Dziecięcy karabin maszynowy

Bylem wtedy wraz z siostra Marytka uczniem Szkoly Rodzin Wojskowych (SRW). A co to byla za szkola? Otóz w 1925 roku z inicjatywy Marszalka Józefa Pilsudskiego powstalo stowarzyszenie pod nazwa “Rodzina Wojskowa”. W ramach tego stowarzyszenia Pani Aleksandra Pilsudska podjela sie zorganizowania przedszkoli i szkól powszechnych dla dzieci rodzin wojskowych. Szkoly te powstawaly w miejscu stacjonowania jednostek wojskowych. W Warszawie “za moich czasów” bylo ich trzy. Nasza szkola miala swoja siedzibe na ul. Szucha 29, rogu Nowowiejskiej, a pozostale na Zoliborzu na ul. Czarnieckiego i na Pradze na ul. 11 Listopada.

Do tego rodzaju szkoly zaczalem uczeszczac w roku szkolnym 1931/32. Warto podkreslic, ze wizytatorka do roku 1936 byla Pani Helena Szalayowa z domu Sklodowska, wybitna osobistosc pedagogiczna i siostra slawnej Marii Sklodowskiej, odkrywczyni radu i polonu. Szkola Rodzin Wojskowych byla placówka koedukacyjna, gdzie lekcje historii, jezyka polskiego, geografii i religii staly sie przedmiotami, które nas, dzieci “powszechniaka” zywo interesowaly. Przedmioty te podniecaly nasze umysly oraz wyobraznie. “Wyprzedzalismy” lekcje z podreczników, a lektury “pozeralismy” z prawdziwym entuzjazmem. “Indianie” dla nas wlasciwie nie egzystowali, natomiast wzorami godnymi do nasladowania byli: Skrzetuski, Wolodyjowski, Longin-Podbipieta czy tez Kmicic. Kazdy z nas chcial byc jednym z nich. Nic wiec dziwnego, ze powyzsze imiona staly sie w okresie okupacji konspiracyjnymi pseudonimami w AK czy NSZ.

Dodatkowy wplyw na nasze patriotyczne wychowanie mialy takie ksiazki jak: “Krzyzacy”, “Na tropie Smetka”, “Taczanka”, “Szkola Orlat” i tym podobne. Rozwój “naszego portu” – Gdyni, marynarki handlowej i wojennej, lotnictwa, kolejnictwa, COP-u i wielu innych zdobyczy, napawaly nas duma. Wszak byly to NASZE osiagniecia, do których wliczalismy równiez produkcje “naszych” samolotów RWD, PZL oraz balonów, których zwyciestwa na miedzynarodowych zawodach okrywaly chwala nasz kraj.

Bohaterski lot kapitana Stanislawa Skarzynskiego (którego popiersie juz jako pulkownika znajduje sie w galerii slawnych lotników na miedzynarodowym lotnisku w stolicy Meksyku) do Brazylii i Argentyny na RWD 5bis, zwyciestwa Zwirki i Wigury, Jerzego Bajana w szeregu zawodów lotniczych Challange wokól Europy i w Berlinie dawaly nam poczucie, ze Polska w zakresie sportu lotniczego jak i w innych dziedzinach stoi w pierwszym rzedzie poteg miedzynarodowych.

Takich zewnetrznych bodzców doznawalismy w tamtych odleglych, lecz bardzo nam bliskich, niezapomnianych latach. Bodzce te przyczynily sie do uswiadomienia nam, ze jestesmy narodem, kroczacym ku swietnosci historycznej, z czego wyplywalo poczucie zdrowej dumy z przynaleznosci do Polski, co trwa do dnia dzisiejszego w naszym tak starganym, lecz niepokonanym pokoleniu!

Dopelnieniem tych zewnetrznych wplywów stanowilo wychowaniu na lonie rodziny, gdzie wspomnienia i opowiadania rodziców z ich walk o niepodleglosc oraz ich przodków na przestrzeni wieków bylo równolegle z wychowaniem otrzymanym w szkolach. Nie mniejszy wplyw mial na nas przedmiot religii, przedstawiajac Polske, jako naród prawy, bedacy “przedmurzem chrzescijanstwa”. To wychowanie naszego pokolenia zaowocowalo spelnieniem obowiazku narodowego w czasie II wojny swiatowej na miare przeszlych pokolen, a moze nawet i wiecej…

Nauke stopnia podstawowego ukonczylem w pamietnym czerwcu 1939 r. otrzymujac na pamiatke ze specjalna dedykacja niezapomniana ksiazke p.t.: “Warszawa wczoraj, dzis i jutro”. Tragicznie “jutro” metropolii okazalo sie zupelnie inne anizeli przedstawione w ksiazce.

Nasza wychowawczynia byla Pani Maria Borysewiczowa, opiekujaca sie przez cale szesc lat “szkrabami z powszechniaka” i wykladajac równiez szereg przedmiotów w “NASZEJ KLASIE”, bo to byla naprawde tak przez nas nazwana doskonale zgrana “nasza klasa”, z której tylko kilku z nas cudem boskim ocalalych do dnia dzisiejszego lacza przyjacielskie wiezi i korespondencja. Pani Maria byla osoba wyjatkowa o wielkich zaletach, podobnie jak caly zespól nauczycielski wraz z Kolem Rodzicielskim.

Któregos dnia obiegla po calej szkole elektryzujaca nas wiadomosc, ze I Pulk Szwolezerów potrzebuje karabinu maszynowego do obrony Polski! Zawrzalo po wszystkich klasach. Pytan bylo bez konca; jaki to ma byc karabin, kto go produkuje, ile kosztuje, kiedy i w jaki sposób bedzie mozna go zakupic itp.? Komentarzy bylo bez liku. Kazdy z nas zagladnal do ksiazeczki oszczednosciowej KKO i obmyslal sposoby rozbicia metalowych skarbonek, do których kluczyk mial tylko bank KKO. Wnioski, rady i spostrzezenia byly szeroko omawiane pomiedzy naszymi najwiekszymi “specjalistami”. Po niedlugim czasie okazalo sie, ze MY DZIECI jestesmy w stanie z naszych osobistych oszczednosci zakupic te potrzebna szwolezerom bron, na której zostanie wyryty napis: “Dar szkoly rodzin wojskowych” wraz z naszym godlem, którym byla tarcza Orla Bialego z dumnymi literami SRW!

W koncu bank KKO po otrzymaniu pozwolenia od rodziców, którzy zawiazali specjalny komitet, otworzyl nam metalowe skarbonki, a zawarte w nich pieniadze przekazalismy osobiscie na fundusz zakupienia cekaemu!

Wkrótce ustalono date ceremonii wreczenia na 11 listopada 1938 roku. Z wielka emocja oczekiwalismy na dzien, kiedy to mielismy pójsc do ujezdzalni I-go Pulku Szwolezerów. Wiele miejsca zajmowaly nam domysly na temat przyszlosci “naszego” karabinu maszynowego: kto go bedzie mial? Co sie z nim stanie? Czy szwolezerowie beda o nas wspominac?

Wreszcie nadszedl tak oczekiwany dzien poswiecenia i przekazania naszego daru. Parami, klasa po klasie (w jednej z nich byla zemocjonowana moja siostra Marytka), poprzedzani sztandarem SRW, niesionym przez poczet z “naszej klasy” udalismy sie na miejsce uroczystosci. Do pocztu zostali wybrani moi koledzy: Wlodek Drecki, Malgosia Kalicinska, obecnie kronikarka “Naszej Klasy” i Zbyszek Biedrzycki. W trakcie marszu ze szkoly mieszczacej sie na Al. Szucha az do ujezdzalni I-go Pulku Szwolezerów nasze serca rozpierala zrozumiala duma.

Na miejscu zastalismy duzy stól pokryty bialo-czerwonym suknem, na którym stal “NASZ” karabin maszynowy. Ogarnelo nas wielkie wzruszenie na widok szwadronu szwolezerów w pelnym rynsztunku. Orkiestra wojskowa tez byla obecna. Po chwili pojawila sie wysoka szarza oficerska z jakims generalem na czele i kapelanem wojskowym. Po krótkich modlitwach i poswieceniu naszego daru nastapily proste, zolnierskie przemówienia, gleboko zapadajace w nasze dzieciece serca i podnoszac panujacy nastrój. Cala ceremonia byla bardzo uroczysta, wzruszajaca i pozostawiajaca niezatarty i pozytywny slad na cale zycie. Bylismy przekonani, ze nigdy Polska nie bedzie juz cierpiec pod obcym jarzmem, a w razie napasci potrafi obronic sie sama.

W niecale dziesiec miesiecy pózniej Polska stala sie miejscem zbrodniczego najazdu i agresji z dwóch stron – Berlina i Moskwy. Kleska wrzesniowa byla dla nas wielkim wstrzasem oraz ciosem, lecz duchowo i ideologicznie nas nie zlamala. Mielismy za soba doskonale wychowanie i przyklady przeszlych pokolen. Bylismy przygotowani do dalszej walki! Ciagle brzmialo w naszych sercach powiedzenie “Dziadka”, marszalka Pilsudskiego: “Byc zwyciezonym i nie ulec, jest zwyciestwem, zwyciezyc i spoczac na laurach jest kleska”! Tak mówil Marszalek Pilsudski, którego znalismy osobiscie z naszych czestych wycieczek do parku Belwederu. To powiedzenie pozostanie w sercach i umyslach naszego pokolenia do konca zycia, schodzacego juz dzisiaj z teatru historii.

Dwudziestolecie niepodleglej Polski wychowalo pokolenie, które stawilo czolo obu krwawym agresjom i okupacjom, tak z zachodu, jak i ze wschodu, walczylo i bralo udzial na wszystkich frontach pola walki, na które zlozyly sie: oddzialy partyzanckie i powstancze w kraju, oddzialy wojskowe poza jego granicami, rzad polski na wychodzstwie, powojenne osiagniecia kombatantów na wszystkich kontynentach, wiara Kosciola i w koncu “Solidarnosc”. Pokolenie to dalo dobitne dowody i swiadectwo prawdzie, jacy sa i powinni byc Polacy!… To nasze pokolenie wydalo najwiekszego w historii Polaka, jakim jest nasz umilowany Ojciec Swiety, Jan Pawel II!

Zartobliwie nazywalismy nasza Szkole Rodzin Wojskowych “Szkola Rogatych Wolów”, tyle, ze szkola ta wychowala nie “wolów”, lecz niepokonanych “zubrów”. Wielu, bardzo wielu Kolegów i Kolezanek bohatersko oddalo swoje zycie na polu chwaly, jak np. bracia Jurek i Janek Kondratowiczowie, Basia Nawrocka i dziesiatki innych. Nieznane sa losy wielu innych jak np. Jurka Goszczynskiego i Andrzeja Slonskiego.

Ci, którzy mieli szczescie przezyc, jak Krzys Gluchowski zamieszkaly w Rio de Janeiro, Jurek Zaleski w Londynie, Romek Ratomski w Poznaniu. Malgosia Kalicinska – nasza kronikarka, Krysia Drecka, Hala Zywicka, Mila Koiszewska i Janek Wisniewski mieszkaja w Warszawie, a Marysia Radzicka w Gdyni, natomiast ja znalazlem “drugi” dom w Meksyku wraz z niezapomnianym i niezyjacym juz Jankiem Falewiczem. W “naszej klasie” bylo nas czterdziesci dwoje, a po wojnie zaledwie moglismy doliczyc sie tylko kolo tuzina. Wszystkie Oni z pelnym zaparciem i calkowitym oddaniem zapelniali szeregi konspiracji AK, NSZ oraz II Korpusu, walczac o wolna Polske!

Majac na uwadze obecna sytuacje Polski nasuwa sie pytanie: Czy obecne popeerelowskie pokolenie byloby w stanie zakupic ze swych dzieciecych oszczednosci karabin maszynowy, a nastepnie stanac godnie w obronie Ojczyzny?

Oby dobry Bóg nie postawil tak obecnego jak i przyszlych pokolen Polaków przed takim trudnym wyborem, jaki byl dany nam – odchodzacym juz na “wieczna warte!.. Tacy bylismy i nadal jestesmy jak te dzieci dajace w darze “DZIECIECY KARABIN MASZYNOWY”!…