Utrata Prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego wraz z małżonką oraz liczną delegacją ważnych urzędowych osób różnej politycznej orientacji, w katastrofie z 10 kwietnia 2010 roku, stała się dla obywateli Polski, źródłem wielu refleksji oraz motywem poważnych przemyśleń. Nie dla wszystkich przemyślenia te miały jednakowy przebieg, jakkolwiek motyw pozostał wspólny. Nie dla wszystkich wnioski płynące z tego, co było tłem tych wydarzeń ale miało też znaczenie dla ich przebiegu, okazały się choćby zbliżone. Nie dla wszystkich śmierć 96 ważnych polskich osobistości, którą ponieśli w służbie Polsce, największej katastrofie narodowej po klęsce wsześniowej w 1939 roku, zasługuje na szczególną uwagę i potraktowanie. Tylko część społeczeństwa polskiego odczuwa traumatyczne skutki katastrofy. Jak duża jest to część, tego trudno się jakoś dowiedzieć, mimo bezustannie prowadzonych wielu innych badań socjospołecznych. Jakąś wskazówką co do fenomenu może być zainteresowanie, jakie towarzyszy manifestacjom organizowanym co miesiąc w datę kolejnej miesięcznicy katastrofy, nie tylko w Warszawie, ale w wielu innych miejscach nie tylko w Polsce.
Uczestnicy i organizatorzy tych manifestacji pytają, jaka jest prawda, dlaczego społeczeństwo polskie, nie może poznać odpowiedzi na dość oczywiste pytania procesowe: ścieżka zejścia samolotu prezydenckiego, czarne skrzynki, autopsja zwłok, szczątki wraku. . . Dlaczego wszystko to w rok po katastrofie nadal znajduje się poza zasięgiem ekspertów polskich? Dlaczego wątpliwości zgłaszane przez niezależnych ekspertów polskich są ignorowane, wyszydzane, obśmiewane, gdy tymczasem to co oficjalnie już wiadomo po opublikowaniu raportu rosyjskiego MAKu, budzi zastrzeżenia również oficjalnej strony polskiej? Pomieszczone na 78 stronach uwag, zgłoszonych drogą urzędową do Rosjan, od których nie otrzymaliśmy do dziś żadnej odpowiedzi, są owej traumy znakomitą pożywką? Czy do tego konieczne jest jeszcze szyderstwo polskich mediów pozostających na nie wiadomo czyich usługach? Czy to właśnie jest ten nowoczesny sposób, jakim państwo chce leczyć tę traumę części polskiego społeczeństwa? A może przeciwnie, trauma ta, uznana została za dar niebios dla dalszej eksploracji pokładów cierpliwości w narodzie, który do tej pory, nadzwyczaj dzielnie znosił ucisk obcych rządów (do 1989r), potrafił się im mimo to przeciwstawiać i nie uległ w najgorszych nawet dlań momentach. Teraz wszakże słyszy się głosy nawołujące do opamiętania. Tak, to jeszcze jedno szyderstwo z cierpliwości Polaków z których naigrawa się ten sam anioł Katyńskiej hekatomby narodowej.
Trauma katastrofy jest faktem nie historycznym, ale współcześnie wpływającym na postawy Polaków i kształtowanie ich stosunku do stojących przed nimi współczesnych wyzwań, głównie na polu niedorozwiniętej gospodarki. Co Polacy, którzy nie poczuwają się do żadnej wspólnoty związanej z traumą katastrofy, chcą powiedzieć tym Polakom, którzy ten ból w sobie noszą? To jest wasza sprawa, wasza trauma, albo się z nią uporacie albo przegracie przyszłość. Jak się wam nie podoba, to możecie wyjechać, albo zwariować, nam nic do tego. Co chce lub ma im do zaoferowania Polski Rząd? Straumatyzowani katastrofą Polacy słyszą dajcie spokój, żałoba się skończyła, trzeba zapomnieć – to z najłagodniejszych ust. Są wszak rześcy jeźdźcy apolkalipsy, którzy i owszem nie szczędzą szyderstw, prowokacji, wyśmiewania i poniżania swoich politycznych oponentów. Tak ponieważ linie podziału przebiegają wzdłuż granic partii politycznych a nie wzdłuż łączących wydawałoby się dla wszystkich tak samo ważnych atrybutów polskiej historii państwowości, wspólnych zabiegów o suwerenność, czy wreszcie wspólnego budowania tego, co ma być chałupą dla każdego a nie tylko dla uprzywilejowanych grup wybrańców, za zamkniętymi szczelnie odgrodzonymi dzielnicami ekskluzywnych rezydencji.
Trauma po katastrofie Smoleńskiej w społeczeństwie polskim nie została w żaden sposób zredukowana, wyciszona czy zaleczona. Nikt nigdy nie spróbował jej nawet łagodzić, choć samoorganizujące się społeczeństwo polskie w dniach po katastrofie, wskazało wyraźnie drogę, którą należy pójść. Pozostające w opozycji nawet po śmierci pary prezydenckiej zwarte szeregi partyjnych funkcjonariuszy, ruszyły ponownie do ataku, mimo, że prezydent spoczywa już w grobie. Czyżby tym razem pamięć po nim, nadal komuś zagrażała? Skoro tak, to upolitycznianie traumatycznych przeżyć Polaków po Katastrofie Smoleńskiej, leży w jak najlepiej pojętym interesie tych, którzy ową traumę będą powiększać. Wmawianie jednak społeczeństwu, że manifestacja w dniu 10 jakiegoś miesiąca to czynność wymierzona w rząd, lub urząd prezydenta, ma taką samą wartość, jak wiara w prawdziwość teza rosyjskiego MAKu.
Foto: Jeden z plakatów prezentowanych w kościele Sw. Trójcy w Chicago. Zdjęcie Teresa B. Buckner.