Podczas festiwalowej konferencji prasowej Burmistrz Zakopanego prezentuje symboliczny krzyż otrzymany po tragedii od braci Słowaków. Od lewej : Dyrektor Festiwalu Joanna Staszak, Wice-burmistrz Agnieszka Nowak- Gąsienica, Burmistrz Leszek Dorula, Przewodnicząca Jury Festiwalu dr Bożena Lewandowska, Ewa Piszczek, Sekretarz Jury.
Foto: Ania Navas
Autor: Ania Navas
Letni dzień 22 sierpnia 2019. Szczyt wakacyjnego sezonu turystycznego w Tatrach. W Zakopanem tłumy turystów z dziećmi. Trwają wakacje szkolne. Mnóstwo amatorów na piesze wycieczki górskie. W czwartek rano w Tatrach świeciło słońce i panowały dogodne warunki do wędrówki. Prognozy pogody co prawda przewidywały możliwość przelotnych burz w ciągu dnia, ale nic nie zwiastowało wydarzeń, które dla przebywających w górnych partiach Tatr przypominały prawdziwy Armagedon.
Giewont piękny i groźny. Foto: Ania Navas
Około godziny 13 niebo zaciągnęło się ciemnymi chmurami znad Słowacji. Wiatr był stosunkowo słaby ale zaczął padać ulewny deszcz. Burza uderzyła nagle z niebywałą gwałtownością. Wystąpiły niezwykle silne wyładowania atmosferyczne. Pioruny uderzały jeden po drugim z ogromnym hukiem. Oślepiające błyskawice przecinały zachmurzone niebo. Masyw górski przestał być widoczny. W tym czasie na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego przebywało tysiące turystów, w tym na szlaku prowadzącym bezpośrednio na Giewont było ich około dwustu.
W tym samym czasie w Urzędzie Miejskim miasta Zakopane odbywała się właśnie konferencja prasowa związana z trwającym od kilku dni Międzynarodowym Festiwalem Folkloru Ziem Górskich, w której uczestniczyłam.
O godzinie 13.30 zaczęły do nas docierać pierwsze wiadomości o trudnej sytuacji w górach. Niedługo potem z lądowiska obok szpitala w Zakopanem poderwał się do lotu z charakterystycznym, rozpoznawalnym dla wszystkich Zakopiańczyków warkotem helikopter TOPR-u, popularny „Sokół”. Był to niewątpliwy zwiastun, że tam w niewidocznych teraz z miasta górach są ranni i potrzebują pomocy. Rozdzwoniły się telefony. Zaczęły napływać pierwsze tragiczne wiadomości: pioruny uderzyły w krzyż na Giewoncie, w metalowy łańcuch wspomagający wejście na szczyt, obok schroniska na Hali Kondratowej i w okolicach Czerwonych Wierchów. Jest wiele rannych, niektórzy z nich bardzo ciężko.
Pani wice-burmistrz Agnieszka Nowak Gąsienica przekazała dziennikarzom, że otrzymała informacje: są ofiary śmiertelne, w tym dzieci.
Władze miasta podjęły decyzję o natychmiastowym stworzeniu sztabu kryzysowego w Starostwie Powiatowym w Zakopanem. Wszystkie służby mundurowe i personel medyczny zostały powołane w stan gotowości.
Zewsząd słychać było wycie syren straży pożarnej i pędzących na ratunek karetek pogotowia medycznego. Główne ulice miasta zostały zamknięte dla ruchu, żeby ułatwić transport rannych do szpitala. Nadleciały helikoptery Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Razem z maszyną TOPR-u było to już pięć śmigłowców. Gdy jeden lądował, następny wzbijał się w powietrze. Nadleciał również policyjny helikopter Black Hawk. Nie użyto go jednak, gdyż w akcji ratunkowej w górach ta maszyna jest po prostu zbyt masywna.
ODWOŁANO WSZYSTKIE KONCERTY FESTIWALOWE I IMPREZY W ZAKOPANEM.
Kasia Stanuch zapala znicz na scenie festiwalowej ku czci ofiar górskiej tragedii z 22 sierpnia 2019.
Foto: Ania Navas
Przed godziną 16 ci, którzy pozostali w Urzędzie Miejskim udali się pod namiot imprezowy na Równi Krupowej, gdzie w ramach festiwalu planowano galowy koncert Górali Polskich. Miały w nim wziąć udział zespoły z Polski oraz delegacje zagraniczne przybyłe na obchody 100-lecia Związku Podhalan. Byli to goście z USA, Kanady i z Austrii. Koncert został odwołany. Cały czas w górach trwała akcja ratunkowa. Wkrótce przybył pan burmistrz Leszek Dorula oraz kilku księży. Na scenie zapalono znicze. Pierwszą modlitwę zainicjował prezes Zarządu Głównego Związku Podhalan, Andrzej Skupień. Wszyscy zgromadzeni pod namiotem festiwalowym zaczęli się modlić. Za ofiary, które zginęły na Giewoncie, za rannych, za ich rodziny i za ratowników, którzy ryzykując własnym życiem ruszyli z pomocą. W modlitwie uczestniczyły też bardzo przejęte zaistniałą sytuacją dzieci „ o wielkich serduszkach” z zespołu „ Małe Pieniny” przy Związku Podhalan w Krościenku.
Wspólna modlitwa za ofiary tragedii w Tatrach na zakopiańskiej scenie festiwalowej.
Foto: Ania Navas
Dzieci z zespołu „ Małe Pieniny” z Krościenka zostały w namiocie festiwalowym aby pomodlić się za ofiary burzy w Tatrach.
Foto: Ania Navas
TRAGICZNE WIEŚCI Z TATR.
Naczelnik TOPR-u, Jan Krzysztof przekazał dalsze tragiczne wiadomości o ofiarach. Śmierć na Giewoncie poniosły cztery osoby. Było to dwoje dzieci: 10-letni chłopiec, który pochodził z Małopolski i 10-letnia dziewczynka z woj. mazowieckiego. Zginęły również dwie kobiety: 46-letnia mieszkanka województwa podlaskiego oraz 24-latka z Dolnego Śląska. Po słowackiej stronie Tatr, w rejonie Banówki piorun śmiertelnie poraził obywatela Czech. Byli też ranni. Słowacy również prowadzili intensywną akcję ratunkową.
Śmigłowiec TOPR-u leci na pomoc. Foto: Waldemar Sowiński
Nie znaliśmy wtedy jeszcze w pełni ogromu tragedii. W późniejszym czasie okazało się, że w polskich Tatrach rannych zostało aż 157 osób. Wiele z nich miało bardzo poważne obrażenia. Z relacji świadków, którym udało si zejść z gór o własnych siłach dowiadywaliśmy się coraz więcej szczegółów. Były one przerażajace. Dramatyczny obraz sytuacji potwierdził naczelnik TOPR-u, Jan Krzysztof:
„Część osób była rażona na pewno bezpośrednio, bo informacje były, że po uderzeniu pioruna ludzie spadali wręcz na stronę południową Giewontu. To rażenie poszło po łańcuchach ubezpieczających wejście na kopułę uderzając wszystkich po kolei. Wyglądało to dramatycznie. Kilkadziesiąt osób tam leżało. Musiał być po kolei identyfikowany ich stan zdrowia”.
Najciężej ranni byli transportowani śmigłowcami do okolicznych szpitali, innych ratownicy transportowali karetkami pogotowia i samochodami terenowymi.
Jeden z ocalałych turystów mówił: „ ..to było piekło. Pioruny biły w Giewont jak w tarczę, raziły ludzi, odrywały ich od skał, rozrzucały po szczycie. Ludzie byli poparzeni, mieli spalone ubrania, połamane kończyny, zakrwawione twarze. Jedni płakali, inni krzyczeli wzywając rozpaczliwie pomocy, niektórzy modlili się, jakiś ksiądz udzielał im rozgrzeszenia. – Nie sądziłem, że coś takiego jest w ogóle możliwe”.
Kapłanem, który w tych tragicznych chwilach udzielał rozgrzeszenia umierającym i rannym był ks. Jerzy Kozłowski z Dzierżoniowa. Został on aż trzykrotnie trafiony piorunem na Giewoncie. Ks. Jerzy przebywa obecnie w szpitalu. Jest ranny ale życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Na Giewont w sezonie letnim wchodzi czasem 2 tysiące osób dziennie. Przy łańcuchach wspomagających wejście na sam szczyt powstaje tak zwane „ wąskie gardło”, gdzie naraz może zmieścić się tylko kilkadziesiąt osób. Właśnie tam sytuacja wyglądała najtragiczniej. Ludzie, którzy bezpośrednio trzymali się metalowego łańcucha ( a padał wtedy deszcz, więc wilgotne były również skały wokół ) zostali wszyscy porażeni gwałtownym uderzeniem pioruna i odrzuceni z wielką siłą na granitowe skały na przestrzeni 50 metrów. Niektórzy spadli w przepaść. Na rannych spadały odłamki skał powstałe po kolejnych uderzeniach piorunów. Niektórzy stracili słuch i zdolność widzenia. Inni leżeli sparaliżowani, mieli zakrwawione twarze, połamane kończyny.
Wiele ludzi, nawet jeśli nie odnieśli oni poważnych obrażeń, było po prostu w strasznym szoku.
AKCJA RATUNKOWA PRZEBIEGAŁA SPRAWNIE.
W akcji ratunkowej, którą koordynowało Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, brali udział ratownicy TOPR-u i GOPR-u, pięć śmigłowców ( w tym jako pierwszy zakopiański „ Sokół” ), 13 karetek pogotowia, ratownicy medyczni, 22 zastępy strażaków oraz strażnicy Tatrzańskiego Parku Narodowego. Działania wspierała również policja, straż graniczna i zakopiańska straż miejska. Była to największa akcja ratunkowa w historii Tatr.
Piloci podjęli ryzyko. Pierwszy wystartował na pomoc zakopiański „ Sokół” TOPR-u. Załogi śmigłowców Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i Lotniczego Pogotowia Ratunkowego to bohaterowie naszych czasów. Po zgłoszeniach o dramatycznych wydarzeniach na Giewoncie i Czerwonych Wierchach zdecydowali się oni polecieć w góry mimo bardzo trudnych warunków pogodowych. Była gęsta mgła, nadal biły pioruny. To wymaga mistrzowskich umiejętności pilotażu i bohaterskiej odwagi.
Sprawne działanie służb ratunkowych zasługuje na najwyższe uznanie. Pierwsi ratownicy byli na miejscu jeszcze w trakcie burzy, gdzie nadal występowały wyładowania atmosferyczne. Ryzykowali własnym życiem, aby ratować innych. Na szczęście tym razem nikomu z ratowników nic się nie stało.
Do zakopiańskiego szpitala zgłosili się nawet przebywający na urlopie ratownicy medyczni z innych stron Polski. Pomagali personelowi szpitala i brali udział w opatrywania rannych. Jednym z nich był pan Robert Szulc, który na co dzień pracuje w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym im. Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi.
Inny ratownik medyczny z Wojsk Obrony Terytorialnej z Lublina zorganizował “polowy szpital” w schronisku na Hali Kondratowej. Pomagał rannym i kierował ich do transportu samochodami terenowymi, które zwoziły ich do szpitala. Kiedy w schronisku wszyscy byli już opatrzeni, pobiegł z apteczką medyczną w kierunku Giewontu aby pomagać poszkodowanym na górze. Przenosił też rannych do śmigłowca.
Właściciele schroniska na Hali Kondratowej udostępnili budynek na potrzeby akcji i zapewniali ratownikom żywność.
Burmistrz miasta Zakopanego ogłosił trzydniową żałobę, a szlak na Giewont został zamknięty do odwołania. W niedzielę 25 sierpnia w kościele Świętej Rodziny na Krupówkach odbyła się Msza Św. w intencji ofiar tej górskiej tragedii i ich rodzin.
USZANOWAĆ POTĘGĘ GÓR.
W sezonie na terenie TPN przebywa dziennie około 30 tysięcy osób. Większość ruchu koncentruje się na trasach do Morskiego Oka, na Kasprowy i na Giewont.
Tatrzański Park Narodowy to 275 km szlaków. Tatry to nie są najwyższe góry w świecie, ale zasługują na szacunek. Potrafią być bardzo niebezpieczne. Warunki atmosferyczne zmieniają się tu bardzo szybko i czasem niespodziewanie.
Należy być na to zawsze przygotowanym. Niestety często turyści nie planują właściwie swoich wycieczek, są słabo wyposażeni. Często nie mają odpowiedniego w górach obuwia, wybierają się na szlaki w klapkach, japonkach czy w śliskich adidasach. Nie zabierają ciepłych zapasowych ubrań, apteczek czy minimalnej racji żywności. Nie sprawdzają prognoz pogody, albo je lekceważą. Prowadzą na trudne górskie szlaki małe dzieci w sandałkach, traktując te wyprawy jak spacer do parku miejskiego. Nie kalkulują czasu powrotu, przeceniają swoje siły, licząc, że „ jakoś to będzie”. Niestety nie zawsze udaje się wrócić bezpiecznie. Wtedy za lekkomyślność płacą swoim zdrowiem a czasem i życiem, narażając przy tym spieszących im z pomocą, ciągle nie dość docenianych ratowników TOPR-u i GOPR-u.
Na wędrówki górskie należy wyruszyć wcześnie rano, żeby móc wrócić przed zmrokiem i burzami, które najczęściej występują w godzinach popołudniowych. Przy pierwszych sygnałach niekorzystnych zmian pogodowych wszyscy znajdujący się w wyższych partiach gór powinni natychmiast zaprzestać wspinaczki i zejść jak najniżej się da. Tatry są piękne ale groźne. Bywają śmiertelne. Czy ta największa dotąd tatrzańska tragedia nauczy turystów więcej szacunku do potęgi gór?
Autor: Ania Navas