To już drugi kowidowy dzień Wszystkich Świętych. Ja już taki jeden opisywałem tutaj. Trzeba zobaczyć co się zmieniło od tamtej pory. Wtedy, rok temu, pojawiały się już pierwsze sygnały, że liczba niekowidowych, ponadnadmiarowych zgonów wystrzeliła w niebo. Nie wszyscy o tym wiedzieli rok temu pod bramami zamkniętych cmentarzy. Ba, niektórzy nie wiedzą o tym do dziś, zaś dranie z mediów, jak już o tym mówią, to w kategoriach „cichych zgonów kowidowych”. Ani one kowidowe, ale za to cisza nad nimi, prawda, jak… w grobie.
Nabiliśmy w tym zeszłorocznym trendzie w samym 2020 roku ze 140.000 niewinnych ofiar nie epidemii, ale decyzji administracyjnych, które przerywały terapie, wywalały z ciężkich oddziałów, przekładały operacje, by przyjąć napływ kowidowych chorych, głównie na pozytywne testy. O tym nie wiedzieliśmy w zeszłym roku. Nie wiedzieliśmy, że właśnie powoli przychodzą rachunki za zaciągnięty przez władze dług zdrowotny. I on się nie spłaca ofiarami w jeden rok. Trwa dużo dłużej, bo efekty są wielowymiarowe, rozłożone w czasie.
Zwłaszcza, że proceder jest kontynuowany, to znaczy mamy już przymiarki do powtórki z nieśmiesznej rozrywki. Już się szykuje szpitale, zamyka oddziały. W dodatku samemu prokuruje się ofiary, bo jak inaczej nazwać proceder uzależniania udzielenia usługi medycznej, nawet w szpitalach, od faktu zaszczepienia? Do tego dodajmy, że zaszczepieni z objawami u lekarza nie są kierowani na testy, bo by się wydała prawda o skuteczności paraszczepionek. A więc superroznosiciele zjadliwych wariantów hasają sobie po polu i zakażają. A niezaszczepionym odmawia się podstawowej opieki. Nie wiem czy tylko z zemsty, czy dlatego, by padli i udowodnili tezę, że było się zaszczepić, gamonie.
Władzuchna nawet chciała sobie poeksperymentować, to znaczy – puściła szczura, że cmentarze zamkną, ale jak sprawdzili odbiór społeczny to wyszło tak oporowo, iż odkręcili, że tak sobie tylko gadali. Że jeśli już się zamknie te cmentarze, to w wybranych, niegrzecznych szczepiennie, bo przecież nie epidemiologicznie, regionach. I skończyło się jak zwykle – się napięli, a teraz tylko rekomendacja, by może jednak ubrać maseczkę na cmentarz. W dodatku podstawiono mobilne punkty szczepienne pod cmentarze, że może jednak tak przy okazji… Lud się śmieje, że akcja jest pod nazwą „Dołącz do rodziny”.
Jak tam rodziny zmarłych z powodu pandemii wirusa znieczulicy systemu zdrowia? Czy zastanowią się czemu odszedł dziadek, stryjenka? Pal licho, może i było im pisane, ale dlaczego nie można było się pożegnać? Czemu nie wpuszczono kapłana, a babcia tak mocno wierzyła w Boga? Takie rzeczy się teraz nie odstaną, ale czy Polacy wyciągną z tego wnioski? Czy do Bożego Narodzenia dojdzie następna (ktoś liczy?) fala i czy będzie znowu to samo ze szpitalami, olewaniem chorych (często na inne, niemodne – czytaj: bezdodatkowe) choroby, odkładanymi operacjami? Wtedy te ofiary wrócą inaczej, wieloma kanałami, ale już bez oznaczenia „kowid”. I nikt się nie będzie dopatrywał związku przyczynowo-skutkowego. W skali narodu może nie, ale w skali rodzin ofiar?
Ja tam dla nich zapalę osobną świeczkę. Robiłem tak co roku, dla ofiar polskiej historii. Teraz trzeba będzie dołożyć jeszcze jedną – za ofiary naszej historii najnowszej. Sami sobie zgotowaliśmy ten los. Skala jest tak duża, że – jak mówi historia – nie będzie odpowiedzialnych. Zbrodnie jednostkowe są ścigane i karane. Te o rozmiarach populacyjnych zazwyczaj giną w gąszczu usprawiedliwień. Zagłada na skalę ogólnoludzką ma anonimową twarz urzędnika. Surową i beznamiętną.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.