Pierwszy dzień zawodów- jesteśmy trochę późno na lotnisku, bo dopiero o godzinie 8.00, a trzeba zdążyć przed skwarem. „Diana” jest gotowa, ponieważ Jerry latał poprzedniego dnia, pozostało tylko zatankować, przetrzeć szybowiec, zważyć się i jazda na strat.
Na miejscu okazuje się, że z jednego koła podtrzymującego skrzydło zeszło całkowicie powietrze, a także główne podwozie szybowca nie wygląda dobrze. Znalazła się pompka, więc uzupełniamy powietrze. „Diana” ponownie gotowa do startu, a my jedziemy na odprawę pilotów o godzinie 10.00.
Po odprawie stwierdzamy, że powietrze w dalszym ciągu uchodzi z koła głównego podwozia. W tym upale robimy co się da, bo „grid time” jest ustalony na 12.00. Pianka niewiele pomogła, ciągle uzupełniamy powietrze. Dużo nerwów, niepewności. Jerry jednak decyduje się lecieć.
W kolejce do startu jest 7-my w klasie
Na drugi dzień padało. Loty zostały odwołane, a my mogliśmy się zająć podziurawionymi oponami. Okazało się, że inni zawodnicy też mieli podobne przygody z tym, że nasze opony miały po kilka dziur. Nie było żadnego sabotażu, tylko winę za ten stan rzeczy ponoszą wyschnięte, kolczaste krzewy rosnące w trawie na tym terenie. Aby dojechać na miejsce startu nie było możliwe ich ominięcie. Ci którzy bywali tutaj na zawodach wyposażyli się w zapasowe dętki.
Trzeci dzień zawodów i jest nieco lepiej, bo Jerry ukończył konkurencje na 13 miejscu,a w ogólnej klasyfikacji znalazł się na 16-ty.
Następny dzień zaczął się jak inne dni zawodów. Pogoda zapowiadała się znakomicie. Starty przebiegają szybko i sprawnie. Dzisiaj pierwsze wzbijają się szybowce w klasie 15m. o godzinie 14.06 otwarcie konkurencji.
Jednak podczas dzisiejszego dnia zdążył się przykry incydent. Dwa szybowce z klasy
Drugi szybowiec, lekko uszkodzony (lotka) wrócił i wyladował bezpiecznie na lotnisku w Uvalde.
Dzień okazał się nienajlepszy dla jeszcze innych pilotów. Jerry wprawdzie wrócił, ale z godzinną stratą i spadł na 21-sze miejsce w ogólnej klasyfikacji. Jak sam powiedział znalazł się w trudnej sytuacji i musiał się ratować, aby dolecieć do lotniska. A to, co go mobilizowało do większego wysiłku to fakt, iż miałabym kłopot ze znalezieniem go w nocy, bo robiło się już późno.
Piąty dzień okazuje się lepszy – mija bez poważniejszych incydentów. Następne dni są wolne ze względu na złą pogodę. Pada chwilami nawet mocno, więc musimy zabrać przyczepę z trawy i ustawić na asfalcie. Uvalde ma to do siebie, że jak popada to robi się błoto i trudno byłoby z tego błota wyciągnąć szybowiec następnego dnia.
Jedno jest pewne – aby mieć wyniki trzeba znacznie więcej trenować. Szkoda, że zawody się zakończyły. Jeszcze parę dni, a wynik byłby na pewno lepszy niż 18 miejsce, a tak musimy czekać do następnego roku.
Anna S. Zieba