Ile wymiarów ma emigracja?

Ks. Prof. Witold Broniewski

Część I- wsza

  1. Nie tyle emigracja co emigranci

Co to znaczy emigracja? Sądzę, że raczej naley rozpocząć od pytania: kim jest emigrant? A to pytanie z kolei łączy się z innym pytaniem: jak żyje emigrant? Jakim wyzwaniom musi sprostać emigrant?

Zauważmy, że życie emigracyjne nie wynika z kondycji człowieka. Z drugiej strony condicio humana bynajmniej nie wyklucza doli (i niedoli) emigranta. Wszakże wydaje się, że większość ludzi na globie ani dzisiaj, ani w przeszłości nie jadła emigracyjnego chleba.

Zapytajmy najpierw; ile jest podmiotów tego zjawiska, które nazywamy emigracją? Należy tu wymienić najpierw jednostkę. Ale często chodzi przecież o małżeństwa. Nie koniec na tym, skoro na emigracji częstokroć przebywają całe rodziny. Ale i one nie zamykają pytań o podmioty emigracyjne

Istnieja różne wspólnoty, które razem tworzą tę wspólnotę wspólnot, które razem wzięte nazywamy emigracją, czyli zbiorowo pojętą emigrację. A zapewne najważniejszą z nich stanowi parafia – wszakże nie zwykła, zwana terytorialną, ale parafia osobowa, a więc parafia osób i rodzin. Parafia osobowa rozproszona jest pośród wielu parafii terytorialnych.

Już w tym miejscu pojawiają się cztery wymiary emigracji, a mianowicie: wymiar indywidualny, małżeński, rodzinny i wreszcie wspólnotowy. Tej czwórce towarzyszy dalszy wymiar, a mianowicie rodzimy.

Nikt z ludzi nie jest bowiem ,,człowiekiem jako takim”- chodzacą „czystą istotą człowieczą”. Każdy związany jest blisko z jakimś językiem ojczystym (czy macierzystym, jak powiadają inni). Każdy też wyrasta z jakiejś określonej kultury, określonej historii – co najmniej rodowej i takiejże tradycji. Co najmniej w Europie nie widzę ani jednego narodu, który byłby zakorzeniony wyłacznie w kulturze rodzimej. Nadto niemal wszystkie kultury w Europie znamionują korzenie chrześcijańskie. Wraz z dziedzictwem starożytności chrystianizm nadał kulturom narodów europejskich nader silne piętno. jeśli zważyć, iż kultura europejska wpisana jest w świat, a świat niejako w Europę, wtedy dochodzi nowy wymiar – wymiar ogólnoludzki.

Stąd w każdym razie emigranci z Polski łączą w swym bytowaniu wymiar rodzimy z następującymi wymiarami: europejskim, chrześcijańskim oraz o gólnoludzkim. A jest tak od dawna – na długo zanim rozpoczęła się globalizacja. Zresztą ta ostatnia często nie wykracza poza sferę gospodarczą, techniczną czy technologiczną, medialną i wreszcie cywilizacyjną.

W tym miejscu pragnę przypomnieć słowa, które napisał kardynał John Henry Newman: „The only evidence of life is growing.” Nieco swobodnie znaczą one: „jedyny dowód na życie stanowi wzrost dojrzewanie) ” lub prościej: ,,Nie ma życia bez rozwoju ku dojrzałości,czy jeszcze inaczej: ,,Oczywistość życia to rozwój”.

Jeśli tę myśl odnieść do emigrantów, to wynika stąd co najmniej (i aż tyle): Polak na emigracji powinien sprawdzać się jako człowiek, Europejczyk, chrześcijanin (o ile nie wyrzekł się chrystianizmu), wreszcie jako Polak właśnie, nie tyle jako „obywatel świata, co jako członek wielkiej rodziny ludzkiej, którą nazywamy ludzkością. Zauważmy, iż losy całej ludzkości wkraczają coraz mocniej niby w dzień powszedni wszystkich mieszkańców naszej planety – jakby wspólnego domu. Dawniej „ludzkość” była raczej bardzo daleko, teraz znajduje się bardzo blisko – bo tuż obok.

Stąd widać, że wszystkim potrzeba szerokich horyzontów. Emigranci powinni to rozumieć nawet lepiej niż inni.

Wobec tego nie mogą się ostać różnego rodzaju zawężenia czy uproszczenia, np.: emigracja za chlebem (ekonomiczna), emigracja za wolnością (polityczna),  za karierą….

Nie jakoby przejawy rzeczywistości, które z tych formuł przezierały, nagle całkowicie znalazły się w lamusie. Niestety nadal różnego rodzaju bolączki i biedy każą także Polakom pakować kufry. Tyle, że te często bolesne bodźce nie są na miarę wyzwań bytowania emigracyjnego. Bo emigracja nie oznacza zawieszenia życia, całej głębi życia, całego zróżnicowania i wewnętrznego bogactwa życia. Na emigrację bowiem nie udaje się fragment człowieka (czytaj np. poszukujący pracy), ale jednostka, w której splatają się i przenikają nawzajem wszystkie wymiary człowieczeństwa.

  1. Zjawiska swoiście emigracyjne

Celem lepszego zdania sobie sprawy z bytowania emigracyjnego, wymieńmy przynajmniej w telegraficznym skrócie zjawiska swoiście i osobliwie emigracyjne. Nie wydarzają się one wszystkie naraz, ale raczej układają się w pewien ciąg czasowy – dokonując się kolejno.

Na początku jest zatem opuszczenie ojczyzny. Łączy się to siłą rzeczy z pewnym wykorzenieniem czy choćby samorzutnym zerwaniem więzi ze środowiskiem rodzimym. Rzecz jasna, wykorzenienie zewnętrznie bynajmniej nie musi oznaczać wykorzenienia wewnętrznego, duchowego. Co więcej, w niektórych wypadkach ból rozstania może powodować nawet pogłębienie więzi. Mimowolne zerwanie zewnętrzne może potęgować więź wewnętrzną czyli duchową. Na obczyźnie występuje często rodzaj zawieszenia, wynikający z braku nowych korzeni, z pewnej przejściowej próżni – zanim nastąpić może nowe zakorzenienie, choćby tymczasowe i częściowe. Głębsże i trwalsze zakorzenienie wymaga nie tylko czasu, ale i mądrego rozeznania, światłych ocen i wyborów, a także wdrażania zamysłów, zwłaszcza, jeśli są to zamysły dalekosiężne i przemyślane. Początkowo często chodzi o zakorzeníenie bardziej zewnętrzne, aniżeli wewnętrzne. Są to np.: starania o prawo pobytu, uprawnienia do podjęcia pracy oraz znalezienia miejsca pracy, o dach nad głową czy pierwsze własne mieszkanie, o początkowe poznanie języka, znalezienie odpowiednich szkół dla dzie ci itp.

Z czasem nadejdzie to, co można nazwać podstawowym wyborem emigranta.

A jest to wybór podwójny. Nowoprzybyły musi nie tylko ustosunkować się do tego co przed nim, ale i do tego, z czym się rozstał, choćby zewnętrznie. Musi zatem jakoś połączyć  i pogodzić nowe ze starym Nova et vetera. Zdarza się nieraz, że emigrant woli zamknąć się w getcie, albo też na odwrót – spalić za sobą mosty, by niejako oddać duszę i ciało temu, co nowe, zastane w nowym środowisku – z dala od ojcowizny (w sensie szerokim). Tak czy inaczej – rozpoczyna nowy rozdział życia.

Jeśli emigrant ma dzieci – w wieku szkolnym czy młodsze – musi nadto uzdatnić je do przyszłego podjęcia wyboru emigracyjnego. Innymi słowy to rodzice ukierunkowują dzieci czy to ku dwukulturowości, czy też nie przygotowują w tym kierunku, np. Ponieważ nie rozumieją w pełni zagadnienia.

  1. Otwieranie się lub nieotwieranie emigrantów

Mniej więcej równolegle do próby początkowego zapuszczenia korzeni, dokonuje się to, co można nazwać otwieraniem się lub na odwrót, zamykaniem się czy wręcz zasklepianiem się. Na co więc otwiera się względnie też na kogo? Ściślej na co powinien otwierać się emigrant? Na ludzi nowego, zastanego środowiska czyli na tubylców. Z kolei czym innym jest postrzegać tubylców jako obcych, a czym innym jako bliźnich – jak przystało na chrześcijanina. Otwiera się, rzecz jasna, na poszczególne wspólnoty.

Ogromne znaczenie dla otwierania się ma nowy język często mu nieznany. Nie trzeba nikomu tłumaczyć jak wielką rolę odgrywa właśnie ten nowy język. Trudniej otwierać się na nową kulturę, choćby dlatego, że nie wszyscy emigranci widzą taką potrzebę. Klimat duchowy, panujący w nowym otoczeniu niekiedy wielce się różni od klimatu dotychcza sowej ojczyzny. Często jest to również pluralizm, ale innego rodzaju.

Otwierając się na „nowy świat” wokół siebie nie musi przyswajać go sobie bez reszty i na oślep. Zdarza się, ze np. częściowo nie powinien go akceptować. Niemniej powinien go rozumieć, aby móc go w miarę właściwie oceniać. Bywa, że przybysz nie rozumie niektórych zwyczajów, postaw, zachowań, przejawów mentalności… Mogą one wynikać z historii i tradycji, tudzież z doświadczeń historycznych danej społeczności tubylczej. Stąd dobrze jest poznać te dzieje i te doświadczenia dziejowe czy wreszcie bodaj niektóre „pomniki kultury”. Inaczej trudno pojąć niektóre tzw. podteksty.

Warto również pamiętać, że nie każde otwieranie się jest natury poznawczej, intelektualnej. Istnieje bowiem równie ważne, a może nawet ważniejsze otwieranie się natury moralnej. Można nie rozumieć inności bliźniego-tubylca, ale w każdym wypadku trzeba uszanować jego godność i podstawowe prawa człowieka. Postawa dialogowa obowiązuje nie mniej przybysza co tubylców.

Jednemu i drugiemu przystoi życzliwość, cierpliwość, wyrozumiałość, szlachetność –tak, jak zalecał Norwid: jeśli różnić się, to szlachetnie.

Powyższe uwagi pokazują, iż w bytowaniu emigracyjnym pojawiają się dalsze wymiary, a mianowicie kulturowy i kulturalny, intelektualny (poznawczy), moralny i religijny, a konkretniej chrześcijański.

Wyzwame otwierania się jaki dokonywania wyborów życiowych istnieją oczywiście zarówno w rodzimej ojczyźnie, jaki na obczyźnie – tyle, że są to dwie różne „przestrzenie” kulturowe, poczynając od odmiennych języków i od tego, co istotnie od tych języków zależy. Język, to przecież czynnik, który bądź otwiera, bądź – nie poznany – zamyka dostęp do wielu obszarów życia i kultury.

Trzeba zatem najpierw otworzyć się na język tubylców, aby właśnie z pomocą tegoż języka móc się otworzyć na ,,świat tubylców” – choćby w tym tylko celu, by ten świat rozumieć, móc go oceniać. Innymi słowy język, to swoisty pierwszy klucz, który pozwala otwierać się na inne czy obce światy.

Emigracja ze świata rodzimego do świata obcego bardzo żywo przypomina przeszczep. Z tym przeszczepem każdy emigrant musi się uporać – czy to dalekowzrocznie, czy krótkowzrocznie, czy to mądrze, czy mniej mądrze…

Emigracja pozwala na poznanie dwóch kultur, na porównanie ich i – tym samym – na lepszą ich ocenę – poznając przy tej okazji wyraziściej własną kulturę ojczystą. W każdym razie  emigrant ma powód do poszerzenia swych odniesień kulturowych i do zastanowienia się nad swą zmienioną, nową sytuacją kulturową, celem dokonania nowego wyboru kulturowego.

Emigrant uzyskuje szansę dwukulturowości. Inna sprawa, czy on tego chce i czy go na to stać. Lepiej nie mieć złudzeń: nawet przyswojenie sobie ojczystej kultury nie dokonuje się ani szybko, ani łatwo. A cóż dopiero dwóch kultur, zwłaszcza kiedy chodzi o ,,wypracowanie” trzeciej kultury osobistej, która nie utożsamia się ani z odziedziczoną kulturą rodzimą, ani z nowo zastaną kulturą rodzimą kraju osiedlenia.

Prostsze natomiast jest czy to ponowienie, czy to przemiana wyborów w dziedzinie wartości, wzorców i ideałów, a także w dziedzinie więzi międzyosób owych i międzyludzkich. Można to ująć prościej i jaśniej stawiając te oto pytania: Czy jednostka bądź najpierw  jako rodak wśród rodaków, bądź jako nie-rodak wśród tubylców kraju osiedlenia jest gotowa żyć, postępować na sposób dialogowy? Dlaczego? Ponieważ kto pragnie dialogowego sposobu bytowania, ten pragnie najpierw otwierania się na drugiego człowieka (gdziekolwiek na świecie, także otwierania się na Boga, wreszcie na określone wartości i ideały. Kto wybiera dialog, ten bowiem wybiera następujące wartości: najpierw miłowanie prawdy, sprawiedliwości i miłości, ale także miłowanie szczerości, uczciwości, prawości i życzliwości.

A to powodowanie się dialogiem – na co dzień na obczyźnie owocuje. Emigrant – człowiek dialogu rośnie jako człowiek, jako chrześcijanin, jako Europejczyk, jako Polaki łącznie jako osobowość, jednostka, która splata w sobie wymienione jakby nad-wymiary życia.

Ale może też być inaczej: jednostka-osobowość na emigracji może maleć i więdnąć jako człowiek, jako chrześcijanin, jako Europejczyk, jako Polak i jako osobowość właśnie. Na szczęście także duchowa życiowa porażka nie przekreśla raz na zawsze i nie wyklucza tego, co nazywamy nawracaniem się, odrodzeniem. Można zatem powstać z upadku i pójść w stronę prawdy, sprawiedliwości i miłości  ku bliżnim i ku Bogu – odnajdując tym samym swe ,,lepsze ja” (jak powiadamy).

Powyższe zagadnienia usiłowałem szerzej naświetlić w książce pt. ,,O dialogu, kulturze, tożsamości. Eseje”. Także w szeregu wcześniejszych artykułów .

Co warunkuje bytowanie emigranta?

Wypada powiedzieć dwa słowa o tym, co warunkuje przedsięwzięcie, zwane „wybieraniem się na emigrację” czy też ,,przebywaniem na emigracji”. Tych czynników warunkujących jest sporo. Wymieńmy choćby niektóre: wiek, płeć, zdrowie, kwalifikacje zawodowe, wykształcenie,  znajomość języka kraju osiedlenia. To czy społeczeństwo gospodarzy jest raczej otwarte lub raczej zamknięte z kolei zależy m.in. od prawodawstwa dotyczącego emigrantów, względnie azylantów, od zapotrzebowań kraju przybycia, a dalej od zdobyczy cywilizacyj nych takich, jak np. możliwości szybkiego i w miarę bezpiecznego podróżowania oraz nowych środków przekazu  wreszcie od tzw. odrobiny szczęścia.

Te hasła można by, rzecz jasna, opisać znacznie szerzej, ale telegraficzne ujęcie poniekąd wystarczy.

ciąg dalszy nastąpi…

Źródło Polityka Polska 5 ( 25) maj/ 2107

http://politykapolska.eu/