Pediatrzy zabrali głos w sporze, który rok temu wybuchł wewnątrz administracji Obamy. Urząd ds. Żywności i Leków ogłosił w grudniu 2011 r., że pigułki antykoncepcyjne “dzień po”, które zapobiegają ciąży do pięciu dni po stosunku, powinny zostać dopuszczone do sprzedaży bez recepty.
“Ponad dekadę badaliśmy, czy pigułki zawierające hormon levonorgestrel są bezpieczne i skuteczne. Doszliśmy do wniosku, że tak” – napisała wtedy szefowa urzędu Margaret Hamburg. O wolną sprzedaż zabiegał koncern farmaceutyczny Teva, który produkuje popularną w USA pigułkę plan B.
Jeszcze tego samego dnia sekretarz departamentu zdrowia Kathleen Sebelius wydała oświadczenie podważające decyzję pani Hamburg: „Nauka potwierdziła, że lek plan B, nazywany czasem »pigułką dzień po «, jest bezpieczny i efektywny. Ale dopuszczając go do sprzedaży bez recepty dla wszystkich kobiet w wieku reprodukcyjnym, musielibyśmy mieć pewność, że wszystkie będą rozumiały przeznaczenie leku i umiały go używać w sposób właściwy. Ten warunek nie jest spełniony. Średni wiek pierwszej menstruacji w USA to 12 lat, ale wiele dziewcząt menstruuje już w wieku 11 lat (one również mogłyby swobodnie kupować sobie plan B). Po dojrzałym namyśle zdecydowałam, że dla kobiet poniżej 17. roku życia lek będzie dostępny wyłącznie na receptę”.
Postanowienie Sebelius wywołało oburzenie liberałów. – Nie ma ono żadnego racjonalnego potwierdzonego przez naukę uzasadnienia! – komentowała Susan Wood, była szefowa Urzędu ds. Żywności i Leków. – Kalkulacje polityczne wzięły górę nad nauką! – wtórował jej Art Caplan, dyrektor Centrum Bioetyki na University of Pennsylvania. Kilkunastu postępowych kongresmenów z Partii Demokratycznej napisało do sekretarz zdrowia list otwarty z żądaniem wyjaśnienia motywów decyzji na gruncie naukowym.
Jednak protesty zdały się na nic, bo w sporze między dwiema paniami z własnej administracji Obama wziął stronę “konserwatystki”. – Kathleen nie jest pewna, czy 11-letnia dziewczynka powinna mieć swobodę pójścia do sklepu i kupienia sobie gumy do żucia i pigułki plan B – mówił prezydent. – Myślę, że większość rodziców ma podobne odczucia…
Oczywiście Obama nie musiał się domyślać, co czują rodzice 11-letniej dziewczynki, bo tak się składa, że jego młodsza córka Sasha ma 11 lat (a starsza Malia 14 lat). Zostało tak, jak chciała Sebelius – dla dorosłych kobiet plan B jest bez recepty (muszą pokazać w sklepie prawo jazdy z datą urodzenia), a dla dziewcząt poniżej 17. roku życia tylko na receptę.
W poniedziałek Amerykańska Akademia Pediatrów oświadczyła, że to szkodliwa polityka. I zarekomendowała, żeby pediatrzy wypisywali nastolatkom recepty na plan B na zapas – tak żeby w “czarnej godzinie” nie musiały chodzić do lekarza, do czego zmuszają ich Obama i Sebelius, tylko prosto do apteki.
Mimo poprawy sytuacji w ostatnich latach USA wciąż mają najwyższe statystyki ciąż nieletnich ze wszystkich krajów rozwiniętych (ok. 750 tys. rocznie, jedna trzecia z nich kończy się aborcją). I to mimo że odsetek nastolatek przyznających się do życia seksualnego (40 proc.) jest niższy niż w innych krajach rozwiniętych. Najwyraźniej antykoncepcja wśród młodzieży kuleje.
“Wymóg recepty jest poważną barierą dla nastolatek, które niespodziewanie potrzebują środka antykoncepcyjnego w sobotę po północy” – uważają pediatrzy. Przypominają, że prezerwatywy spadają lub bywają dziurawe, a ok. 10 proc. amerykańskich dziewcząt jest ofiarami przemocy seksualnej. Przypominają, że plan B jest najbardziej skuteczny do 24 godzin po stosunku. I że nie jest pigułką aborcyjną, bo zapobiega owulacji (tzn. nie niszczy zarodka).
Akademia powołuje się również na przeprowadzone dwa lata temu empiryczne badania nastolatek, które miały w torebkach (lub tornistrach) zapasową pigułkę “dzień po”. Nie zmieniło to ich zachowań seksualnych, nie doprowadziło do większej pochopności ani lekceważenia tradycyjnej antykoncepcji. Efekt był jedynie taki, stwierdzili naukowcy, że dziewczęta mogły w razie potrzeby szybciej “wdrożyć plan B” i dzięki temu nie zajść w ciążę.
– Mamy nadzieję, że pediatrzy w całym kraju wezmą pod uwagę naszą rekomendację – mówi dr Cora Breuner, która pracowała nad oficjalnym stanowiskiem Akademii.
Odstępstwa od reguł ustalanych w Waszyngtonie już się zdarzają. Jak ze zgrozą donosiła we wrześniu prawicowa telewizja Fox News, w 13 szkołach średnich w Nowym Jorku pigułki plan B są rozdawane uczniom w potrzebie. Dostają je już czternastolatki – nawet bez zgody i wiedzy ich rodziców. Nowojorski departament edukacji uznał po prostu, że zapobieganie ciążom nastolatek jest priorytetem. Uczennice często wstydzą się rozmawiać z rodzicami lub iść do lekarza po pigułkę i z tego powodu zachodzą w ciążę.
Źródło: www.esculap.pl