ) w człowieczeństwie skażonym grzechem Ewy.

Czy zatem mamy dziś do czynienia z jakimś powrotem ludzkiego serca do przed grzesznej przeszłości, depcząc tym razem głowę węża nagą stopą Niepokalanej Niewiasty – Nowej Ewy – mocą prawdy o erotycznej, stopionej z agape miłości Jej boskiego Oblubieńca? Czy ten nowy, erotyczny powiew Ducha stanowi działanie Boże przygotowujące dojrzałego już w chrześcijaństwie i oczyszczonego eucharystycznie człowieka, na jakiś szczególny wylew Ducha Miłości z Pieśni nad Pieśniami, odradzającego oblicze ziemi w czasach ostatnich? Czy o to chodziło JPII w jego teologii ciała, by przygotować serca młodych do takiego odrodzenia, czy do tego zmierza Duch encykliki „ Bóg jest miłością” lub autorzy katolickiego przewodnika po seksie, czy może ten powiew ma jedynie wywiać niemiły zapach jaki pozostawiły seksualne skandale duchowieństwa? „ Chcemy się otrząsnąć z przesądów o seksofobii Kościoła” – mówi w swej książce Broli, a Benedykt XVI w swej encyklice zaprzecza zarzutom Friedricha Nietzsche, jakoby erosowi dano do picia truciznę w doktrynie chrześcijańskiej. Ale czy są to faktycznie jedynie przesądy, czy eros jeśli nawet żyje jeszcze w świadomości chrześcijan, to czy nie został on przypadkiem w jakiś istotny sposób okaleczony i czy faktycznie nie wymaga jak pisze B XVI – uzdrowienia? Czy seksofobia faktycznie nie istniała w Kościele i czy nie ma ona wciąż swojego doktrynalnego źródła w błędnym widzeniu sfery erosa przez Ojców Kościoła pierwszych wieków chrześcijaństwa, gdy dzieci Boże dopiero wychodziły z rynsztoków pogańskich pod przewodem św.Augustyna, i wszystko co erotyczne kojarzono z rynsztokiem, absolutnie nie będąc w stanie zrozumieć tego, co dopiero w XXI wieku Duch św. o Erosie Boga napisze w encyklice B XVI, lub w sercu papieża poety, który niejako jak Bóg „podglądając” nagiego Adama i Ewę w raju w projekcji Michała Anioła, u progu Sykstyny napisze: „Kluczem jest obraz i podobieństwo. Wedle tego klucza niewidzialne wyraża się w widzialnym- Prasakrament. A kim jest ON…Stwórca wszystkiego a zarazem Komunia Osób. A w tej komunii wzajemne obdarowywanie pełnią prawdy dobra i piękna. Nade wszystko jednak ..niewypowiedziany. A przecież powiedział nam o Sobie, powiedział także stwarzając człowieka na Swój obraz i podobieństwo. W polichromii Kaplicy Sykstyńskiej Stwórca ma ludzką twarz. Jest człowiekiem podobnym do stwarzanego Adama. A oni? Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Został im przez Boga zadany dar– wzięli w siebie , na ludzką miarę to wzajemne obdarowywanie, które jest w Nim. Oboje nadzy nie odczuwali wstydu jak długo trwał dar… Prasakrament, samo bycie widzialnym znakiem Odwiecznej Miłości . A kiedy będą się stawać jednym ciałem.. przedziwne zjednoczenie-” /Tryptyk Rzymski, cz. II /.

Czy zatem Stwórca, który powiedział nam o sobie stwarzając człowieka na swój obraz i podobieństwo był faktycznie „ niewypowiedziany” w pełni przez Ojców Kościoła chrześcijańskiego dzieciństwa pierwszych wieków? Czy w swym podobieństwie do człowieka był niewypowiedziany, ponieważ za te światłe słowa o Erosie Boga wypowiedziane przez Piotrów naszych czasów, w okresie średniowiecza ich autorzy trafiliby prawdopodobnie na stos? Być może na te słowa i dziś przewraca się w grobie Orygenes – chrześcijański filozof pierwszych wieków, twórca filozoficznych podstaw raczkującej dopiero teologii, który „z miłości” do Boga się wykastrował, a ktoś może też błędnie szyderczo konstatować, że w związku z tym co zostało w Duchu św. powiedziane przez ojców XXI wiecznego Kościoła, prawdopodobnie „wypisuje się” z nieba i zstępuje z wyżyn niebiańskich również twórca pierwszych zrębów teologii – św. Augustyn, który w swej nauce ( Marriage and Virginity) wyznaje: „ nic nie sprowadza mej duszy z wyżyn duchowych tak bardzo, jak pieszczota kobiety, nawet gdyby była ona najbardziej majętna i szlachetna” i gloryfikuje eunuchów – przyznając im wyższe miejsce w niebie nad małżonkami „ z definicji”- tylko dlatego że nie popełniają czynności małżeńskich. To również św. Augustyn zaleca małżonkom, że dobrze jest rezygnować z seksu po dokonaniu małżeńskiej prokreacji, a w jego rozważaniach o płodności człowieka w stanie niepokalaności szuka podobieństwa do partogenezy pszczół, w której istnieje możliwość bezpłciowej prokreacji, przy czym retoryk z Hippony zupełnie ignorował fakt, że romantyczne trutnie dla „bzykania” ze swą królową przy prokreacji, są gotowe oddać swe życie, i zresztą oddają je.

A zatem, co się tak naprawdę dzieje w Kościele, czy faktycznie młodzieniec o włosach w kolorze zboża z planety B 612 miał rację, mówiąc iż pustynię upiększa to, że gdzieś w sobie kryje studnię…? Czy pustynię prawdy o erosie, którą obserwujemy w teologii Ojców nowo narodzonego, a później dopiero raczkującego w teologii Kościoła, w wiekach bardzo kłótliwego chrześcijańskiego dzieciństwa i wczesnej młodości, upiększa to, że gdzieś w sobie kryje studnię prawdy o Boskim Erosie, o którym ma napisać oficjalnie dopiero w XXI wieku BXVI? Czy studnia Bożej Kobiecości, która została przez Ojców Kościoła wykopana poprzez dogmat o Bożym Macierzyństwie Maryi, dziś dopiero jest pogłębiana, by dosięgnąć warstwy wodonośnej? Czy aby osiągnąć postęp musimy mieć do czynienia z kolejnym zwrotem o 180 stopni, bo tym razem „Sfery Niebiańskie” zaczynają się obracać w świadomości coraz bardziej światłego człowieka w przeciwną stronę – od celibaterskiej ku oblubieńczej? – tak by dopiero dzięki temu postępowi „dowiercić” się w już dawno wykopanej studni do wody, której są tak bardzo dziś spragnieni młodzi ?..ale przecież nie tylko oni. A jeśli tak, to kto jest Kopernikiem naszych czasów, a kto Galileuszem? Czy był tym pierwszym JPII, czy jest tym drugim B XVI ? Czy ci dwaj wspólnie świadczą, iż to nieprawda jakoby o człowieku w stanie pierwotnej niewinności pozostała tylko Tetmajera „Legenda”, cicha, rzewna, święta, w głębi duszy noszona, przez słowa jeszcze nietknięta? Czy Duch św. w słowach papieży nowego milenium zaprzecza, że „ nie znana prócz nich dwojga na świecie nikomu została pamięć czaru dziewiczego sromu, co się jak kwiat do słońca miłości otwierał, jak kwiat, który nie uwiądł w żarze choć umierał…”, czy to znaczy, że znów tak jak na początku „..słońce wejdzie gdzieś tam w świecie, na wielkich cichych górach zimny lód zapali, znów obłokami wicher śnieg z upłazów zmiecie i wiosna zajaśnieje na błękitnej fali…i znowu się na liściach przejrzyste i złote błyszczeć będą owady i motyl zaleci w tę skrytą pośród wiklin ponad rzeczną grotę i wkradnie się wraz z słońcem przez zielone sieci.”. Czy faktycznie “ idzie wiosna, różanousta złotobrewa, z żółtym jaskrem I herbem niebiańskim na czole?”, czy też może jest to jedynie chwilowa anomalia obserwowana w Kościele? Czy również Tetmajer w słowach cytowanej „Legendy” był prorokiem zwiastującym nadejście papieża – Archanioła Kościoła z rodu Słowian, z Krakowa – miasta Bożego Miłosierdzia czasów ostatnich, który z M jak Maryja w swym papieskim godle pogłębi wykopaną studnię, dobędzie wodę dla młodych i wypowie pełnię prawdy o Sercu Niepokalanej Kobiety, pełnym Bożego Erosa i Agape stopionych wzajemnie? A jeśli tak, to dlaczego te tak diamentowo piękne, odkrywcze myśli o Erosie Boga zawarte również w teologii ciała JPII, tak mało znamy ? Dlaczego studnia nie śpiewa, dlaczego młodzi są tych słów wciąż spragnieni ? Kto jest winien temu, że u schyłku swego pontyfikatu JPII mówi o upadku nadziei w Europie – nadziei, której są nośnikami właśnie młodzi ludzie?

Przewodnictwo Ducha św. w Kościele dokonuje się również poprzez dociekania wiernych, poucza Katechizm KK. Spróbujmy zatem znaleźć odpowiedź na te pytania właśnie w związku z walentynkowym świętem wsłuchując się w echo z Kolorado, gdzie dominuje wkoło kolor czerwony, a ponadto mieszkańcy stolicy Kolorado mają podobnie jak Jan Paweł II – M w swym sztandarze. No i jeszcze najważniejsze – w Kolorado znajduje się przecież Ogród Bogów, w którym kolor czerwony jest spleciony z białym kolorem tak ściśle, jak ciało mężczyzny i kobiety w ich komunii miłości, tworząc różowy kolor piaskowców o spoiwie żelazistym. To przecież właśnie tam koliber wyższy w swej naturze w stosunku do kwiatów zawisa w bezruchu wysysając swym długim dziobem słodki nektar kolumbajnów, i nawet wielbłądy zastygają na wieki w miłosnym pocałunku, a dumnie sterczące, jakby skamieniałe w miłosnej gotowości penisy o nadludzkiej, może właśnie boskiej wielkości, zdają się zupełnie jak ten niepokalany Adama w raju – nie wykazywać uczucia wstydu, mimo że są to zupełnie nagie wychodnie warstwy czerwonych piaskowców. Gdyby Mały Książe przybył do nas po raz kolejny, by zwiedzając ziemię w poszukiwaniu zapachu swej róży zadawać niewygodne pytania dorosłym, nie pozostawiając żadnego ze swych pytań bez odpowiedzi, to jestem przekonany, że wylądowałby właśnie w tym różowym Ogrodzie Bogów Gór Skalistych, i nie wątpię, że byłby gotów tym razem zabrać swą róże w podróż, a może nawet odsłonić jej klosz, by wykazać niewiernym Tomaszom, że ona prawdziwie pachnie na ziemi, a jeszcze piękniej na jego maleńkiej planecie. Jeśli zatem pragniemy dotrzeć do źródeł wielkiej różanej tajemnicy, jeśli prawdziwie kochamy Małego Księcia, to nie ma na świecie w XXI wieku poważniejszego zagadnienia niż to, czy uda nam się namalować baranka bez kagańca, a zarazem takiego który nie zjada róż. Jednakże udając się w kierunku źródła proszę pamiętać o tym, co napisał JPII w swym ostatnim poemacie, że aby tam dojść to trzeba iść pod prąd.

Damian Michał Sokołowski

Archiwum POLISH NEWS 2007r.