Afryka 2×2″ to pomysł na podróż poślubną! Ona kocha Czarny Ląd, a on rowery, stąd wyprawa na dwóch kółkach przez 7 000 km afrykańskich dróg i bezdroży. Ela Wiejaczka i Tomek Budzioch pobrali się w czerwcu 2014 r., w grudniu ruszają w rowerową podróż przez Afrykę.
Tomek Budzioch: Oto nasz plan – lecimy do Windhuk w Namibii, wsiadamy w autobus do Swakopmund i tam, na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego, skręcamy rowery, którymi ruszymy przez Afrykę. Z grubsza wyrysowana trasa stanowi raczej ogólny zarys niż nienaruszalny plan. Bez wątpienia będzie korygowana w zależności od potrzeb i warunków na miejscu.
Ela Wiejaczka: Chcemy dojechać aż do Kenii, przez Botswanę, Zambię, Zimbabwe, Mozambik, Malawi, Tanzanię, Burundi, Rwandę i Ugandę. Z suahili, angielskim i francuskim nie będzie problemu; portugalskiego już nie znamy. Mamy pięć miesięcy, dwa rowery i dużo entuzjazmu. To będzie dłuższa przygoda – nie mamy dokładnych ram czasowych, bo kupiliśmy bilety w jedną stronę. Musimy wrócić przed końcem kwietnia, żeby rozliczyć się ze skarbówką (śmiech).
Chcemy pokonywać ok. 70 km dziennie, ale jeśli znajdziemy się w ciekawym miejscu albo spotkamy interesujących ludzi, zatrzymamy się nawet na kilka dni. Trudno przewidzieć wszystkie trudności, które spotkamy na trasie. Obawiamy się dzikich zwierząt – zwłaszcza w miejscach, gdzie będziemy musieli biwakować z dala od siedzib ludzkich. W niektórych regionach problemem będzie zaopatrzenie w wodę i żywność. Inna kategoria to choroby tropikalne, których musimy uniknąć.
Na pierwszy rzut oka nasz plan może wydawać się karkołomny, ale przy zachowaniu zdrowego rozsądku powinniśmy szczęśliwie dotrzeć do Mombasy, czyli końcowego punktu naszej wyprawy.
Tomek: W naszym teamie zajmuję się całą techniczną stroną przedsięwzięcia, m.in. przygotowaniem rowerów i sprzętu. W wakacje 2010 r. przez 2 miesiące przemierzałem rowerem indyjskie Himalaje. Jak na ten rejon, było to bardzo deszczowe lato.
W górskiej prowincji Ladakh-Zanskar w wyniku osuwisk zginęło wtedy kilkaset osób, wiele miejscowości zostało przywalonych zwałami ziemi i błota. Obszar ten był przez wiele dni odcięty od świata w wyniku zniszczenia dróg. Bywały takie odcinki, że aby je pokonać, trzeba było rozpakowywać rower i przenosić wszystko na plecach. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, iż znaczna część pokonanych wtedy 3000 kilometrów leżała powyżej 4500 m n.p.m.
Niemniej jednak wspominam ten wyjazd jako jedną z najwspanialszych przygód w życiu, a zdobyte wtedy doświadczenie bardzo przyda się nam w Afryce. Teraz wiem, że trzeba zabrać nie rzeczy, które mogą się przydać, ale te, które przydadzą się na pewno. W praktyce wygląda to tak, że składa się na środku pokoju to, co absolutnie niezbędne, po czym odrzuca z tego 2/3, żeby zmieścić się w sakwach i samolotowym limicie bagażu.
Poza minimalną ilością ubrań musimy spakować sprzęt biwakowy, części zapasowe i serwisowe, rozbudowaną apteczkę, elektronikę. To wszystko waży, a musimy mieć świadomość, że na niektóre odcinki będziemy musieli zabierać również prowiant i po kilkanaście litrów wody. Tak obładowany rower może mieć nawet 50 kg.
Ela: Ja pilnuję ogólnej logistyki wyjazdu, bo tym zajmuję się na co dzień w pracy w Afryce. Harmonogramu szczepień – trzeba o tym pomyśleć wcześniej, gdyż część z nich trzeba wykonać z wyprzedzeniem, poza tym nie można zrobić wszystkich jednego dnia. Wiz – większość można kupić na miejscu, ale namibijską musimy mieć wcześniej. Szukam kontaktów na miejscu, informacji na temat możliwości przejazdu rowerem niektórymi trasami, zwłaszcza w obrębie parków narodowych. Robię listę rzeczy stricte pod nasz wyjazd – zabieramy m.in. lampę UVC do odkażania wody, przewodniki i mapy w pdf-ach czy zestaw chirurgiczny.
Tomek: Mamy już większość sprzętu – rowery, sakwy i cały ekwipunek biwakowy. Bardzo dokładnie analizujemy, co zabrać – np. maszynkę benzynową, bo działa na wszystkie paliwa płynne, a nie gazową, gdyż w Afryce ciężko kupić kartusze. Lekki namiot, skromny zestaw naczyń do gotowania. Wyposażenie musi być jak najprostsze, odporne na ciężkie warunki i łatwe do naprawienia w warunkach afrykańskich. Niemiecka firma Mainstream MSX w zamian za zdjęcia z wyprawy wyposażyła nas w komplet doskonałej jakości sakw rowerowych, które świetnie sprawdziły się podczas wyprawy w Himalaje.
Ela: Krótko o nas? Poznaliśmy się piętnaście lat temu na scholi. Ja śpiewałam, Tomek grał na gitarze, od tamtej pory się przyjaźnimy. On wtedy dużo podróżował, głównie do Azji, a ja w tym czasie byłam na studiach w Krakowie. Po latach role się odwróciły: zaczęłam wyjeżdżać – najczęściej do wymarzonej Afryki, a Tomek budował dom pod Gorlicami. W którymś momencie, nieoczekiwanie dla całej rodziny, oświadczyliśmy, że się pobieramy – w zasadzie nawet nie byliśmy parą: z relacji przyjacielskich przeskoczyliśmy w narzeczeńskie (śmiech).
Od kilku lat pracuję w Afryce – między innymi regularnie wprowadzam grupy na Kilimandżaro, jeżdżę do Maroka i Etiopii, ale pilotowałam też wycieczki w Ugandzie, Namibii, Zimbabwe i RPA, prywatnie byłam jeszcze w kilku krajach. Kiedy jestem w Polsce piszę artykuły, przygotowuję też swoją pierwszą publikację książkową. Przez trzy lata z rzędu wyjeżdżałam do Tanzanii i mieszkałam w wiosce Masajów; piszę o ich życiu i zmianach, jakie w nim zachodzą. Nie znam jeszcze daty wydania.
Tomek: Zarabiam wykonując roboty wysokościowe – montaż, rozbiórka, mycie, odśnieżanie; zajmuję się też fotografią reportażową i ślubną. Od czasu do czasu pracuję również jako pilot-kierowca samochodu 4×4 podczas wyjazdów offroadowych do Rumunii, Czarnogóry, na Ukrainę… W lecie wolne chwile spędzam na rowerze, a w zimie na biegówkach lub skiturach.
Ela i Tomek: Zapraszamy do śledzenia naszych postępów w przygotowaniu i później na trasie na facebookowym profilu wyprawy „Afryka 2×2″!
Źródło: Onet