Ze względu na spore zainteresowanie tematem, pragnę po raz kolejny wyjasnić problematykę zasady subsydiarności w Polsce. Abstrahując od łaciskiej nazwy, chodzi tu po prostu o zasadę pomocniczości.
Pomocniczość oznacza, że państwo nie powinno być celem samym w sobie, ale powinno służyć swoim obywatelom i jednostkom terytorialnym. Panstwo nie może zatem podejmować się zadań, które organy samorządowe (np. gminy), stowarzyszenia społeczne (np. spółdzielnie) lub sami obywatele mogą wykonywać równie dobrze lub nawet lepiej niż wszechmocne struktury państwowe. Jeśli jednak podległe jednostki nie są w stanie wykonać określonych zadań, organizacja wyższego szczebla powinna przejąć te zadania lub wspierać podległe jednostki w ich wykonaniu.
Krótko mówiąc, zasada pomocniczości oznacza, że mniejsze jednostki administracyjne mają pierwszeństwo w działaniu, a organizacje wyższego szczebla mają obowiązek wspierać je w tych dzialaniach. Obowiązek ten odzwierciedla również łaciński rdzeń zawarty w w słowie subsydiarność.
Ta zasada nie jest wyłączną domena i przywilejem systemu opartego na demokracji bezpośredniej, jak niektorzy nieslusznie uwazają i głoszą to wszem i wobec. Na przykład fenomen systemu politycznego Szwajcarii polega na połączeniu dwóch zasad: z jednej strony subsydiarnego federalizmu, a z drugiej strony demokracji bezpośredniej.
USA, Niemcy, Austria, Wielka Brytania i pare innych panstw sa panstwami subsydiarno-federacyjnymi, ale nie stosują instrumentow bezpośrednio-demokratycznych. Nawet Unia Europejska ma ambicje federacyjne i subsydiarne, choc daleko jej do demokracji bezpośredniej.
Krotko mówiąc: zasada subsydiarności wspomaga demokracje bezpośrednią, nie jest jednak jej wylaczną podstawą.
W Polsce, jak juz wielokrotnie pisalem, wprowadzenie Konstytucji z 2 kwietnia 1997 roku nie wpłynęło «rewolucyjnie» na stosowanie i odwoływanie się do zasady pomocniczości.
Konstytucja zawiera jedynie hasłowy zapis dotyczący tej zasady: «(…) ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot”.
Zapis ten wskazuje na niekonsekwencję polskiej ustawy zasadniczej.
Po pierwsze konstytucja nie zawiera normatywnych treści dotyczących pomocniczości, po drugie nie koresponduje z innymi konstytucyjnymi zapisami.
Problem polega na tym, że siła i wartość zasady subsydiarności w porządkach prawnych państw europejskich związana jest zasadniczo z ich charakterem federalnym. Polskie państwo charakteryzuje się natomiast unitaryzmem, na co z kolei wskazuje art. 3 Konstytucji: «Rzeczpospolita Polska jest państwem jednolitym.”
Stąd zasada pomocniczości w Polsce ma charakter otwarty, co z kolei wiąże się z jej bardzo szeroką interpretacją. Zasadniczo służy ona umacnianiu wspólnot obywateli (samorządow). Niektórzy politycy interpretują ją jednak błędnie, uważając, że zasada ta jest instrumentem ochrony praw obywateli i ich wspólnot. Większość politykow nie ma jednak najmniejszego pojęcia o jej istnieniu.
Zasada subsydiarności/pomocniczości powinna regulować porządek społeczny i polityczny, przyczyniając się do optymalnego podziału kompetencji wg reguły: «tyle państwa, na ile to konieczne i tyle społeczeństwa, na ile to możliwe». To z kolei wiąże się w Polsce z nieingerowaniem państwa w sprawy samorządu terytorialnego.
W Polsce, jak wiadomo, istnieją trzy szczeble, które powinny być podmiotami subsydiarnego podzialu kompetencji władczych: gmina, powiat i administracja państwowa (w tym województwo).
Paradoksem jest jednak to, że powiaty i województwa nie są ukonstytuowane w ustawie zasadniczej z 1997 r. I tu pojawia się kolejna trudność w realizacji idei pomocniczości w naszym kraju. Pośrednie szczeble znajdują się niejako „poza konstytucją”.
Weźmy przykład związany z sytuacją pandemiczną COVID-19 w Polsce.
Zarowno obywatele, jak i gminy, powiaty i województwa czekają prawie na kolanach na wytyczne z Warszawy. Jest to «normalne», bowiem nie mają własnych kompetencji władczych w tym zakresie. Wojewodowie, radni, burmistrze itp. mają zwiazane ręce i praktycznie zero mozliwości decyzyjnych w tym okresie kryzysowym.
Wszelkie decyzje (noszenie masek, nakazy, zakazy) rodzą się w rządzie lub parlamencie w stolicy i przekazywane następnie zgodnie z polską tradycją decyzyjną z góry na dół. To z subsydiarnością nie ma absolutnie nic wspolnego.
Tak więc, polityka zwalczania koronawirusa w Polsce prowadzona jest odgórnie, na zasadzie nakazowo-zakazowej, co jeszcze raz potwierdza unitarny charakter polskiego państwa.
Wszyscy ci, ktorzy chcą wprowadzić zasadę subsydiarności w Polsce jako «złoty środek» na wszystkie problemy, powinni się najpierw zastanowic nad budowa struktur federalnych, które niejako automatycznie winny «zezwolić» na subsydiarny charakter polskiego państwa.
A wtedy droga do demokracji bezpośredniej bedzie może nie wolna, ale na pewno dużo łatwiejsza.