Przyznam, że wszystko co dotyczy majątku, to moja słabość. Nie zaglądam jednak do cudzego garnka, koszyka lub portfela. Wystarczy, że przy byle okazji robią to inni: banki, sklepy, jakiś dostarczyciel internetu czy połączeń telefonicznych. Mam nadzieję, że jeśli już to robią, to robią to zgodnie z prawem. Nikt mnie nie pytał o to czy ustanowić takie prawo w tej sprawie. Za to teraz, przy byle okazji, pytają mnie czy się zgadzam, że „oni – ktoś” zanotują, jakąś moją działalność na internecie, ponieważ gdzieś wszedłem i coś tam przeczytałem. Oczywiście pytają zgodnie z prawem. Ja, dając im taką zgodę, co ja im właściwie daję? Na co właściwie się zgadzam? Ale to nic, dlaczego na dodatek, muszę jeszcze za to zapłacić? Jeśli się nie zgodzę zapłacić – to nie zostanie mi udostępniona treść informacji tamże osiągalnych. I to nieudostępnienie, też jest pewnie odpłatne!
Że jestem niedzisiejszy, no chyba tak.
Mój stosunek do majątku, ma jakąś historię, jakieś podłoże (teraz mówią ideowe), jakieś uzasadnienie, niekoniecznie pożądane. Kiedy byłem bardzo młody, w kraju gdzie zaczynałem życie, obowiązywało prawo, które w moim środowisku, postrzegane było jako „chora fantasmagoria wszechobecności”. Dolarami czy złotem, nie wolno było handlować. Jeżeli już ktoś coś takiego posiadał, to najlepiej w małej a nawet bardzo małej ilości. Zresztą handel czymkolwiek był właściwie zakazany. Mogli to robić tylko uprawnieni do tego, tj. sklepy, magazyny, etc. będące własnością państwa. Nawet III Rzesza Niemiecka miała to urządzone inaczej.
Nic dziwnego, że ludziska zajmowali się tym tak czy owak, a część tych „transakcji” bywała użyta przeciwko jej uczestnikom (sprawy karne), dzięki użytecznym idiotom. Oczywiście nie za darmo. Nic więc dziwnego, że nadawanie anatemy „posiadaczom” np. roweru lub domu, musiało budzić grozę. No a w mojej psychice, pozostawiło trwały ślad i uraz. Ślad niezgody na takie traktowanie. Dlatego dziś, kiedy słyszę pytanie o cudze posiadanie czegokolwiek, natychmiast przechodzą mnie ciarki i budzi się we mnie podejrzenie. Podejrzenie dotyczy tego, kto kwestionuje cudze posiadanie, ale nie osoby posiadacza. Jeżeli państwo jest sprawne, to posiadanie nielegalne nie jest możliwe. Jeżeli państwo toleruje nielegalne posiadanie, innymi słowy sprzyja tego typu przedsięwzięciom, tego typu „państwo” jest tworem wadliwym. Ze wszystkimi konsekwencjami jakie z tego wynikają.
Na ołtarzu współczesnej „demokracji” wszelkie tego typu wynurzenia można włożyć między bajki. Oskarżanie kogoś, że coś posiadł, najczęściej z zastrzeżeniem, że nie wiadomo czy całkiem legalnie, staje się podstawą polowania na czarownice. „Czarownice z Salem”, miały w perspektywie a następnie pod sobą, płonący stos. Rezultatem współczesnego polowania na czarownice, są relegacje z życia zawodowego, społecznego, z polityki, etc. Czyli eliminacja inaczej. Nihil novi sub sole.
Były udane polowania
niejeden przy tym przypadł łup
a to zepsuła się szalupa
a to w gawiedzi wszczął się bunt
były obrzędy, napęd grzędy
spojrzenia zawistników łase
i te sufity przebijane
w telewizyjnej światła krasie;
i tylko zachęt serca brakło
w biegu po lepsze, dzienne światło.
Marcisz Bielski GH 11/05/2023