Jedną z atrakcji wakacyjnego pleneru może być rekonstrukcja historyczna. Będzie nią niewątpliwie wówczas, gdy rekonstruowane wydarzenie tyczy zamierzchłej historii, wartej odkurzenia, dodatkowo gloryfikującej męstwo naszego oręża i patriotyzm wpisany w czyn bitewny. Ale ostatnio trendy stają się inne widowiska. Na przykład takie, które odświeżają rany jeszcze nie dość zabliźnione i epatują wrogością, zaciętością, wyzwalając w rekonstruktorach i widzach emocje dalekie od tych, które – w założeniach edukatorów – miały towarzyszyć tej osobliwej lekcji historii.
Na modłę takich właśnie „eksperymentów” miało miejsce w sobotę, 20 lipca, widowisko w Radymnie. Przypomnijmy: Radymno, dziś miasteczko w woj. podkarpackim, w pow. jarosławskim, które 70 lat temu było świadkiem rzezi dokonanej na Polakach przez nacjonalistów ukraińskich z OUN-UPA.
Burmistrz Radymna, Wiesław Pirożek, przeznaczył w budżecie miasta 10 tys. zł na rekonstrukcję wioski z lat 40. Na łące pobudowano domy, stodoły i studnię z żurawiem. To na pewno większy koszt, niż ten budżetowy, więc pieniądze muszą mieć inne jeszcze pochodzenie. Wiadomo, że Stowarzyszenie Rekonstrukcji zbierało blisko rok na swoje konto różnego rodzaju datki. Pomoc zdeklarował też prezydent Stalowej Woli, zaznaczając, że kwota 10 tys. zł, którą jest gotów przeznaczyć na widowisko rekonstrukcji, może ulec zwiększeniu.
W minioną sobotę wioska spłonęła na oczach zaproszonych gości i entuzjastów tego typu pokazów.
Wprawdzie organizatorzy nazywają tę inscenizację „Wołyń 1943, nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary”, to jednak odzew wielu środowisk wskazuje na zaniepokojenie uprawianiem tego rodzaju pseudohistorii. Zbyt świeże są to wydarzenia i zbyt drastyczne, by trywializować je podczas „zabawy na świeżym powietrzu”. Ponadto taka rekonstrukcja, pokazująca Ukraińców – potworów, nie przyczyni się do zacieśnienia ekumenicznego dialogu między narodami, przeciwnie, podgrzeje emocje do temperatury płonących domostw.
Mamy jakąś przemożną chęć do epatowania masakrą. Wskazują na to inne, podobne tej, rekonstrukcje: w 2008 r. rekonstruowano powstanie w getcie żydowskim i przeprowadzono pokazową egzekucję cywilów, dwa lata później pojawił się pomysł zrekonstruowania likwidacji getta w Będzinie, z udziałem dzieci – statystów. Aż strach pomyśleć, jakie jeszcze czekają nas „zabawy w rekonstruowanie rzezi” w odsłonach iście piknikowych!
Pozostaje westchnięcie do np. wolińskich lub lądzkich wojów, którzy podczas corocznych festynów na średniowieczną modłę z podniesioną przyłbicą przechadzają się wzdłuż zrekonstruowanych grodów, ocalając je od pożogi. Bo taką historyczną maskaradę prędzej da się usprawiedliwić, niż zaciekłą nienawiść wpisaną w kontekst parahistorycznej opowieści.
E.M.