Walentynkowe opowiadania internautów

Milosc

Muszę przyznać, że Robert spodobał mi się. Przy nim czuję się jak w niebie. Nawet nie przypuszczałam, jak bardzo mu na tej randce zależało. Bałam się, że nie przyjdzie, a jednak pojawił się. Jakie było moje zdziwienie, gdy po wejściu na siłownię kierownik poinformował mnie, że przed paroma minutami wypytywał o mnie niejaki Robert i powiedział mi, że jest w szatni. Poczekałam, aż wyszedł i jego gorące, jasna niebieskie spojrzenie oślepiło mnie, ale też rozczarowało zarazem. Myślałam, że ma ciemne oczy. Na pierwsze spotkanie podarował mi białą różę.

Powoli zaczął się sezon szkolny. Od tamtej pory Robert był dla mnie całym światem. Pewnego cieplutkiego wieczoru poszliśmy nad strumień. Akurat zachodziło słońce, a chmury na niebie były różowo-błękitne. Przytuleni patrzyliśmy w swoje oczy. W objęciach letniego wiatru całowaliśmy się, a nasze pocałunki były takie słodkie!

Tak właśnie wyglądało moje radosne spotkanie z Robertem, które trwało, i trwa i będzie trwało, aż do końca.

serca

Tam znajdziesz przyjaciół

 

Jakiś czas temu kupiłam komputer i oczywiście weszłam do sieci… Na początku nic nie słyszałam o wirtualnej kawiarence…aż pewnego razu weszłam na właściwą stronę i od tego czasu zaczęła się moja przygoda. Poznawałam coraz to nowych ludzi… Skąd byli? Z Polski oraz ze świata… Poznałam osoby z Kanady, Australii, Niemiec. Wiele z tych znajomości przetrwało do dzisiaj.

Pewnego wieczoru zajrzałam do kawiarenki i wśród wielu znajomych osób zobaczyłam kogoś nowego. Po jakimś czasie osoba ta odezwała się do mnie… Zaczęliśmy rozmawiać…coraz więcej i coraz częściej. Poznawaliśmy się lepiej…Nasza znajomość ograniczała się do codziennych rozmów w kawiarence… Umawialiśmy się na konkretne godziny i rozmawialiśmy. Pisaliśmy także do siebie maile. Aż któregoś dnia w sobotę zadzwonił telefon…podniosłam słuchawkę i usłyszałam sympatyczny glos. Okazało się, że ON chciał mi zrobić niespodziankę, znalazł mój numer telefoniczny i zadzwonił. Rozmowa była bardzo krótka, bo jakoś tak dziwnie rozmawiało się słysząc własne głosy. Był to moment przełomowy… Coraz częściej dzwonił do mnie i ja coraz częściej dzwoniłam do niego. Po jakimś czasie stwierdziliśmy, że fajnie byłoby się spotkać (dzieli nas 700 km)… No i w końcu doszło do tego spotkania. Pojechałam samiutka do niego. Było to niesamowite przeżycie – strach… niepewność a później szczęście… szczęście. Poznałam osobiście kogoś, kto zmienił moje życie… Pokochaliśmy się dzięki komputerowi… dzięki sieci… dzięki kawiarence… Jesteśmy ze sobą już trochę czasu… Odwiedzamy się często.

Miłość komputerowa – jakie to banalne…ale prawdziwe… Niestety niedawno nasza miłość skończyła się. Byliśmy ze sobą pół roku… najcudowniejsze pół roku mojego życia… Niestety odległość była silniejsza… Teraz jesteśmy przyjaciółmi… Niczego nie żałuję! Było to niesamowite, szaleńcze uczucie… Kochałam i byłam kochana… Przez ten czas była najszczęśliwszą osobą. Dziękuję Ci KTOSIU za to wszystkim i życzę, żeby coś takiego przeżyli inni…

 

serca


Miłość

Przeżyłem tylko jeden Dzień Świętego Walentego wart przypomnienia. Byłem wtedy w czwartej klasie. Miała na imię Lori. Żadne późniejsze walentynki nie mogą się równać z tamtymi. Obraz Lori na zawsze pozostał w mojej pamięci. W okolicy jednych z ostatnich walentynek poczułem nagle, że muszę ją odnaleźć.

Rok 1972. Południowa Kalifornia. Od dwóch lat kochałem się w Lori – anielskiej istocie z przeciwka. Codziennie szliśmy razem z przystanku autobusowego do domu. To były najszczęśliwsze chwile mojego młodego życia.

Sytuacja nie była prosta. Po pierwsze, tak się złożyło, że Ted, starszy brat Lori, był moim najlepszym przyjacielem. Po drugie, w obecności Lori czułem się dziwnie onieśmielony. Wśród kolegów zawsze brylowałem. Przy niej odejmowało mi mowę. Chociaż Lori zawsze była dla mnie miła, miałem wrażenie, że jej serce nie bije dla mnie równie mocno jak moje dla niej.

I oto nadszedł tamten pamiętny Dzień Świętego Walentego. W szkole rozdawaliśmy sobie kupione na tę okazję kartki. Ja dostałem zwyczajną, z napisem „Bądź mój!”, podpisaną przez Lori i resztę klasy. Jednak w drodze z przystanku Lori powiedziała: – Mam coś dla ciebie. 

Aż mnie zamurowało. Wyjęła z tornistra dużą czerwoną kopertę, wcisnęła mi do ręki i puściła się pędem do domu. Kiedy tylko znalazłem się w swoim pokoju, ostrożnie otworzyłem kopertę. W środku była najpiękniejsza na świecie ręcznie robiona kartka z czerwonego kartonu, ozdobiona białą wycinanką, błyszczącymi gwiazdkami i najróżniejszymi serduszkami. Wewnątrz Lori wypisała „Kocham Cię”. Staranne pochyłe litery z białego kleju pokryte były brokatem. Przeczytałem kartkę ze 30, 40 razy. Wreszcie ukryłem ją pod skarpetkami w szafie. Pewnie teraz moglibyśmy być z Lori małżeństwem, gdyby na naszej drodze nie stanął mój starszy brat – Mike. Tamtego wieczoru, grzebiąc w moich rzeczach, natknął się na kopertę. Mike był w szóstej klasie. Zachował się okrutnie, jak przystało na starszego brata. Pokazał kartkę od Lori Tedowi i innym chłopakom z sąsiedztwa. Ten rozgłos głęboko zranił Lori i mnie, niszcząc szansę budzącej się miłości.

Potem mój ojciec oznajmił, że się przeprowadzamy. I to aż na Alaskę. Dla mnie oznaczało to prawdziwe zesłanie, daleko od ciepłego uśmiechu Lori. Podsunąłem rodzicom myśl, że zostanę i zamieszkam w domu dziecka. Ale nie miałem wtedy wiele do gadania. W szkole nasza wychowawczyni zorganizowała przyjęcie pożegnalne. A ja tylko wpatrywałem się w Lori, która, po raz pierwszy od tamtych walentynek, też patrzyła na mnie swoimi wielkimi oczami pełnymi łez. W autobusie usiadła koło mnie i przez całą drogę trzymała mnie mocno za rękę. Kiedy znaleźliśmy się przed moim domem, próbowałem znaleźć słowa, żeby wyrazić straszny ból rozdzierający mi serce:

– No to… cześć! – wyjąkałem wreszcie.

Lori pocałowała mnie w policzek i popędziła na drugą stronę ulicy. Tak po prostu. I już jej nie było.

Nieraz przychodziło mi do głowy, że poszukiwania ukochanej z czwartej klasy świadczą o nie całkiem zdrowych zmysłach. Ale wierzyłem, że taka miłość nie mija bez śladu, że zawsze pozostaje jakiś sentyment. Byłem gotów jechać za nią, gdziekolwiek rzucił ją los, i… kto wie?
Telefony do szkoły i dawnych znajomych nie dały skutku. Wtedy pewien prawnik polecił mi firmę, która zajmuje się szukaniem zaginionych osób. W godzinę po moim telefonie dostałem adres Lori.

Do tamtej pory moje dążenie było czystą fantazją, ale teraz miałem w ręku przerażająco konkretną informację. Czy rzeczywiście tego chcę? Czy warto ryzykować najświętsze wspomnienia, żeby się tylko rozczarować? Ale wydawało mi się, że głupio jest teraz zatrzymać się, kiedy byłem już tak blisko Lori.

Droga Lori – zacząłem swój list – mam nadzieję, że mnie nie zapomniałaś. Cały dzień spędziłem na pisaniu. Poszedłem na pocztę i wysłałem ekspres. Następnego dnia wieczorem zadzwonił telefon.

– Oczywiście, pamiętam cię – powiedział głos.

– Lori?

– Miałeś psa, który nazywał się Walter?

– Tak.

– Codziennie chodziłeś do szkoły w kurtce drużyny Oakland Raiders, nawet w upał?

– Tak.

– Stłukłeś jakiegoś dzieciaka na przystanku, bo się ze mnie śmiał, kiedy miałam ospę?

– Lori.

– Witaj nieznajomy.

Rozmawialiśmy godzinę i pośmialiśmy się zdrowo z tego, jakim utrapieniem dla nas byli nasi bracia. W czasie rozmowy napomknęła coś o pracy, mężu i dwóch synach. Ja też streściłem swoje osiągnięcia życiowe. Wydawało mi się, że szczerze się zaciekawiła. Zgodziła się na spotkanie w restauracji w przyszłym tygodniu.

– Pan nazywa się Thompson? – zapytał kelner.

Skinąłem głową.

– Wiadomość od Lori. Bardzo przeprasza, ale spóźni się godzinę.

To było niby odroczenie. Przez cały dzień żołądek ściskał mi się z nerwów. Może dobrze zrobi mi chwila, żeby się pozbierać. Poszedłem na krótki spacer. Myślałem o setkach możliwych powodów spóźnienia Lori. Musiała zostać w pracy. Nie mogła znaleźć opiekunki do dzieci. Miała awanturę z mężem, zazdrosnym narwańcem, który grozi, że mnie dopadnie. I wtedy doznałem olśnienia – nie muszę przez to przechodzić, żeby za wszelką cenę dowiedzieć się, jakby to mogło być. Wiedziałem o Lori wszystko, co trzeba. Któż chciałby odkryć, że po 20 latach uczucia wyblakły i nic nie przyda im blasku? Może i takie jest życie, ale romanse czwartoklasistów są inne. Niedaleko restauracji znalazłem sklep papierniczy. Kupiłem papier, koperty, biały klej i brokat. Przysiadłem na ławce i napisałem:

Lori,

jestem pewien, że spędzilibyśmy dziś cudowny wieczór, ale tak naprawdę chciałem tylko podziękować Ci za walentynkową kartkę, którą dałaś mi dawno temu. Może sądzisz, że to było bez znaczenia, ale właśnie takie podarunki niosą w sobie cały urok świata. Dlatego nigdy Cię nie zapomnę.

Twój Chuck

Napisałem klejem na dużej czerwonej kopercie imię Lori, obsypałem obficie brokatem i poczekałem aż wyschnie. Wróciłem do restauracji, przypieczętowałem kopertę najbardziej niewinnym pocałunkiem, na jaki mnie było stać, położyłem kartę na stole i wyszedłem.


serca

Dwie miłości

Było to 3 lata temu. Do mojego bloku wprowadził się chłopak starszy ode mnie o 9 lat. Na początku, gdy poznaliśmy się, mówiłam mu na pan. Po dwóch miesiącach trafiła mnie strzała Amora, ale bez wzajemności. Kochałam go z całych sił i prosiłam boga, aby i on się we mnie zakochał, choć wiedziałam, że ma jakąś dziewczynę. Lecz ja nadal nie wątpiłam w swoje uczucie i wiedziałam, że kiedyś on odwzajemni moje. Z dnia na dzień moje uczucie do niego urosło tak, że poza nim świata nie widziałam. Po 4 miesiącach jakimś cudem przeszliśmy na „ty”. Cieszyłam się z tego, ale on nadal mnie nie kochał. Widział we mnie małą dziewczynkę, po prostu koleżankę, a mnie na jego widok serce biło mocniej. Wreszcie po roku czasu nadszedł mój wymarzony dzień, ten jedyny, na który czekałam tyle czasu. Jeździliśmy na rowerze, a gdy się zatrzymaliśmy, spojrzał na mnie i pocałował. Czułam się w siódmym niebie, a w nocy nie mogłam zasnąć. Spotykaliśmy się codziennie. Nie mogłam bez niego żyć – liczył się tylko on.

Minęła pierwsza rocznica naszego poznania. Kochałam go tak mocno, jak na początku. Poprosił mnie o rękę. Marzyłam o tym, a miałam zaledwie 16 lat a on – 26. Zgodziłam się, ale najpierw powiedziałam, że zaręczymy się, a jak skończę 18 lat to wyjdę za niego. Zaręczyny odbyły się w lipcu i wtedy po raz pierwszy oddałam się z miłości. Był w stosunku do mnie bardzo delikatny, czego nigdy nie zapomnę.

Po zaręczynach bardzo się zmieniłam w stosunku do Kamila. Po 2 latach chodzenia ze sobą moje gorące uczucie jakoś powoli wygasło. Nie wiem, co się stało. Przecież tak go kochałam, marzyłam o nim, lecz to nie było już to, co przedtem. Męczyłam się bardzo w tym związku, lecz on mnie nadal kochał, a ja udawałam, że jestem za nim. Był moim chłopakiem, a ja zapragnęłam dalszych miłosnych podbojów. Nie jestem brzydką dziewczyną, więc nie musiałam się zbytnio starać, aby mieć innego. Poczęłam jeździć z przyjaciółkami na dyskoteki, a po osiągnięciu17 lat zaczęłam go zdradzać, lecz nie w sensie łóżkowym.

Umawiałam się po kryjomu z chłopakami, którzy nie byli zorientowani w naszych stosunkach. Kamil też nic nie wiedział o moich zdradach, a koleżanki trzymały wszystko w tajemnicy, bo im surowo nakazałam. Imponowało mi upijanie się na dyskotekach. Nabierałam wtedy odwagi i czasami dążyłam sama do tego, by pocałować jakiegoś przystojniaka.  Z Kamilem nie mogłam zerwać, bo jeździłam na dyskoteki dzięki jego pieniądzom, które nieraz wprost wymuszałam od niego.

Taka sytuacja trwa to do dziś. Chodzę z nim już 3 lata a jestem zaręczona od dwóch i duszę się w tym związku. Pewnej soboty pojechałam na dyskotekę, upiłam się za forsę Kamila i poznałam chłopaka, który bardzo mi się spodobał. Tak byłam wstawiona, że nie zapamiętałam nawet jego imienia. Świtało mi tylko w głowie, że umówiłam się z nim na sobotę. Pojechałam w sobotę i okazało się, że czekał na mnie. Nic do niego nie czułam i bałam się, że się w nim zakocham.

Spotykam się z Pawłem do dziś i chyba się w końcu w nim zakochałam, gdyż myślę o nim, śnię, a będąc razem w soboty całujemy się. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że ja go oszukuję i boję się wyznać prawdę. Chodzę więc z Pawłem i Kamilem, chociaż wiem, że Kamila nie kocham. Przeminęło z czasem to szalone uczucie do niego. Byłam małolatą i nie zdawałam sobie sprawy z tego co robię, ponieważ byłam nim zafascynowana. Ale to już minęło, lecz nie mogę się nadal zdecydować na zerwanie, a z Pawła też nie umiem zrezygnować, chociaż  trudno ten związek ukryć na dalszą metę. Chciałabym, żeby to się jakoś ułożyło i żebym kochała tak, jak kochałam dawniej.

Męczę się z tym problemem. Mam dwóch chłopaków, lecz kocham tylko jednego. Chciałabym być szczęśliwą, ale boję się, że stracę Pawła, albo on się wszystkiego dowie. Nie jestem też pewna, czy to jest miłość czy zauroczenie. Chodzę z Pawłem już z dwa miesiące i tęsknię do niego, a Kamila oszukuję i siedzę z im raczej tylko dla pieniędzy. Nie życzę nikomu takiej sytuacji i naprawdę nie wiem, co mam robić…

 

serca