PLATFORMA CZY WÓZEK?

To jest tylko część stwierdzenia, ocierającego się o prawdę. Przede wszystkim nie jedziemy na wózku, nawet jeśli to tylko figura retoryczna, ale raczej na czymś w rodzaju platformy. I to też jest figura retoryczna, tylko inaczej skonstruowana.

Czy warto się czepiać określeń?

Oczywiście nie warto, pod warunkiem, że prowadzący opowiadanie, nie wciska nas potem w uprzednio sformułowane chomąto. Czym jest platforma? Nie proszę państwa, nie ma tutaj mowy o platformie z przymiotnikiem, ale o pojęciu ogólnym. Jest to wyodrębniona część przestrzeni, zajęta w celu opisu jakiegoś zjawiska. Dodany tutaj przymiotnik, może czasem lepiej lub gorzej opisywać, czy ograniczać taką część przestrzeni. I nic więcej.

Jeśli użyjemy eufemizmu: „jedziemy na tej samej platformie”, to także wprowadzamy w błąd, i to celowo, ponieważ my, zjadacze zwykłego posiłku, nie mamy pojęcia, czy na tej platformie, ktokolwiek przewiduje miejsce dla naszych – że się tak wyrażę potrzeb. Jakie są potrzeby każdego z nas, każdy to określa, choćby wadliwie. Natomiast z całą pewnością, kiedy nasze potrzeby określa „tfurca” platformy, na której nasza obecność zwyczajnie przeszkadza, tego rodzaju dobrodziejstwo, odbija nam się nie tylko na rachunku bankowym – co raz uboższym.

Aby się w tym przekonać, wystarczy starać się rozumieć. Teraz jednak nastąpi część trudniejsza, kiedy rozumienie odnosi się do zasobu wiedzy. No znakomicie: a co jeśli wiedzy zwyczajnie brakuje?

Na początek określimy jakie „platformy wiedzy” nie są potrzebne. Po tym wydaniu Orwella, drugie pytanie nie musi w ogóle oczekiwać odpowiedzi.

Ruszamy (oto czego nie musimy pojmow):

  • otoczenie geograficzne, stosunki międzynarodowe

  • interesy (ale cudze)

  • nasze interesy

  • sposób w jaki zarządzamy – tym co wiemy, tym czego życzymy sobie nie wiedzieć i możemy ignorować, tym czego życzymy sobie nie wiedzieć i będzie się nam to odbijać czkawką, tym czego nie wiemy i nikt nie wie, etc…

  • menu jakim się jeszcze żywimy oraz to, które jest dla nas przygotowywane, nie pytając nas ani o zgodę, ani o cokolwiek

  • powód dla którego, eksploatacja nagości rozkwita (podobnie: nowo mowa, brutalia, czy instynkty)

  • zawiadywanie informacją – wiedzy nie wyłączając.

Zaraz, zaraz. Ktoś (autor tekstu, no nie?) usiłuje nas robić w „mucho bambuko”? Przecież jeżeli tego nie będziemy mieć w zasięgu pojmowania, to wkrótce płaskość ziemi lub rubaszność pajaca, wysuną się same na przodujące miejsce łapania wiatru w żagle.

No właśnie, dokładnie tak. Bo o to chodzi. I to od bardzo wielu lat. „Szczęść Boże”.

Marcisz Bielski GH/USA/ 1/05/2023