Czar udanej machlojki

Pomyślałem (niestety, kto niby kazał, pozwolił, zachęcił?), jak pojmować fakt, że w takim np. lokalnym rządzie, zarządzie, komisji etc. ktoś podejmuje decyzję, która albo trochę, albo całkiem mi nie pasuje (np. podwyżka podatku od zarobku), a ja nie mam na to żadnego wpływu.

Przykład podatku od … czegokolwiek, jest zresztą jednym z wielu a dotyczyć może każdej decyzji.

Nie w tym rzecz. Co ja bym zrobił na jego / jej miejscu? W warunkach rutynowych (jaka jest tego definicja?), co wziąłbym pod uwagę:

  • dostępne informacje obejmujące obiekt decyzji

  • informacje niedostępne (jak po nie sięgnąć, czy tylko założyć, czego można być pewien, bo nie dnia i nocy w czasach w których jeszcze bytujemy)

  • skutki jakie to wywoła

  • jakie cele zostaną osiągnięte

  • ocena decyzji w odbiorze społecznym (w tym media: sprzyjające i tylko udające przyjaźń, że nie wspomnę o pozostałych na cudzym garnuszku, etc.)

  • co zrobią plenipotenci?

  • Jak zareaguje opozycja (np. decyzja w sprawie jest potrzebna, ale inna i na innych warunkach, tj. kto za to coś ma zapłacić)

  • co obejmują przesłanki do podjęcia decyzji w tej sprawie

  • co pomijają te propozycje

  • jakie istnieją inne propozycje dotyczące sprawy (oraz ich skutki)

  • otoczenie środków prawa – krajowego, unijnego oraz porozumienia międzynarodowe (w jakim systemie prawa jesteśmy zanurzeni, co trzeba ewe. utrzymać a co głębiej wymienić, czy stać na to intelektualnie sprawujących władzę, jaka jest większość?)

  • wreszcie, co ja bym uczynił (nic, coś, odczekał i dopiero potem, może coś zamiast, etc.) będąc na miejscu tego / tej – decydenta.

  • Jeszcze mały drobiazg: czy pominięcie zbioru nieraz całkiem przeciwnych tez ideologicznych ma tu jakieś odniesienie?

Pomyślałem. A kto ci u licha kazał myśleć?

Byli przecież w historii i tacy, którzy tego typu drobiazgi, mieli w żadnym poważaniu. Ich historia uczy (wiemy także, że historia jeszcze nikogo niczego nie nauczyła), że szklany sufit osiągali nawet wtedy, gdy nikt nie był sobie w stanie wyobrazić, że coś takiego już nastąpi. Następuje zawsze. I w każdej udrapowanej w najlepsze wzory grupie.

Wygląda na to, że ktokolwiek by nie zarządzał, skazany jest na szklany sufit, wobec czego podejmuje decyzje, czy nie podejmuje, decyzje lepsze lub gorsze i tak skończy tak samo.

Czymże jest „szklany sufit”?

Definicje są dość rozciągłe i można przytoczyć kilka mniej udanych, dla jakiegoś powierzchownego pojęcia w czym rzecz.

  • Def.#1: Osiągnięcie granicy ekonomicznego wzrostu. W przedsiębiorstwach, oznacza to utrzymywanie się małego a nawet malejącego trendu zysku. Konsekwencje są opisane szeroko, głównie jako przejściowe sensacje.

  • Def.#2: Osiągnięcie jakiegoś celu, po dotarciu do niego, dalsze istnienie w takiej formie jak to miało miejsce, przestaje mieć dalszą legitymację procesową. (np. zakończenie powodzi, wojny, „operacji o znanych atrybutach” – piaszczysta przestrzeń, żyzna gleba, etc.)

  • Def.#3: rząd zakończył misję (trwania)

  • Def.#4: przywódca zakończył misję tworzenia …

  • Def.#5: nie damy rady awansować w zarobkach, w tym miejscu, czasie i zespole otoczenia

  • Def.#6: w życiu prywatnym – nasz partner, bez względu na płeć, wykazuje spontaniczny marazm; wskażą państwo, że to się właściwie wzajemnie wyklucza? No właśnie.

  • Def.#7: siedzimy na jakiejś gałęzi; gałęzi prawa, pojętego szeroko a nawet jeszcze szerzej; czy jest to dla nas „szklany sufit”, czy raczej „twardy beton”? Czy tylko dekoracja?

Możliwości jest więcej niż się nam wydaje, problem tylko ciągle ten sam: kto za to zapłaci?

Chętnych oczywiście nie brak, podobnie jak tych zdecydowanie przeciwnych.

Z przytoczonych przykładów, wynika (kto komu kazał myśleć, hm), że w każdej działalności człowiek osiąga granicę, której albo nie próbuje przekroczyć (Rubikonu), albo nie chce (bo jak chce to osiąga), albo nie potrafi („nie potrafisz, nie pchaj się na afisz”), albo nie umie („za wysokie  progi”), albo nie może (impotencja), albo … „Wola Boska – zapalimy papieroska”… . Wyjściem z sytuacji (dla przebierających w środkach szczególnie) jest burdel. Przepraszam, wywołanie zamieszania. Rezultaty są oszałamiające, zwłaszcza autorów takiego projektu.

Przy czym znamienne jest, że w owym burdelu (słowo pochodzenia francuskiego – pierwotnie otwarte miejsce do mycia się pod małym dachem), porządek musi panować idealny, w przeciwnym  razie biznes przestaje się kręcić. I wtedy nie ma to żadnego związku z definicją nr 1 „szklanego sufitu”, aczkolwiek konsekwencje, są jak najbardziej oczywiste.

W takiej sytuacji, kiedy do „szklanego sufitu” zbliżamy się nieustannie, próbujemy ten dystans utrzymać na wodzy, udaje się nam mniej lub jeszcze mniej, czy istnieją w ogóle szanse na rozwiązanie? Rutynowo stosuje się następujące przedsięwzięcia:

  • powstrzymywanie tempa nadejścia kryzysu (uniki)

  • przyspieszanie (wywołać kryzys i zarządzać nim)

  • przekroczenie granicy wzrostu (inwestycje ew. na cudzą korzyść, ucieczka do przodu, ruchy  personalne, księgowe, wojenki i operacje zwaśnionych, etc.)

  • wojny

  • inflacja, podatki, jedno i drugie naraz, przerzucanie kosztów na trzecią stronę, jeśli możliwe etc.

  • cięcia wydatków (wkrótce odbicie i kryzys)

Reasumując, możemy dostrzec, że elementy z którymi musimy się uporać, aby zebrane w całość, sprzyjały naszym zamiarom, są cokolwiek od nas mało zależne. A jeśli nawet mamy na to wpływ, to jaki? Albo, czy takiego wpływu oczekujemy …

myślę że jestem, że dzisiaj muszę

w myśleniu cały mam interes

na nikim tego nie wymuszę,

nikomu też nie wbiję w ciemię

muszę to sprawdzić, nie wiem czy myśli

mają dziś prawa, kiedy lewa

budują prawa podstawowe,

czy tylko urągają nieba

myśli, zbierają swoje żniwa

a rozpierzchnięte grają swoje

teksty, jak panna urodziwa

wiersze, na miarę, ustawione

i tylko brak mi w tym muzyki

Chopin przechylił czar romantyki.

Ciąg dalszy nastąpi.

Marcisz Bielski, USA 11/05/2023