A więc zamkli, a właściwie przymknęli. Władze wycofują się z niedawnego zniesienia obostrzeń, a właściwie widać, że chciałyby, ale nie bardzo mogą. No bo jak to tak? Przeciągnąć „narodową kwarantannę” o dwa tygodnie, potem odpuścić i wracać z powrotem? To byłoby słabe. Ale i tak na to wychodzi. Ale o tym poniżej.
Moim zdaniem, żeby uniknąć kolejnego komunikacyjnego blamażu rząd stara się próbować sprawę rozegrać inaczej, to znaczy zwalić wszystko na obiektywne, nagłe (czyli nie do przewidzenia) okoliczności zewnętrzne. Co prawda nieśmiertelny profesor Gut zwala wszystko na społeczną lekkomyślność a la Krupówki ale ten numer nie przejdzie. Teraz będzie się mówiło, i mówi coraz częściej, a jest to tendencja światowa, o przeróżnych mutacjach, atakujących ozdrowieńców po raz kolejny i nieodpornych na szczepionki, a więc na takim uniwersalnym paliwie strachu można jechać bez końca.
Sprytny jest też powrót do rejonizacji obostrzeń. Nie trzeba się wtedy tłumaczyć, jak trzeba było do tej pory, dlaczego ten powiat/województwo cierpią za Polskę, mając całkiem przyzwoite wyniki epidemiologiczne. Teraz będzie odwrotnie. Mechanizm regionalizacji obostrzeń wzbudza dość nieciekawą reakcję. Jak w jeszcze zielonym powiecie kogoś się zauważy na ulicy czy autobusie bez maseczki to naród sam przypilnuje. „Jak to? Bez DDM? Jak chcesz umrzeć to proszę bardzo, ale przez takich jak ty zaraz nam zaświecą na czerwono, pozamykają wszystko”. I możesz dostać od jakiegoś hotelarza, którego biznes wisi na kolorze powiatu, któremu zagrażasz. Będziemy więc pilnowali się sami.
Mechanizm regionalny daje szanse wycofania się rządu z poluzowania w sposób osmatyczny. Czyli niezauważenie, nie z winy władz, tylko obywateli, których niesubordynację znów wytropi profesor Gut. I nie trzeba będzie się tłumaczyć z powrotu do obostrzeń, bo daliśmy przecież szansę obywatelom w regionach, a ci skorzystali jak skorzystali. A więc rączki czyste, z tyłu i jedziemy do przodu.
Będziemy ćwiczyć ten model na regionie warmińsko-mazurskim, który ma najgorsze wyniki. Jak widać wszyscy z Krupówek pojechali na Mazury zakażać i im się udało. Zobaczymy teraz co tam się u nich będzie działo „za karę” i jak będą działać inne regiony, by nie popaść w niełaskę kolorujących mapę Polski. Zresztą popatrzyłem sobie na mapkę województwa czerwonego – ten wirus to jednak jest jakiś dziwny. No bo jest parę miejscowości przedzielonych granicą a stojących obok siebie. U jednych wirus jest groźny, a w pobliskich już nie.
Jednak komunikacyjnie władze dają do pieca. Wielu mówi, że wirus wirusem, działania władz nie odbiegają, a nawet są bardziej liberalne od standardu europejskiego. Ale ta komunikacja… No z tymi przyłbicami to już katastrofa. Po internetach pełno beki, że przez prawie rok przyłbica, rekomendowana prze ekspertów, była ok, a teraz nagle jest passe. No to jak – pytajo – to może przez to, że prawie rok nosiliśmy szaliki, badany czy przyłbice to ten wirus teraz szaleje? I co wtedy mówili eksperci, że wszystko było ok? A teraz, ci sami, mówią, że i ich samych rekomendacje są już nie ważne. To kiedy mieli rację – wtedy czy dziś? A może jutro?
A ludzie się zaopatrzyli. Jak widzę na ulicy i w transporcie publicznym to szczególnie ucierpią na zakazie przyłbic kobiety. No bo pod taką to buzię widać i można się jakoś zaprezentować. A teraz co? Maseczka, pod którą każda może wyglądać nie wiadomo jak? A rytuały doboru? W ciemno? Jak ma chłopak zagadać jak nie wie czy ładna? A idzie wiosna i masowe wyraje będą normą i jak tu się połączyć w pary w maseczkach? Potem jak nadejdzie Wielkie Zdjęcie to się okaże co i jak, jak to mówią – z niespodzianką?
Ja już nie chcę wracać do kwestii maseczek. Jak ktoś chce zobaczyć ich historię to wystarczy wpisać w wyszukiwarce mego bloga słowo „maseczki” i dostaniecie całą historię tego fenomenu od pierwszych dni. Skracając – badania naukowe na okoliczność roli maseczek w DDM nie potwierdziły ŻADNEGO ich wpływu na zahamowanie transmisji wirusa. Szybki kurs – w marcu profesor Gut (też do poszukania w wyszukiwarce) śmieje się z maseczek (później zaraz tak samo z maseczek drwi wtedy minister Szumowski), że maseczki są bez sensu, bo używa się ich tylko w trzech wypadkach – chirurg, by nie zanieczyścić pola operacyjnego, obsługa medyczna ludzi chorych i chorzy objawowi. A więc naród nie musiał tego nosić po tramwajach, parkach, biurach i sklepach. Co się zmieniło? Ano wszystko wywrócił trick pt. chory bezobjawowy. Taki co to objawów nie ma, a więc zakaża, ba – nawet o tym nie wie. A że bezobjawowym chorym może być każdy, więc wszyscy w namordniki i cześć.
W swojej zdjęciowej analizie mody maseczkowej dotarłem już głębiej i wyszło, że to jest bezsens. Maseczki mają zapobiec roznoszeniu się wirusa droga kropelkową, a tę właśnie otwierają kaszlący i kichający, czyli objawowi. I taką transmisję może zatrzymać maseczka, bo maluteńki wirus „siedzi” na tak dużej kropli wydzieliny, że maseczka zatrzyma taką parkę. Ale bezobjawowi właśnie tak się nazywają, bo nie mają objawów – nie kaszlą, nie kichają. Więc co ma u nich (większości, jeżeli już) zatrzymać maseczka, jak niczym nie kropią? No chyba, że wirus sam lata fenomenalnie w powietrzu, ale wtedy jest tak mały, że żadna maseczka go nie zatrzyma. A więc to bez sensu.
Widać w tym postępowaniu pewien chaos epidemiologiczny, ale i komunikacyjny, co sprawia rzecz fatalną dla władzy – wrażenie, że rząd nie wie co robi. Brakuje jakiejś mapy drogowej, wedle której można by było powiedzieć społeczeństwu co zrobimy w jakiej fazie jakiej fali. Tak by się odwołać do jakichś zobiektywizowanych kryteriów, bo na razie wygląda to na improwizację albo rzucanie monetą.
Niestety taka sytuacja nie wróży nic dobrego na przyszłość. Bo kolejne fale jak widać mogą się pojawiać nagle i nie wiadomo skąd, powodować zamknięcia właśnie otwartych przed chwilą branż i modyfikować milionom ludzi z dnia nadzień ich osobiste procedury DRM. Słabo to wygląda, bo wirus buja nami coraz bardziej a wydawało się, że czegoś przez ten rok się nauczyliśmy. Ja widzę regres.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.