Zniewalały nas te czarowne krainy, w których czary miały miejsce na oczach zdumionych obywateli owych krain i… nikomu nie przyszło do głowy, aby wstać i powiedzieć – Dosyć tego! Podobno raz na 100 mln rodzi się taki jeden osobnik, co może się temu sprzeciwić. Kraj wielkości Polski musi więc odczekać co najmniej kilka pokoleń, aby się taki ktoś wreszcie pojawił i powiedział: Dosyć – to nie żadne czary ale zwyczajna hucpa.
Mieszkańcy, przyzwyczajeni jednak do szamanów i miejscowych obrzędów, nie dają się tak łatwo przekonać do „nowego”. Starzy czarodzieje co prawda obiecywali raz Japonię, to znowu Irlandię, a raz nawet z samego Peru przywieźli jakieś słońce, czy jakoś tak. Można dojść do wniosku, że przyzwyczajenie jest jak druga natura i trudno znaleźć kogoś, kto by to chciał zmieniać. Starzy czarodzieje wiedzieli to od zawsze i nigdy się na swoich biernych i miernych wiernych nie przeliczyli. Jednak te narodziny raz na 100 mln zdarzają się mimo wszystko, to znaczy mimo czarów, pomimo zorganizowania publicznej służby zdrowia, która by to mogła jakoś wyśledzić in statu nascend, a także pomimo intensywnej pracy mediów, które cały swój czar i czarodziejski wysiłek wkładają w to, aby przekonać, że to nie ten tylko ów kandydat (nie wypada powiedzieć czarodziej, no to niech będzie dobrodziej) właśnie się był objawił.
Czarujące media bawią nas tak czy owak, ale od czasu do czasu życzymy sobie przecież czegoś mocniejszego. Bardziej ekscytującego. Czegoś w rodzaju totolotka – no, może z dodatkiem sportowego. Taki sportowy totolotek ma tę właściwość, że wytrawnym fachowcom-obserwatorom pozwala przewidzieć rozstrzygnięcie z dokładnością do jednego (chciałoby się powiedzieć) – kandydata. No nie wypada. No to może z dokładnością do jednego rozdania. Też nie? O mam – z dowolną dokładnością.
Rozstrzygnięcie które nastąpiło ostatnio w totalizatorze, było tyleż emocjonujące co i… epokowe. Aby było jeszcze weselej (bo przecież wesoło już jest bardzo, zwłaszcza po kolejnym podtopie), po rozstrzygnięcie nie tyle czarodziejskie, ile czarnoksięskie udano się do samego Wysokiego Sądu w mieście stołecznym Warszawie. Tenże wysoki sąd wyrok zaklepał i okazało się, że to nie żadne czary jeno „cud nad Wisłą” i to kolejny. Nikt kto żyw nie przypuszczał, że wojna polsko-polska zakończy się takim pojednaniem i nawróceniem jednocześnie. Tym razem więc to czar sądu sprawił, że marszałek którego pomawiano o kupczenie zdrowiem rodaków i wyprzedażą szpitali, nie tylko nigdy czegoś takiego nie proponował, ale na domiar wszystkiego jest temu stanowczo przeciwny. Aby cud dopełnił się ostatecznie i z całym poszanowaniem, że się tak wyrażę odnośnego kanonu, wiedzę o nim objawił nam pozwany uczestnik owego sporu, który z radością powitał w swoich szeregach owego nawróconego i dobroczyńcę. Miejmy wszyscy nadzieję, że na zawsze i po wsze czasy i oby nam to wszystkim wyszło na zdrowie…
Kiedy to te czary czy cuda nad Wisłą pojawiają się z tak nadczynną intensywnością – nie wiem – bo aż tak na cudach i dziwach się nie wyznaję. A może należy spodziewać się kolejnych cudów? Niektóre znaki na niebie i ziemi wskazują, że kolejny cud nie jest niemożliwy. Jak zwykle nie brak defetystów, cyklistów i gęgaczy. Tych ostatnich zresztą nie brakuje nigdy. Zauważcie jedynie dobrzy Państwo, że cokolwiek wydarzy się w najbliższą niedzielę (a w Chicago zacznie się już w sobotę) to będzie właśnie ten tak długo oczekiwany cud. Co więcej, tym razem nikt nie będzie po rozstrzygnięcie leciał z tym do sądu w Warszawie, ale zwyczajnie każdy załatwi to sobie sam na miejscu.
Nie wierzycie Państwo? No to przekonacie się sami. Cuda lubią chodzić parami, mniej się wtedy nudzą.
A co na to „Ali Baba i Czterdziestu Rozbójników” – żeby jakoś pozostać w tej konwencji bajkowej? Otóż Ali Baba jest niezwykle praktyczny. Jemu samemu cudowne zdarzenia, zbiegi okoliczności i przypadki, dostarczają samych korzyści i to wręcz bajecznych. Przecież to dobroduszny rozbójnik, który tylko orze jak może. A że przy tym dorabia się zupełnie bajecznej fortuny, to przecież ani nie jego wina, ani tam zasługa. To przecież „zwyczajny” cud, no taki powiedzmy sobie szczerze – seryjny. Bo teraz, drodzy Państwo, wszystko co się dzieje, dzieje …