Wstyd natomiast pozostał a nawet miał się lepiej niż dotychczas, a patrząc z „rynkowego punktu oceniania rzeczy i zjawisk”, wartość wstydu jakby wzrosła. Ujawniło się tutaj działanie „prawa oderwalności”. Co to takiego „prawo oderwalności”, postaram się wyłożyć poniżej.
W gospodarce rynkowej (zresztą nie ma innej, jeżeli miernikiem wartości pozostaje pieniądz), każda rzecz, usługa, dzieło, ba nawet zjawisko ma swoją cenę, zależną od popytu i podaży. „Wstydowe”, jest także przedmiotem wyceny i także zależy od popytu i podaży, a podaż i popyt jak to państwo doskonale wiecie, można dowolnie stymulować (regulować, sycić a nawet trzebić). W przypadku „wstydu”, fenomen ten rozpoznawalny jest osobniczo i można z nim wyprawiać różne brewerie pod warunkiem jednak, że zna się jego (wstydu) granice. Zbliżanie się do granic wstydu i to zarówno od tej strony gdzie ten poziom jest minimalny (to znaczy tam gdzie się zaczyna) jak i po stronie przeciwnej, wymaga nie lada orientacji. Przekroczenie którejkolwiek granicy (minimum i maksimum), może bowiem oznaczać, że wypadamy z pola zainteresowania, co z handlowego punktu rozumienia należy traktować jako niemożliwość spełnienia warunków do przeprowadzenia transakcji. Wstydem oczywiście.
Zauważmy teraz, że ze wstydem jest tak, że nie wystarczy go mieć, aby go sprzedać. Jak na każdy towar, także na wstyd musi być zapotrzebowanie. Nie ma zapotrzebowania, nie ma wstydu, nie ma transakcji. To znaczy wstyd, może sobie być, ale transakcji nie ma i nie będzie tak długo, jak nie nastąpi zapotrzebowanie, lub zawstydzenie jego brakiem.
Manipulacja wstydem może się odbywać na zasadzie: Nie wstydź się, idź!
Lub na zasadzie: wstydziłbyś się, nie łaź tam więcej.
Albo: wstydu nie masz? Ciągle z nim/nią chodzisz.
Albo: okropna sytuacja, a jaki wstyd.
Ale także: nie ma się czego wstydzić, są gorsi/lepsi/ mniejsi/starsi/chudsi, etc.
Albo: co za hmm… dobrodziej, a jaki obciach, itp.
Co jednakże najbardziej angażuje się do rzeczywistości to relatywizm we wstydzie. Raz ten wstyd jest do czegoś potrzebny (wtedy to guru posługuje się figurą semantyczną: Czy ty wstydu nie masz?) innym zaś razem wyraźnie przeszkadza (odpowiada metaforze: Nie bądź taki wstydliwy, wejdź na górę). Góra wprawdzie niewysoka, wejść tam to najczystszy wstyd, ale za to jaka przyjemność w środku? To mniej więcej tak samo jak z burdelem: „wstyd wejść, wstyd wyjść – a w środku przyjemnie”.
Kiedy ćwiczenia ze wstydem nabierają tempa, to znaczy raz masz się czegoś wstydzić innym razem nie, zmiany tempa przyspieszają, w ferworze zmiany kierunku tego wektora to znaczy raz masz się wstydzić innym razem, masz się nie wstydzić, i jak to w życiu bywa, następują różne potknięcia i zaniedbania. Dochodzi więc do zwykłych lub niezwykłych pomyłek, kiedy to na ten przykład raz z powodu patriotyzmu mamy być dumni innym jednakże razem, aby wyjść z tego zadupia Europy, należy się go, jak najbardziej wstydzić. Ciekawe czy „Niemce i Francuzy” też mają tego typu dylemat? Nie martwię się tylko o Estończyków, bo oni już w Europie przecież są.
Nie wiem także, czy patriotyzm w stosunku do Europy to też już wstyd czy jeszcze nie duma, ale w tej sprawie na pewno wypowie się Bruksela i wtedy będziemy wiedzieć na pewno i nie będzie ani wstydu, ani dylematu, ani jak sądzę fałszywej dumy.
Jak z tego pobieżnego przeglądu sytuacji na odcinku „wstydliwym” wynika, wstyd jest materią niezwykle elastyczną, nie mniej rozciągliwą i jak się to teraz zgrabnie nazywa, ma niezwykłą wręcz wrażliwość. Na co, lub na kogo? No i ile trzeba za to zapłacić?
Ze wstydem jest jeszcze taki kłopot, że przy częstych zmianach (już się wstydzić, czy jeszcze zaczekać), bardzo duża część populacji ulega pod tym względem degradacji. Polega to na tym, że ludziska przestają orientować się a nawet domyślać, że to coś to już wstyd, kiedy jeszcze wczoraj to była zwykła duma.
Niektórzy, jak sobie coś wbiją do głowy, to i chirurgicznym zabiegiem trudno wyciągnąć. Niedawno prasa doniosła o prawie osiemdziesięcioletnim weteranie drugiej wojny światowej. Ponoć jakiś Niemiec zainstalował mu w głowie w czasie boju jakąś porcję ołowiu i ów weteran, chodzi z tym po świecie do dziś i jakoś się nie wstydzi. A przecież bądź co bądź będąc człowiekiem, wydawało się, że mózg służy do przenoszenia czegoś innego.
Wielu ludzi wbija sobie do głowy coś, co nazywają informacją i tego z stamtąd nie dają rady wyciągnąć nawet najlepsi specjaliści. A gdyby tak to wyciągnąć to i wstydu by ubyło i świat mógłby się wydać „nowy i wspaniały”. Tymczasem co to oznacza, że jakaś tam populacja uległa degradacji pod względem „zdolności do przejawiania osobniczej reakcji określanej wstydem”? Oznacza to, ni mniej ni więcej, jak skuteczność zastosowanej do przepierania mózgu aplikacji, zastosowanej na owej populacji. Tacy osobnicy już wstydu nie mają, nie wstydzą się, nie odczuwają czegoś takiego a wywoływanie lub nawoływanie do wstydu z jakiegoś powodu u osobników należących do tej populacji budzi litość, drętwość i bujanie się.
Można z niejakim rozrzewnieniem zauważyć, że jest to wartość dodana do społecznej przemiany, następującej w dynamice nieomal rewolucyjnej.
No tak – powiedzą na to gęgacze – ale jak tu handlować czymś czego nie ma?
Tutaj dochodzimy do tego, czym jest zapotrzebowanie i jak należy je stymulować. W przypadku wstydu, jego odbudowanie nie jest możliwe, bowiem jest to tego samego rodzaju fenomen, z jakim mamy do czynienia przy odbudowie i rekonstrukcji cnoty. Nie oznacza to jednak wcale, że jegomość bez czci i wiary, bez cnoty i miary, nie wyłoży kasy na handel wstydem, którego nie ma. Od kiedy bowiem wymyślono giełdę i handel „papierem bezwartościowym”, który potrafi „wygenerować” niezłych rozmiarów fortuny, obroty materią wirtualną (idiotyzm, jedno jest zaprzeczeniem drugiego), stały się faktem i duuuużym biznesem. Jednak pod jednym warunkiem: że wstydu nie ma.
No i mniej więcej odpowiada to opisowi działania „prawa oderwalności”. Samo zaś „prawo oderwalności” mogło by mieć tego rodzaju formułę:
Jeżeli jesteśmy gotowi, do sformułowania oferty rynkowej o dużej wartości handlowej, to warunkiem jej powodzenia jest wyłącznie zanurzenie tej oferty w bezwstydzie innych podobnych do niej. Dzięki temu, następuje oderwanie przedmiotu oferty od jej wartości a wycena, która decyduje o wolumenie zysków, może się odbywać dowolnie według jakiegokolwiek scenariusza, odpowiadającego bieżącemu zapotrzebowaniu na z góry założony wynik.
Czy dzisiaj jeszcze płacą gdzieś wstydowe? Oczywiście że tak. Różnica jest taka, że ceny „wstydowego” poszybowały znacznie w górę, a góra ma z powrotem dość szpiczaste zakończenie i raczej wielkich rozmiarów spłaszczoną podstawę.