http://www.zamkipolskie.com/szydlow/szydlow.html
Uciekaj spod świętego drzewka
Dzieje miasta Szydłów wiążą się z osobą króla Władysława Łokietka i jego syna Kazimierza Wielkiego, który był ostatnim potomkiem z rodowej linii Piastów. Zamek w Szydłowie powstał właśnie zgodnie z wolą Kazimierza Wielkiego, a należał on do najbardziej ulubionych zamków króla, a co się z tym wiąże uwielbiał on spędzać tutaj właśnie okres świąt Bożego Narodzenia..
Pierwsze wzmianki o Szydłowie
Pierwsza historyczna wzmianka o Szydłowie pochodzi z roku 1191. Wtedy to nowo powstała osada szydłowska opisana jest w akcie dekorowania kolegiaty sandomierskiej. Po zakończeniu okresu rozbicia dzielnicowego, które to zaistniało w dziejach państwa polskiego w roku 1138 za sprawą Bolesława Krzywoustego, król Polski Władysław Łokietek nadał jej prawa miejskie. Od tej pory datuje się regularny rozwój Szydłowa. Do tego miasteczka z biegiem czasu zaczęły napływać różne rody, w tym i piękne hrabianki, które z czasem zaczęto podejrzewać o czary.
W czternastym wieku
W połowie XIV stulecia syn Władysława Łokietka, król Polski Kazimierz Wielki, pobudował w Szydłowie warowny zamek oraz kościół pod wezwaniem świętego Władysława. Zamek ten i świątynia były poświęcone królowi Łokietkowi. Aby podnieść swoje skąpe dochody, księża katoliccy postanowili wzbogacić się w inny sposób. Otóż niewinne dziewczęta, które zamieszkiwały Szydłów, zaczęto podejrzewać o uprawianie czarów. Otworzono zatem w lochach szydłowskiego zamku izbę tortur. W niej to zadawano kobietom okrutne katusze, w wyniku których niewinne osóbki przyznawały się do czegoś, czego tak naprawdę nie robiły. Po „udowodnieniu” im rzekomych win Kościół katolicki skazywał niczemu niewinne kobiety na śmierć przez spalenie na stosie, a ich majętności przechodziły na własność kościoła.
A prawdziwe czarownice…
Tak naprawdę szydłowskie czarownice miały się całkiem dobrze. W lochach przetrzymywano jedynie niewinne osoby, a te co tam powinny się znaleźć, chodziły sobie po ulicach miasta. Z okresem Bożego Narodzenia, wiąże się szydłowska legenda. Otóż, gdy na święta grudniowe zawitał w zamku Kazimierz Wielki, służba postanowiła kupić do sali kominkowej gdzie urządzana była wigilia, największą jak tylko się dało choinkę. Pewna panna, a jak się później okazało czarownica, sprzedawała na targu zasuszone owoce, które wykorzystywane były do dań wigilijnych. Gdy wspomniana panna z zasuszonymi owocami, widziała jak słudzy króla niosą ogromną choinkę, podeszła ona do nich z propozycją zakupienia u niej owoców. Słudzy przegonili dziewczynę, a ona powiedziała w złości tak….niech to boże drzewko nigdy nie będzie ozdobą dla króla….W wigilijny wieczór ustawiono choinkę na środku sali, przyozdobiwszy ją kolorowymi świeczuszkami. Gdy tylko król Kazimierz podszedł to uroczego drzewka, aby podziwiać jego wygląd, drzewko się przewróciło zapalając koronkowe ozdoby na ubraniu króla. Od tej pory, każdą podejrzaną o czary kobietę, zamykano w klatce stalowej na okres trzech dni prze okresem wigilijnym. Gdy po skropieniu jej wodą święconą nie zamieniała się w szczura lub żabę, wypuszczano ją na wolność. A w każdą wigilię, już tak blisko nie podchodził król do błyskającej światłem świec choinki.
Redakcja Polish News, dziękuje Grupie Rekonstrukcyjnej TYMIANEK ze Stawu Kunowskiego za przedstawienie złapania współczesnej czarownicy.
Michałowska-Walkiewicz