Poezja Janusza Przetacznika
GRUDZIEŃ 1981
Pod tym niebem wygwiżdżonym
mroźnym
przenikliwe syreny
złowieszczą
a za oknem po iskrzącym śniegu
gąsienice żelazne
chrzęszczą
Wnet na stołach rozścielą obrusy
białe, niczym okruchy
opłatka
tak białego, jak tam na ulicy
te orzełki na chełmach
I czapkach.
Już gdzieniegdzie za firankami
kolorowe choinki
się jarzą.
Idzie noc, cicha noc,
Świeta Noc,
noc długa i ciemna pod strażą.
PRZEPRASZAM
Przepraszam,
że śmiem należeć do tego narodu,
który sam na siebie zciągnął widmo głodu
od dawna kraj swój pchając rok po roku,
ten naród niewdzięcznych leni, obijoków,
co szczęście Ojczyzny budować przeszkadzał
I zrozumieć nie chciał, że Ona to władza.
Przepraszam,
że za miliardowe kwoty światu dłużne
Mam czelność od świata jeszcze brać jałmużnę,
a świat ten od dawna już przecież się dziwi
naszym narzekaniom- wszak rząd się wyżywi!
I że gdzieś pośrodku europejskiej sceny
jeszcze nie zginęła i że my żyjemy.
Przepraszam,
za stojące fabryki i gasnące huty
za mój zdarty kołnierzyk I dziurawe buty,
niedomyte ciało, bieliznę nieświeżą,
za to, że bramy koszar otwarłem żołnierzom,
żeby w mą pierś swojskie mierzyły armaty,
I że zamiast dzielić to nas łączą kraty.
CZEKANIE NA ODPOWIEDŹ
Mundur świetnie skkrojony na miarę
I orderów się trudno doliczyć,
a na szlifach drżący jak ogarek
blask dziewięciu ampek górniczych.
Znowu krzyż postawiony nocą-
czy się kiedyś zmieni w spiż i granit?
Ile jeszcze pozostało placów
na te krzyże w Gdańsku i w Poznaniu?
W kalendarzu ile miesięcy
nie skażonych czerwoną datą?
Czy potrzeba setek? Tysięcy?
Nie wystarczy już zima I lato?
Wciąż się rodzi epoka nowa;
lat czterdzieści to dużo czy mało
żeby wreszcie móc ukrzyżować
tę nadzieję znów zmartwychwstałą?
Ale milczą usta zacięte,
chociaż chętnie na co dzień raczą
tymi słowy co kiedyś tak święte,
a dziś znaczą to, że nic nie znaczą.