Od czasu do czasu trzeba porzucić kowidowe dylematy i zająć się realnością, czyli na przykład gospodarką. Czas na podsumowanie. Mamy zamknięty fatalny rok 2020 i rozpoczęte trendy roku 2021, a więc można popatrzeć jak stoimy i gdzie leżymy. Głównym problemem jest trudność porównywania rok do roku z powodu niskiej bazy roku 2020. Było tak źle, że teraz każdy „normalny” wynik w 2021 to kilkudziesięcioprocentowe wzrosty.
To wszystko zbiera „Memorandum Związku Przedsiębiorców i Pracodawców ws. postpandemicznego odbicia w polskiej gospodarce”. Opracowanie pokazuje sytuację w roku 2020 i tempo oraz kierunki wydobywania się gospodarki na pozytywną powierzchnię. W 2020 roku już w I kwartale zanurkowaliśmy gwałtownie i ostro. Mieliśmy najgorszy wynik od 1991 roku, czyli -2,7% PKB, tyle zakontrybuował sam marzec, gdy zaczęliśmy się zamykać. Odbiciu w 2021 roku pomogły bilionowe pakiety pomocowe i tani pieniądz. W I kwartale 2021 już mieliśmy wzrost w USA o 0,4%, w Chinach +18,3% (sic!), cały świat wzrósł o 5,6% czyli… w największym tempie od 80 lat. Prognozy na cały 2021 to 6%, zaś w 2022 to stonowanie do +4,4%. Rośnie dynamicznie bo to rok do złego roku, ale też tempo wskazuje, że odrabiamy straty z kwarantannowego roku, głównie z odłożonej i zmienionej co do struktury konsumpcji.
Jak wygląda Polska na tym tle? W I kwartale 2021 PKB wzrósł, co ważne po odliczeniu inflacji i w porównaniu do „zakupowego” IV kwartału 2020 roku o 1,1%. Jednak rok do roku, w porównaniu do jeszcze nie kowidowego I kwartału 2020 roku i tak straciliśmy w tym roku 0,9%. O dziwo zaskoczyły w I kwartale 2021 nakłady inwestycyjne, a bali się ekonomiści, że inwestycje staną. W I kwartale wzrosły one r/r o 1,3%, choć spadły w IV kwartale aż o 15,5%, czyli wydobywamy się. Konsumpcja prywatna wzrosła r/r o 0,2%, zaś eksport urósł o 5,7%, zaś import o 10%.
Na tle innych wyglądamy nieźle. Podczas gdy w I kwartale strefa euro zmalała o 1,3%, to my jesteśmy nad średnią. W dodatku w maju przyszły dobre wieści, właściwie już całkowicie gospodarka otworzyła się po zimowo-wiosennych obostrzeniach. Sprzedaż detaliczna – wzrost o 13,9%, produkcja budowlano-montażowa + 4,7%, mimo , że w kwietniu miała -4,2%. Produkcja sprzedana w maju to +29,8%.
Jakie są więc prognozy na 2021? W II kwartale wzrosło nam 10%, zaś w całym 2021 może to być 5,1%. Ten trend ma się utrzymać a kołem zamachowym ma być konsumpcja i eksport. Komisja Europejska podniosła nam prognozy na 2021 z 4 do 5%. Mamy na pewno jeden poważny kłopot i to na skale światową. Jest nim znaczący wzrost zapotrzebowania na surowce, co wzmaga presję cenową. Świat pilnie potrzebuje się odbudować i brakuje mu do tego materiałów. Pojawiają się tzw. pozafinansowe bariery w działalności gospodarczej. To powoduje niskie poziomy zapasów oraz opóźnienia w dostawach. Nie bez znaczenia jest w tym momencie fakt braku rąk do pracy, bo jest jej dużo w odbudowującej się gospodarce, zasilanej tanim pieniądzem.
Jaka jest struktura wzrostów i spadków, czyli kto korzysta? Wygrywa przemysł 7,8%, zaś w samym maju 2021 to +29,8%. Trzeba wskazać na eksport. W kwietniu +69,2% r/r czy +41,7% w maju, ale pamiętajmy o niskiej bazie w roku 2020. Cieszy dywersyfikacja odbiorców oraz to, że nasz główny partner eksportowy – Niemcy – dopiero się rozpędza ze swoją gospodarką. Hity eksportowe to: baterie samochodowe, odbiorniki TV, katalizatory, odzież, meble, cała produkcja przemysłu motoryzacyjnego, żywność, tworzywa sztuczne, wyroby metalowe, urządzenia elektryczne, produkcja AGD.
Firmy handlowe też mają się dość dobrze. Konsumpcja wzrosła w I kwartale o 0,2%, w samym maju 2021 to +13,9%, po wzroście o 21,1% w kwietniu. Już w maju produkcja tekstyliów poszła w górę o 92,2%, zaś mebli, sprzętu RTV i AGD o 30% r/r. Kowid wymusił wśród nas oszczędzanie, bo w kieszeniach gospodarstw domowych zostało od 85 do 102 miliardów złotych, zaś stopa oszczędności wzrosła z 2% w 2019 roku do 10% w roku 2020.
Najgorzej sobie radzą firmy trwale dotknięte strategią lockdownu i dystansingu, czyli takie, których model biznesowy polega na przebywaniu ludzi w grupach w zamkniętej przestrzeni oraz na przemieszczaniu się. Branża HoReCa (hotele, restauracje, catering) straciła sporo. Trend ten się bardzo powoli odbudowuje i nie wiadomo kiedy odrobi straty. W zakwaterowaniu i gastronomii wartość dodana w I kwartale tego roku spadła o 77,2% r/r i prawie równie mocno co w IV kwartale 2020 roku -78,4%. Z polskiego rynku turystycznego zniknęło w I kwartale 2021 blisko 80 firm, 185 zostało zawieszonych, zawieszono działalność niemal 500 hoteli, czyli 50% rok do roku. Hotelarze tracą najwięcej (stopa rentowności -83,6%), zaś restauratorzy lepiej -6%.
Te branże są szczególnie wrażliwe na decyzje administracyjne. Niepewność i zmienność postępowania władz co do lockownów i ich trwania powoduje, że nie tylko ludzie sami rezygnują z tych usług i obniżają próg i częstotliwość korzystania z nich, to jeszcze branże tracą trudno zdobywane zasoby ludzkie – ludzie odchodzą z tych branż, bo nie mogą czekać na pracę w wiecznie zamkniętych biznesach, na części wynagrodzenia. I zmieniają pracę na te branże, które gwarantują im stabilniejsze zatrudnienie.
Prognozy na resztę roku są niezłe. Mamy wzrosnąć o 3,8%, lepiej niż np. Rosjanie (3,2%), ale wolniej niż świat (5,6%). Możemy odrobić kowidowe straty jeszcze w tym roku. Zdajemy się ustabilizować gospodarczy wzrost w II kwartale tego roku i to dzięki większemu zaszczepieniu się ludzi i ogólnemu zwiększeniu odporności na wirus. Nawet w przypadku powrotu lockdownów w IV fali ludzie i gospodarka są już bardziej w prawieni niż w czasie szoku pierwszych zamknięć. Wiedzą co robić, szybciej mogą wejść w kwarantannowe procedury. Ale branża przemysłowa może być i na to odporna, zaś szeroko pojęte usługi i rozrywka mogą być już ostatecznie dobite. Grozi nam recesja jeśli będziemy mieli spadki w dwóch kolejnych kwartałach, zaś ekonomiści wróżą, że jeden kwartał z lockdownami jeszcze powinniśmy wytrzymać.
Kołem zamachowym odbicia się gospodarki jest eksport oraz produkcja zaspokajająca popandemiczny wzrost popytu. W związku z tym rynek pracy rokuje dobrze (bezrobocie wynosi 6,1%), a tu były największe obawy. Mamy horyzont dobrej koniunktury i wzrostu konsumpcji pochodzącego z odłożonych decyzji konsumenckich, wspartego sporymi oszczędnościami gospodarstw domowych. Tyle raport.
I dopiero teraz widać, że wszystko wisi na decyzjach administracyjnych wpieranych przez kilkunastu lekarzy i ekonomistów zgromadzonych w ciałach doradczych. Ta optymistyczna acz wątła tkanka odbudowy wzrostu może być trwale zniszczona automatyzmem strategii, które już dowiodły swojej nieskuteczności. Lockdowny nie przyniosły spodziewanych efektów, przeciwnie – pogłębiły nie tylko zapaść społeczną, ale o dziwo zdrowotną. Doprowadziły do wstrząsu w wielu branżach i to głównie małego biznesu, ale na zasadzie naczyń połączonych przewróciły system opieki zdrowia, co zaowocowało podwyższeniem liczby zgonów.
Wszystko więc wisi na decyzjach wąskiego grona osób, które do tej pory nie wykazały się jakąś skuteczną czy choćby długofalową strategią. Jeśli przyjdzie IV fala, a władze wręcz jakby chciały na siłę udowodnić, że przyjdzie (z taktycznych powodów niezrozumiałego parcia do zaszczepienia wszystkich) to klucz będzie tkwił właśnie w szkodliwym automatyzmie lockdownów. A tu wydaje się, że repertuar środków jest ograniczony i nieskuteczny. Króluje pokusa, by zrobić COŚ, nawet gdy wiemy, że to coś nie działa. Ale musimy pokazać (zwłaszcza niesfornemu w szczepieniach społeczeństwu), że czuwamy i reagujemy. Lockdown traktuje się nie jako jedną z decyzji, którą można podjąć albo i nie. Traktuje się jak jakiś obiektywny żywioł, wichurę, która nie zależy od woli ludzkiej, nadchodzi sama z siebie i nic na nią nie możemy poradzić, tylko zamknąć się w lockdownowym schronie.
Po jednej stronie będziemy więc mieli kraje, które na to nie pójdą, bo nigdy nie poszły, a z drugiej taką Nową Zelandię, która została zamknięta po wykryciu jednego pozytywnego testu. Co wygra? Czy racjonalizm w podejściu do kowida, który już nie jest jakąś panikarską niewiadomą, czy religia Zero-COVID, w której, jak za socjalizmu, będziemy wiecznie walczyć z rezultatami własnych decyzji?
Dopiero po tym raporcie widać co leży na szali i w jak głębokim stopniu decyzje administracyjne mogą zniszczyć odradzające się pędy wzrostu. Czy pojawiającej się (grypowej) sezonowości wzrostu zakażeń będzie towarzyszyć równoległa fala pandemii gospodarczej? I czy ten rytm będzie już z nami na wieki, dopóki nie zniknie z powierzchni Ziemi ostatni (żywy) kowidowiec?
A mówimy tu o sferze gospodarczej. W tej społecznej jest o wiele gorzej, bo szkodliwe zjawiska w tym obszarze mają charakter trwalszy i nie podlegają sezonowości.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.