Święta Bożego Narodzenia, od strony kulinarnej kojarzą się nam najczęściej z kilkunastoma potrawami, które są podawane raz w roku, tylko w te święta. Pomimo tego, że Polacy raczej nigdy nie grzeszyli wstrzemięźliwością, co do konsumpcji serwowanych potraw, to jednak współczesna pani domu jak nigdy dotąd dba o kaloryczność tychże dań, a także o fantazyjność ich przyrządzenia.
Trzynaście dań
W święta grudniowe, jednak nawet najbardziej dbające o smukłą sylwetkę rodziny pozwalają sobie na nieco większe spożywanie podawanych świątecznych dań. Jednakże w latach dwudziestych dziewiętnastego stulecia, na Podlasiu obowiązywał zwyczaj podawania trzynastu dań wigilijnych, z czego częstowali się nimi przeważnie panowie, gdyż nietaktem było, gdyby panie muszące dbać o linię jadły więcej niż nakazywało to ich dobre wychowanie. Do historii przeszła niejaka Eleonora Torbińska, która wbrew wszelkim nakazom podczas wigilii najadała się ona zawsze do syta. Po tak sutych posiłkach, gdy trzeba było pokolędować trochę przy choince, ta nadobna osóbka miewała zawsze wzdęcia i bóle brzucha. Pewnego razu poszła raz pani Eleonora do wychodka usytuowanego na dworze, i tak długo jej tam zeszło, że wszyscy biesiadnicy uważali, że ta właśnie poszła gdzieś sobie, opuszczając towarzystwo. Po pewnym czasie wszyscy goście rozeszli się już do swych domów, a niewiedzący o niczym gospodarze udali się na nocny spoczynek, spuszczając na podwórko groźnego psa. Niespodziewająca się niczego Eleonora, wyszła po kilku godzinach z wychodka, aż tu nagle na podwórku zaatakował ją pilnujący porządku pies. Biedna kobieta ociężała po obfitym jedzeniu, nie zdołała obronić się przed szalejącym stróżem podwórka. Pies ten, ją okropnie poturbował i pogryzł do tego stopnia, że na długie lata pani Eleonora nie korzystała z zaproszeń na uroczystą wigilię.
Postne buły
Jeśli już mowa o Podlasiu, modnym daniem w tym regionie były tak zwane postne buły. Wykonywano je z utartych surowych ziemniaków, do których dodawano mąkę. Po wyrobieniu tych składników i otrzymaniu odpowiedniej masy rozdzielano ją na mniejsze porcje, po czym gotowano je kładąc na gorącą wodę. Postne buły nie mogły być niczym kraszone. Typowe potrawy wigilijne różnią się w zależności od regionu, w jakim są one serwowane, chociaż niektóre z potraw powtarzają się w wielu miejscach Polski.
Do tych typowych, wigilijnych potraw można chyba zaliczyć barszcz biały oraz zupę grzybową, karpia w galarecie, śledzie oraz duszoną kapustę kiszoną z dodatkiem grzybów lub łuskanego grochu. Ze słodkich potraw wigilijnych wymienić trzeba kompot z suszu podawany z makaronem, makowce, pierniki, a także wieloskładnikowe keksy. Jak podają stare zapiski historyczne pochodzące z niewielkiej miejscowości świętokrzyskiej o nazwie Nowa Słupia, na wigilijny stół podawano potrawę o nazwie wigilniak. Ponieważ nazwa wigilia pochodzi od łacińskich słów „vigiliare”,co znaczy czuwać, lub trzymać wartę, pod koniecXVIII wieku wigilniak nazwany był też wartownikiem. Wymyśliła go pani Bogumiła Piernikowska, która przez długie lata posługiwała u księdza proboszcza ze wspomnianej miejscowości. Ponieważ z roku na rok, ów proboszcz zapraszał na wieczór wigilijny różnych księży, toteż poprosił on panią Bogusię, aby tym razem wymyśliła coś nadzwyczaj postnego i smacznego zarazem. Zatem pani gospodyni, wyjęła z beczki kilka kilogramów kwaszonej kapusty. Którą zwyczajnie podsmażyła na patelni w rozgrzanej oliwie. Owo danie doprawiła jedynie pieprzem czarnym do smaku i po kilku godzinach wigilniak nadawał się już do spożycia.
Według legendy
Jak podaje stara legenda, kwaszona kapusta ma właściwości przeczyszczające. Usmażona na oliwie, nabiera jeszcze bardziej swych specyficznych właściwości. Toteż po takiej wieczerzy wigilijnej, wszyscy księża udali się do toalety, a już następnego roku, owo danie gospodyni Bogusi nosiło nazwę wiugilniaka – rozwolniaka. Natomiast w potocznym języku i popularnym rozumieniu, słowo „wigilia” kojarzy się z dniem poprzedzającym Boże Narodzenie, które jest przepełnione zwyczajami i obrzędami związanymi z tym właśnie dniem, no a w szczególności z uroczystą rodzinną wieczerzą. W ciągu całego roku nie ma takiego drugiego święta, które byłoby tak powszechnie, uroczyście i emocjonalnie przeżywane. Wigilia, obfitowała jak mało, który dzień roku, w różne wierzenia i zabiegi magiczne, mające na celu zapewnienie sobie i rodzinie zdrowia, pomyślności i wszelakich korzyści oraz przychylności losu. Wigilii przypisywano niezwykłe znaczenie, niejednokrotnie bardzo symboliczne i magiczne zarazem. Symbolika ta, wiązała się również z podawanymi na stół potrawami wigilijnymi.
W Małopolsce
Otóż w podkrakowskich Oleandrach, na wigilijny stół, musiał być podany makowiec, w którego ciasto wsypywano dużo bakalii, a przeważnie rodzynek. Wykonuje się go w sposób następjuący. Do gotowanego mleka wrzuca się pół paczki drożdży piekarskich, pół kostki masła i całą szklankę cukru. W tym mleku, rozciera się drożdże i do takiego rozczynu, dodaje się powoli kilogram mąki tortowej. Po dokładnym wymieszaniu takiej masy, odstawia się ją do wyrośnięcia na około pół godziny. Następnie kilogram maku przepuszcza się przez maszynkę, a następnie trzeba do niego dodać szklankę cukru, dwie łyczki stołowe miodu i dwa żółtka z dużych jaj kurzych. Gdy ciasto wyrośnie i masa makowa jest już gotowa, należy ciasto rozwałkować na stolnicy, wysmarować je ową masą makową, po czym zwinąć w rulon i piec w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni przez około 1 godzinę. Właśnie we wspomnianych Oleandrach, z makowcami była związana pewna anegdota. Otóż do podkuchennej Anielci Dębakównej, smalił cholewki organista Mareczek Trybuna. Gdy wpadła ona na pomysł zaproszenia go na wigilijny wieczór, nakarmiła biednego organistę wspomnianym makowcem własnego wypieku. Mak posiadając właściwości nasenne, uśpił dosyć szybko organistę, przez co biedna dziewczyna miała kłopotu co nie miara, gdy gość obudził się dopiero rano. Wszyscy sąsiedzi myśleli, że spał on pod jedną kołdrą z Anielcią, która udała się do takiego aż sposobu, by skłonić go do małżeństwa. Za symboliczny, uznawano też sposób zachowania się przy stole, a nawet drobne zdarzenia lub zgoła pojedyncze gesty ludzkie, które miały w ten wieczór enigmatyczną wręcz wymowę. Tradycja mówiła, że jaki kto jest w Wigilię, taki jest on przez cały rok cały.
Nie wolno długo spać
W dniu tym, należało zatem wstać wcześnie, a nie wylegiwać się do późnych piań kura. Nie powinno się też rano nikogo budzić, każdy powinien sam wstać z własnego łóżka. Przestrzeganie punktualności było w tym dniu aż przesadnie pilnowane. Starano się też nic nikomu nie pożyczać, by nie czynić tego w nowym roku, aby nie wynieść tym sposobem szczęścia z domu. Dawniej łączono to z groźbą śmierci któregoś z domowników, lub znajomych. Wieczerzą wigilijną rządziła i nadal rządzi magia liczb. Zgodnie z tradycją, liczba ucztujących powinna być parzysta, natomiast liczba potraw powinna być nieparzysta. Obowiązuje też zasada, że należy wszystkich potraw skosztować, wówczas nie zazna się głodu w roku następnym. Kto wyrzeknie się choć jednego dania, w ciągu roku będzie miał on o jedną przyjemność mniej. Nikt nie powinien też wstawać w trakcie posiłku, ponieważ wróżyło to nieszczęście bądź śmierć w rodzinie. Podczas jedzenia nie należało odkładać łyżki, bo można wtedy nie doczekać następnej wigilii. Na stole wigilijnym kładziono siano lub słomę, jako symbol miejsca narodzin Pana Jezusa. Pozostawia się jedno miejsce wolne przy stole dla niespodziewanego gościa, wędrowca, lub kogoś samotnego, kto głęboko wierzy w Pana Boga i Pana Jezusa. Nierzadko na stole oprócz świec kładziono kiedyś powszechnie czosnek, jako warzywo posiadające moc odpędzania złych duchów i złych myśli.
A na Podolu…
Na Podolu, pewna pani Marcela Bogusińska, przed wieczerzą wigilijną tak się wysmarowała czosnkiem, że nikt nie mógł usiąść koło niej. Nawet osoba obsługująca gości, do niej nie podchodziła serwując kolejne potrawy. Pani Bogusińska, tak się zdenerwowała zaistniałą sytuacją, że odchodząc zdenerwowana od wigilijnego stołu rzuciła na pozostałych biesiadników klątwę, która wypowiedziana w tak magiczny wieczór, posiada niezwykłą moc spełniania się. Od wieków każda kolacja wigilijna w Polsce, zaczynała się i zaczyna od symbolicznego gestu łamania się opłatkiem, jako symbolu łamania się chlebem. Jest to gest pojednania, przyjaźni i miłości chrześcijańskiej. Dopiero po tym, można zasiąść do stołu i próbować wszystkich wigilijnych potraw. Jak podają starozakonne przepisy kulinarne, jadłospis wigilijny musiał być zawsze postny, ale i bardzo obfity, bo zwykle składa się z dużej, zwyczajowo ustalonej liczby potraw. W wielu regionach, tradycyjna kolacja wigilijna składała się z dwunastu dań, bo tylu było apostołów i tyle też jest miesięcy w roku. Równie często przygotowuje się na wigilię nieparzystą, rzekomo szczęśliwą liczbę potraw. Ale jako ostatnie danie serwowane są ziemniaki w mundurkach kraszone posolonym, roztopionym masłem. I z tą potrawą związana jest pewna zabawna historia.
Na Młodzawach
Otóż w małej miejscowości świętokrzyskiej Młodzawy, na wigilijną kolację do domu Genowefy Półtorakowej zaproszony był nowy nauczyciel, który pracował w pobliskiej podstawówce. Nauczyciel ten, nie bardzo wiedział jak powinno się jeść owe ziemniaki kraszone masełkiem. Ale chciał się on pokazać z jak najlepszej strony, toteż postanowił on je konsumować używając przy tym noża i widelca. Ale śliskie ziemniaki co rusz, wymykały mu się spod ostrza noża, toteż nauczyciel postanowił zjeść je palcami. Wzbudził on tym sposbem niesmak u biesiadników i odtąd nosił on miano nauczyciela od ziemniaków. Do wigilijnego biesiadowania religia chrześcijańska, zabrania wręcz podawania jakichkolwiek trunków.
Na północy kraju
Ale pod Olsztynem, mieszkała pewna dama z wyższych sfer, która nosiła nazwisko Marianny Serdaczkówny. Serdaczkówna, nowobogacka dama wchodząca do pikantnego towarzystwa liczącego się w XIX- wiecznej Polsce, do kolacji wigilijnej podała wino czerwone grzane na kominkowym płomieniu. Nikt z gości nie potrafił odmówić pani Serdaczkównie takiego poczęstunku, ale dla nich wszystkich skończyło się to poważnymi zatruciami gastrycznymi. Jako napoje powinna być podawana jedynie czarna herbata, jako napój rozgrzewający i podnoszący humor. Zatem biesiadujmy w ten wieczór dowoli, ale o pewnych zasadach lepiej należy pamiętać.
EWA MICHAŁOWSKA – WALKIEWICZ