Walutowa przystań

Prof. Miroslaw Matyja

Frank szwajcarski pełni od lat funkcję bezpiecznej przystani w okresach kry­zysowych. W tym kontekście kurs waluty szwajcarskiej jest swoistym termometrem, mierzącym poziom „gorączki” gospodarki światowej. Tak też dzieje się w ostatnich dniach, podczas kryzysu rządowego we Włoszech, który stał się pożywką do pisania scenariuszy na temat kryzysu w eurolandzie.

Początek szczególnej roli franka szwajcarskiego w światowej gospodarce finansowej przypada na okres I wojny światowej, kiedy doszło do kompletnego przetasowania kart w ówczesnej polityce monetarnej w krajach europejskich.

Z jednej strony kraje, które przegrały wojnę, szczególnie Republika Weimarska, znala­zły się w chaosie monetarnym i finansowo-politycznym. Z drugiej strony Francja, rów­nież nękana problemami monetarno-finansowymi, zaczęła drukować pieniądze, obni­żając przez to kurs własnej waluty. Zaufanie społeczeństwa do franka francuskiego i innych walut europejskich zostało zachwiane, co sprowokowało ucieczkę kapitału, szczególnie do Szwajcarii i do Niderlandów.

Następna fala odprowadzania kapitału do Szwajcarii miała miejsce podczas wielkiego kryzysu finansowego w latach 1929-1933. Na szczególną uwagę zasługuje kryzys finansowy, który wstrząsnął Niemcami w lecie 1931 r., a którego efektem był odpływ kapitału do Amsterdamu i Zurychu. Wprowadzenie przez parlament szwajcarski tajemnicy bankowej w 1934 r. było niewątpliwie dodatkowym czynnikiem deponowania zagra­nicznych aktywów w bankach szwajcarskich.

Po drugiej wojnie światowej można było zaobserwować regularne powtarzanie się scenariusza ucieczki kapitału do Szwajcarii. W latach 50-tych i 60-tych ubiegłego wieku szczególnie frank francuski i funt angielski, częściowo także lir włoski były nie­stabilnymi walutami, które nie miały zaufania na rynkach finansowych. Z kolei w latach 70-tych dolar amerykański stanowił stosunkowo słabą walutę, co powodowało prze­pływ kapitału do banków szwajcarskich i w ten sposób windowało kurs franka w górę.

Szwajcarski bank centralny zdecydował się pod koniec lat 70-tych na czasowe powią­zanie kursu franka z marką niemiecką, która była wówczas mocną walutą, opartą na stabilnej gospodarce Republiki Federalnej.

Przez następne 20 lat frank szwajcarski nie odgrywał roli bezpiecznej przystani bądź celu ucieczki dla kapitału z innych krajów. Dopiero w 1999 r., po wprowadzeniu jedno­litej waluty europejskiej euro, która miała być słabszą walutą od marki niemieckiej, aby w ten sposób „postawić na nogi” gospodarki państw południowoeuropejskich, frank stał się ponownie poszukiwany na rynkach. Wynikało to z braku zaufania do euro w początkowej fazie istnienia tej waluty. Był to jednak krótki okres, pieniądz europejski ustabilizował się na mocnym, stabilnym poziomie do tego stopnia, iż czo­łowi ekonomiści prognozowali koniec ery franka jako waluty „ucieczkowej”.

Jeszcze w roku 2007, w którym Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) świętował 100. rocznicę jego założenia, nic nie wskazywało na to, że rola franka gwałtownie wzrośnie. Rok później doszło do kryzysu finansowego w USA, który rozprzestrzenił się na cały finan­sowy świat. Handel światowy załamał się, kurs franka skoczył gwałtownie do góry. Historia powtórzyła się ponownie. Doprowadziło to do powiązania franka z euro na poziomie 1,20 w 2011 r., co pociągnęło za sobą duże zaangażowanie się SNB na światowych rynkach finansowych, a szczególnie masowe skupywanie euro przez szwajcarski bank centralny.

W grudniu 2014 r. sytuacja stała się dla SNB bardzo niewygodna. Poziom rezerw kapitałowych w euro osiągnął pół biliona frankow, do tego doszła jeszcze realna perspektywa wprowadzenia przez europejski bank centralny programu luzowania ilościowego (QE), co rzeczywiście doszło do skutku poczatkiem 2015 r.

Na początku stycznia 2015 r. nikt w Szwajcarii nie pytał, czy bank centralny tego kraju uniezależni kurs waluty helweckiej od kursu euro. Pytanie, jakie stawiano, brzmiało raczej, kiedy to nastąpi. Stad błędem jest mniemanie, iż decyzja SNB była zaskocze­niem i szwajcarski bank centralny skapitulował. Decyzja nie była zaskakująca, a o kapitulacji nie było mowy, raczej o zmianie kierunku polityki finansowej. Oczywiście, trudno jest wybrać optymalny punkt czasowy do przeprowadzenia takiej transakcji, bowiem takowego po prostu nie ma.

Bank centralny uznał, że już nie jest w stanie bronić poziomu 1,20 i taka obrona staje się za droga i nieopłacalna. SNB nie złożył broni, nie działał w chaotyczny sposób i bynajmniej nie stracił wiary­godności. Niemniej jednak silne umocnienie franka od tamtego czasu należy uznać za pro­ces trwały i należy nauczyć się żyć z droga szwajcarska waluta. Tego procesu nie odwrócą nawet ujemne stopy procentowe w Szwajcarii, aczkolwiek pewnie zapobiegną dalszej aprecjacji franka, przynosząc po pewnym czasie – mowa tu o kilku latach – jego powolne osłabienie.

W Polsce należy się oswoić z myślą, że szwajcarska waluta na długo będzie oscylo­wać w granicach 3.5-4.0 PLN. Obecnie trudno bowiem znaleźć ekonomiczne prze­słanki mogące uzasadniać oczekiwanie trwałego powrotu CHF/PLN poniżej tego psychologicznego poziomu. Natomiast obywatele polscy, którzy zaciągnęli kredyty w bankach szwajcarskich korzystali do tej pory i korzystają nadal z niższego oprocento­wania tych kredytów. Zawierając umowy kredytowe w obcej walucie, należy brać pod uwagę zmiany kursu walut. Jest to ryzyko, z którym należy się zawsze w takich sytu­acjach liczyć. Obowiązkiem pracownika bankowego, u którego przeprowadza się takie transakcje, jest poinformowanie klienta o tego rodzaju zagrożeniu.

Nie da się jednak ukryć, że siła i znaczenie franka szwajcarskiego, waluty, którą po­sługuje się troche ponad 8 milionów ludzi w Szwajcarii i w Liechtensteinie, wskazuje na to, że Szwajcaria jest bardzo daleka od wejścia w europejskie struktury unijne, nie mówiąc już o akcesji do strefy eurolandu. Frank pozostanie walutą ucieczkową w okresach kryzysu, jak choćby aktualnego we Włoszech. Prowokacyjnie mówiac, nie trzeba wcale czytać informacji ze świata, wystarczy tylko obserwować kurs franka do dolara i euro, aby przepowiedzieć kolejny kryzys….albo odprężenie.

Mirosław Matyja – politolog, ekonomista i historyk. Absolwent Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i Uniwersytetu w Bazylei. Doktorat w dziedzinie nauk ekonomicznych na Université de Fribourg w Szwajcarii w 1998 r., w dziedzinie nauk humanistycznych na Polskim Uniwersytecie Na Obczyźnie PUNO w Londynie w 2012 r. oraz w dziedzinie nauk społecznych na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie w 2016 r. Mirosław Matyja jest profesorem na Polish University Abroad w Londynie, gdzie pełni funkcję dyrektora Zakładu Kultur Mniejszości Narodowych. Autor i współautor 13 monografii i ponad 130 artykułów naukowych i popularno-naukowych w języku polskim, niemieckim i angielskim.

Autor książki “Szwajcarska demokracja szansa dla Polski”, wydanej w kwietniu 2018 r. przez wydawnictwo PAFERE. Z zamiłowania alpinista i himalaista oraz badacz najnowszej historii Polski. Mieszka i pracuje w Szwajcarii, żonaty, ma dwóch bliźniaczych synów.