Cytuję za publikacją „wpolityce.com” fragmenty listu miłości:

Wiem, że zabrzmi to bardzo pretensjonalnie, ale jest Pan złem. Spośród wszystkich złych ludzi, jakich dane mi było obserwować za mojego życia, jest Pan na podium. Jest Pan odpowiedzialny za rozlanie się tak gigantycznej fali nienawiści, że dosięgła ona także mnie. Człowieka, który jeśli o coś się kiedyś modlił, to o to, żeby nie dotknęła go nigdy nienawiść. Zamienił Pan adres Woronicza 17 w miejsce wstydu i hańby, choć raczej… beki, żenady i globalnego pośmiewiska…

Aktor-celebryta przekonywał, że Kurski dołożył „żelbetonowy blok do nagrobka narodowej kultury”, a widzowie otrzymują „archaiczną telewizję trzeciego świata”.

Jest Pan także rechotem nad losem wielu polskich katolików, dla których Pański kabaret w katedrze wawelskiej, zwany ślubem, był policzkiem, którego nie da się zapomnieć — kontynuował swój pełen jadu wywód Stuhr — Jest Pan złem. Powiem to mojemu synowi. I poproszę, żeby przekazał swoim dzieciom.

Może Maciej Stuhr powinien w końcu zastanowić się nas sobą i swoim środowiskiem politycznym? Może czas już zwrócić uwagę na to, w jaki sposób odnosi się do tych, którzy mają odmienne poglądy od jego własnych? Wygląda jednak na to, że Stuhr cały czas woli zgrywać chojraka w mediach społecznościowych.”

Kochany Panie,
Twój pełen miłości i szacunku list do byłego szefa TVP wzruszył mnie do głębi. Nie ukrywam, nie potrafię tego ukryć i dlatego dzielę się z Panem własnymi spostrzeżeniami w sprawie. Wiem, że to pryncypialnie pisać tak o miłości, jak Pan tylko potrafi. Panie Sztureczku, niech Pan się w żaden sposób nie poddaje. Proszę nade wszystko, aby utrzymał się Pan nadal na kursie i ścieżce miłości, którą tak pięknie przedstawił Pan w swoim „liście do wyznawców l’amour”. Wszyscy ludzie powinni się kochać, Pan to wie i upublicznia. To się liczy, może nawet podwójnie. Wyraża Pan bowiem opinię prywatną ale jako osoba publiczna. A więc, nie może być wątpliwości.
Odnosząc się do zła, które jest Panu obce, zachowuje Pan tę odwagę i zdecydowanie przywiązania do ideału. Czyż to nie piękne?
Nie zapomniał Pan o podium. Tak to przecież nie wiem czy nie ważniejsze bo jakby przedsionek miłości, która pełni w tej narracji rolę świątyni. Przykrości, jakie Pana dotknęły z powodu pewnych naturalnych braków wrażliwości, pomija Pan wymownym milczeniem, dając świadectwo prawdzie i pozostając w przywiązaniu do niej. Już to tylko, ten fakt, znamiennie pozycjonuje Pana na podium, od którego nic przecież już nie oderwie. Wyrażając troskę o kondycję narodowej telewizji, użył Pan lekkiej paraleli porównawczej w stylu Joyc’a a la Genovese. Wierzę, że Pan sam uczyniłby to narzędzie polityki, co najmniej kaplicą Kultury – to tylko senne marzenie. Dzieli się Pan z czytelnikami listu, swoim stosunkiem do moralności adwersarza i legalności jego poczynań. Taka bezkompromisowa postawa to najwyższy wymiar wrażliwości i aktywne zwalczanie tego co Pan nazwał, a ja nie mam śmiałości powtórzyć zasłaniając się miłością, którą Pan darzy każdego. Ponieważ wspomniał Pan też o swoim synu, o przyszłość którego każdy powinien się modlić, wiem że te intencje służą nie tylko kulturze i religijności, którą umieszcza Pan w świątyni miłości. Tylko tam mógł Pan znaleźć natchnienie do tak czystego apelu. Oglądając Pana na podium, gdzie znajduje się stały punkt jego miłosnego uniesienia, pozostaję z całym możliwym do udźwignięcia szacunkiem.

Marcisz Bielski GH, USA 9/10/2022