Poezja Barbary Mazurkiewicz

Nie jest bynajmniej łatwo poecie-mężczyźnie pisać o poezji kobiecej, ponieważ są sprawy, o których – nie będąc kobietą – nigdy nie będzie wiedział. Ta (według znanego francuskiego określenia) “niewielka różnica” urasta tutaj do wymiaru wielkiej zagadki.
Ale należy podjąć to wyzwanie, ani nie przyjmując z góry postawy rezygnacji, ani też nie umniejszając nic z la femme eternelle, Wiecznej Kobiecości, wyłaniającej się z wierszy jej literackiej “rodzicielki” – poetki Barbary Mazurkiewicz.

Jest to kobiecość w swojej pełni świadomej, bujnej, inteligentnej, prowokującej i swobodnej – ale także zadumanej – postaci. Dociera do nas stąd coś tak kobieco nieuchwytnego, co niegdyś Robert Bly nazwał “migoczącym w wodzie odbiciem księżyca” – coś takiego zmiennokształtnego, to w intymnym zbliżeniu, to na dystans… ale też zmuszającego do myślenia.

Trawestując wypowiedź Julii Hartwig o zupełnie innym poecie – poezja pani Barbary “nie wyrzeka się piękności słowa, epitetu, melodii, obrazu, opowiadania o wydarzeniach”. Jest wrażliwa na nowość, ale nie pozwala się wtłoczyć w żaden (modny bądź niemodny) kierunek poetycki, ani przykleić sobie etykietki. Korzysta z rozmaitych dostępnych środków poetyckiego wyrazu, bez względu na to, czy nowatorzy kwalifikują je jako dépassé.
Temperament poetycki i renesansowa żywiołowość pani Barbary dają wrażenie ogromnej spontaniczności, ale też chwilami pozory jak gdyby literackiego nieco surowego, nieoszlifowanego samorodka.
Nic z tych rzeczy, proszę Państwa. Autorka to osoba oczytana w literaturze nie tylko pięknej, nieobcy jest jej ani Szekspir, ani subtelne rozważania teologiczne św. Augustyna.
Każde słowo jest tutaj użyte świadomie i celowo – nawet elementy rubasznego języka podwórka, które jakoś dziwnie współgrają z frazami wzniosłymi i wysokiego lotu (co chwilami przypomina wisielczy humor Franciszka Villona).
Wyczuwa się tu niemal bolesne napięcie pomiędzy dwoma zdefiniowanymi przez Nietzschego biegunami fenomenu artystycznego: dionizyjskim – emocji, afektu, “tu i teraz” aż do ekstazy; i apollińskim – poddawaniu pulsującego chaosu i “boskiego szału” zesłanego przez Muzy – dyscyplinie i harmonijnemu ładowi, iskrzącemu się co prawda od przekornych paradoksów.

* * *

Początkowo chciałem (podobnie jak niektórzy inni przyjaciele) doradzić pani Barbarze posegregowanie tych wierszy, ułożenie ich w jakieś jednolite tematycznie podzbiorki… A więc osobno niewątpliwe erotyki, osobno refleksje o przemijaniu, osobno rozmowy z Bogiem itd. A także miałem ochotę zasugerować likwidację numerków przy wierszach.
Po dłuższym zastanowieniu zrezygnowałem jednak z tych rad. Byłyby to bowiem zabiegi sztuczne – natomiast w tym przeplataniu się wątków, to “wysokich” to “niskich” zawiera się swoisty, renesansowy urok, ma to też swoje ukryte znaczenie dla ekspresji całości. Ta poezja płynie bowiem z bezpośredniego styku z życiem, a życie jak wiadomo nie rozplata wątków, nie prowadzi ich z osobna.
Podobnie jest ze wspomnianymi numerkami. To kompulsywne liczenie dorzuca bowiem coś do ogólnego nastroju, do atmosfery skrytego niepokoju – jest dodatkowym rysem poetyckiego podmiotu, przeżywającego aż do bólu nieubłagane przemijanie.
Mimo ostrych, mocnych i gorzkich tonów rozliczeniowych nie nazwałbym jej poezją drapieżności i pazura. Takie mocne i ostre nuty tutaj występują, ale znają swoje miejsce, podporządkowane są organizującemu cogito, pascalowskiemu kruchemu jak trzcina podmiotowi myślącemu, samotnemu i bezbronnemu wobec świata, ale przeciwstawiającemu mu dzielnie i godnie swoją “świadomość bez znieczulenia”, świadomość szeroko otwartych, uważnych oczu.
Nie jest to też jednak poezja tajemniczych kafkowskich zagrożeń, przytłaczającego i dziwnie nieokreślonego “kiedyś i gdzieś”. Nie epatuje nowatorstwem formy, jej metaforyka jest dyskretna i oszczędna, konstruuje siatkę napięć i zaskoczeń semantycznych wokół “osi paradoksu”.
Sięga ona za to głęboko w nurt pewnej określonej tradycji poezji europejskiej, aż do antycznych paradygmatów zapoczątkowanych przez grecką Safonę i rzymskiego księcia poetów Horacego. Ponieważ jest to jednak poezja całkowicie, aż do bólu współczesna – określam te antyczne nawiązania jako tendencję klasycyzującą.
Szukając formuły ogarniającej całościowo zbiór Barbary Mazurkiewicz , należałoby sięgnąć do tradycji poezji antycznej, w szczególności do Horacego… śledząc tę linię aż do pewnych wierszy R. M. Rilkego.
Ten wspólny mianownik jej poezji z poezją antyczną to wyczulenie, może należałoby powiedzieć: obsesja u p ł y w a j ą c e g o c z a s u. Jest to zarazem także oś konstrukcyjna naszej kobiecej lirycznej opowieści, zbioru wierszy pani Barbary.
To jest bez wątpienia również rys bardzo kobiecy bardzo g e n e r a l n i e, ale niezależnie od tego pozwala umieścić wiersze pani Barbary, mimo całego zawartego w nich niepokoju współczesności , w nurcie poezji klasycyzującej (także pod względem poetyki).
Kolejny dzień dogasa szeptem – czytamy w wierszu 14.Nie ma co…Kryje się za tym obsesja liczenia uciekających dni. Samo przyjście na świat jest poddaniem się tyranii czasu (10. I czas nas wyniósł… )
Człowiek wychodzi z tej gry z losem obrabowany, pozostaje mu zamieszkanie “w walizkach”, znakach odbytych podróży (5.Esy floresy…, 12.Nie deptać…, 26. Niepotrzebny bagaż). Podróże tracą swój urok spotykania nowego, stają się ucieczką przez sobą, przed własną pustką i słabością, nie ma dokąd wracać (28.Przed podróżą niech wszystko zamilknie).
Przeżyty czas jest jak gdyby rodzajem pokarmu, który się nieodmiennie kiedyś kończy, nawet “ostatnie okruszki” (7. Gdy czas rudością…) – pozostaje świadomość bezpowrotnej utraty, przechodzenia dojrzałej feerii barw rozkwitu w fazę jesiennego, ujednolicającego schyłku, “rudości”. Na tym tle nie dziwi, że ktoś przestał przychodzić – pozostaje “mały smutek” w obrazie motyla bijącego skrzydełkami o szybę – symbolu nieprzezwyciężalnej niemożności.

* * *

Jak wygląda w tej stworzonej przez Autorkę rzeczywistości lirycznej ON – partner kobiety?
Jest zwykle szkicowany kilkoma kreskami – towarzyszy temu widoczna ciekawość zafascynowanie…spojrzenie krytyczne, ale bez pretensji do wszechogarniającego i podsumowania.

….ON może mieć twarze różnych mężczyzn, nie musi to być ciągle ta sama fizyczna osoba – ale w emocjonalnym odwzorowaniu Kobiety jest to zawsze ON, jej Mężczyzna – szczęście, oparcie, wróg…
Towarzyszy temu nieustanna świadomość biegunowej opozycji męskości i kobiecości: “Ty nigdy mną nie będziesz, a ja nigdy tobą” , jak pisał Ireneusz Iredyński . A jednak potrzebują siebie, uzupełniają się, coś bardzo ważnego sobie dają… dopóki bieg czasu tego nie zakwestionuje lub nie obróci w rzecz martwą i bez treści.
Wizja Obojga razem (i naprzeciw sobie) chwilami ociera się niemal o sentymentalizm i melodramat, ale tej granicy nigdy nie przekracza. Kobieta pamięta rzeczy wspaniałe, ale patrzy
trzeźwo i bezlitośnie, co najwyżej pozwala sobie na dyskretne ciepło . Jak w tym wierszu , gdzie On pije piwo ( co często daje asumpt o mówienia o prozaicznej naturze mężczyzny) .Ale tym razem ma on
“słońce na kuflu” , co nadaje rys sympatyczny. Jest to sylwetka kreślona z łagodną wyrozumiałością – taki prozaiczny, a jednak w jakiś sposób magiczny (1.Opowieść…)
…I tak Go pozostawmy. W innych wierszach wypada On raczej gorzej , kufel piwa zmienia się w kieliszek – i z sympatii pozostaje współczucie, wraz z żalem. Bo to już nie to.

* * *

W dłuższej sekwencji wierszy pani Barbary możemy dość łatwo uchwycić kilka nakładających się na siebie rytmów życia Kobiety.
Rytm podstawowy: przewidywalny, nieśpieszny rytm zwyczajnego codziennego bytowania, nie nacechowanego emocjonalnie, poddanego rygorom codziennej rutyny (obejmującego też dbałość o wygląd i powierzchowność).

W ten rytm podstawowy miesza się kilka innych rytmów:
– podróży, wyjazdów i powrotów
– spotkań i rozstań, bycia razem i rozłąk
– nostalgii i tęsknoty, wspomnień to słodkich, to trudnych
– napięć pomiędzy różnymi porami życia kobiety: epoki bycia dziewczynką, panną, za którą oglądają się chłopcy, młodej kochanki, kobiety dojrzałej, matki, kobiety zbliżającej się do granicy “jesieni życia”.

Przypomina to rytm przypływów i odpływów morskich, może też inne rytmy natury. Zawarte w tej rytmice przeciwieństwa są chyba nie do końca uświadomione.
Tak pulsuje ta liryczna rzeczywistość, w którą wpisany jest kobiecy podmiot odczuwający. Jest to swoiste brzemię, a może dar przypisany kobiecie. I ta niewidzialna Kobieta z wierszy nie ucieka przez swoją kobiecą kobiecością z wszelkimi jej konsekwencjami,,, i świadomością, że po przekroczeniu pewnej naturalnej granicy przestanie być pożądana, kochana, potrzebna. Nie może i nie chce, natomiast pragnęłaby to wszystko wygrać dla siebie samej możliwie najkorzystniej … na chwilę, kiedy TO przyjdzie.
W postaci miniaturowej przeżywa ona te główne rytmy życia wielokrotnie, już o wiele wcześniej. Na przykład każde poszczególne rozstanie wskazuje na coś poza tym, czym jest w danej chwili – staje się zwiastunem mającego nadejść Wielkiego Rozstania, pożegnania z rolą Kochanej. Podobnie jest z innymi kobiecymi rolami, np. rolą Matki.
Towarzyszy temu świadomość nieustannej zmienności – zmieniają się ludzie i barwy , te ostatnie się rozmywają . Dana podmiotowi lirycznemu chwila upływa, podlega rozpadowi, rozciąga się w mijające dekady (4.Pod prąd…)
Z tym przemijaniem łączy się oddalanie ludzi od siebie, pamięć wspólnych godzin staje się balastem, który nadaje stabilność i równowagę , ale ogranicza ruch do przodu, wcale niekoniecznie przebojowy i zwycięski, bo bez naszej woli wpisany w ludzkie życie (3. Coraz bardziej) .
W tej sytuacji przeżywane kolejno podróże urastają do rangi Wielkiej Podróży – metafory samego życia.

Symbolika życia jako podróży jest w tradycji kulturowej europejskiej bardzo stara, wręcz wpisana w naszą koncepcję życia od czasów starożytnych, od czasów najstarszych bajek, Homera i jego “Odysei”, a także niektórych opowieści biblijnych … poprzez średniowieczną koncepcję homo viator, aż do początków romantyzmu, kiedy to jej rola literaturze zdaje się bardzo maleć.
Esencją tej symboliki jest fakt, że podróż zmienia człowieka. Spotykają go na jego drodze przeróżne przygody, w których musi się zachować tak albo tak, i stosownie do swoich czynów przechodzi on przez próby, swoiste egzaminy (zwycięsko albo nie), albo się cofa, albo idzie dalej, a poprzez to następują jego przemiany, r o z w ó j. Każdy etap podróży jest lekcją. Pod koniec wędrowiec staje się innym człowiekiem, niż był na początku.
I tak też ta symbolika podróży funkcjonuje w wierszach pani Barbary – zestawmy choćby wiersze 6.Forever i 28.Przed podróżą. Motyw podróży pojawia się w tym zbiorze zbyt licznie, abym wymieniał wszystkie zawierające go wiersze. Bywa tak, że przenosi on podróżującą (np. samolotem) Kobietę w sferę metafizyki, poza czas i przestrzeń, do roli osoby czytającej tajemniczą księgę znaków świata (13.Dziękuję, Boże…) . Dorzućmy do tego jeszcze wiersz 99.Świeć, Panie …
Pejzaż świata, jako się zarysowuje takiemu wiecznemu wędrowcowi jest sekwencja migawek – niekompletny, selektywny, tworzony poprzez pryzmat zapamiętanych momentalnych doznań i skojarzonych z nimi myśli /emocji.
…..Człowiek – samoistny mikrokosmos uczuć i myśli – podlega wyobcowaniu i redukcji, zostaje wpisany w obraz jako jeden z elementów (6.Forever). Rozpada się świadomość określonych miejsc i granic, przemierzanie przestrzeni redukuje się do jakiejś upraszczającej geometrii, zbioru punktów na mapie unaoczniających ludzką małość wobec ogromu.
Przestrzeń staje się funkcją czasu, tworzy wraz z nim jakieś życiowe tunele czasoprzestrzenne, po których można się poruszać tam i z powrotem, w przeszłość aż do dzieciństwa – albo wybiegać daleko naprzód, poza chwilę obecną.
Odczuwanie przestrzeni wiąże się tutaj nieuchronnie z odczuwaniem wokół siebie pustego miejsca i niedosięgłej dali. Ale poczucie pustego miejsca współgra z niemiłym poczuciem pustki życiowej.
Stąd w niektórych wierszach pani Barbary ta pusta przestrzeń zasypywana jest mnóstwem drobiazgów i szczegółów – w sztukach plastycznych nazywa się to horror vacui, ( lęk przed pustką ).
W innych natomiast urasta ona do ogromnych rozmiarów… ale i prowokuje do wyjścia jej naprzeciw, do jej przemierzania, do zatracenia się w niej. Ale zawsze w końcu następuje jakieś lądowanie w jakimś miejscu… i związanie się z nim na jakiś czas.
Z odczuwaniem przestrzeni wiążą się także doznania l o t u – jest to częsty motyw tych wierszy. Częściej niż lot samolotem bywa to lot duszy, doznanie bardzo wewnętrzne, ale niemal czujemy jego realność. Towarzyszy mu uwolnienie się z pęt grawitacji, narastająca lekkość aż do nieważkości. Ten zespół doznań występuje tutaj często w marzeniach, we wspomnieniach, we śnie.
Dla Kobiety ukrytej w tych wierszach jest to przeżycie niezwykle osobiste – znaczy coś ważnego. Na pewno jest to uwolnienie się od czegoś. Co jeszcze ? Nie będę aż do tego stopnia podpowiadał ,nie czuję się na tyle kompetentny.
Ale mnie osobiście kojarzy się to z szamańskimi “lotami duszy” – wyzwoleniem z więzów materii , kontaktu z własnym “wyższym ja” , jak to nazywają niektórzy – a może z jakimiś nadludzkimi mocami niebios, dającymi iluminację , “oświecenie”?
Jeżeli prześledzimy dzieje sztuki poetyckiej od zarania dziejów ludzkości – to każde przeżycie poetyckie ma w swojej głębi taki pierwotny, szamański “lot duszy”. Bowiem poeta kryje w sobie coś nieuchwytnie ptasiego – jest istotą patrzącą (czasami) na świat z lotu ptaka. Taka jest optyka poezji.

* * *

“Jak to ktoś inny” – napisał ongiś Artur Rimbaudpostawił i postawił tym samym na porządku dziennym sprawę tożsamości poety.
Przez wszystkie wiersze przepływa przed naszymi oczyma ciągle j e d n a – ale nie jednakowa – opowieść o Kobiecie. Jest to pewnego rodzaju dziennik intymny.
Jest to ciągle te sama kobieta – czasami tylko próbuje popatrzeć na siebie z boku.
Wtedy pojawia się obraz kobiety- sobowtóra, najczęściej małej dziewczynki – to ta sama Kobieta z epoki swojego dzieciństwa (49.Wchodząc w drogę…, 112.Lustrzana siostra).
Kobieta prowadzi z nią dialog – z tą młodziutką samą sobą z przeszłości … Ale fakt, że się pojawia i zmusza do dialogu – dowodzi , że nie odeszła, gdzieś tam istnieje w zakątku duszy, nie zniknęła całkowicie i bez śladu. Zmusza to Kobietę – tę już bardzo dorosłą – do rozliczenia się z samą sobą, do oceny przebytej drogi … strat i osiągnięć.
Ale czasami dla odmiany pojawiają się postacie kobiet (czasami mężczyzn) starych, pokonanych przez czas – i zasadniczo z tym pogodzonych, bo co im pozostało? Doliczyłem się jedenastu takich wierszy.
Wśród nich pojawia się też para małżeńska albo partnerska, która jak gdyby wszystko już przeżyła, co miała do przeżycia. I co pozostaje dalej ?
Jeżeli Kobieta dokonuje utożsamienia siebie z tymi postaciami , to o tym nie pisze. Ale czuje się, że próbuje zobaczyć w nich siebie z przyszłości, która nadejdzie.
Wczuwa się w nie, ale i dokonuje na nich okrutnych wiwisekcji , zaciekle drąży zagadkę ich stanu ducha, stara się przeniknąć do ich głębi.
Od czasu do czasu w zbiorze pojawia się takie studium starości , kreślone z ukrytą pasją. Te poetyckie sylwetki przypominają zagadkowy obraz Picassa – “Kobieta płacząca” , o twarzy obnażonej z niezwykłym, nieubłaganym okrucieństwem.
Następuje tu coś, co nazwane zostało ” dziobaniem własnej tożsamości” – i śledzenie, ile jeszcze z niej zostało.
Pozostawmy ten temat z wielkim znakiem zapytania, postawionym przez samą Autorkę.

* * *

“Poeta żyje na przecięciu dwóch planów, na okrutnie wyostrzonym brzeszczocie marzenia i rzeczywistości” – te słowa Pierre’a Reverdy mają tutaj dobre zastosowanie, pozwalają bowiem zarysować pewną poetycką dwubiegunowość w wierszach pani Barbary.
Jeden biegun – to życie wewnętrzne, wspomnienia, marzenia ,sny. Drugi biegun – to, co na zewnątrz.
Poczucie szarej jawy zwykłego dnia zmusza do rezygnacji, do rozpłynięcia się w domowej rutynie. W “życiu duszy” zaciera się jednak granica między szarą, gorzką jawą i tym, co wewnętrzne: marzeniem, wspomnieniem, snem – pozostaje na ulotną chwile jakaś strefa “pomiędzy”, co przypomina niektóre wiersze wspomnianej już uprzednio Liny Kostenko.
W tej strefie “pomiędzy” samotna Kobieta przeżywa szczególne stany psychiczne – np. zespolenie, identyfikacja ze ścianą – w czym objawia się tęsknota za rozpłynięciem się, rozpuszczeniem siebie kruchej, nietrwałej, “rozmytej” – w czymś solidnym i pewnym. To pragnienie przezwyciężenia własnej kruchej znikomości (18.Jak mam żyć…).

Ale ostatecznie następuje ono dopiero pod wpływem myśli rodem z indyjskiego Wschodu – wyjście poza własne jednostkowe ograniczenia , w świadomość “kosmiczną”; wyraża się to w swoistym “epilogu” wspomnianego wiersza:
Skoro jestem źdźbłem – tak więc i łąką.
Skoro jestem kroplą – to i oceanem.

* * *

Pożegnania z tymi, którzy bezpowrotnie odeszli, “spijanie dni z pustego kubka” przypomina klimat znanego wiersza “Świece” nowogreckiego poety Konstantinosa Kawafisa.
Wkrada się wątek bezowocnego czekania … na jakieś przynoszące nagrodę i rozwiązanie Nie-Zgadniesz-Co, ciągle podważane i kwestionowane – nasuwa to na myśl “czarne” motywy pewnego nurtu literatury współczesnej XX wieku, a szczególnie aurę wypalenia, spustoszenia i beznadziejności zionącą ze sztuk Samuela Becketta.
Spoza poetyckich fraz wychyla się tutaj antyczny, śródziemnomorski archetyp kulturowy i zarazem topos literacki: czasu jako wszechpożerającego, niszczącego Saturna z kosą w ręku.
Ale czas ma – jak księżyc – także drugą, nieznaną stronę, o której traktują wszelkie misteria i chrystianizm: transformacji, przemiany, narodzin z popiołów czegoś nowego, innego. Bo przecież nic się tak naprawdę nie kończy – zaczyna się tylko wielki znak zapytania…

* * *

…i tej zagadki dotykają inne wiersze tego zbioru – wiersze “spod krzyża”, wiersze dialogu z ukrytym Bogiem, gdzie czają się niedopowiedziane pytania Hioba, Koheleta, Chajjama o sens utrat, cierpień i obumierania.
Jest ich, z grubsza licząc , chyba nie mniej niż czternaście – dużo to czy mało jak na zbiór dwustu wierszy? Nie wiem. Jest to jednak liczba na tyle istotna, że należy o tych wierszach wspomnieć.
Dialog duszy ludzkiej z Bogiem, zjawisko literackie o rodowodzie sięgającym bardzo starych biblijnych korzeni biblijnych, ma także w Polsce tradycje literackie. W przypadku pani Barbary jest to jednak dialog bardzo osobisty, wręcz intymny, niezwykle dyskretny.
Odnajdujemy w nim pewną poufałość tego stosunku do Boga, która nie jest typowa dla kultury polskiej, natomiast ma swoje odpowiedniki w tradycyjnej kulturze irlandzkiej (czyżby efekt przesiąknięcia klimatami Szmaragdowej Wyspy?)
Nie dostrzegamy tutaj kierkegaardowskiej rozpaczliwej “bojaźni”, ale też co do odpowiedzialności za ewentualne konkretne grzechy – ta niewidzialna Kobieta powierza się Bogu z ufnością. Bardziej niepokoi ją końcowe podsuwanie i synteza, generalna odpowiedzialność za to, co uczyniła z ż y c i e m, czy wykorzystała je zarówno w pełni, jak i należycie.
I to, co od nas jeszcze zależy – przynajmniej wiek swój przeżyć jak należy – ten aforyzm ukraińskiej poetki Liny Kostenko bardzo by tutaj pasował.
A Kobieta pani Barbary ma mocną świadomość, że tak wiele od nas nie zależy – i to sprawia, że przestajemy własne życie rozumieć.
Toteż w tle tych dialogów z Bogiem dociera do nas echo znanego pytania perskiego poety Omara Chajjama – o tak niby to niewiele… tylko o zagadkę pojedynczego ludzkiego losu: … Powiedzże mi raz / Jaki cel miał początek mój, koniec i byt?
Wkraczają tu na koniec elegijne tony wspomnień o tragicznie zmarłym bracie, gdzie poczucie utraty osiąga swoją przeraźliwą kulminację. Niepotrzebne już teraz elementy odzieży zmarłego uderzająco współbrzmią z tematem jednego z trenów Jana Kochanowskiego.

Powraca tu jak refren, w spotęgowanej postaci, ten “czarnoleski” okrzyk zawarty w jednym z wierszy:
To NIE TAK miało /powinno/ być!
Ale to nie jest już układanie zgrabnych fraz – to ból samego życia, który domaga się przejścia przez całą przestrzeń ciemności, przeżycia katharsis i rozładowania w formie pieśni żałobnej.
I w tym miejscu komentatorowi przystoi już tylko milczenie.

* * *

Od punktu, z którego wyszliśmy w naszym przeglądzie – antycznego rodowodu, obsesji przemijania i dialogów z Bogiem – dałoby się przeprowadzić przeskok poprzez wieki średnie do tradycji poezji francuskiej, ze wskazaniem na linię wiodącą od “Wielkiego Testamentu” Françoisa Vilona.
Mielibyśmy tu więc villonowską nostalgię, ową tęsknotę za “niegdysiejszymi śniegami” w wydaniu kobiecym, Ale też bliski Villonowi prowokujący ton, kwestionujący uświęcone stereotypy jednostkowego i zbiorowego ładu.
Pomiędzy wspomnianą wyżej antyczną tradycją literacką łacińską i literaturą francuską istnieje ciągłe, silne pokrewieństwo – stąd nic dziwnego, że dominujący ton tych wierszy przypomina również kobiece rozliczenia z życiem zawarte w prozie XX-wiecznej francuskiej pisarki Colette (w “Narodzinach dnia ” ).

Te linie tradycji poetka wzbogaca, a zarazem często przewartościowuje… nie burząc. Znajdziemy tu, chociaż wyrażone w sposób powściągliwy i dyskretny, bez nazywania wprost – liryczny zachwyt nad naturą i uczucia: miłość, nostalgię, melancholię.
Składa się to na afirmację rzeczywistości mimo wszystko, upartą chęć dojścia do staffowskiego zrównoważenia doświadczenia ludzkiego: I pochwalam tajń życia w pieśni i w milczeniu/ Pogodny mądrym smutkiem i wprawny w cierpieniu.
Właśnie: to, co niedopowiedziane do końca, niedookreślone, pewna zagadkowość tego lirycznie zarysowanego, niby to zwyczajnego i przejrzystego bytu. Na tle świata, który staje się księgą tajemnych znaków (13.Dziękuję,Boże…)

Taka mogłaby być dewiza tej poezji, wyznaczająca dynamiczne napięcie pomiędzy minionym chaosem, szaleństwem uczuć, ekstaz i doznań… a wszechogarniającą podsumowującą refleksją, która mimo wszystko poszukuje harmonii i poddaje to wszystko dyscyplinie zarówno porządkującego rozumu, jak i spokojnej, niespiesznej, “horacjańskiej” miary wierszowej.
Ale jest ona także aż do bólu kobieca, jest tam ta swoista kobieca głębia emocjonalna, pulsująca w wymuszonej ciszy pod maską spokoju. Kobiety-poetki na przestrzeni tysiącleci podobnie wyrażały swoje odczucia, dlatego nie zdziwmy się, jeżeli odnajdziemy u Barbary motywy sięgające starożytnej greckiej Safony – ten rytm powoli upływających nocnych godzin i bezsennej kobiecej samotności.
Do tego dodajmy – w związku może z irlandzkimi fascynacjami Autorki – posmak magicznej atmosfery dawnej literatury celtyckiej z nadatlantyckich krańców kultury europejskiej.
Tej z “pochwalną świadomością” piękna świata na poziomie okruchów – to wczesnośredniowieczna poezja irlandzkich pustelników i walijskich bardów.
Ale też tej z odartą ze złudzeń refleksją nad przemijaniem i nadciągającą starością, jak w przypadku IX-wiecznej irlandzkiego “lamentu starej kobiety z Beare”, melancholijnie konstatującej swój “czas odpływu”. Także jednak z pochwałą kobiecej siły życia, co po wiekach zaowocowało postacią nieokiełzanej, niesamowicie żywotnej Szalonej Jane w poezji W.B. Yeatsa.
Z nowszej literackiej tradycji międzynarodowej – ukłoniłaby się pewnie rosyjska Anna Achmatowa. Ze współcześnie piszących poetek polskich nasuwa się natomiast zestawienie z poezją Anny Janko.
Spoza poezji kobiecej usłyszymy tu tony przypominające pewnych anglosaskich poetów początków wieku XX – zarówno D.H. Lawrence’a jak i T.S. Eliota – a także, może bardziej, znakomitego poetę języka niemieckiego, R. M. Rilkego. Od czasu do czasu odnajdujemy u pani Barbary uderzające współbrzmienia z ich poezją.
Na tle współczesnej poezji polskiej się wpisuje się ona w klasycyzujący nurt poetów wymierającego już pokolenia, wyznaczany przez ciągle żywe nazwiska Zbigniewa Herberta i Czesława Miłosza.
Te wszystkie powinowactwa, zapewne nie do końca świadome, nie oznaczają jednak bezpośrednich wpływów i zapożyczeń literackich od wspomnianych autorów, lecz równoległe wykorzystanie bardzo już starej, ale ciągle żywej, obiecującej i płodnej drogi poetyckiej. No i oczywiście – jak mawiają Francuzi – toutes proportions gardées, z zachowaniem wszelkich proporcji.

* * *

Gdyby tak tę kobieco-liryczną mozaikę obrazów i słów usiłować przełożyć na język dyskursywny … musielibyśmy stwierdzić, co następuje:
Rzeczywistość widziana przez podmiot liryczny jest dynamiczna, pełna ruchu i zmienności
– przywołuje pośrednio heraklitejskie konstatacje, że rnigdy się wchodzi się do tej samej rzeki, że “wszystko płynie a nic nie pozostaje w miejscu”.
Koresponduje to z typową dla poezji pani Barbary “migotliwością” – nieustanną nawałą paradoksów, epitetów i metafor rozsadzających zawartość treściową, przenoszącą wysiłek zrozumienia do zagadkowych przestrzeni p o d i m i ę d z y słowami . Oznacza to model postrzegania rzeczywistości bardzo wariabilny, przypominający koncepcje wschodnie, indyjskie, zasadzający się na kategoriach pojęciowych maja (iluzja) i lila (gra).
Ta ostatnia oznacza grę boską, kreacyjną i taneczną, wprawiającej świat w ruch i podtrzymująca jego dynamiczny byt. Na gruncie geograficznie nam bliższym motyw odnajdujemy w koncepcji “gry Bożej” Maksyma Wyznawcy, oraz w podobnych poetyckich wizjach Omara Chajjama
… a także naszego rodzimego Kochanowskiego.
Myśl bardzo bliska Szekspirowi: wszystko jest grą , a my jesteśmy w nią integralnie włączeni na scenie teatru życia … dopóki nie nastąpi zresetowanie Matrixu.
I tak oto w poezji pani Barbary – na tle tej złudnej “gry” człowiek, odzierany bezlitośnie z barw życia i złudzeń – usiłuje ocalić swoją wewnętrzną równowagę, integralność, tożsamość, którą “rozdziobują ptaki”.
Miłość i wiara to z kolei “gry” jednostki ludzkiej z losem, za które się bezwarunkowo “płaci”.
Miłość jest też wieczną “grą” między kobietą i mężczyzną, zarówno w sensie rozgrywki pt. “kto jest górą”, jak i w sensie niby-teatralnym, jako wykonywanie pewnych ról, nakładanie pewnych masek i kostiumów.
W końcu pozostaje człowiekowi wierność przyjętej roli, aż do zejścia ze sceny i usunięcia dekoracji… – to także idea szekspirowska.
W tym przypadku jest to wierność kilku, albo jednej z odwiecznych życiowych ról kobiecych:
– twórczyni szczęścia miłosnego i nudnawej ” małej stabilizacji”; tęskniącej lub porzuconej kochanki; kobiety zrezygnowanej, “zmrożonej”; matki; opiekunki; staruchy “na wylocie” …
To jest to, czego jej nikt nie odbierze, jej własność, która pozostaje choćby w postaci wspomnień. Od tych ról trudno kobietę oddzielić i “wypreparować”. Kobieta “w stanie czystym” chyba nie istnieje – roztopiłaby się w pustce, straciła napęd życiowy.
Mimo całego chaosu świata i życia nasze wybory i nasza konsekwencja nadają naszemu życiu sens – takie egzystencjalne przesłanie zdaje się nam przekazywać poezja pani Barbary.

* * *

Mam świadomość , że naszkicowany tu przeze mnie zarys jest niepełny, pozostawia wiele luk, wiele jeszcze można byłoby napisać o zbiorze poetyckim pani Barbary – i może nawet byłoby to ważniejsze niż to wszystko , co napisałem powyżej.
Niech jednak te wiersze przemówią same za siebie, beze mnie jako natrętnego suflera. Mam nadzieję , że w oczach państwa takim się nie stałem. Proszę potraktować moje uwagi jako zaledwie drogowskazy – i czytając, przeżyć te wiersze na własną rękę i rachunek – tak, aby każdy znalazł coś dla siebie, czego życzymy Państwu ja i prezentowana przeze mnie Autorka.

ZAPRASZAMY …

Mirosław Grudzień
http://www.e-literaci.pl/portal.php

ŻYCIE KOBIETY WPISANE W TARCZĘ ZEGARA
© Copyright by Barbara Mazurkiewicz

Lubaczów 2012

Redakcja: Kazimierz Linda
Zdjęcia i grafika: Barbara Mazurkiewicz
Projekt okładki: Barbara Mazurkiewicz
Wstęp: Mirosław Grudzień

ISBN 978-83-935484-2-2

Druk:
Wydawnictwo i Drukarnia Diecezjalna,
27-600 Sandomierz ul. Żeromskiego 4
www.wds.pl