Karnawał – Zapusty. Część III

 Staropolskie rozrywki

Do ulubionych staropolskich rozrywek karnawałowych, należały szlacheckie kuligi zwane tez kulikami. Nazwa ta pochodzi prawdopodobnie od samorodnej drewnianej kuli, za pomocą której w przeszłości przekazywano sobie różne ważne wieści, a więc przypuszczalnie także wiadomości o mających przybyć do dworu gościach jadących saniami. Była to prowadzona przez wodzireja, wielce emocjonująca sanna, która biegła polami i lasami począwszy od dworu do dworu, przy blasku pochodni, muzyce i dzwonieniu janczarów. W powieści Stefana Żeromskiego „Popioły”, tak opisana jest ta niezwykła sanna: …kulik nie znał przeszkód. Tworząc korowód leciały sanie najrozmaitsze. Jedne były snycerskiej roboty, pozłacane lub posrebrzane, z czasów jeszcze saskich i Stanisławowskich, w kształcie łabędzi z długimi szyjami, w kształcie gryfów i orłów, pozaprzęgane czwórkami, w piórach i czubach; inne zgoła prostackie ledwie przez domowego cieślę pomalowane łubryką… Zarówno pyszne cugi jak, chety z jednakową brawurą i życiem rzucały się w zaspy niby czółna w fale jeziora. Radość kipiała w sercach.

Pojeść sobie przy okazji

W każdym kolejnym dworze, na uczestników kuligu czekały stoły uginające się pod ciężarem półmisków z gorącymi potrawami, z bigosem, z pieczystym, z dziczyzną i ptactwem na czele. Nie obyło się także, bez ciast, czekolady sterty pączków, no i oczywiści faworków. Na zakończenie tych zabaw, czekały salony i pokoje ogołocone z mebli, z dobrze wywoskowaną podłogą i orkiestrą, która na wielu instrumentach przygrywała gościom do tańca. O tym fakcie również pisał Żeromski…
… izba zdało się trzeszczała w swych węgłach. Wrzawa uciechy kipiała w niej jak spieniona woda. Zdrowie, młodość i kipiące życie przemieniały ten taniec w wylew radości. Bawiono się z pełnego serca, hulano z potrzeby dusznej, tańczono w całym znaczeniu tego wyrazu, do upadłego.

Skromniejsze wieczorki taneczne, zabawy i bale, urządzali sobie z okazji karnawału w małych miastach. Brali w nich udział kupcy i rzemieślnicy, z żonami i dziećmi w wieku nastoletnim. Weselono się na nich, suto popijano, przy okazji raczono się różnymi przysmakami, a przede wszystkim aż do rana tańczono, tak iż zgodnie ze słowami krakowskiej przyśpiewki: „Szły wiechcie z butów i drzazgi z podłogi”.cdn….

W Krakowskiem, zabawy takie nazywano burkotami, a to prawdopodobnie dlatego, iż burkotem, nazywano szewskiego majstra cechowego, który wykonywał burkotki, czyli obuwie taneczne. Ale musimy pamiętać, iż nie tylko w miastach organizowano bale karnawałowe. I na wsi w tym czasie, było wesoło, suto i gwarno. Chociaż jak nie trudno się domyśleć, było o wiele bardziej skąpo niż to było w wielkopańskich dworach.

 Kulig. Czesław Wasilewski

Karnawał chłopski

Karnawał chłopski, to tak zwany ludowy zapust, który był nacechowany wesołością i nieustanną zabawą.. Z zabawami zapustnymi, wiązały się ponadto liczne zwyczaje i obrzędy, które kultywowano z zastosowaniem odwiecznych procedur i magicznych zabiegów. Był to zatem, wielce złożony i bogaty w różne praktyki czas, a przy okazji interesujący i oryginalny w całej swej okazałości okres.
Jak wszędzie, tak i na wsi, najweselej i najhuczniej obchodzono ostatni tydzień karnawału: począwszy od Tłustego Czwartku, aż po ostatni tak zwany „kusy wtorek”. W tym ostatnim tygodniu, a przede wszystkim podczas ostatnich trzech jego dni, skupiały się najliczniejsze, najważniejsze i zarazem najciekawsze zwyczaje i obrzędy ludowe.

C.d.n.