Los ukraińskich wyborów rozstrzygnął się na długo przed ogłoszeniem wyników głosowania. Rządząca Partia Regionów utrwaliła bowiem swoją władzę w znacznej mierze poprzez zmianę ordynacji wyborczej. Od czasu „Pomarańczowej rewolucji” obowiązywał tryb proporcjonalny. Ekipa „Niebieskich” wywalczyła jednak powrót do systemu mieszanego w wyborach do Rady Najwyższej. Dlatego też w tym roku 225 deputowanych Ukraińcy wybierali w systemie proporcjonalnym, 225 natomiast w okręgach jednomandatowych. W ukraińskich realiach okręgi jednomandatowe zawsze dawały przewagę tzw. partii władzy. Teraz modelowym wręcz ugrupowaniem władzy jest Partia Regionów.
Przeprowadzenie wyborów w okręgach jednomandatowych oznacza powrót do realiów z okresu rządów Leonida Kuczmy, a nawet Leonida Krawczuka – pierwszego prezydenta kraju po rozpadzie Związku Radzieckiego. Wówczas to obóz rządzący był zbyt niepopularny, by w wyborach proporcjonalnych stawić czoła opozycji. Dlatego też do perfekcji wykorzystywał okręgi jednomandatowe, aby przy użyciu rożnych metod administracyjnych zapewnić sobie korzystne wyniki głosowania. Można się było domyślić, że tak będzie i po ostatniej zmianie ordynacji. Tym bardziej niezrozumiałe jest wcześniejsze poparcie opozycji dla tej zmiany. To trochę tak, jakby karpie głosowały za obchodzeniem Świąt Bożego Narodzenia.
W tegorocznych wyborach do parlamentu opozycja starała się za wszelka cenę uniemożliwić zdobycie przez Regionałów wraz z Komunistami większości 2/3 mandatów. Możliwa byłaby wówczas zmiana konstytucji i na przykład przeforsowanie wyboru prezydenta przez parlament. Dlatego, mimo że kampania wydawała się nudna i pozbawiona wyrazu, stawka wcale nie należała do bagatelnych. Spróbujmy teraz przyjrzeć się układowi sił na ukraińskiej scenie politycznej, ukształtowanemu po wyborach.
Wszechwładni Regionałowie
Partia Regionów niepodzielnie rządzi Ukrainą już od 3 lat. Jej główną zaletą miała być fachowość i wyniki gospodarcze. Tak jakby obóz rządzący słał do społeczeństwa komunikat: „nie działamy do końca demokratycznie, do idealistów też nie należymy, ale przynajmniej jesteśmy skuteczni”. Przekaz taki miałby jednak sens, gdyby szły za nim konkretne wyniki osiągane w trakcie procesu naprawy gospodarki. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że „Niebieskim” udało się wyprowadzić Ukrainę z potężnego kryzysu zapoczątkowanego w 2009 roku. PKB skurczył się wówczas o 20%, a premier Tymoszenko sprawiała wrażenie osoby kompletnie nie panującej nad sytuacją. Potem jednak górę zaczęły brać interesy stojących za partią oligarchów. Stąd między innymi trudności we współpracy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Obecnie władze wydają się bezradne wobec uderzającej w Ukrainę drugiej fali kryzysu.
Skuteczność na płaszczyźnie gospodarczej to część mitu, jaki wytworzył wokół siebie prezydent Wiktor Janukowycz, wywodzący się z Partii Regionów. W okresie, gdy był on po raz pierwszy premierem (2002-04) PKB rósł nawet o 12% rocznie. Stąd też wydaje się, że mieszkańcy wschodniej i południowej Ukrainy popierali go nie tylko jako „swojego człowieka”, ale też dobrego gospodarza, można by rzec ukraińskiego Edwarda Gierka. Trzeba jednak pamiętać, że mieszkańcy tych regionów tęsknią za sowieckim bezpieczeństwem socjalnym.
Gdy Janukowycz zamiast stać się „dobrym batką” zaaplikował im trudne reformy, poczuli się zdradzeni. Tym bardziej, że sukces reform był bardzo utrudniony z uwagi na korupcję i oligarchiczne interesy na szczytach władzy. Oszukani wyborcy Janukowycza przerzucili swe głosy przede wszystkim na Komunistów, którzy podobnie jak faszyzująca Swoboda byli „czarnym koniem” tegorocznych wyborów. W 1991 roku Partia Komunistyczna została na Ukrainie zdelegalizowana. Większość jej działaczy przeszła do różnych hybrydowych ugrupowań centrowych. Ale w 1993 roku grupa działaczy, ze wspomnianym Symonenką na czele, odtworzyła Komunistyczną Partię Ukrainy (KPU). Początkowo wydawało się, że z poparciem w granicach 30-40% Komuniści mogą wywrócić do góry nogami dotychczasowy układ sił. Później jednak poparcie dla nich słabło, a dla kuczmowskiej „partii władzy” stali się wygodnym narzędziem politycznym. Takim samym narzędziem byli do tej pory w rękach Partii Regionów. Teraz, osiągając dobry wynik wyborczy, wcale nie jest powiedziane, że będą dalej potulnym koalicjantem.
Przede wszystkim jednak rządy ekipy Janukowycza przyniosły rozczarowanie na płaszczyźnie przestrzegania zasad demokracji i praw człowieka. Gdy w 2009 roku lider Regionałów startował w wyborach prezydenckich, wielu obserwatorów wierzyło, że to nie jest już ten sam Janukowycz, który stał za fałszerstwami wyborczymi z roku 2004. Rzeczywistość okazała się brutalna. Procesy liderów opozycji – Julii Tymoszenko i Jurija Łucenki to tylko najbardziej ewidentne przykłady naruszania praw człowieka na Ukrainie. Należy wspomnieć również o podporządkowaniu mediów obozowi rządzącemu. W tym momencie de facto tylko jedna telewizja TVi nie jest zależna od władz. Przed wyborami stacje nieco spuściły ze służalczego dla władz tonu. Wydaje się jednak niemal pewne, że był to tylko wybieg mający na celu zmylenie międzynarodowych obserwatorów.
Sam Janukowycz okazuje się być nie tylko skutecznym politykiem, ale też zdolnym biznesmenem Na Ukrainie doszło do bezprecedensowego podporządkowania gospodarki grupie osób związanych z prezydentem. Niektórzy obserwatorzy ukraińskiego życia politycznego twierdzą, że Janukowycz ma ambicje zostać najbogatszym człowiekiem w tej części Europy. Układ ludzi bliskich prezydentowi zwany „rodziną” (bardzo aktywny jest w nim syn Janukowycza – Ołeksandr) systematycznie kreuje własnych oligarchów.
Co się dzieje z opozycją?
A jak na pełzającą dyktaturę reaguje opozycja? Wynik wyborczy sił prawicowych można uznać za lepszy niż oczekiwano. Trzeba podkreślić, że opozycja w systemie proporcjonalnym zdobyła więcej mandatów niż koalicja rządząca. Dużym zaskoczeniem było blisko 30% poparcie dla Zjednoczonej Opozycji. Świetne wyniki uzyskały też UDAR (ukr. Cios) Witalija Kliczki i nacjonalistyczna Swoboda. Zdolność tej części sceny politycznej do przejęcia władzy pozostaje jednak niewiadomą.
Zjednoczona opozycja to alians dwóch do tej pory głównych sił opozycji – Batkiwszczyny byłej premier Julii Tymoszenko i Frontu Zmian Arsenija Jaceniuka. Wobec uwięzienia Tymoszenko, głównymi postaciami tego ugrupowania są Jaceniuk oraz polityk Batkiwszczyny Oleksandr Turczynow. Dużym problemem ugrupowania są jednak personalne spory między liderami. Poza tym nie sprawdziły się przewidywania, jakoby aresztowanie Julii Tymoszenko uczyniło z niej męczennice i utorowało „księżniczce Pomarańczowej rewolucji” drogę do władzy. Tak naprawdę niewielu Ukraińców angażuje się w akcje poparcia dla byłej premier. Co gorsza, wydaje się obecnie mało realne by mogła ona w najbliższym czasie opuścić charkowskie więzienie.
Zjednoczonej Opozycji przybyli po prawej stronie sceny politycznej groźni konkurenci. UDAR Witalija Kliczki to absolutne objawienie ostatnich miesięcy. Partia ta stara się kreować swój wizerunek jako nowej, nieskompromitowanej siły na ukraińskiej scenie politycznej. Jest krytyczna wobec Janukowycza, ale zachowuje też dystans do „Pomarańczowych” Najpierw nie zgodziła się przystąpić do Zjednoczonej Opozycji, później odrzuciła pomysły wspólnych kandydatur w okręgach jednomandatowych. Niektórzy zarzucają partii Kliczki, że jest „piątą kolumną” Janukowycza. Wydaje się jednak, że tak naprawdę Kliczko czeka na swój czas w polityce. Nie należy zapominać o ostatniej z partii opozycyjnych, a mianowicie nacjonalistycznej Swobodzie. Jest to siła, która istnieje w ukraińskiej polityce od kilkunastu lat. Jej lider Ołeh Tianhybok należy do najbarwniejszych postaci w ukraińskiej polityce. Do niedawna partia ta była niegroźnym folklorem na scenie politycznej. Nawet w swoim mateczniku – Galicji poparcie dla ugrupowania nie przekraczało 2,5%. Tymczasem w wyborach samorządowych, które odbyły się jesienią 2010 roku, Swoboda uzyskała na zachodzie Ukrainy wynik zbliżony do 30%. Nawet wtedy mówiono jednak, że to galicyjska specyfika i już samo wejście do Rady Najwyższej będzie jej sukcesem.
\Tymczasem w tegorocznych wyborach nacjonalistów poparło ponad 10% wyborców. Co więcej, patia odnotowała dobry wynik nie tylko na zachodzie kraju, ale też w centrum, a nawet we wschodniej części Ukrainy. Może to być dowodem odrzucenia przez co dziesiątego głosującego obu głównych obozów politycznych. Program Swobody to zlepek haseł nacjonalistycznych i socjalnych. Do tradycyjnych postulatów galicyjskich partii skrajnie nacjonalistycznych dodany został wątek antykapitalistyczny. Swoboda współpracuje z Batkiwszczyną. Taka współpraca jest jednak dla partii mainstreamowych bardzo niewygodna, gdyż może być bezwzględnie wykorzysta przez obóz rządowy. Łatwo będzie wówczas deprecjonować całą opozycję jako groźnych „banderowców”. Tym bardziej, że raz po raz pojawiają się głosy o wspieraniu Swobody przez Janukowycza. Jawna współpraca jest raczej mało prawdopodobna. Ale nie ulega wątpliwości, że radykalizacja prawej części sceny politycznej jest władzy na rękę. Wszak nic tak nie działa mobilizująco na elektorat Partii Regionów, jak lęk przed „banderyzmem” i „faszyzmem”.
Czy demokracja przetrwa?
Za nami pierwsza sesja nowo wybranej Rady Najwyższej. Już teraz widać, że obóz rządzący będzie próbował zdobyć większość konstytucyjną poprzez podkupywanie deputowanych niezależnych i przedstawicieli innych partii. Opozycja nie zamierza jednak łatwo dopuścić do realizacji takiego scenariusza, co widać po nerwowej reakcji na nie przystąpienie dwóch deputowanych do frakcji Zjednoczonej Opozycji. Doszło nawet do rękoczynów.. Temperatura pierwszego posiedzenia parlamentu pokazuje, że poziom napięcia politycznego na Ukrainie niemal sięgnął zenitu. Warto odnotować wybór przedstawiciela Swobody na wiceprzewodniczącego Rady, co potwierdza rosnącą siłę ugrupowania w obecnym układzie politycznym.
Czy istnieje nadzieja dla ukraińskiej demokracji? Wbrew pozorom tak. Ekipa Janukowycza staje się coraz bardziej niepopularna. Wybory parlamentarne jeszcze wygrała dzięki zmianie ordynacji. Zadaniem opozycji jest nie dopuścić do zmiany sposobu wyboru prezydenta. Pierwszy krok został już zrobiony, bowiem koalicja Partii Regionów i Komunistów nie dysponuje większością konstytucyjną w parlamencie. Władza może próbować jednak innych środków, czego dowodzi ostatnia ustawa poszerzająca możliwości przeprowadzenia referendum konstytucyjnego.
Opozycja jest jednak dużym problemem sama dla siebie. Otwartym pozostaje pytanie, czy w 2015 roku zdoła się zjednoczyć i wystawić wspólnego kandydata na prezydenta. Raczej nie będzie nim mało przekonujący Arsenji Jaceniuk. Naturalnym kandydatem wydaje się Kliczko. Jest on najpopularniejszym w tym momencie Ukraińcem, do tego o nieposzlakowanej opinii. Nie był uwikłany w skompromitowane rządy „Pomarańczowych”. Co więcej, jest w stanie zdobyć głosy także na Wschodzie i Południu Ukrainy. Jeżeli przez następne dwa lata wykaże się odpowiedzialnością w parlamencie ma szansę poważnie zagrozić Janukowyczowi. Nie przekonują argumenty, jakoby był za bardzo uległy wobec władzy. Wystarczy przypomnieć, że w 2002 roku takie zarzuty stawiano Juszczence. Ale na chwilę obecną spekulacje o przyszłości Ukrainy to political fiction. Trzeba jednak podkreślić, że prawdziwy sprawdzian czeka ukraińską opozycję po ewentualnym przejęciu władzy.
Źródło:
Miesięcznik „Stosunki Międzynarodowe” (www.stosunki.pl)