Czy jest taki interes państwa, który wszystkie siły polityczne popierają?

Nawet jeżeli mają zastrzeżenia i je wyrażą, nawet jeśli z niektórymi szczegółowymi rozwiązaniami (kto za to płaci) nie muszą się zgadzać, jeśli warunkiem poparcia nie jest warunek innego wsparcia (posiew korupcji w życiu publicznym), czy wtedy możliwy jest „polityczny” kompromis?

Demokracja amerykańska, długie lata rządziła tak właśnie, pomimo sporów, które brały swe źródło, w „ideologii” reprezentowanej przez poszczególne partie (nota bene: dwie). Korupcja polityczna, czyli kompromis, na zasadach: ja cię poprę dziś, ty mnie jutro, miały oczywiście miejsce. W ciągu ostatnich 30-40 lat daje się zauważyć podniesienie poprzeczki polaryzacji dla załatwiania różnych interesów. Nie jest jasne, czy ta polaryzacja jest naturalna, wymuszona czy na niby. Analiza rezultatów businessowych takich przetargów kongresowych, nie jest dostępna dla autora niniejszej publikacji.

Dywagacje na temat „my nie ruszamy waszych (interesów), wy nie ruszacie naszych (interesów), są oczywistym przedmiotem różnych peregrynacji, tym niemniej, kiedy dyskusja schodzi na poziom naszych i waszych sukinsynów, zasady „normalnie” mające zastosowanie dla „świętych krów”, mogą nagle, przejściowo lub personalnie w jakimś przypadku, przepadać na ołtarzu innych potrzeb.

Na terenie Polski, realizowana jest jedna z najstarszych koncepcji zarządzania, wykorzystująca raczej pozorne różnice „ideologiczne” w wykonywaniu celów politycznych. Różne są powody takiego stanu rzeczy. Jednym z nich jest „polityczne wyrobienie wyborców” nakierowane na realizacje zadań „owczego pędu”. Samo rozumienie merytorycznych różnic pomiędzy waśniącymi się, jest zdecydowanie małe, a zatem to inne czynniki odgrywają rolę przeważającą. Ta własność wyborczego planktonu, ma zresztą wymiar światowy, to znaczy wszędzie jest tak samo świadomie.

Zróżnicowanie polityczne a raczej rozdrobnienie w alokacji wyborczych trendów, ma służyć nie tyle interesom wewnętrznym ile ich ościenników. W ten od lat sprawdzony sposób, potencjał Polski, utrzymywany jest z dala od kolizyjnego kursu i niechcianej ścieżki wzrostu, w stosunku do dominujących gospodarek europejskich. Imponderabilia czy ambicje społeczeństwa polskiego, nie są przedmiotem zmartwienia ościenników, jeżeli nie zagrażają ich interesom. W ostatnich latach, co potwierdza wynik wyborów z 15 października 2023, zainteresowanie problemem przez ościenników wzrasta proporcjonalnie do wzrostu gospodarczego znaczenia Polski. To dziwić nie może. Co ewentualnie może uwierać tych co chcą czegoś, niekoniecznie zapisanego w planach SPD/CDU/AFD/NPD itd. Macron i spółka zoo, to fakt, że choćby utrzymanie obecnego statusu Polski, będzie o wiele trudniejsze o ile w ogóle możliwe.

Fot: pl.freepik

W obliczu zawołań: „po co nam taka Polska”, co dzieje się dziś nad Wisłą, oraz fantasmagoryjnych wyobrażeń o Unii Europejskiej, która nareszcie zrealizuje w Europie wieczny pokój, zastanawia infantylność enuncjacji. Protagoniści tego typu haseł nie dyskutują przy tym banalnych faktów:

  • kto w Unii Europejskiej decydować będzie o jej polityce, polityce gospodarczej, dobrobycie, jej rozwoju, etc.

  • czy udział Polski i jej podmiotów będzie mieć na to wpływ choćby proporcjonalny, czy jakikolwiek, czy zgodny z planem dla Mitteleurope

  • jaki język w przyszłej Unii Europejskiej będzie językiem oficjalnym Unii

  • na czym ma polegać jedność walutowa Unii (przebieg dotychczasowych doświadczeń w tym zakresie preferuje wyłącznie gospodarcze potęgi. A kogo niby ma preferować?)

  • traktatowe ustalenia dotyczące przyjmowanych do UE państw, zapewniają jednogłośne przyjmowanie regulacji unijnych. Regulacje nie otrzymujące zgody jednogłośnej, nie mają mocy obowiązującej (nie wchodzą w życie). Państwa przewodzące w UE usiłują wprowadzić zasadę przyjmowania takich regulacji, demokratyczną większością głosów państw członkowskich. W opozycji do takich rozwiązań, pozostają państwa, które spodziewają się ich marginalizacji politycznej i gospodarczej, poprzez tego rodzaju politykę unijną. Aby sprawa była jasna: jest to wprowadzenie planu dla Mitteleurope, tylnymi drzwiami.

  • jeżeli władze Unii Europejskiej, zadecydują demokratyczną większością głosów, połączenie się ze Związkiem Państw Niepodległych, w celu realizacji wiekopomnego projektu od Atlantyku po Ocean Spokojny, co będą miały do powiedzenia i wykonania, państwa i społeczności, które takiego obrotu spraw nie życzą sobie.

  • Jaka jest pewność, że przyszłe władze Unii Europejskiej, nie zakażą na jakimś „etapie” nawet tej deklarowanej tylko wolności: religijnej, poglądów, publikacji etc. w imię nowo wymyślonej naukowej „ideologii Ładu (koniecznie zielonego), Rozwoju (nie każdego, tylko tych co zasłużyli) i Wzrostu (oczywiście słusznego)”

  • Praworządność w UE w wersji prezentowanej współcześnie, napotyka na różne rafy nie tylko doktrynalnego niedookreślenia ale i na praktyczne nadużycia. Unijne „władze”, nie zostały przecież traktatowo powołane, ale uzurpują sobie prerogatywy takich właśnie. Tymczasem UE nie jest państwem w rozumieniu, jakie atrybuty państwa o nim stanowią. Wynika to z zawartych traktatów. Próby klajstrowania, zamazywania, gmatwania i mataczenia substancją prawa, nie upoważnia Niemcy i Francję, do wykonywania odnośnych regulacji, ustanawianych wbrew krajom członkowskim a zwłaszcza ich interesom (np. przyznawanie Funduszy odbudowy, polityka imigracyjna, ochrona granic, etc.)

  • unijne władze, mogą sobie regulować to, co jest ich obowiązkiem a nie przedmiot wyłączony ze strefy ich zarządu np. sądownictwo, ustawodawstwo krajowe, ochrona granic, waluta narodowa, sport krajowy, rozwój kultury, etc. etc.

Wymienione problemy stanowią jedynie czubek góry lodowej, jakie już są obecne i które czekają Dom Europejski. Świadomość ich istnienia, podejmowania wyzwań, możliwe rozwiązania w tym odrzucanie propozycji państw przyjętych po roku 2000, nie obejmuje większości członków społeczeństw europejskich. Inaczej rzecz nazywając, „ci wyborcy”, nie tylko o tym nie wiedzą, nie tylko nie rozumieją problemu i jego ewentualnych skutków rozwiązań, ale także trwają w przekonaniu, że to ktoś inny za nich załatwi. „Załatwiacze” to wiedzą. Tylko nieliczni proponują rozwiązania odmienne. Czy to coś odmieni? (siła przekonywania, kasa).

We współczesnych demokratycznych wyborach i ich kampaniach w krajach europejskich, problemy takie są zauważane i wykorzystywane monstrualnie, jako para zastępcza w batalii wyborczej. Zjawiska takie, nie załatwią spraw, a nawet nie rozpoczną załatwiania czegokolwiek. Mogą i służą znakomicie dla argumentu wzrostu zamieszania. Cel ten osiągają bezdyskusyjnie. Zwłaszcza wtedy, kiedy złotouści oratorzy zasugerują wystraszonym obywatelom, ewentualność wyjścia z Unii.

Nikt albo prawie nikt, nie pomyśli wtedy, z jakim podmiotem w dalszej formie istnienia, EU może wykonać dalszy wzrost, przez kolejne przyłączenie swego terytorium.

Kiedy zapytamy historyków, czy coś podobnego miało miejsce w historii, co odpowiedzą? Nie raz, oj nie raz.

Był sobie dziad z dziadówką
nawet nie mieli dzieci
nie dlatego że lubią
postać z bajecznej wieści

był więc postacią z kursu
dla wklęsłych parasoli
mówili wola siłą
której treść zadowoli

gdy tak po latach wielu
przymarzli gdzieś na mrozie
nikt się nie zajął losem
umorusanych w miodzie

który „wypracowali” w czasie
gdy każdy jeszcze mógł;
ktoś tam przebąknął o narodzie
lecz zakrzyczany zwieńczył stóg.

Marcisz Bielski GH/USA/ 10/26/2023