Pomnik bohaterów udanego zamachu
70 rocznica zamachu na niemieckiego super agenta Franza Wittka
Kolaboracja Polaków z Niemcami podczas II wojny światowej, wydawałaby się niemożliwa, a jednak. Dla chęci zysku, dla chęci przetrwania niektórzy, których trudno nazwać ludźmi, podejmowali się tego procederu. Redakcja Polish News wybrała się zatem do Kielc, aby zapalić znicz pod pomnikami tych, którzy dla ratowania rodaków, dokonali udanego zamachu na nazistowskiego szpiega i donosiciela.
Nie tylko volksdeutsche
Za najczęściej współpracujących na rzecz Niemiec ludzi, uważano głównie volksdeutschów. Posiadali oni pochodzenie niemieckie i tak naprawdę chyba było im wszystko jedno kto będzie rządził w granicach Polski, po zakończeniu działań wojennych. Podobno byli i tacy, którzy dla paczki papierosów, potrafili okupantowi sprzedać najbliższą rodzinę.
Kim był Franciszek Witek
Ojciec Witka, prawdopodobnie pochodził z Galicji. Przed I wojną światową, wyjechał do Jugosławii, gdzie poznał swą przyszłą żonę. Wraz z żoną ojciec Witka, zamieszkał na Węgrzech. Franciszek urodził się zatem w Budapeszcie. W domu mówiono po polsku, dlatego i on świetnie posługiwał się tym językiem. Na początku lat 30. minionego wieku, Witkowie przyjechali do Polski. Franek o dziwo, początkowo działał w Związku Strzeleckim „Strzelec” i Junackich Hufcach Pracy. Ale już wtedy, szybko podjął współpracę z Abwehrą.
W końcu „Witek” przybył na Kielecczyznę
W międzyczasie Franciszek się ożenił. W 1938 roku jego żona została nauczycielką w szkole w Mirocicach. On natomiast zatrudnił się w Zakładach Starachowickich. Należy wiedzieć, iż przed wojną był tu Centralny Okręg Przemysłowy. W Kielcach, Skarżysku-Kamiennej oraz w Starachowicach, pracowały duże zakłady zbrojeniowe produkujące broń i amunicję na potrzeby Wojska Polskiego. Po wybuchu wojny produkcja amunicji trwała nadal, ale odbiorcą jej by Wehrmacht.
Siatka donosicieli
Po wybuchu II wojny światowej, „Wittek” zaczął posługiwać się zniemczoną formą swojego imienia i nazwiska. Założył dwa sklepy spożywcze w Mirocicach i w pobliskiej wiosce Jeziorko. Ludzie przychodząc do tych sklepików, po prostu się jemu zwierzali z prozy codziennego życia, a on niby to tylko sprzedawca i zaopatrzeniowiec, posiadał od potencjalnych klientów cenne informacje. Już wtedy posługiwał się pseudonimem Kowalski.
12 prób zamachów
Już od początku wojny próbowano go zlikwidować, lecz niestety bezskutecznie.
Franz Wittek był wysportowanym bokserem, miał bardzo duży refleks, a ponadto nosił zawsze ze sobą dwa pistolety. Nazywano go „Diabłem” lub „Szpicbródką”, od charakterystycznej brody hiszpańskiej, którą nosił. Pierwsze zamachy na jego życie miały miejsce już w 1940 roku. Jeden z robotników próbował wypchnąć go z pociągu w odwecie za aresztowanie jego rodziny, lecz niestety robotnik został przez niego zastrzelony.
Próbowano go otruć
Nawet próbowano go otruć, ale jeden z zamachowców niestety zdradził. Tak więc kolejna próba pozbawienia „Diabła”, życia spaliła na panewce. Wittek wraz z rodziną mieszkał w Mirocinie. Z biegiem czasu, zamachowcy postanowili pod jego dom podłożyć ogień. Kiedy pożar obejmował cały dom, Wittek nie wyskoczył z niego, bo wiedział, że budynek jest obstawiony. Zamach się jednak nie udał, bo wkrótce nadjechała żandarmeria niemiecka, widząc z daleka ogromny ogień.
Zamieszkał w Kielcach
Wtedy do jego już kieleckiego mieszkania, pod pozorem naprawy kanalizacji, weszli żołnierze z oddziału Mariana Sołtysiaka posługującego się pseudonimem „Barabasz”. Rozpoczęła się wielka strzelanina. Ranna została wówczas żona Wittka, ale Franz oczywiście ocalał. Zamachowcy musieli uciekać, ale mimo wszystko kilku z nich zostało rozpoznanych przez Wittka i wkrótce ich aresztowano.
Zdecydowano o kolejnym zamachu
Zdecydowano wkrótce jednak o kolejnym zamachu. Ustalono harmonogram dnia Wittka i do wykonania wyroku skierowano tym razem Henryka Pawelca. Kiedy ten wycelował pistolet w stronę Wittka i nacisnął spust, rozległ się tak zwany „suchy strzał”. Okazało się, że do partyzantów pomyłkowo trafiła ślepa amunicja z zakładów zbrojeniowych w Skarżysku- Kamiennej, którą mieli dostać Niemcy.
Na ulicy Wesołej
W 1943 roku na ulicy Wesołej w Kielcach, Wittek w końcu został ostrzelany z pistoletu maszynowego. Kilkanaście pocisków utkwiło w jego ciele, ale jak nie trudno się domyśleć bestia przeżyła. Po tym zamachu miał problemy z chodzeniem i do końca życia podpierał się laską.
W dniu 15 czerwca 1944 roku
Skuteczny zamach przygotowała grupa żołnierzy AK, pod dowództwem ppor. Kazimierza Smolaka pseudonim „Nurek”. Rano, gdy Wittek opuścił swoje mieszkanie przy Solnej w Kielcach, dopadły go pierwsze strzały z pistoletu maszynowego, które oddał Zygmunt Firley „Kajtek”. Franz upadł, wtedy podbiegł do niego „Nurek” i oddał celne dwa strzały w jego głowę. Zamachowcy zostali jednak ostrzelani przez Niemców. Ciężko ranny został „Nurek”, który ukrył się w zaroślach nad rzeką Silnicą.
Po zamachu na Franza Wittka, hitlerowcy aresztowali około dwustu osób. Większość z nich zginęła. Ale bestia, już nikogo nie wydala na Gestapo. Cześć i chwała Polskim Bohaterom.
Ewa Michałowska -Walkiewicz