Polskość w Ameryce to hobby

poeta

poeta

Założyciel, właściciel artystyczno – literackiej księgarni „Golden Bookstore”, niestrudzony promotor polskiej kultury poza granicami kraju.  ( Blisko 200 spotkań literackich z twórcami o dużym dorobku, i wielu debiutantów).

Jeden z najważniejszych polskich twórców mieszkający w Chicago. Laureat wielu konkursów
 i nagród literackich m.in., w roku 1996 otrzymał I nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Pamiętnikarskim im. Gen. Stanisława Maczka,  pt. Zachodnie Losy Polaków. Za całokształt twórczy otrzymał Nagrodę Nelly i Władysława Turzańskich w Kanadzie, w 2001 roku.
Autor tomików poetyckich m.in. „Złodzieje czereśni” wyd. 1990., „Legenda o poszukiwaniu ojczyzny” wyd. 2001., „Chicago miasto nadziei”  wyd. 2005., „Dzieci Gór Sowich” wyd. 2007, oraz najnowszej książki dwujęzycznej  pt. „Chicago miasto wiary” wyd. 2008.

 

 

Małgorzata Kiesz
Niedawno wróciłeś z kraju z nagrodą literacką, którą otrzymałeś od Polskiego Komitetu do spraw UNESCO za rok 2008, z wielkim dyplomem uznania podpisanym przez ministra kultury. Jak się czujesz jako poeta od prawie 30 lat mieszkający w Ameryce?

Adam Lizakowski
Tak, nagrodę otrzymałem 11 kwietnia 2008r., w Warszawie, w której spędziłem 9 dni wśród miłych i życzliwych mi ludzi, w doborowym towarzystwie twórców, nie tylko poetów. Uroczystość, wręczenie dyplomu i tomiku odbyła się w wypełnionym po brzegi  Domu Literatury na Krakowskim Przedmieściu.

Miałem, też kilkanaście spotkań poetyckich w warszawskich szkołach i bibliotekach, (m.in.  w bibliotece na Woli, Starym Mieście, Pradze) poznałem wiele ciekawych osób. Dla emigracyjnego twórcy jest bardzo ważne. Utrzymywać więzy z krajem swojego pochodzenia.

Piszę po polsku, bo w żadnym innym języku nie umiem pisać wierszy. Poezje czytam od 16 roku życia zanim wymyśliłem sobie Amerykę, zanim wyjechałem ze rodzinnych Pieszyc na Dolnym Śląsku. Na nie długo przed tym jak wyjechałem z kraju, przed ogłoszeniem stanu wojennego, debiutowałem w warszawskim „Tygodniku Kulturalnym” w 1980 roku.

Jako polski poeta w Ameryce czuję się raczej dziwnie, bo Ameryka, nie jest przygotowana „na polskich poetów”. Wielu Amerykanów nigdy nie słyszało o polskiej poezji, o polskiej kulturze. Polska kultura jest bezludną wyspą w Ameryce. Proszę sobie wyobrazić życie na bezludnej wyspie. Moim zdaniem nie jest to wina Amerykanów, że nas nie znają, a jeśli już to na wyrywki i to jest te kilka odcisków naszej obecności na brzegu wielkiego oceanu: kilka wierszy Różewicza, dużo więcej Miłosza, dużo mniej Szymborskiej i Barańczaka, ostatnio coraz więcej tomików Adama Zagajewskiego.  Jest Herbert, ale i on nie jest rozpieszczany. W roku 2007 wydany został gruby tom jego wierszy wybranych w tłumaczeniu Allisa Valles. Zanim jednak Herbert będzie tak mocno osadzony w świadomości studentów amerykańskich uniwersytetów tak jak Miłosz, miną lata, jeśli, nie dekady. Tyle bardzo ogólnie można na ten temat powiedzieć.

 Naszą poezję, znają przede wszystkim studenci, studiujący poezję czy literaturę na tzw. „creative writing” kierunku uczącym jak pisać, tworzyć, etc. Poezja polska jest zaliczana do tzw. Eastern European Studies i jest tylko dodatkiem do nauczania. Nie jest obowiązkowa i tak też jest traktowana, jako dodatek, coś egzotycznego w oczach przeciętnego studenta w tym kraju Polska to egzotyczny kraj. Sytuacja ulega zmianie gdy student decyduje się na studia magisterskie, np. slawistykę wtedy znajomość polskiej czy rosyjskiej  poezji jest wymagana. Przeważnie na roku jest 5 -7 studentów.
Jest to mała grupa. Mówienie o tym jako sukcesie kultury polskiej w Ameryce byłoby dużą przesadą. W świadomości społeczności amerykańskiej nie istniejemy, przeciętny Amerykanin, na pytanie o polskiej kulturze, czuje się zakłopotany. Większość z nich nie wie gdzie jest Polska.. Co wcale nie oznacza że Amerykanie „są głupi bo, nie wiedzą gdzie jest Polska”.  Proszę nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków.

Polacy, przyszli emigranci wyjeżdżający z kraju, czy to za chlebem czy za pracą do Ameryki w tym przypadku do Chicago powiedzmy sobie szczerze i otwarcie nie są  mecenasami kultury polskiej. Takimi mecenasami, jakich by chcieli widzieć polscy twórcy w Ameryce. Na myśli mam nie tylko poetów, ale i muzyków, malarzy, rzeźbiarzy, aktorów itd. Polska grupa dopiero w drugim lub nawet w trzecim pokoleniu odnosi tzw. sukcesy intelektualne. Dlatego nikt nie słyszał o Amerykanach z polskimi korzeniami, mówię o pisarzach, malarzach, poetach, aktorach, etc., na stale funkcjonujących w życiu intelektualnym tego kraju. Nie ma nas na salonach sztuki w tyglu narodów Ameryki. My nastawieni jesteśmy na bardzo ciężką mało płatną pracę i spłacanie długów bankowych, za to nas Amerykanie naprawdę cenią i banki też.

Fizycznie pracujemy na ich utrzymanie ich benefisy i wakacje na Hawajach ich dyrektorów i właścicieli. Co w tym złego? Nic. Zanim intelektualnie zaczniemy zarabiać zabiera to dwa-trzy pokolenia. Do czołówki pod tym względem jako polska grupa etniczna nie należymy.
Nim staniemy na nogach jak grupa etniczna, przez ten czas członkowie naszej społeczności zdążą się wynarodowić. Pozbyć się polskości do tego stopnia, że nie potrafią poprawnie wypowiedzieć swojego polskiego nazwisko, jeśli je zatrzymają, co też jest wyjątkiem.

Kultura niestety, tak było „od zawsze”, jest dodatkiem do życia, i musimy to zrozumieć. Polacy raczej nie dbają o swoją kulturę w Amerykę po prostu nie stać ich na to. Najpierw trzeba kupić stół, łóżko, znaleźć pracę, to jest dużo ważniejsze niż czytanie polskich wierszy, czy oglądanie polskich filmów. Twórcy to rozumieją, dlatego naszej kultury tak mało jest w Chicago, chociaż to druga stolica Polski.
Pamiętajmy, kultura jest dodatkiem, a nie chlebem powszednim. Wielu żyje bez niej i to bardzo dobrze żyją sobie.

Za bycie kulturalnym w Ameryce, trzeba dobrze zapłacić, zresztą jak za wszystko, trzeba płacić, tylko nie liczni mogą sobie na to pozwolić. Dla wielu kultura jest luksusem, takim drogim mercedesem – jeśli można tak powiedzieć. Niestety. Dlatego w Ameryce ani w Chicago nie ma żadnych zawodowych polskich twórców czy organizacji ich wspierających. Jeśli już nawet się znajdą, to są przede wszystkim społecznicy. Cudowni, wspaniali ludzie, którzy coś robią, działają, ale społecznie, często nawet dopłacając z własnej kieszeni. Dyrektor polskiego teatru „Chopin”, Zygmunt Dyrkacz  dopłaca do polskości, a dyrektor festiwalu filmów polskich Kamyszef, też dopłaca do polskości itd. Aby żyć, muszą nawiązać współpracę z Amerykanami. Polskość w Ameryce to hobby. Nie wypada mi się chwalić, ale bardzo często osobiście dopłacam do własnej poezji. Nie ja jeden zresztą, jest nas wielu, bardzo wielu twórców.   W Ameryce, aby być niestety trzeba mieć, kto tego nie rozumie, to go nie ma. Stąd też problem z naszą narodową kulturą tutaj, jeśli państwo polskie nie zainwestuje, nie będzie nas jeszcze przez następne lata.

Polonia

Polska młodzież w Chicago. Parada 3 Majowa, 2008.

M.K.: Jednak działasz, piszesz, nie boisz się Ameryki inwestujesz w swoją przyszłość i poezję. Przede mną leży twój najnowszy dwujęzyczny tomik, pt. „ Chicago city of belief”  , nagroda UNESCO.  W jakiś sposób potrafiłeś pogodzić życie na emigracji z myśleniem po polsku, nawet pisanie wierszy. Do chudych literatów polonijnych nie należysz.

A.L.: Zdecydowanie do „chudych literatów” nie należą, nam ponad 20 kilogramów nadwagi. Poezja dla mnie to hobby, i jak każde hobby kosztuje, trzeba za nie płacić. Tak samo jak się słono płaci za naukę jazdy konnej, studia, czy gry na gitarze. Tutaj wszyscy o tym wiedzą i trzeba nawet o tym mówić. Emigrację traktuje jako zło konieczne, nie jest ona zjawiskiem naturalnym. Nie chcę, aby mówiono o mnie jako o poecie polonijnym czy emigracyjnym. Te fazy w mojej twórczości już się zakończyły, teraz chcę być i jestem poetą polskim.

M.K.: Więc, są poeci polonijni, emigracyjni i polscy. A ty chcesz być teraz tylko polskim. A czym się różni poeta polonijny od powiedzmy polskiego?

A.L.: Taki podział trochę sztuczny był „ od zawsze, od początku emigracji”, ale badacze polskiej literatury w kraju tego nie dostrzegali, nie rozumieli tego podziału. Twórczość współczesnych emigrantów, jest właściwie w ojczyźnie nieznana i nieobecna. Mamy  coraz mniej odpowiednio wykwalifikowanych krytyków literackich, recenzentów, badaczy naukowych. A zainteresowanie literatura tworzona poza granicami na dobrą sprawę skończyło się po roku 1989, czyli od chwili upadku komuny. Jest wolny rynek i każdy może sobie wydawać książki gdzie chce i ile chce, jeśli na pieniądze. Jeśli ich nie ma nikt mu książki nie wyda przede wszystkim z powodów ekonomicznych. To się musi opłacać, musi być reklama, nazwisko autora coś mówiące polskiemu czytelnikowi i wiele innych czynników, które zadecydują o tym, że się nie opłaca. Nawet, jeśli, emigrant pokona te przeszkody wciąż nie będzie miał krytyki, recenzji, spotkań promujących a cały nakład w ilości 300 egzemplarzy będzie się sprzedawał przez wiele lat, jeśli się w ogóle sprzeda.

Ja to rozumiem, bo kultura musi być biznesem takim samym jak sprzedaż samochodów, czy płaszczy skórzanych. Jeśli nim nie będzie to padnie. W Ameryce nikt o to nie ma pretensji nie bije na alarm, że jest źle. Jeśli jest źle to znaczy trzeba zmienić ludzi odpowiedzialnych za kulturę a nie mieć pretensji do społeczeństwa, że nie czyta, albo mało to ich obchodzi i są nie wrażliwi. Mecenas był jeden i umarł dwa tysiące lat temu.  W Polsce stworzyło się coś, czego nie mogę zrozumieć, pewne kręgi przepisują sobie wyłączność na polską kulturę. To jest bardzo chore i niebezpieczne dla całej naszej kultury. Całe polskie życie poetyckie skupiło się wokół kilku pism i redaktorów.
Z drugiej strony patrząc na to chłodnym okiem można powiedzieć, „przecież  w naszym kraju  zawsze tak było”.

Gdy byłem poetą polonijnym nie czułem się poetą polskim. Tak samo jak można być poetą warszawskim lub mazowieckim, podhalańskim, czy kaszubskim. Czasem jednak jedno nie przeszkadza drugiemu. Ale to tylko czasem tak bywa. Nie tylko język określa do jakiej kultury dany poeta się zalicza, ale także temat poruszany w twórczości danego poety. Poeta polonijny pisze o swoich życiu w małym środowisku polonijnym, w którym żyje. Emigracyjny zatacza większe kręgi pisze o emigracji, jest wnikliwszy. Poeta polski poza granicami Polski pisze o swoich korzeniach, ale także o nowym świecie, w którym się znalazł, patrzy na świat z wielu różnych poziomów swoich doświadczeń.
I teraz, aby udowodnić to, o czym mówię, musiałbym podać kilka przykładów twórców polonijnych, emigracyjnych i polskich. Zapewniam cię, że jest ich wielu.

M.K.: No to pozostańmy tylko przy twojej twórczości. W swoim najnowszym tomiku, „Chicago miasto wiary”, piszesz przede wszystkim o emigrantach, a ostatnie pięć, czy sześć wierszy mają nawet tytuły: „Emigracyjny poeta myśli o swojej poezji”, albo „Emigracyjny poeta pisze językiem codzienności”, jest jeszcze wiersz pt. „Emigracyjny poeta zastanawia się”, lub „Emigracja rzuca urok na poetę emigracyjnego”. Słowo emigracja pojawia się  nie tylko w tytułach wierszy, ale także w samych wierszach. A ty twierdzisz, że jesteś poetą polskim, nie emigracyjnym. Jak to wytłumaczysz?

A.L.: Tytuły wierszy, które wymieniłaś faktycznie dotyczą emigracji, pierwszej jej fazy człowieka, który przebywa w obcym lub nieznanym sobie środowisku. Tak ten tomik skomponowałem tematycznie i ułożyłem z punktu widzenia świata, czyli Chicago, emigranta nie koniecznie emigranta z Polski. Musisz też pamiętać, że autor wierszy nie zawsze jest ich bohaterem, bo jest coś jeszcze takiego co nazywa się podmiot liryczny.
A poetą emigracyjnym byłem na samym początku swojego pobytu w Ameryce przez pierwsze siedem lat. Wtedy to wysyłałem swoje wiersze m.in. paryskiej „Kultury” jako polski emigrant z San Francisco.

M.K.: Chicago jest tematem twojej twórczości od dawna. Dwa najnowsze tomiki „Chicago miasto nadziei” i „Chicago miasto wiary”, są poświęcone temu miastu. Teraz czekamy na trzeci „Chicago miasto miłości”. Powiedz jak to się stało, że obrałeś Chicago jak miasto swojej twórczości.

A.L.: Trudno jest mi powiedzieć, że wybrałem sobie Chicago na miasto mojej twórczości, tak to prostu się stało, los tak chciał. Miasto, które sobie wybrałem na moją amerykańską przygodę, to San Francisco, Kalifornia. W nim mieszkałem, w nim poznawałem Amerykę i Amerykanów. W nim się uczyłem życia, studiowałem, ono było moją pierwszą i wymarzoną Ameryką. Przez pierwsze dziesięć lat tutaj mieszkałem w najpiękniejszym mieście Ameryce, i to dla mnie było najważniejsze, że potrafiłem się w nim odnaleźć, nie byłem głodny, przeważnie pracowałem, nie spałem na ulicy. O czym więcej może marzyć emigrant? Rozpoczynający życie od łyżki, noża, poduszki, etc.

W pewnym momencie, gdy poznałem Czesława Miłosza, w jednej z naszych rozmów powiedział mi, że amerykańskim poetą nigdy nie będę. Pisanie po angielsku w moim przypadku jak i wielu przede mną i po mnie twórców emigrantów nie ma sensu. Nie można pisać po angielsku o polskiej tęsknocie, nie można po angielsku „przetwarzać”, całego dorobku kulturalno-historycznego wyniesionego z ojczyzny i wyssanego z mlekiem matki. Zrozumiałem, co do mnie mówił, zatęskniłem za Polakami i polskością. Polskość, kultura polską to nie opanowanie języka, ale cały szereg drobnych, na pierwszy rzut oka niewidocznych czynników, które w żaden sposób nie dadzą się powiedzieć w innym języku niż polski.

W San Francisco nie wielu było Polaków, uciekałem od polskości i Polaków świadomie, chciałem zostać jak najszybciej Amerykaninem. Chciałem pisać wiersze po angielsku, nawet próbowałem wymazać Polskę ze swej pamięci. To pan Miłosz uświadomił mi, że zawsze będę Polakiem, i żebym nie szukał wiatru w polu, tylko jak najszybciej powrócił do polskości. Bo dojdzie do takiej sytuacji, że o jednym języku „zapomnę” a drugiego nigdy się nie nauczę. Stanę okrakiem na oceanem i co wtedy?

Los tak chciał, że wybrałem Chicago, stolicę polskich pierogów i kiełbasy, jestem już tutaj prawie 20 lat. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, Polaków, wcale nie żałuje, to cudowne miasto, piękne i przebogate. Polacy tutaj ekonomicznie świetnie sobie radzą, są właścicielami wielu pięknych biznesów i domów, płacą podatki, ale niestety nie potrafią wykorzystać na tyle Ameryki, aby ona zaczęła pracować dla nas, na naszą polskość. Miasto czyste i zadbane, czeka na emigrantów, można by powiedzieć z otwartymi ramionami. Jeśli człowiek tutaj sobie nie daje rady to gdzie? Chicago to gwarancja pracy, od co najmniej 150 lat. Dlatego tutaj tak dużo jest nas Polaków, Litwinów, Meksykan, Rosjan, Ukraińców, Brazylijczyków, itd.

M.K.: Jednak w twoich wierszach nie ma tak wielkiego zachwytu ani nad Chicago, ani Ameryką. Dlaczego? Jest natomiast dramat rozdartej duszy, bezwzględność kapitalizmu nad ludzkim uczuciem. Kapitalizm, który nie zna litości ani sentymentu, który jest brutalny, pozbawiony ludzkiego ciepła, dla którego nie ma ojca, matki, męża, dzieci, jeśli trzeba do tego dopłacić z własnej kieszeni. Bez najmniejszej litości, wyrozumienia czy sympatii do emigrantów piszesz w bardzo okrutny sposób o ich poniżeniu, wykorzystaniu, poniewierce itd.
W wierszu o obrączce ślubnej piszesz wprost:
„Umyj sobie ręce – powiedział,
Gdy je wycierała, ściągnął jej z palców pierścionki
I ślubną obrączkę mówiąc sprzedam ją za marne grosze”.

A.L.: Ameryka jest piękna, ale nie dla każdego. Piękno Ameryki polega na tym, że każdy sam za siebie musi odpowiadać, być na tyle mocnym, aby nikogo o nic nie prosić. Piękno Ameryki to indywidualizm i zdolność do szybkiego się uczenia na błędach własnych i cudzych. Zdolność wyciągania wniosków na gorąco i analiza ich na chłodno. Ty to nazwałaś brutalnością i brakiem litości. Jeśli ktoś myśli, że mu się coś należy, dlatego, że jest stary, albo chory, albo ma córkę, która mu da jeść, to może bardzo się pomylić.

Ameryka to mentalność protestantów i ludzi odpowiedzialnych za swoje życie i czynny. Jeśli się przewrócisz, mało kto poświeci swój czas bezpłatnie, aby ci pomóc .Emigracja nie jest dla każdego, tak samo jak domy z basenami i wielkimi ogrodami nie są dla wszystkich. To jest ta brutalność, o której mówisz, brak sentymentu. W Europie też pałace nie były dla wszystkich i nie każdy nosił pierścień hrabiowski na palcu. Dla wielu byłoby lepiej, gdyby nigdy ze swoich ojczyzn nie wyjeżdżali.

Ameryka, to nie tylko wielka fabryką, do której, przyjeżdża się po pracę. To nie tylko wielka sypialnia, w której śni się „American Dream”, ale także wielkie rozczarowania, tragedie ludzkie i o tym jest też moja poezja i twórczość.  Jak wszystko w życiu bywa, każda rzecz ma swoją cenę, emigracja też. Rozłąka z rodziną, płaczące dzieci, pogrzeby rodziców, na  których nie ma dzieci, bo są za wielka wodą, itd. Piszę o tym, nie jest to mi obce, sam na własnej skórze mam liczne „ślady zębów Ameryki”. Zresztą w psychice też. Zawsze są dwie strony medalu. Ameryka zawsze żąda rachunku za wyświadczoną przysługę, nic za darmo i trzeba płacić. Płakać i płacić.

M.K.: Wiem, dla ciebie Ameryka to nie tylko rozterki emigranta, ale i przyjemności, to dzięki Ameryce zostałeś honorowym obywatelem swojego miasteczka Pieszyce na Dolnym Śląsku. Ty, na Amerykę nie powinieneś się uskarżać. Ameryka spełnia twoje marzenia, nawet chyba te najskrytsze.

Pieszyce

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Adam Lizakowski, Honorowym  Obywatelem Gminy Pieszyce

A.L.: Dobrze mówisz, tak, to dzięki Ameryce wiele rzeczy mogłem lepiej zrozumieć, nauczyć się, narodzić na nowo – tak to można powiedzieć. Wszystko, co osiągnąłem lub nie, to zasługa tylko moja, nikogo więcej. Moja są klęski, moje są zwycięstwa, niczyje więcej. Panu Bogu mogę podziękować za sukces. Do siebie mogę mieć tylko pretensje, do nikogo więcej. Byłbym śmiesznym, gdybym swoimi porażkami obciążał komunizm, generała Jaruzelskiego, Pana Boga, ojczyznę, rodaków, Żydów, czy czarnego kota, który rano przebiegł mi drogę. Muszę mieć pełną świadomość tego, że Ameryka tylko czeka na sposobność, aby podłożyć mi nogę, kopnąć, wyrwać z kieszeni lub konta ciężko zarobione dolary.

 

Obywatel

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W Ameryce żyje się z tych, co są słabi, wahają się, nie mogą się zdecydować, popełniają błędy, nie zdążyli zabezpieczyć się lub ubezpieczyć się, nie inwestują w siebie samych, itd. Ludzkie słabości to największy skarb Ameryki, inni na tym budują fortuny. Reguła jest bardzo prosta; ja tracę, ktoś na mnie zarobił. Co w tym złego? Nic. Lepiej, byłoby żebym ja zarobił a ktoś inny stracił. Życie jest piękne. Ameryka więcej bierze niż daje, ale też wynagradza, upartych i wytrwałych. Lubi ludzi z wyobraźnią, niebojących się ryzyka, podaje rękę tym, co w jednych portkach, o pustym żołądku marzą o posiadaniu złotej gwiazdki z nieba.

 Zostałem honorowym obywatelem Gminy Pieszyce, a nie miasteczka Pieszyce, (pozwól, że cię poprawię), nie dlatego, że mieszkam w Ameryce. Bardzo wiele zawdzięczam Ameryce i podziwiam jej talent do nauki nawet największych „baranów”. Czy ją kocham, chyba tylko bardzo lubię i szanuję. Należy się jej szacunek od każdego emigranta. Kocham swoją mała ojczyznę Góry Sowie na Dolnym Śląsku. Od siebie mogę dodać, że pierwszym obywatelem Gminy Pieszyce jest ksiądz kardynał Henryk Gulbinowicz, który 25 maja 1985 roku decyzją papieża Jana Pawła II wyniesiony został do godności kardynalskiej. A jestem trzecim. Drugim  „honorowym” jest żołnierz kampanii wrześniowej pan Kazimierz Janeczko, który kilka tygodni temu zmarł w Pieszycach w wieku 94 lat.

M.K.: Więc warto było wyjechać z Pieszyc, zostać poetą emigracyjnym, polonijnym, a na końcu polskim. Honorowym Obywatelem Gminy Pieszyce i na dodatek Laureatem Polskiego komitetu do spraw UNESCO.

A.L.: Zawsze lubiłem i wierzyłem w Amerykę a mój sen o niej zaczął się realizować dopiero po 10-15 latach od opuszczenia ojczyzny. Czekałem długo, aby powiedzieć lubię Amerykę. Nic za darmo. Swoje musiałem odpokutować, wiele murów własną głową przebiłem, inaczej się nie dało żyć. Teraz jest już z górki.

M.K. : Życzę wiele więcej sukcesów i wszystkiego najlepszego.
A.L.: Dużo zdrowia i pomyślności dla wszystkich Polaków, gdziekolwiek by oni nie byli.

Małgorzata Kiesz. Dyrektorka, dziennikarka audycji  radiowej pt. „Sami Swoi”, nadawanej codziennie od poniedziałku do piątku z polskiej stacji radiowej 1490 WPNA AM. w Oak Park, USA. Wywiad został przeprowadzony jesienią 2008r. Jest to jego wersja uzupełniona o wiele szczegółów, które ze względów czasowych nie znalazły się w wersji oryginalnej.

Adam Lizakowski
Trzy wiersze


Poeta odwrócony plecami do świata
dla jar
Dzisiaj nikt nie czyni poecie wyrzutów
że nie śpiewa swojej poezji
jego słowu nie towarzyszy
brząkanie na cytarze lub gitarze

dzisiaj poeta czyta swe wiersze
czasem recytuje
wynalazek papieru i książki
uczynił z poezji bełkot
większość poetów nawet nie
potrafi dobrze przeczytać
swój wiersz
pracę – pisanie wierszy –
poeta wykonuje przeważnie w pozycji siedzącej
przy stole i z zamkniętymi ustami
w zamkniętym pokoju
plecami odwróconymi do świata
pisze wiersze  -czasem nazwie je
rozmowę z bogiem
czasem pieśnią
czynność pisania wierszy
trudno jest nazwać śpiewem
a poetę pieśniarzem

dzisiaj nie wiemy który ze
współczesnych poetów nawiązał
dialog z bogiem
lub został z iskry natchniony
dostąpił  momentu olśnienia
wizji tak nagłej i ulotnej jak światło błyskawicy
żaden z nich nie gra na harfie
lub lutni
nie śpiewa swych wierszy
kiedyś
dla poezji i muzyki był jeden  bóg: Apollo
dawniej poeci i muzycy byli
w jednej osobie

dzisiaj
nikt nie pisze apollińskiej poezji
raczej dionizyjską. 

 Kiełbasa i pierogi

Pewnym krokiem wszedł do kawiarni
na umówione spotkanie ze znajomymi

nic o jego ojczyźnie nie wiedzieli
nawet gdzie ona jest? Gdzieś blisko Rosji
chyba?/
 
Pochodził z kraju o tysiącletniej
pięknej historii, gdzie mieszka tradycja
całowania kobiet w rękę na dzień dobry
i na do widzenia, dumny z siebie i kraju
patrzył na nich z politowaniem i wyższością.

Był młody, subtelny, dobrze ułożony
rano kształcił się /chciał zostać profesorem
literatury swojego kraju/

popołudniami przesiadywał w kawiarniach
/tam, gdzie mieszkają ludzki gwar i muzyka/

wieczorem ciężko pracował w brygadzie
sprzątającej wielkie sklepy

/tam wysiłek mięśni i pot zamieniał na
wino i papierosy, chleb i kawę/.

Amerykańskim znajomym opowiadał
z dumą o swojej ojczyźnie
wspominał sukcesy
najpiękniejsze momenty jej historii.

Z jego ust padały niezliczone pochlebstwa
opowiadał o niesprawiedliwości, jaka ją spotkała
dowodził jej prawości.
Jego słowa płynęły bezszelestnie przez pola i łąki
szybowały ponad górami i miastami
dźwięk ich mieszał się z tupotem nóg
galopem końskich kopyt, warkotem czołgów
unosiły się ponad stolikami kawiarnianymi
nasiąkały dymem papierosowym i wonią kawy.

Dla nich nie miało sensu to, o czym mówił
jakieś tam niepotrzebne żale
fatum ciężące nad jego ojczyzną
wygrane bitwy, przegrane wojny.

Widzieli jak bladł i jaki sprawiają mu ból
mówiąc:

– Nic o twoim kraju nie wiemy poza tym
że słyniecie w świecie z kiełbasy i pierogów.

Ślubna obrączka

Wzięli ślub w swojej ojczyźnie
on miał brata w Ameryce,
zaprosił ich od siebie, przyjechali do Chicago
po kilku miesiąca picia i szukania pracy,
niepłacenia za mieszkanie,
/mieszkali na dziko u znajomych brata/,
właściciel mieszkania wyrzucił ich do garażu,
zbliżała się zima, żona właściciela
powiedziała:  pomogę wam jeśli chcesz zostać dziwką
dobrze zarobisz, spłacicie dług,
znam takich co na ciebie lecą i dobrze zapłacą,
dziwka to dobry zawód w Ameryce.
Tak jest proszę pani – powiedziała – tak jest -.
któregoś dnia jej mąż  nie wytrzymał nerwowo
rzucił się z pięściami, pobili go do nieprzytomności,
przyszedł właściciel garażu, zaprowadził ją
do łazienki: umyj sobie ręce powiedział,
gdy je wycierała ściągnął z jej palców pierścionki
i ślubną obrączkę mówiąc: sprzedam ją za marne
grosze, tak marne jak twoje życie i  twój mąż.

 

poezja

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Adam Lizakowski. Światowy Dzień Poezji, Żyrardów 2008

________________________________________________________________

Najnowsza bibliografia książkowo- literacka Adama Lizakowskiego

– Adam Lizakowski ur. 24 grudnia 1956 r. w Dzierżoniowie .
– Ogólnopolski debiut w warszawskim „Tygodniku Kulturalnym”. Warszawa 22 czerwca 1980 r.
– Wyjazd z kraju do Austrii. 26 października 1981 r.
– Otrzymanie azylu politycznego emigranta, Wiedeń/Austria. Kwiecień 1982 r.
 – Wylot do Stanów Zjednoczonych, San Francisco, Kalifornia, czerwiec 1982 r.
– Powstanie wiosną 1986r. miesięcznika społeczno – kulturalnego RAZEM. San Francisco. W latach 1986 -1989 r. redaktor naczelny.
– Otrzymanie obywatelstwa amerykańskiego. San Francisco. Jesień 1988 r.
– Przeprowadzka z San Francisco do Chicago, 7 kwietnia 1991 r.
– Nawiązanie współpracy / członek redakcji /  z weekendowym dodatkiem do gazety codziennej  „Dziennik Związkowy” „Kalejdoskop”. Od lipca 1991 r., współpraca trwa do dziś. Publikacja przekładów poezji z języka angielskiego m.in. Walta Whitmana, Carla Sandburga, Langstona Hughesa i wielu wywiadów z ciekawymi ludźmi, pisarzami, artystami polonijnymi .

– Założenie grupy poetyckiej „Niezapłacony Rent”. 1992 r.

– Marzec 1993r. powstanie literackiej księgarni „Golden Bookstore”, na południowej stronie Chicago. Jako jej współwłaściciel uczynił z niej miejsce comiesięcznych  spotkań poetyckich, wystaw artystycznych, /fotografia, tkanina artystyczna, rzeźba, malarstwo, promocja książek miejscowym autorów/. Księgarnia działała w latach 1993  – 1998 r..

– Rok 1993. Założenie pierwszego w dziejach historii Polonii amerykańskiej bezpłatnego pisma poetyckiego kwartalnika  pt. „Dwa Końce Języka”. Ukazało się 12 numerów pisma  wydawanego w latach 1993 -1996 r.

– Rok 1998.  Powstanie Towarzystwa Dolnośląskiego w Chicago. Jeden z członków założycieli. Pierwsze spotkanie 10 czerwca 1998r. Odczytanie poematu pt. „Dolny Śląsk”.

1. Cannibalism Poetry. Wyd. Speedy Gonzales. San Francisco. 1984 r.
2. Anteroom Poetry. Wyd. Trojan Horse. San Francisco. 1986 r.
3. Wiersze amerykańskie. Wyd. Obok – oficyna wydawnicza. Dzierżoniów.1990 r.
4. Złodzieje czereśni. Wyd. Artex Publishing, inc. Stevens Point, Wisconsin, 1990 r.
5. Współczesny prymitywizm. Wyd. The Unpaid Rent Poetry Group. Chicago. 1992 r.
6. Nie zapłacony czynsz – wiersze pieszyckie. Wyd. Obok – oficyna wydawnicza. Dzierżoniów. 1996 r.
7. 2500 najpopularniejszych idiomów amerykańskich./ słownik/ Wyd. The Unpaid Rent Poetry Group. 1996 r.
8. Chicago miasto nadziei. Wyd. The Unpaid Rent Poetry Group. Chicago.1998 r.
9.  Złodzieje czereśni- /wydanie polskie/ Wydawnictwo Adam Marszałek. Toruń. 2000 r.
10. Chicago miasto nadziei – /wydanie polskie/. Wydawnictwo Adam Marszałek. Toruń.2000 r.
11. Legend o Poszukiwaniu Ojczyzny. Wyd. Dzierżoniowski Ośrodek kultury. Dzierżoniów. 2001r.
12. Kuzyn Józef albo Emigracja loteryjna po roku 1989.  /Wybór opowiadań/.Wydawnictwo Adam Marszałek.Toruń.2003r.
13. Zapiski Znad Zatoki San Francisco. /Dziennik/ Wyd. Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne “Fraza”. Rzeszów. 2004r.
14. Chicago miasto nadziei. /Chicago city of hope/. Wybór wierszy. Dwujęzyczny album ze zdjęciami  czarno -białymi. Wyd. The Unpaid Poetry Group. Chicago. 2005r.
15. Dzieci Gór Sowich. Wydawca. Miejski Ośrodek Kultury w Piławie Górnej. Piława Górna. 2007r.
16. Chicago miasto wiary/Chicago city of belief/.  Wydawnictwo Książkowe IBIS, Warszawa 2008. Nagroda LAUR Polskiego Komitetu ds. UNESCO, wręczona autorowi podczas VIII Światowego Dnia Poezji w Warszawie.

Adam Lizakowski to urodzony działacz społeczny,  promotor kultury polskiej od ponad 30 lat. Organizator prawie 200 spotkań  literacko – artystycznych, wystaw malarskich, wieczorów autorskich. Wielu znanych  polskich pisarzy, aktorów i nieznanych twórców emigrantów w San Francisco, Chicago, w Polsce prezentowało swoją twórczość dzięki jego zaangażowaniu i pomocy.  Za swoją działalność społeczną został wyróżniony przez środowiska w których pracował:
– Honorowy Członek Towarzystwa Dolnośląskiego w Chicago.  Chicago 2001r.
– Medal Zasłużony Dla Miasta Dzierżoniowa. Dzierżoniów 2005 r.
– Honorowy Obywatel Gminy Pieszyce.  Pieszyce 2008 r.
Jest też mecenasem dwóch  bibliotek od roku 2001:
 Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Krzysztofa K. Baczyńskiego w Dzierżoniowie.
 Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Adama Asnyka w Pieszycach.

Nagrody
Adam Lizakowski był kilkakrotnie nagradzany za swoją twórczość np. (tylko pierwsze miejsca): Golden Poetry Award – Sacramento. 1987 Golden Poetry Award – Sacramento. 1990 r. Międzynarodowy Konkurs Poetycki im. Marka Hłaski w Wiedniu. 1990 r. Międzynarodowy Konkurs pt. Zachodnie losy Polaków im. gen. Stanisława Maczka na pamiętnik emigranta z lat 1939-1989, pierwsza nagroda za „Zapiski znad Zatoki San Francisco, w roku 1996. Nagroda Fundacji Władysława i Nelli Turzańskich, /Kanada / przyznana za szczególne osiągnięcia w dziedzinie kultury polskiej /2001r/. Adam Lizakowski otrzymał nagrodę za „całokształt twórczości poetyckiej, ze szczególnym uwzględnieniem tomów „Złodzieje czereśni. Wiersze i poematy” oraz „Legenda o poszukiwaniu ojczyzny”, charakteryzujących się niezwykłą precyzją słowa i stanowiących oryginalną, inspirującą artystycznie formę ekspresji dla wyrażenia pełnej skali doświadczeń emigracyjnej egzystencji”.

Happening
Happening pt. „22 lipca 1980” zorganizowany przy współpracy z Zakładowym Domem Kultury „Prządka”  z okazji święta 22 lipca . Akcja wydarzenia rozgrywała się na ulicy Mickiewicza przed restauracją „Relaks”. Udział wzięli w miej miejscowi artyści malarze i muzycy. Na tarasie restauracji wystąpił zespół muzyczny którego wokalista /Adam Lizakowski/ śpiewał piosenki własnego autorstwa. Pieszyce 1980

Wystawy:
Rzeźba
„Galopujący socjalizm” wystawa rzeźby dadaistycznej. Zakładowym Dom Kultury „Prządka” w Pieszycach. Kierownik Felicjan Dobrzaniecki. Maj 1980 r.
Fotografia
„Czesław Miłosz w prywatnej fotografii Adama Lizakowskiego”. Biblioteka Główna Uniwersytetu Rzeszowskiego 25 X – 8 XI 2004 r.  Rzeszów 2004 r.

The Polish Museum in America. Wystawę unikalnych zdjęć przedstawiających Czesława Miłosza z lat 1986 -1991. Ekspozycja została przygotowana w ramach obchodów pierwszej rocznicy śmierci poety. Chicago 2005 r.
Mazowieckie Centrum Kultury i Sztuki ul. Elektoralna 12 w Warszawie. Wystawa pt. „Mój Miłosz”. Listopad 2007 r.
Galeria „ Znad Wilii”. Wilno. Wiosna 2008 r.
Płyty CD’s
„Chicago miasto nadziei” . Wykonawca Henryk Zygmunt. Chicago 1998 r.
„Śpiew kwiatów”. Wykonawca Marek Cieśla. Dzierżoniów 2004 r.

O twórczości Adam Lizakowskiego pisali:

Poeci i krytycy starszego i sredniego pokolenia:
Czesław Miłosz
Wacław Iwaniuk
Mieczysław Orski
Adriana Szymanska
Kazimierz Braun
Anna Frajlich – Zajac
Wojciech A. Wierzewski
Marek Skwarnicki
Aleksander Nawrocki
Poeci i krytycy młodszego pokolenia:
Karol Maliszewski
Stanisław Dłuski
Jerzy Sikora
Zbigniew Prusinski
Andrzej Dudzinski
Aleksander Bilik.
 Wieslaw Setlak
Janusz Drewnowcki

Przekłady poezji:
Rumi, Walt Whitman, Carl Sadburg, Langston Hughes, Frank O’ Hare, Lao tse, Maya Anglelou.