Dzień odmienny od innych

zaduszki

wszyskich

  „Jako woda siąknie w ziemię,
  Tak usycha ludzkie plemię;
  Podobniśmy ku marnemu
  Snu mocnemu, nikczemnemu.
  Jako rosy trawa syta
  Z poranka pięknie zakwita,
  Wieczór kosą podsieczona
  Leży na ziemi wzgardzona”.
   (Ps 90, 5-6; tł. J. Kochanowski)

Każdego roku w dniu 1 listopada udajemy się całymi rodzinami na cmentarze, aby przy mogiłach uczcić pamięć o tych, którzy odeszli już z tego świata. Niezależnie od tego, w co wierzymy, składamy wiązanki kwiatów, zapalamy znicze na grobach swych bliskich, wspominamy ich i trwamy u ich mogił w głębokiej zadumie i refleksji. W Polsce również w tym dniu chodzimy na miejsca krwawych bitew i na cmentarze wojenne. Nie możemy zapomnieć o tych, dzięki którym żyjemy w kraju wolnym i niezależnym.  

wszyscy swieci

 Angelico (1430). Wszyscy Święci

Katolicki dzień Wszystkich Świętych (festum omnium sanctorum) jest jednym z bardziej znaczących świąt kościelnych. Obchodzone jest ono ku czci świętych i męczenników znanych i nieznanych, którzy oddali swoje życie dla Boga, a których nie wspomniano ani w martyrologiach miejscowych, ani w kanonie mszy świętej. W dniu tym wspomina się nie tylko osoby oficjalnie uznane za święte i takimi ogłoszone, ale przede wszystkim tych ludzi, których życie nacechowane było świętością.

Następnego dnia po Wszystkich Świętych obchodzony jest dzień wspominania zmarłych, czyli Zaduszki. Dla chrześcijan jest to dzień modlitw za wszystkich wierzących w Chrystusa, którzy odeszli już z tego świata. Ponieważ pierwszy dzień listopada jest w Polsce ustawowo dniem wolnym od pracy, to większość osób przychodzi w tym dniu, na cmentarze, aby zapalić znicze i pomodlić się. Jest to też święto obchodzone przez część innych systemów wyznaniowych, a także zwyczaj praktykowany przez osoby bezwyznaniowe, mający być wyrazem pamięci oraz oddania czci i szacunku zmarłym. Święto to w czasach PRL-u było dniem wolnym od pracy, ale oficjalnie starano się nadać mu charakter świecki i nazywano go dniem Wszystkich Zmarłych bądź Świętem Zmarłych. Obecnie wiele osób nie pamięta, że właściwe święto zmarłych przypada drugiego listopada.

Zaduszki, będące wspomnieniem wszystkich zmarłych, wprowadził w 998 roku opat benedyktynów w Cluny – Św. Odylon. Zwyczaj ten szybko przyjął się w całym Kościele. Po uroczystościach Wszystkich Świętych Zaduszki to dzień refleksji i wspomnień o swoich zmarłych bliskich, tęsknoty za tymi, którzy odeszli.

 

Warszawa Zaduszki

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wieczór Zaduszek na Cmentarzu Powązkowskim (Rysował z natury Gerson)
(“Tyg. Ilustr.” 1864, nr 268)

W czasach pogańskich obchodzono Zaduszki kilka razy w roku.
Pomimo ingerencji Kościoła utrzymało się sporo wierzeń i zwyczajów z dawnych czasów. W wierzeniach ludowych na Pogórzy przetrwało przekonanie, iż w noc zaduszkową zmarli odwiedzają swoje domostwa.
Przestrzegano, by w tym dniu nie wieszać na strychu bielizny przeznaczonej do suszenia, ponieważ pogryzą ją później myszy i szczury.  Specjalnie na ten dzień gospodynie wypiekały małe chlebki, zwane „bochnakami”, którymi raczono przy kościołach i po cmentarzach ubogich, polecając im modlenie się za dusze zmarłych krewnych („Módlcie się dziadku za duszę…”). Jeszcze po I wojnie światowej w wielu miejscowościach w dniu Zaduszek składano na mogiłach garnki z jedzeniem.

W dzień zaduszny bogaci gospodarze zapraszali na obiad ubogich, a także organistę, kościelnego i grabarza. Obiad taki składał się przeważnie z trzech do czterech potraw, a mianowicie: z mięsa,kaszy jaglanej lub innej, makaronu i kapusty, a oprócz tego podawano  jeszcze chleb lub kołacze. Po obiedzie śpiewano litanie do wszystkich świętych i pieśni za zmarłych. Modłom przewodził organista, który kropił wszystkie kąty chaty wodą święconą.
Po obiedzie ubodzy otrzymywali na drogę po trochu z każdej potrawy.
W przypadku, jeśli po obiedzie pozostało dużo pożywienia, spraszano sąsiadów i częstowano ich jedzeniem i trunkami, tak, że rozpoczęty modlitwami obiad kończył się wesołymi piosenkami i przyśpiewkami. Sprawianie takiego obiadu miało miejsce w bogatszych domach, podczas gdy mniej zamożni gospodarze dawali biednym przy kościele chleb lub pieniądze z poleceniem pomodlenia się za dusze zmarłych swoich i krewnych.

Pogórzanie wierzyli, że dusze zmarłych przychodzą i ukazują się domownikom w noc przed Zaduszkami i bawią cały dzień i noc w kościele parafialnym. Unikano w tym czasie podróży, aby dusze nie straszyły po drodze. Panowało też powszechne przekonanie, że zmarłych osób nie należy opłakiwać, bo muszą te łzy dźwigać.

Zdarzyło się, że jedna z podgórskich matek nie mogła przeboleć śmierci swej córki. Pozostała wieczorem w ukryciu w kościele i po jego zamknięciu z nastaniem zmroku zobaczyła korowód duszyczek i córkę taszczącą wielkie brzemię. Na zapytanie co niesie, dusza córki odrzekła, że dźwiga wszystkie łzy przelane przez rodzicielkę.

Po tym zdarzeniu matka zaprzestała płaczu, a następnego roku wybrała się znowu do kościółka i ujrzała córkę całkiem białą za wyjątkiem kruczych włosów na głowie, co było oznaką kończącej się pokuty.

Do dnia dzisiejszego utrzymał się zwyczaj dawania księżom pieniędzy na „wypominki” za dusze zmarłych bliskich osób i krewnych w celu wybawienia ich od pokuty w czyśćcu. Zwyczaj składania na grobach kwiatów, wieńców, czy palenia świateł przyjął się w niektórych wioskach podgórskich dopiero po I wojnie światowej.

 Zaduszki Według wierzeń ludowych w Zaduszki pojawiają się na cmentarzach i po kościołach dusze pokutujące.

 Pełno ich też koło figur i kapliczek przydrożnych, po starych cmentarzyskach, rzadziej zaś w innych miejscach. Przybierają czasem postać kobiety w bieli, czarnych ptaków, a czasem znowu widoczne są jako błędne ogniki.

Najczęściej jednak nie pokazują się wcale, a do uszu przechodnia dochodzi tylko ich stękanie. Szczególnie duża ich ilość nawiedza kościoły w nocy z l na 2 listopada. Każda dusza przynosi choćby tylko mały kawałek deski z trumny, a jeżeli deski zgniły, to szczątki odzienia, gdy zaś i to już w proch się rozsypało, wtedy przychodzi dusza sama.

  Dusze pokutujące w kościołach modlą się za żyjących, zaś pozostające na cmentarzach wzywają do siebie przechodniów. Należy wtedy szybko uciekać, nie oglądając się za siebie, bo taka dusza mogłaby wciągnąć człowieka do grobu, by za nią pokutował, a ona sama uwolniłaby się od dalszej pokuty.

Dusze najczęściej pokutują w tych przedmiotach, przez które lub za pomocą których grzeszyły. I tak pijacy odbywają pokutę w kieliszkach i szklankach, nadużywający alkohol kowale w kowadłach albo pod ogniskami, pijący furmani w biczach, pieniacze w papierach ze stemplami, a adwokaci okłamujący chłopów w piórach i kałamarzach, zaś księża w kościele.

Jedno z podań miejscowych głosi, że wszystkie dusze przychodzą do kościoła o godzinie 12 w nocy z l na 2 listopada, ale podpatrzeć się nie dają. Zdarzyło się, że jeden ciekawy organista pozostał po nieszporach na noc na chórze. Dusze atoli zwietrzyły jego obecność, chociaż się ukrył za organami, wróciły na cmentarz i poprzynosiły trumny, następnie poustawiały je jedną na drugiej coraz wyżej, aż do wysokości chóru i dopadłszy organisty chciały go udusić. Ten zaś wezwał pomocy Matki Boskiej, a broniąc się rzucił różaniec na trumny. Wtedy te pospadały w dół, a dusze wraz z trumnami znikły.

 

duchy

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Dziś większość z nas zapomniała o Zaduszkach i odwiedzą groby w Dzień Wszystkich Świętych, tym bardziej, że i w dawnej polskiej tradycji ostatnia noc październikowa celebrowana była specjalnie.

Noc ta była zwana „Dziadami”, lecz nazwa ta nie wywodzi się, od chodzących po prośbie żebraków, ale od naszych przodków, czyli naszych Dziadów. Miała ona związek z tradycyjnymi przekonaniami, że właśnie wtedy ich duchy miały zwyczaj odwiedzania swoich następców. A więc polskie Dziady to nic innego jak kontynuacja prastarej, celtyckiej tradycji. Podobne znaczenie miał pierwotnie angielski termin „Halloween”, czyli noc, której oryginalna nazwa wywodzi się z uproszczenia określenia wigilii Wszystkich Świętych, co brzmiało „All Hallows Eve”, a w staroangielskim języku „Hallow” było równoznaczne z „holly” – i oznacza po prostu „święty”.

Obecnie, obie nazwy mają znaczenie wypaczone, i pomimo że amerykańskie Halloween brzmi jak „hollow-in”, to ta Tajemnicza Noc ma tyle wspólnego z „dziurą w środku”, co nasze Dziady z grupą żebraków pod kościołem. Niestety mało kto zwraca na to uwagę, tym bardziej, że popularnym symbolem amerykańskiego Halloween jest wydrążona pomarańczowa dynia, a więc źródłosłów ze słowem „dziura” doskonale tu pasuje. I niestety, tak wygląda obecna rzeczywistość.

Dziady w polskiej tradycji poszły w zapomnienie, a amerykański „Halloween” jest obecnie tak skomercjalizowany, że chyba żaden z czcigodnych naszych przodków nie zechce być wplątany w tę imprezę. Radość z tego święta mają tylko najmłodsi, którzy z utęsknieniem oczekują na ten wieczór, aby odwiedzić sąsiadów w kolorowym przebraniu i zdobyć słodycze za pomocą magicznej, lecz niezrozumiałej dla nich formuły „trick or treat”.

I tak niezrozumienie zamierzchłych tradycji doprowadziło do stworzenia zupełnie odmiennego dziecinno-młodzieżowego święta.
A tym, że w dzisiejszym wydaniu Halloween nie na zbyt wiele wspólnego z kontynuacją tradycji, nikt się oczywiście tym zupełnie nie przejmuje, ponieważ traktuje się te obchody wyłącznie jako jeszcze jeden sposób na wyciągnięcie pieniędzy z kieszeni rodziców na dekoracje, kostiumy czy słodycze.

Nie tak dawno temu na łamach watykańskiego dziennika „L’Osservatore Romano” ukazał się artykuł pt. „Niebezpieczne przekazy Halloween”. Przedstawiono w nim podjęte w Hiszpanii, Francji i Chile inicjatywy określone jako „alternatywa” dla wspólnoty katolickiej. Wśród nich jest cykl imprez o nazwie „Hollywins” (święte wygrywa). Dzięki tego typu propozycjom – podkreśliła gazeta – 31 października można „głosić świadectwo wiary i chrześcijańskiej nadziei w obliczu śmierci”. Ojciec Joan Maria Canals z komisji do spraw liturgii przy episkopacie Hiszpanii podkreślił, że „święto Halloween ma tło w postaci okultyzmu i jest absolutnie antychrześcijańskie”.

 zmarylch

Polakom w kraju i na obczyźnie najuroczyściej jawi się obraz dnia Wszystkich Świętych i Zaduszek, gdy oświetlone zostaną grobowce i mogiły pośród cieni nocy. Te migotliwe światełka różnobarwnych zniczy i pełgające płomyki świec, rozświetlające nocną pomrokę, wywołują wrażenie, jakby nad mogiłami unosiły się duchy tych, co swymi kośćmi użyźnili tę ziemię. I myśli rodzą się wtedy przeróżne w głowie.

Wyłączamy się na chwilę z zabieganej codzienności
i przystajemy… nad życiem, śmiercią, obcowaniem świętych, nieśmiertelnością duszy; nad kruchością własnej egzystencji.

Miejsca spoczynku naszych bliskich tętnią życiem. Stoimy w ogrodzie kwiatów i wieńców, lecz smutek maluje się na naszych twarzach. Kiedyś przecież przyjdzie nam podzielić los tych, którzy nie tak dawno żyli, oddychali, kochali. Wciąż jeszcze pamiętamy dotyk ich dłoni czy słyszymy dźwięk głosu. I cały czas gdzieś wewnątrz skrywa się myśl, że za szybko odeszli. Zbyt szybko…

   Przystań tu na chwilę.
  Wchłoń cmentarną ciszę.
  Czy usłyszysz także
  to, co ja usłyszę?
  Czy zobaczysz mary
  wokoło krążące?
  Wycisz serce swoje
  i   myśli cierpiące…
  Pablo Barden

zaduszki

http://wirtualnyznicz.pl/zapal.html?pid=28761&ticaid=69061