Weekend a więc pora na kowidki, czyli drobnicę z tygodnia. Zazwyczaj są frywolne, ale zauważyłem, że coraz mniej. Po prostu jest coraz poważniej, kiedy otaczające nas głupoty stają się normą. Na tyle, że niewielu już zauważa absurdy. A śmiech i ironia jeszcze pozwalają nam oddzielić naszą dawną ocenę, a właściwie postawę od czasów, które pędzą dziś na łeb, na szyję, zdaje się, że w jakąś przepaść. Dziś kowidki polskie, co wcale nie napawa.
Przeszliśmy wirtualną, acz dość zajadłą wojenkę z Francją. Otóż radio francuskie zaatakowało Polskę, że ta „chciałaby zakazać jakiegokolwiek przywoływania swojej odpowiedzialności za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę”. To pokłosie sprawy, którą wytoczyła z powództwa prywatnego siostrzenica Polaka, który pomagał Żydom, a w książce „Dalej jest noc” profesorów Engelking i Grabiowskiego został wskazany jako ten, który Żydów wydał Niemcom. „Historycy” sprawę w sądzie przegrali i poszło w świat, że polski rząd (?) prześladuje polskich historyków zajmujących się Holokaustem. To absurd, ale pasuje do międzynarodowego image Polaków jako żydożerców. W dodatku swoje rewelacje Francuzi zilustrowali zdjęciem (polskiego, jak wszyscy wiemy) przedwojennego Gdańska z flagami faszystowskimi na elewacjach.
No ale przyganiał kocioł garnkowi. I się zaczęło – w odpowiedzi poszły szczegóły jak to Francuzi w II wojnie światowej załatwiali te sprawy. Najbardziej spektakularny to tor wyścigów kolarskich w paryskim Velodrome d’Hiver, gdzie w dniach 16-17 lipca 1942 roku francuscy policjanci zwozili złapanych prze siebie Żydów do wywózki do obozów koncentracyjnych. Było ich 13.152 w tym 4.051 dzieci. Trzymano ich tam ponad dobę praktycznie bez dostępu do toalet i wody, było wiele samobójstw. Zorganizowało to państwo francuskie a więc wytykanie po prawie 80 latach, że polskie sądy nakazały przeproszenie znieważonej rodziny przez rozgrzanych „historyków” jest to co najmniej nie na miejscu.
Trzymając się spraw międzynarodowych należy przypomnieć, że mamy 70 rocznicę… zmiany granic Polski. W 1951 roku wymieniliśmy się z Sowiecką Rosją (to znaczy wymieniono nam) ziemski barter. Dostaliśmy kawałeczek południowo-wschodniej Polski z Ustrzykami za tereny Sokalszczyzny. Dlaczego byłą ta wymiana? No Rosjanie wzięli tereny o wielkości dzisiejszej Warszawy, na których odkryto węgiel kamienny, my zaś dostaliśmy raczej ugory, no ale z szansą na dokończenie rozpoczętej przed wojną budowy elektrowni Myszkowice-Solina.
Miało być więcej barterów, bo wyszły różne interesy Sowietów i braki w rozeznaniu przebiegu dróg i linii kolejowych, które przecięła granica. Mieliśmy się wymienić już na 1.300 km2 i stracić Hrubieszów wraz z powiatem tomaszowskim. Na szczęście z powodu śmierci Stalina do ponownej wymiany by nie doszło. Ciekawe jak wyglądałaby dziś Polska, gdyby Wielki Językoznawca pożył jeszcze z dwadzieścia lat.
Pojawiają się kolejne objawy koronawirusa. Jest już ich z tysiąc, ale te warto zapamiętać. Są to cuchnące halucynacje. Uczeni spekulują czy to reakcja zmysłu węchu na koronawirusa, że chce po chorobie (bo to przypadłość ozdrowieńców) wrócić do zapachów w sposób ekstremalny. Tak, że jak nie przeszliście wirusa, albo tego nie zauważyliście i śni wam się jakiś smród, to znaczy, że już po wszystkim i nie trzeba dzwonić po teleporadę.
Dobre wieści. Lewica rozważa wprowadzenie emerytur… dla psów. Ciekawe jak się będą liczyły składki? Czyli powstanie jakiś PZUS (Pieski Zakład Ubezpieczeń Społecznych), ale wielu i tak go teraz tak ocenia. W sumie emeryci te się ucieszą ucieszą, bo większość z nich ma jakieś zwierzaki, które umilają im chwile samotności. Zawsze jest lepiej jak się Pimpuś dołoży do skromnej emeryturki. A gdzie koty? Wiele przemawia za tym, że psom, które rzeczywiście pracowały (policja, ratownictwo, służby) jakąś tam emeryturkę dać, ale tylko tym co faktycznie pracowały za michę.
Ja już pisałem o przesadzaniu z formą przekazu w porównywaniu dzisiejszych czasów z czasem stanu wojennego. Rozumiem młodych, bo ci to nie przeżyli, a od różnych słuchają co to za cymes był. Bo jak od pułkownika Mozguły młodzi słyszeli, że to był spacerek a ścieżki zdrowia były dla sportu, to może się w młodej głowie pomieszać. Ale starszych to już w ogóle nie rozumiem. Ten antypisowski amok powoduje, że mieszają im się proporcje i w ściąganiu paru aktywistek blokujących ulice widzą oczyma zaczadzonej pamięci pacyfikację strajków i strzelanie do ludzi przez ZOMO.
Spotkałem się z takimi we wpisach pod postem gloryfikującym nowe dzieło ultrasów z błyskawicami – piosenkę bojową, zawstydzającą i skierowaną do policjantów, na melodię kultowego… „Janek Wiśniewski padł”. Przypomnę, że to chodziło o ciało zastrzelonego robotnika niesionego na drzwiach ulicami Trójmiasta w 1970 roku. Analogie są oczywiste, c’nie? Refren został zamieniony na” „Wstydzi się ciebie kraj”. Na dynamicznym klipie montaż kawałków ze strajku błyskawic, jeszcze brakowało przebitek z 1970 roku z Gdańska. No koszmar jakiś… Szkoda, że nie ma maszyny do podróży w czasie. Zaproponowałbym wycieczkę np. na 31 sierpnia 1982 roku do mojego Wrocławia, byście zobaczyli te… analogie. Najgorzej, że trzeba też i zabrać wielu starszych, co to już zdekonstruowali swą pamięć o tamtych czasach.
I zakończymy też trawestacją. Bajeczką dla dzieci, którą wyrecytowali polscy senatorowie i eksperci (mam nadzieję, że nie od epidemii, ale patrząc na działania ekspertów to mam wątpliwości). Jest to bajeczka rysunkowa, w dodatku oparta na wierszyku Brzechwy pt. „Do biedronki przyszedł żuk”. Założenia marketingowe wyboru formatu wskazują, że grupą odbiorców mieliby być najmłodsi. Ale przerobiony wierszyk reprezentantów „izby refleksji” dotyczy zachęty do szczepień, a tu – znowu marketingowo – Milusińscy nie są decision makers. Rymy jak cię mogę, ale przypomnę, że Senat namawia do szczepienia się ludzi, którzy nie mogą się doczekać na obiecane szczepionki. No żenada i chyba przewidywalny morał – infantylne do bólu. Ale co ja tam – zacytuję dla tych co nie kliknęli w link:
Do biedronki przyszedł żuk
W okieneczko puk-puk-puk
Panieneczka widzi żuka.
Czego pan tu u mnie szuka?
Skoczył żuk jak polny konik,
Z galanterią zdjął melonik.
I powiada: wstań biedronko
Chodź zaszczepię cię szczepionką.
Oburzyła się biedronka:
Po co komu ta szczepionka?
Niech Pan zmiata i nie lata
i zostawi lepiej mnie – ja szczepieniom mówię nie!
Powiedziała co wiedziała
I czym prędzej odleciała.
Poleciała, a wieczorem
Już jest pod respiratorem.
Bo od środka aż po brzegi
Wziął ją wirus w swe przebiegi.
Stąd nauka dla nieuka:
Szczepić się kto kłopotów nie szuka.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.