Język potoczny, stosowany na co dzień nie jest językiem literackim. Służy porozumiewaniu się, wyrażaniu myśli. O którą myśl chodzi? Czy przekleństwa, brzydkie wyrazy są brzemieniem myśli? Czy to specyfika naszych czasów? Skąd potrzeba klątw, wyzwisk, szyderstwa, ostatnio zresztą kodowanego? Chodzi o skrótowe potraktowanie realiów. Na długie wywody nie ma czasu. Tweet, to kilka wyrazów, dwa trzy zdania. Oszczędność? Minimalizm? Tak, ale nie względem brzydkich wyrazów.
W każdym języku świata można znaleźć określenia, o których niechętnie mówi poważny wychowawca. Jeśli określenie rzeczy lub zjawisk ma być zrozumiałe dla pewnej grupy osób, to stosuje się zestaw zawodowy.
Dlatego mamy język lekarzy, budowniczych, urzędników, prawników. Gdy sytuacja w rozmowie wymaga podkreślenia, wyróżnienia, stosuje się zbitkę wyrazów albo jeden, najczęściej brzydki, zwany coraz rzadziej nie parlamentarnym a coraz częściej przerywnikiem. Innym razem marzy się rozmówcy pewien podtekst, np.: a propos „puszcza”, niech twoja żona dowie się z kim trenowałeś zjazdy w Colorado! Steven Pinker, prof. psychologii kognitywnej, działa w Bostonie, gdzie przekazuje studentom odkrywcze konstatacje, np: ostatnio człowiek przejawia mniej aktów przemocy, zatem gwoli rozładowania napięć, baraszkuje w fake news. Kiedyś deep through, dziś deep fake. Znamienne.
A tymczasem w języku polskim notuje się rozkwit feminatyw, końcówek żeńskich niektórych wyrazów np.: dyrektorka, a nie pani dyrektor, wydawczyni, a nie pani wydawca, poseł – posłanka a nie posełka czy poślica, a jeśli orzeł, to orlica, albo gdy świadek, to świadkini! Bo “świadkowa” to zupełnie inna instytucja na specjalne okazje. Zamiarem osoby, stosującej podobne zabiegi nie jest chęć sprowadzenia nieszczęścia na rozmówcę, choć pewności nie ma.
W języku angielskim najbardziej popularne są dwuwyrazowe określenia, z których jedno kojarzy się zawsze plażą. Szczególnie temu, kto nie rozróżnia subtelności w akcencie „on the beach”. Być może z powodu niepełnego rozumienia intencji naszych powierzchownie miłych przyjaciół kwitujemy angielskie przekleństwa z pobłażaniem. Na pytanie z czym, w języku polskim kojarzy się wyraz na „k”, chętnie objaśniamy źródłosłów, nie rzadko, w aspekcie obyczajowym, najczęściej na przykładach naszych bliźnich. Kiedy przyjaciel pochwali się później nowym wyrazem, uśmiechamy się ze zrozumieniem.
W rozmowach z naszymi amerykańskimi przyjaciółmi nie jeden raz zastanawiamy się jak zwalczyć popularne “fake newsy”. Chodzi o pewne kłamliwe informacje w sprawach związanych np.: z ochroną zdrowia. Kłamliwe bo niepełne, albo pochodzące z niesprawdzonych źródeł. Ale jednak rozpowszechniane, nierzadko z naruszeniem zasad politycznej poprawności. Zarówno w polskim systemie prawa, jak i w amerykańskim, z dłuższą tradycją ochrony dóbr osobistych nie jest łatwo wygrać sprawę o zniesławienie.
Poszukiwanie sprawiedliwości w każdym systemie prawnym jest kosztowne i trwa o wiele dłużej niż ludzka pamięć. Nawet ta wrażliwa, dostrzegająca pokrzywdzenie z powodu obrazy czci, godności i innych dóbr osobistych.
Najczęściej słychać o procesach gwiazd filmu, polityków, celebrytów albo tych, którym zależy na rozgłosie. Powołanie ekspertów oddala rozstrzygnięcie i łączy się z wydatkiem nie do zwrotu w razie przegranej. Nie każdy ma tę samą wrażliwość, poczucie humoru, nie zawsze sense of humor prowadzi do rozładowania napięcia w stosunkach rodzinnych, towarzyskich lub zawodowych. Pozostaje jeszcze cała sfera pomówień.
W naszej polonijnej społeczności nie jeden zacny obywatel a nawet grupy osób spotykały się z łatką oszusta, wariata, prawicowca albo komunisty. Jeśli prawda komuś nie przeszkadza, to śmieje się i bawi. Ale jak przeciwdziałać pomawianiu niewinnych osób o takie cechy, które w opinii publicznej mogą poniżyć je, albo narazić na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania określonego zawodu, działalności? Nie każdego stać na wyłożenie kilkunastu tysięcy, aby założyć sprawę w sądzie, szczególnie gdy po stronie sprawcy stabilizuje się niszowa sytuacja materialna. Nawet w najbardziej sprawiedliwym systemie, prawo nie gwarantuje należnej satysfakcji. Dawniej ktoś bardzo obrażony wyprowadzał się z biznesem na drugą stronę ulicy. Teraz wystarczy popracować online aby zwiększyć możliwości odwetu. Trzeba tylko pamiętać, że zemsta jest rozkoszą Bogów. A język, jaki by nie był, to jednak niezbywalny dorobek kultury.
Źródło: Meandry językowe – Barbara Marta Żmudka – Felietony – Wietrzne Radio