WIELKA SOBOTA w dawnej Polsce

W Wielką Sobotę gospodynie mają dużo pracy, gospodarze też.” Babska to rzecz przygotować święcone. Na południe musi być gotowe. Od świtu wszyscy się krzatają. Gospodyni z córkami zamknęła się w izbie; pieką baby.

Wielka to sztuka, bo baby muszą być ogromne, doskonale wyrośnięte, pulchne i lukrowane. Najważniejsze, aby kiedy ciasto rośnie, żaden chłop drzwi nie otworzył, bo przeciąg mógłby zawiać ciasto, a takie już nie chybnie opadnie. Strata byłaby wielka: garniec przedniej mąki,kopa jaj, dwie kwaterki najlepszej śmietanki; cukru, rodzynek.masła i wanilii też niemało.

Dzieża pełna lśniącego ciasta, starannie opatulona lnianym obrusem stoi na zapiecku, w cieple.

Minie trochę czasu, zanim wytrawna gospodyni uzna, że już można nakładać je do foremek, do ponownego rośnięcia. Na koniec dwanaście razy trzeba nakłuć każda palcem i wsunąć do ciepłego pieca. Najładniejsza baba będzie na święcone.

Podczas gdy ciasto rośnie, dziewczęta kraszą jajka. Na piecu w jednym garnczku warzą się łupiny od cebuli, w drugim młode żyto, w trzecim „brezylia”- korzeń farbiarski o głębokim granatowyin odcieniu, w jeszcze innym kora dębowa. Dziewczęta zasiadły przy okienku, postawiły przed soba czarkę roztopionego wosku. Każda ma w ręce ostro zastrugany patyczek i maczając go w wosku, pokrywa powierzchnię jajka we wzór, jakiego nauczyły ją matka i babka. Doda też coś od siebie. Poznać po pisance, kto ją malował: Kurpianka, Kaszubka czy panna z Cieszyna. Dziewczyna pokryła jajko woskiem pierwszy raz i zanurzyła w żółtym barwniku. Po wyschnięciu pokryła woskiem to, co miało pozostać żółte i włożyła jajko do garnczka z innym kolorem. I tak wiele razy, aż osiagnęła taki wzór, o jakim myślała. Wreszcie lekko natłuściła skorupkę, by nadać jej połysk. Na Wielkanoc musi być przyszykowana cała miska takich pięknych jajek. Bo gdzieżby Wielkanoc, wiosenne święta, mogła obyć się bez tego symbolu życia! Na Podolu wśród barwnych kraszanek kilka wyróżniało się czernią i bielą; zdobione były tylko tymi dwoma kolorami i rysunkiem podobnym do greckiego meandra, wyrażającym ruch fal – nieskończoność. Wzór ten obiegał skorupkę wielokrotnie, a jego początek łaczył się z końcem. Motyw ten zwano ,,śmiertelnym”, a zdobione w ten sposób pisanki przechowywano od świąt do świąt, by w razie zgonu w rodzinie włożyć je umarłemu do trumny.

Na kraszankach w innych regionach Polski spotkać można jodełki, jelenie, wiatraczki, róże i wiele innych motywów, a wszystkie coś znaczące, tylko że dzisiaj już trudno odczytać ich symbolikę.

Baby prawie gotowe, pisanki też, trzeba jeszcze przygotować „paskę”. Wypiekano ja z razowej mąki: pszennej, żytniej albo gryczanej, co kto lubił albo miał. Pulchność brała się częściowo z drożdży a częściowo z zakwasu. Smarowano ja po wierzchu słonina i ozdabiano krzyżem z ciasta. Niekiedy paska przypominała kołacz weselny, tak pokrywały ją roje ptaszków, szeregi kwiatów. Paska była smaczniejsza, kiedy gospodyni dodała do niej szafranu, imbiru lub liści bobkowych. Kiedy gospodyni piekła paskę, gospodarzowi nie wolno było zagladać do dzieży, ani tym bardziej do pieca, boby mu wąsy posiwiały.   W ogóle wielkosobotnie zajęcia przy kuchni to nie męska sprawa. Ale gospodarzowi też nie brakuje pracy; musi dać żywinie świeżą podściółkę, urżnąć sieczki na trzy dni, narwać królikom mleczu a wieprzkom pokrzywy. Jeśli chłop z synami zgłodnieją, to zaglądają w okienną szybę, a zdenerwowana gospodyni poda im przez szparkę kilka placków z paskowego ciasta.

Kobiety mają zajęcie przy szykowaniu świątecznego jadła, gospodarz oprząta, a parobczaki dokazują; urzadzają pogrzeb żurowi. Wszak koniec postu za kilka godzin. Żur… Jadło się go niemal codziennie przez ostatnich czterdzieści pięć dni. Zbrzydł już niepomiernie. Jeden z chłopców przyniósł stary szkopek z resztką wczorajszego żuru i dawaj znęcać się nad nic nie winna zupą. Nasiusiali do niej, napluli, dołożyli gnoju i hajda z tym paskudztwem na wieś! Biada chałupie, w której młode panny właśnie teraz kraszą pisanki; całe drzwi wysmarowane, jeszcze i próg zachlapany plugastwem! Już było tak czysto, a tu nowa robota.

O, hultaje! Poczekajcie, jeszcze się wam dostanie! A oni, nic sobie z babskich lamentów nie robiąc, pozostawiona w szkopku resztę żuru uroczyście pogrzebali pod płotem. Ale i dziewczyny często bywały nie lepsze. Niechby się nawinął pod ręką jaki parobek, a już ona „przypadkowo” obleje go garnkiem żuru albo pomyj.

Zdarzały się przypadki odwetu i na śledziach. Młódź wieszała śledzia na drzewie, „karząc go niby za to, że przez sześć niedziel panował nad mięsem, morząc żołądki ludzkie słabym posiłkiem swoim”.

Przychodziła wreszcie ta godzina, o której z każdej chaty wychodziła kobieta z koszem pełnym jadła przyszykowanego do poświęcenia. W koszu musiały być: chleb albo jego świąteczna odmiana–paska, sól, pisanki, szynka, kiełbasa, chrzan, masło,ser, lukrowana drożdżowa baba, kołacze, strucle, mazurki słowem całe paradne świąteczne jadło. Jego rodzaj i ilość zależały od zamożności gospodarzy. Wszystko pięknie ułożone na białym

lnianym płótnie, przybrane zielonym bukszpanem, błękitnie rozkwitłym barwinkiem, baźkami, leszczyną.

Pod kościół przyszli też gospodarze. Wreszcie mogą zobaczyć owoc trudu żoninych rak. Niektórzy líczą, ile przypalonych chlebów przyniesiono pod kościół. Jeżeli więcej niż dwadzieścia cztery, to pewne, że lato będzie skwarne. Bywa, że młoda, niedoświadczona gospodyni przyniesie paskę popękaną, źle wyrośniętą: Wstyd to przed całą wsią, a i zła wróżba dla przyszłości rodziny. Oby nie zapowiadała takich zbiorów, jak jej wygląd.

Babska gromada rozgadała się jak na targowisku. Trzeba zamilknąć, bo z kościoła wychodzą ministranci, a za nimi ksiądz w białej komży. Ministranci niosą naczynie z wodą święconą i kropidło. Ksiądz półgłosem odmawia modlitwę, później kropidłem czyni znak krzyża. Krople wody wsiąkają w chleby i spływają po skorupkach jajek w koszykach bliżej stojących kobiet. To dobrze. Kościół pobłogosławił to, co niezbędne ciału pożywienie, by poszło ludziom na zdrowie’ i dało siły do modlitwy i do pracy. Ciało dane jest od Boga, i Chrystus miał ludzkie ciało, więc jakże pełna dostojeństwa powinna być nasza ziemska powłoka! Ziemskie ciało ziemskiego potrzebuje pokarmu. Jezus po Zmartwychwstaniu, chcąc przekonać uczniów, że jest żywym człowiekiem, jadł miód i rybę.

Święconkę można odstawić do jutra. Po rezurekcji domownicy rozpoczną uroczyste śniadanie od dzielenia się tym, co poświęcone. Zaczną od jajek i chleba.

Legenda mówi, że kiedy Herod rozkazał pozabijać dzieciątka, Matka Boska pozostała w Betlejem Żydzi złapali ją i męczyli, chcąc dowiedzieć się, gdzie ukryła swojego Synka. Tymczasem malutki Pan Jezus schronił się w chacie ubogiej kobiety. Ta, obawiając się o życie chłopiecia, skroiła przylepkę od chleba, wydrążyła go i tam ukryła Dzieciątko. Potem Jezus, chcąc zmienić kryjówkę, wybiegł na podwórze, a kury, aby ratować Jezusa, zagrzebały go w trociny i osłoniły skrzydłami. Na koniec wieprzki wyryły w ziemi norę, aby Zbawiciel mógł się tam schronić. Na pamiątkę tych wydarzeń w koszu ze święconką jest chleb, jaja i słonina.

Rano święcił ksiądz wodę, W południe pokarmy, a wieczorem – ogień.

Tak było kiedyś; dzisiaj święci się ogień i wodę wieczorem, podczas uroczystego obchodu Wigilii paschalnej. Woda odnowiona, a jakżeby drugi żywioł i wierny przyjaciel człowieka -ogień mógł pozostać nieczysty?

Najpierw trzeba wygasić stare skry w piecach, piecykach i pod kuchniami. Żyłeś, ogniu, cały rok, to dla ciebie dość! Napatrzyłeś się ludzkiej biedy, codziennych kłopotów, nieobce ci kłótnie, awantury a nawet bijatyki. Nie jesteś już czysty! Trzeba rozpalić cię od nowego, czystego źródła od paschału. Nie ma chaty, domu, pałacu, skąd nie ciagnęliby biedni, zamożni, bogaci a każdy albo ze smolnymi szczapkami, albo ze świeczką woskową. Na nic zda się tu kaganek oliwny czy łojowy ogarek. Do przenoszenia nowego świętego ognia nadaje się tylko smolna szczapka albo świeczka z czystego wosku. Osłaniają parobczaki i dziewki nowy płomień; niedobrze, jeśli jest wietrzny dzień i mocniejszy podmuch zmíecie wątły płomyczek. Trzeba wtedy pożyczyć nowego ognia od sąsiada. A co własny, to własny…

We wszystkich chałupach wszystko święte i nowe: ogień i woda, pobíelane ściany i jadło, i serca ludzkie obmyte wielkopostną pokuta.

Opr. Krystyna Teller na podstawie książki ROK KOŚCIELNY A POLSKIE TRADYCJE

Autorstwa : Ewa Ferenc Szydełkowa

Księgarnia św. Wojciecha , Poznań 1988r