Rozmowa z Barbarą Dietz-Zięba – etnografką i artystką mieszkającą w Long Island i na Florydzie

Barbara Dietz-Zięba ukończyła studia na Wydziale Etnografii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie w 1971 roku. Dumna jest z tego, że w jej rodzinie prawie wszyscy przejawiali mniejsze lub większe talenty artystyczne. Po uzyskaniu dyplomu, jak wielu młodych ludzi, zapragnęła podróżować, zobaczyć trochę świata…

Jak znalazła się pani w USA?
– W tamtych trudnych, komunistycznych czasach nie było łatwo wyjechać z Polski. Udało mi się jednak wyjechać podczas wakacji na zaproszenie do Londynu. Pracowałam tam jako kelnerka i za zarobione pieniądze zwiedziłam Paryż. Byłam wtedy bardzo młoda i spragniona świata. Fascynowała mnie kultura innych narodów – oczywiście obok polskiej. Zwiedziłam wtedy prawie wszystkie muzea w Londynie i w Paryżu.
Po zakończeniu sezonu letniego miałam zamiar wrócić do Polski i podjąć pracę jako dyplomowany etnograf w Muzeum Etnograficznym w moim ukochanym Sanoku, które powstało dzięki wysiłkom Aleksandra Rybickiego. W tym muzeum odbywałam praktyki podczas studiów. Stało się jednak inaczej… Pewnego wieczoru do londyńskiej kafejki, gdzie jeszcze wtedy pracowałam, zawitała grupa amerykańskich dziennikarzy. Jednym z nich był przystojny mężczyzna, który cały wieczór wpatrywał się tylko we mnie, a nawet uwierzył, że mam na imię Kleopatra. W taki właśnie sposób poznałam swojego pierwszego męża – Davida Dietza, który uparł się, że ściągnie mnie do Stanów Zjednoczonych. Tak się wkrótce stało. Przez długie lata mieszkałam z mężem, a później również z dwójką naszych dzieci, w East oraz South Hampton na Long Island.

Mąż pani pochodził ze znanej amerykańskiej rodziny. Czy to miało wpływ na sposob i jakość waszego życia?
– Ojciec Davida, Artur Dietz, współpracował w Nowym Jorku z Henrym Fordem. David jednak zbuntował się. Dla niego nie liczyły się pieniądze tylko intelekt. Został dziennikarzem, pisał też wiersze. Nie chciał nic od swojej rodziny. Do wszystkiego dochodziliśmy sami. David był nieprawdopodobnie dobrym i szczodrym człowiekiem, kochał ludzi i często im bezinteresownie pomagał. Mimo skromnych zasobów, byliśmy szczęśliwi. Niestety, pewnego dnia David ciężko zachorował i po długiej, strasznej chorobie zmarł. Zostałam z dwójką dzieci, w obcym dla mnie kraju i byłam początkowo przerażona sytuacją.

Jak pani sobie poradziła?
– Okazało się, że ojciec Davida ustanowił niewielki fundusz (trust), który pomógł mi przeżyć. Poszłam zaraz do pracy. Byłam dekoratorką wnętrz – miałam przecież zdolności plastyczne i europejskie doświadczenie ze sztuką i antykami. Za zarobione pieniądze kupiłam ziemię, na której później udało mi się z dużym trudem wybudować niewielki dom. Sprzedałam go z zyskiem, a uzyskane pieniądze zainwestowałam.
W międzyczasie tworzyłam również wzory na tkaninach, które później drukowane były na skalę przemysłową. Przez pewien okres miałam również niewielką galerię sztuki w South Hampton. Niestety, musiałam ją zamknąć, bo była niedochodowa. Zarabiałam przede wszystkim dekorowaniem mieszkań. Szyłam zasłony i inne tkaniny dekoracyjne. Poznałam dużo nowych, dobrych ludzi. Znajomi często zapraszali mnie na rożne imprezy kulturalne. Rewanżowałam się przygotowanymi własnoręcznie posiłkami. Byłam znana z dobrej, domowej kuchni i smacznych, zdrowych potraw – podobno mam również talent kulinarny.
Przez znajomych poznałam w Hampton mojego drugiego męża, znanego polskiego tenisistę i pasjonata gry w golfa, Zygmunta „Ziggy” Ziębę. Pobraliśmy się w 1989 roku i jesteśmy szczęśliwą parą aż do tej chwili. Mieszkamy w lecie w West Hampton Beach, a na zimę wyjeżdżamy na Florydę do Boynton Beach. Zygmunt wciąż udziela lekcji gry w tenisa i w golfa. Jest moim mężem, partnerem i bardzo lubi moją kuchnię! Przez całe lata czytałam dużo książek kucharskich, próbowałam sama tworzyć nowe przepisy, a zdrowe odżywianie stało się częścią naszego stylu życia.

Kiedy pojawiła się u pani fascynacja ceramiką artystyczną?
– Cały czas ciężko pracowałam, wychowałam i wykształciłam prawie sama dwójkę dzieci. Z czasem, kiedy ubyło mi obowiązków, a moje życie ustabilizowało się w nowym związku, znalazłam czas na własną twórczość artystyczną. Jak już wspomiałam, sezon zimowy spędzamy z mężem na Florydzie. Siedem lat temu jedna z moich tutejszych znajomych zaprosiła mnie do pracowni ceramicznej, która istnieje w miejscu naszego zamieszkania. Pracownia posiada dwa piece do wypalania wyrobów ceramicznych. Pomimo, że nigdy nie miałam do czynienia z tą formą twórczości, szybko zdałam sobie sprawę, że właśnie to chcę robić. Ceramika stała się moja pasją, moim żywiołem.
Z radością spędzam czas w pracowni, gdzie staram się stworzyć każdy nowy wyrób z sercem, tak, żeby sprawiał przyjemność nie tylko mnie, ale również tym, którzy będą go mieli później w swoim wnętrzu. Cieszy mnie fakt, że mogę stworzyć coś według własnego pomysłu, że tworzywo, z którego korzystam – glinka ceramiczna – poddaje się mojej wizji i przeistacza w nową ciekawą formę, że można własnymi rękami stworzyć „coś z niczego” i w dodatku sprawić tym przyjemność innym.

Jeden z kotów  z serii „Picasso”,  dzieło p. Barbary

Pani Barbaro, skąd pani czerpie inspirację do realizacji nowych pomysłów?
– Kocham naturę, zachwycają mnie naturalne kolory i odcienie, jakie można podziwiać w roślinach i kwiatach. Myślę, że właśnie kwiaty są dla mnie najwdzięczniejszym tematem. Tworzę małe i większe kompozycje zainspirowane motywami roślinnymi. Każdy bukiet jest inny, niepowtarzalny i pełen kolorów. Moja pasja do kwiatów i roślin ma swoje podłoże w dzieciństwie, ponieważ mój tato miał szklarnię pełną rożnych gatunków kwiatów, a moja mama uwielbiała szczególnie róże, których mieliśmy zawsze wiele odmian w naszym ogrodzie.
Wracając do moich prac ceramicznych, to są to nie tylko kompozycje do postawienia na biurku czy w biblioteczce, ale również plakietki ceramiczne do zawieszania na ścianie lub nawet do wmurowania. Wykonałam też kilkadziesiąt indywidualnych, ceramicznych czerwonych róż, które zawiozłam do Włoch na ślub mojej córki Kasi. Mąż Kasi, Giorgio, urodził się we Włoszech nad Morzem Śródziemnym. Moja córka również ma zdolności plastyczne oraz literackie. Obecnie mieszka wraz z mężem w Paryżu i prowadzi swój własny blog. Podobnie jak jej ojciec, była zawsze zafascynowana światem i ludźmi, no i odziedziczyła po nim wenę literacką. Podczas jednej wyprawy, która trwała 13 miesięcy, odwiedziła 33 kraje, o czym pisze m.in. na swojej stronie internetowej: loveinthecityoflights.com.
Nie ograniczam się wyłącznie do tworzenia ceramicznych kompozycji roślinno-kwiatowych. Interesują mnie również formy bardziej abstrakcyjne. Przy okazji chcę opowiedzieć pewną historię. Przebywając w zimie na Florydzie wybrałam się pewnego razu na Key West, gdzie miałam okazję odwiedzić dom (obecnie muzeum) słynnego pisarza Ernesta Hemingwaya. Tam zobaczyłam w sypialni ceramiczną figurkę, która zafascynowała mnie swoją oryginalnością  i kolorystyką. Był to kot wykonany przez samego Picassa, a podarowany w Paryżu drugiej żonie Hemingwaya, Paulinie. Kot ten przez długie lata był dekoracją domu na Key West, aż w końcu, przez nieuwagę, ktoś go rozbił. Stojąca obecnie w muzeum figurka jest wierną, zrekonstruowaną wersją pierwotnego „dzieła”.
Dla mnie była to prawdziwa inspiracja. Od tego momentu zaczęłam tworzyć nie tylko abstrakcyjne figurki kotów, ale również innych fantazyjnych zwierząt. Niektóre z moich kotów lub lwów „grają” na instrumentach muzycznych, albo są przedstawiane z rakietami tenisowymi. Jest to wdzięczny temat, zwłaszcza że sama jestem również zwolenniczką gry w tenisa i gram często z moim mężem, Zygmuntem.

Czy proces stworzenia wyrobu ceramicznego jest trudny?
– Nic nie jest trudne w życiu, jeśli się kocha to, co się robi. W przypadku ceramiki artystycznej jest kilka niezbędnych etapów. Najpierw trzeba mieć pomysł, wizję tego, co się chce stworzyć. Można naszkicować projekt. To ułatwi następny etap, którym jest odtworzenie projektu w surowej glinie.  Surowa, szara glina jest bardzo krucha i schnie do dwóch tygodni. Glina jest tworzywem pierwotnym, używanym od tysięcy lat przez naszych przodków. Mieć kontakt z tym tworzywem to jakby mieć kontakt z naszą przeszłością, z historią ludzkości. To bardzo ekscytujący moment, który sprawia dużo przyjemności, a nawet powiedziałbym przedstawia pewne wartości terapeutyczne. Uspokaja, dystansuje od codziennej, czasem zwariowanej rzeczywistości, daje poczucie łączności wielopokoleniowej.
Kolejnym etapem jest wypalanie wyrobu w odpowiednio rozgrzanym piecu. Czasem aż przez 24 godziny. Po wypaleniu, ostudzone wyroby poddawane są procesowi kolorowania wielobarwnymi glazurami. Wszystkie precyzyjne detale maluję ręcznie i sama dobieram gamę kolorystyczną. To bardzo precyzyjne zajęcie, wymagające dużej dozy cierpliwości.
Kiedy proces kolorowania jest zakończony, należy go uzupełnić procesem utrwalania, czyli nałożeniem warstwy bezbarwnego utrwalacza. Wtedy dopiero wkłada się wyrób po raz drugi do pieca na kolejne 24 godziny. Po wyjęciu i ostudzeniu, można dopiero odetchnąć i zaprezentować gotowy wyrób.

Czy pani wyroby były kiedyś prezentowane szerszej publiczności?
– Dotychczas ceramika artystyczna mojego autorstwa prezentowana była na trzech wystawach. Dwie odbyły się w klubie „Cascade Lakes”, gdzie lokalni artyści prezentują swoje prace. Moich wybranych prac było tam kilkanaście. Trzecia wystawa odbyła się w ubiegłym roku w West Hampton Beach w bibliotece publicznej i cieszyła się dużym zainteresowaniem.
W przyszłości chciałabym zorganizować wystawę wybranych prac w moim rodzinnym mieście Sanoku, a także zaprezentować ją w innych miastach polskich.

Czy będziemy mogli obejrzeć pani prace ponownie na Florydzie?
– Mam taką nadzieję. Po powrocie na sezon zimowy 2015/2016 pragnę zorganizować wystawę w Klubie „Sobieski” w Lake Worth, do którego to kubu często przyjeżdżamy z mężem na ciekawe imprezy kulturalne.

Jaką radę dałaby pani tym, którzy dopiero zaczynają, chcą tworzyć, a nie bardzo mają odwagę?
– Żeby zawsze skupiali się na tym, co lubią, uplastyczniali to, co budzi ich zachwyt, żeby potrafili z najmniejszej rzeczy zrobić swoiste arcydzieło. Najważniejsze to znaleźć swój własny styl i tworzyć według siebie, a nie według innych, no i oczywiście, żeby mieć przyjemność w tworzeniu. Pragnę dodać,  że wkrótce będę miała swoją stronę internetową, gdzie można będzie zobaczyć moje prace. Wiele z nich znajduje się już w prywatnych kolekcjach w USA, w Paryżu i w Polsce. Kontakt ze mną jest możliwy poprzez e-mail: [email protected], a moje prace można oglądać na stronie: www.basiadietzzieba.com.

Dziękuje bardzo za rozmowę i czekamy na kolejne pani wystawy.

Rozmawiała: ANIA NAVAS

Wywiad ukazał się w nowym dzienniku- http://dziennik.com/

Od Redakcji PN

Na stronie internetowej p. Barbary można zobaczyć jej wspaniałą twórczość.
Wyroby artystyczne p. Barbary mogą być pięknymi unikalnymi prezentami na różne okazje.
https://www.basiadietzzieba.com/