Wigilia Narodów 2015 w Zawarciu

 

Przygotowali je przedstawiciele mniejszości narodowych oraz przesiedleńcy, którzy zamieszkali po wojnie na tych ziemiach.
– To już taka tradycja, że się tu spotykamy. Trzeba kultywować tradycję, kulturę, bo bez niej nas nie będzie. Jak pięknie jest, kiedy się tak tu spotykamy. Ważne jest to, że jesteśmy jednością w wielości i wielością w jedności – mówił Edward Dębicki, Rom, szef Terna i pomysłodawca Wigilii Narodów, która w Gorzowie odbyła się po raz dziewiąty. Tradycyjnie motorem imprezy była jego żona Ewa, a wspomogło ją logistycznie Miejskie Centrum Kultury Zawarcie. Pracownicy MCK witali przybyłych, rozsadzali, pomagali w trudnych sytuacjach, a tak się zdarzyło. Służyli radą i pomocą. No i naturalnie posprzątali po zakończeniu imprezy.
Wieczór poprowadził Stanisław Jaskułka, góral i aktor, od lat stały bywalec imprezy. Jak zauważył wicewojewoda Jan Świrepo, polesiuk i stały uczestnik wigilijnych spotkań, co by to była za wigilia, gdyby gazdy nie było. A potem swoich ziomków zachęcał do częstowania przysmakami kuchni poleszuckiej, bo jego zdaniem, lepszej nie ma.


Śliżyki i inne smakołyki
W spotkaniu udział wzięli byli mieszkańcy Wilna i ziemi wileńskiej. Pyszne śledzie z rodzynkami przygotował Maria Zapolska. – Tylko ja takie robię – mówiła autorka unikalnej potrawy. Życzenia w wieleńskiej gwarze miejskiej złożyła wszystkim obecnym Monika Malicka. Na ich stole można było popróbować takich smakołyków jak śliżyki, czyli tradycyjnej potrawy charakterystycznej dla Wilna właśnie. To rodzaj potrawy z maku z pokruszonym ciastem drożdżowym na wierzchu. Poza tym były jeszcze kibini, czyli specjalne pierożki z nadzieniem postnym, bo to wigilia, ale jak przekonywał Jerzy Szymankiewicz – najlepsze są z nadzieniem mięsnym. Wilhelmina Rother tłumaczyła, że ta potrawa akurat jest na stole, ponieważ jedna z członkiń Towarzystwa Miłośników Wilna i Kresów Południowo-Wschodnich urodziła się w Trokach, a to typowe danie dla Troków właśnie, ale tak po prawdzie, to danie stołu karaimskiego. I choć Karaimów w Gorzowie nie było, to jednak i ich potrawy mieli okazję pokosztować uczestnicy. No i tradycyjnie do spróbowania były pyszne bliny.
Wilhelmina Rother dodała jeszcze, że w wileńskich domach na choinkę wieszało się jabłuszka, koniecznie czerwone, bo nimi w pojęciu wilniuków Ewa wabiła Adama w raju, ciasteczka w kształcie słońca lub księżyca, bo w domu musi być jasno oraz długie łańcuchy z papieru zdolne opasać dom tak, aby z domu tego miłość nie uciekła.


W chanukę placki
Po raz piąty przyjechali do Gorzowa przedstawiciele Żydowskiej Gminy Wyznaniowej ze Szczecina. I było to o tyle ważne, że akurat w judaizmie niedziela zamykała święto Chanuka, jedno z najradośniejszych świąt, starszych braci w wierze – jak ich określił Stanisław Jaskułka. Na ich stole znalazły się tradycyjne potrawy chanukowe, czyli placki ziemniaczane, pasta jajeczna oraz pasta z wątróbki drobiowej oraz nalewki z róży i pigwy.

A Róża Król, przewodnicząca Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Szczecinie, która tradycyjnie przewodziła grupie, opowiedziała, skąd się wzięło święto Chanuka. – Na pamiątkę udanego powstania Machabeuszy, którzy ze świątyni w Jerozolimie przegonili Greków obchodzimy jedno z najradośniejszych świąt – mówiła. Szczecińscy Żydzi zapalili ośmioramienny świecznik chanukowy, można było posłuchać przejmującej pieśni „Złota Jerozolima”.


Republika Poleska tuż koło Cybinki
W tym roku poleszucy, czyli Towarzystwo Miłośników Polesia, mieli aż dwie grupy przedstawicieli. W jednej, gorzowskiej, zasiedli Kazimierz Suproniuk, mecenas Jerzy Synowiec oraz pan Albin Kryszko, jedyny, który się na Polesiu urodził. W drugiej byli przedstawiciele wsi Białków, koło Cybinki, choć jak sami żartowali, to Cybinka jest koło Białkowa. Na ich stołach były tradycyjne potrawy, takie jakie pojawiają się na tradycyjnych stołach. Jednak mieli ze sobą piroh, czyli ciasto podawane już po wigilii, bo do jego przygotowania potrzebne jest mleko, produkt odzwierzęcy, a wigilia jest postna. I dlatego piroh stał w koszyku w niejakim oddaleniu od tradycyjnych postnych wigilijnych potraw. – U nas przez ten cały dzień obowiązuje post. Po kolacji wigilijnej śpiewa się kolędy. Potem obowiązkowo pasterka i dopiero po niej można zjeść jakieś mięsko, pojawia się alkohol – opowiadali Stanisława Hołowko, Eugeniusz Niparko i Irmina Towpik.


No i zdradzili, że w Białkowie od kilku lat narodziła się nowa tradycja. – Po pasterce na placu koło kościoła palimy ognisko, pojawia się grzaniec, są kolędy, jest wesoło. Ludzie już czekają na to nowe – mówili i serdecznie zapraszali na wigilię do Republiki Białkowskiej, jak ich nazwał Stanisław Jaskułka. Zapewniali, że miejsce przy stole się znajdzie, a i przenocować też będzie gdzie.


Lwowiacy i Łemkowie
Towarzystwo Miłośników Lwowa także przygotowało bajeczny stół, na którym można było popróbować smakołyków znanych z tradycyjnych wigilii. – W moim domu tradycje ze Lwowa kultywuje się po dziś. Ja się nie urodziłam w tym mieście, ale rodzina stamtąd przyjechała – mówiła Maria Bożek. I tłumaczyła, że u niej osobliwością jest to, że podaje się opłatek maczany w miodzie. Poza tym na stole są gołąbki z kaszą gryczaną i ziemniakami, groch z kapustą, ryba po grecku oraz inne specjały.

Natomiast mniejszość łemkowską reprezentowała w tym roku Lidia Świątkowska z rodziną oraz dr Mirosław Pecuch. Ponieważ reprezentacja była nieliczna, dlatego Lidia przygotowała tylko to, co się je na początek i koniec wigilijnej kolacji. Na początek to czosnek z solą i chlebem. Na koniec kutię. Ale wraz ze starszą córeczką, dziewięcioletnią Natalią zaśpiewała piękną łemkowską kolędę.


Z Polski do Bośni, z Bośni do Bolesławca
Tradycyjnie stawili się na wigilię Bośniacy z Bolesławca, jak ich się w Gorzowie zwyczajowo nazywa. A sprawa z tą mniejszością jest trochę mocniej skomplikowana. Bośniacy z Dolnego Śląska są bowiem potomkami Polaków, którzy w końcówce XIX wieku szukali dla siebie lepszego losu i zawędrowali do Bośni właśnie. A po II wojnie wrócili do Polski i osiedli wokół Bolesławca. Do dziś o tych terenach mówi się Mała Jugosławia. W Gorzowie gości od lat zespół „Jutrzenka”. No i oni zatańczyli ludowy taniec z Bośni wraz z pieśnią w języku Bośniaków, a potem częstowali smacznymi przysmakami, w tym różnego rodzaju gołąbkami faszerowanymi jarskim nadzieniem oraz tradycyjnym bośniackim ciastem. I to oni zwyczajowo po degustacji potraw śpiewali i kolędowali, a wraz z nimi i inni uczestnicy spotkania.


Z gór do Wichowa
Od lat stałymi bywalcami są górale czadeccy z Wichowa koło Żagania. O ich obyczajach opowiadała Maria Najdek. I choć są potomkami górali, to na ich stołach też goszczą podobne potrawy, jak na innych stołach. Osobliwością są natomiast „grzyby z czosnykiem”, czyli grzyby z czosnkiem, bo czosnykiem po dziś określa się tę przyprawę na ścianie wschodniej Polski oraz w gwarach. Poza tym na ich stole postawiły się smakowite gołąbki z kaszą kukurydzianą oraz grzybami. Także to właśnie oni zaśpiewali dwie zupełnie nieznane szerzej kolędy.


Romowie jedzą postne i niepostne
Gospodarze wieczoru, czyli Romowie, albo Cyganie, jak mówi o swoim narodzie Edward Dębicki, zaprezentowali się na końcu. O ich obyczajach opowiadał między innymi Sylwester Masio Kwiek. A Edward Dębicki wspomniał, jak już mieszkali w Gorzowie i przychodziły święta, to czekał kiedy rodzice pójdą spać, żeby zwędzić jakiś smakołyk z choinki, bo wówczas choinki były bajkowe. Wisiały na nich jabłka, cukierki, orzechy… A teraz te choinki są – używając określenia Edwarda Dębickiego – jakieś takie sztuczne.
No i Romowie to jedyna nacja, która owszem ma na swoim wigilijnym stole postne i tradycyjne potrawy, ale też podaje się potrawy z mięsa. – No i ja także taki stół przygotowuję – mówiła Ewa Dębicka.

Bardzo dobra tradycja
– To jest znakomita impreza. To podtrzymywanie tradycji, podtrzymywanie tożsamości narodowej tych grup, które na te ziemie przybyły po II wojnie światowej. Właśnie to jest niezmiernie ważne. A poza tym ludzie lubią tę imprezę. Co więcej, czekają na nią. Jak się zaczyna grudzień, to cały czas mnie pytają, czy nie wiem, kiedy będzie Wigilia Narodów – mówiła prof. dr hab. Beata A. Orłowska z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gorzowie, która od lat zajmuje się kwestiami mniejszości narodowych. I z przyjemnością bywa na Wigiliach Narodów.

W wigilii udział wziął także prezydent Gorzowa, Jacek Wójcicki, który chwalił spotkanie. Podkreślił, że sam ma bardzo rozległe korzenie, bo rodzina jego z różnych zakątków pochodzi. Tym razem bardzo chciał odnaleźć smak z dzieciństwa, czyli specjalne pierożki smażone w głębokim oleju, jakie robiła jego babcia. Wydawało się nawet, że wilniucy mają ten przysmak, ale jednak nie, to nie był ten smak. Prezydent jednak posmakował wileńskiego pierożka.

W spotkaniu wigilijnym wzięli też udział inni przedstawiciele władz, była poseł Krystyna Sibińska, senator Władysław Komarnicki, byli wysocy urzędnicy magistraccy i Urzędu Wojewódzkiego, w tym pełnomocnik wojewody do spraw mniejszości Paweł Klimczak. Ale nie zabrakło też gorzowian, którzy doskonale się bawili i zbierali przepisy. – No ja takie pierogi z kaszą gryczaną i białym serem na pewno wprowadzę do swego menu – mówiła Agata Kromańska.
A wszyscy na odchodnym mówili sobie – do widzenia, do zobaczenia za rok.

Renata Ochwat

http://www.echogorzowa.pl/