Zesłaniec, milioner, filantrop. Czesław Chester Sawko to przykład „American dream”

Czesław Chester Sawko zawsze mocno angażował się w działalność charytatywną na rzecz kościoła katolickiego. Za tę działalność  – decyzją papieża – otrzymał najwyższe odznaczenie dla osób świeckich – medal św. Sylwestra, został konfratrem zakonu paulinów. Wspierał liczne przedsięwzięcia na terenie USA m.in. budowę Centrum Kulturalnego im. Jana Pawła II w Waszyngtonie oraz liczne fundacje i Kongres Polonii Amerykańskiej (łącznie na jego konto przekazał trzy miliony dolarów). Był fundatorem pomnika kard. Stefana Wyszyńskiego na Jasnej Górze oraz pierwszym sponsorem centrum błogosławionego Jana Pawła II w Krakowie-Łagiewnikach. Przekazał na ten cel 100 tys. dolarów, dzięki czemu budowa sanktuarium – dotychczas w sferze pomysłów – w ogóle ruszyła.

To był człowiek wielkiego serca, dobroci i wielki filantrop. Wspierał wiele akcji polonijnych a zwłaszcza katolickich. Był pierwszym donatorem na centrum Jana Pawła II w Łagiewnikach
– powiedział Radiu Deon Chicago przyjaciel, Jan Jaworski.
Odszedł do Pana Człowiek Dobry i wierny wartościom chrześcijańskim. Łączę się z Rodziną w smutku po odejściu Drogiego Zmarłego i modlę się o szczęście wieczne dla Jego duszy
– napisał w liście z kondolencjami kard. Stanisław Dziwisz.

Sawko to przykład „American dream”. Gdy stawiał pierwsze kroki w Ameryce, nie miał nic a umarł jako multimilioner. Jego firma R.C. Coil Spring Manufacturing Co. na przedmieściach Chicago produkowała sprężyny, wyrabiane technologią wynalezioną przez Sawkę. Sprężyny znalazły zastosowanie w przemysłach motoryzacyjnym, lotniczym i elektronicznym (jedna z nich, na pokładzie statku „Apollo 13” trafiła na… Księżyc). Oprócz własnego pomysłu na biznes, Sawko ciężko pracował: każdego dnia był w swojej fabryce o piątej rano, pracując początkowo nawet po 80-90 godzin tygodniowo. Po 1989 r. próbował inwestować w Polsce. Zainwestował ok. 8 mln dolarów, ale został oszukany.

Do Chicago przyjechał jako szesnastolatek w 1946 r. Wcześniej trzy lata znajdował się w Meksyku w obozie uchodźców Colonia Santa Rosa. Ta podróż zaczęła się 10 lutego 1940 r. w Kamiennym Moście na Białostocczyźnie od spotkania żołnierzy z czerwonymi gwiazdami na czapkach.

Mam 73 lata i mogę zapomnieć, o czym żeśmy przed chwilą rozmawiali. Ale tego, co przeżyłem w wieku 10 lat, nigdy pewnie nie zapomnę. Pamiętam dokładnie, jak sowieci nas aresztowali, przejazd w bydlęcych wagonach do posiołka pod Archangielskiem, a potem długą walkę o przetrwanie… To wszystko jest bardzo bolesne. Ciężko o tym mówić czy nawet przyznać się, żeśmy żyli w tak strasznych warunkach, w takiej nędzy, w brudzie potwornym. Czasami wstydzę się opowiadać o tym Amerykanom, bo im trudno jest uwierzyć, że można coś takiego przeżyć i być “normalnym” człowiekiem-– mówił Sawko w wywiadzie udzielonym gazecie „Monitor” w 2001 r.

Na mocy amnestii z 1941 r.  jedenastoletni Sawko wraz z rodzicami i rodzeństwem  pieszo dotarli do Uzbekistanu a potem do Iranu. Przez Teheran, Karaczi, nastoletni Sawko trafił do indyjskiego Bombaju, skąd – wraz z rodzeństwem – na pokładzie  transportowca wojskowego USS “Hermitage” wraz z innymi polskimi nieletnimi uchodźcami trafił Meksyku. Już jako milioner, Chester Sawko nie zapomniał o swoich meksykańskich dobroczyńcach: ufundował szkołę i sierociniec na trzysta dzieci w Santa Rosa.

ŹRÓDŁO:
http://wpolityce.pl/dzienniki/dziennik-pawla-burdzego