Projektując jakieś rozwiązanie (wszystko jedno podatek, budowa nieruchomości, eksploatacja ruchomości, etc.), zakładamy, że czynniki które musimy uwzględnić, zachowują się „tak jak oczekujemy”, a także, że uwzględniliśmy wszystkie najważniejsze, mające największy wpływ na nasze decyzje (np. >1% kosztów). Ci, którym przyszło wyznaczać prawo (i jego granice), zakładają także, że w warstwie „wykonania ustaleń prawa”, sprawują nad zagadnieniem w całości, powierzaną ich pieczy władzę.
Jak uczy doświadczenie, świat jest bardziej skomplikowany. Wg oficjalnych danych, straty Polski na przykład, w zakresie ściągania podatku VAT, w latach 2007-2015 wyniosły przeszło 200 mld ówczesnych zł. Tę gigantyczną operację kradzieży, (w państwie nie tylko należącym do UE ale również demokratycznym) nazwano „nieszczelnością systemu”. Eufemizm, służący przecież do wykręcania się z przestępstwa, tj. sprawców bezpośrednich oraz impotencji sprawujących władzę nad systemem. Ściganie sprawców objęło częściowo tych, którzy wykonali kradzież, natomiast kontrolujący z ramienia państwa system nadzoru, który okazał się niewystarczający (głównie przez zaniechanie rutynowych czynności księgowych i kontroli), nie podlegają żadnej procedurze. Czytaj nie ponieśli żadnych !!! konsekwencji. Nie jest to zjawisko odosobnione na świecie, wręcz przeciwnie, jest to eksploatowane w sposób przekraczający wyobraźnię zwykłego obywatela.
W omawianym przypadku, kiedy kapitały opuściły kraj generujący wymienione kwoty, pieniądze osiadły na kontach w bankach zagranicznych. Część poddano praniu, część „zainwestowano” (a przecież ciekawe w co), nikt nigdzie nie opublikował danych o tym, kto jest ostatecznym posiadaczem owych pieniędzy. Czy podatnika, zwykłego obywatela, też to nie obchodzi?
O tym kogo to nie obchodzi w sensie upubliczniania danych, mowa już była.
W ten sposób, chcemy czy nie, dotarliśmy do praworządności.
Aby się jakoś odnaleźć w środowisku państw praworządnych, spróbujmy się oglądnąć na jej leaderów, doświadczonych koryfeuszy, ostoi wręcz demokracji, jej zasad i prawnej kultury.
-
Powołanie Unii Europejskiej wg. modelu z lat jej początków, co legło następnie u podstaw przyłączenia się innych podmiotów prawa międzynarodowego (mowa o Traktatach Unijnych), we współczesnej formie i modelu funkcjonowania „tego porządku w realu”, nie ma już żadnego odniesienia. Ergo: powołano do istnienia ciało o charakterze nieokreślonym inaczej jak „towarzystwo wzajemnej adoracji indoktrynacji” po to, aby zdumionym uczestnikom w którymś historycznie dogodnym momencie oświadczyć, że ich suwerenność należy do przeszłości, pomimo nie przeprowadzenia wobec zdumionych, jakiejkolwiek operacji wojennej (nawet hybrydowej). Tak działa demokracja w realu. Większość uczestników przecież tego chce. Ci, którzy tego nie chcą mogą naprawdę … hm, bardzo niewiele.
No niech spróbują się wypisać, no niech spróbują. Żaden z potencjalnych podmiotów, nie reprezentuje siły Wielkiej Brytanii, przy czym i w tym przypadku istnieje szereg zastrzeżeń, nieporozumień, zawahań, przekrętów i nie wiadomo jeszcze czego, gdy tymczasem wszyscy wiedzą, że to sprawa kasy. Kasy co do której stara Brytania zorientowana w sprawie od zarania dziejów, nie zamierza się dzielić w sposób, na który wpływ ma mieć ktoś zupełnie nie tylko inaczej myślący ale także mający inne zapatrywania na ideały. Okazuje się dodatkowo, że także konstrukcja gospodarcza molocha, budzi głębokie emocje, znaki zapytania oraz notuje zaskakująco pikującą tendencję spadku GDP. Pytanie przeciętnego „unionisty” po co mi to, jest oczywiście niepoprawne oraz niekompetentne.
-
Praworządność jako przestrzeganie prawa, w sposób uproszczony wprawdzie, ale w sposób obiegowy demonstruje czym to jest. W tej sytuacji, każdy jako tako pojętny obywatel Unii Europejskiej zadaje sobie prostackie pytania:
-
czy państwa założyciele Unii, jej główna siła sprawcza i napędowa, chcą przestrzegać praw, takich jakie legły u podstaw jej założenia, czy raczej chcą teraz innych praw, które narzucą pozostałym (czy tego kto chce, czy nie)
-
czy rozlokowywanie tak zwanych uchodźców, do państw, które takich „potrzeb” nie wykazują, jest zgodne z prawem czy zgodne z widzimisię głównych rozgrywających
-
leaderzy niemieccy należą do czołówki dbających o praworządność; Republika Federalna, niedawno spłaciła raty kontrybucji nałożonej na Niemcy po przegranej w Pierwszej Wojnie Światowej, a nawet odszkodowania za mordowanie obywateli Namibii przeszło sto lat temu w innej wojnie ludobójczej. Ta sama Republika Federalna, ma trudności w przypomnieniu sobie rozmiarów ludobójczych działań w Polsce i w Grecji, w latach 1939-1945. Tego rodzaju niepamięć „Naszych Ojców, Naszych Matek” bardzo dobrze służy współczesnym niezwykle praworządnym Niemcom. Dla tych, dla których historia III-ciej Rzeszy jest bliżej znana, jest to li tylko realizacja jej własnej doktryny prawa. „Wszystko w Państwie, wszystko dla Państwa, nic poza nim”. Liczy się tylko interes Rzeszy.
Dla tych z kolei, którzy nie są zainteresowani czymkolwiek, nawet IV Rzesza, albo Unia Europejska pod właściwym przywództwem, jawi się „bełkotem zwanym pożądaniem”. Tyle, że, występowanie w ich imieniu pod sztandarami praworządności, budzi jedynie grozę, znaną z „fenomenu kryształowej Nocy”. Ciekawi mnie, jak nazwą jej wersję współczesną? Pewnie odbędzie się to pod hasłem Allach Akbar. To taka historyczna zmiana warty w oprawie propagandowej jedynie.
-
W Republice Federalnej roszady i przetasowania pomiędzy bossami partyjnymi, posłami do Bundestagu, burmistrzami czy sędziami sądów powszechnych, nie są nie tylko czymś nieznanym ale wręcz przeciwnie, odbywają się z regularnością stosowną do aktualnych potrzeb. Media nie zajmują się tego typu detalami. Za to, wszyscy uczestnicy takich targów, to złotouści oratorzy praworządności, której nigdzie indziej nie uświadczysz. Pozostałość III-ciej Rzeszy – pcha mi się pytanie? Ależ panie, co panu chodzi po głowie? Pan nie wie o czym rozprawia.
-
W 1990 roku Polska i RFN podpisały układ o – jak mniemam – dobrym sąsiedztwie. Dokładnej nazwy nie zapamiętałem. W rozumieniu prymitywnym, powinno być coś w takim traktacie, o tym, jak przebiegają granice między państwami albo, że te granice są wyznaczone, znane i uznane. Tymczasem konstytucja Niemiec (!) obowiązująca dzisiaj (pochodzi z roku 1937), określa granice RFN, tak jak przebiegały one w sierpniu 1939. Republika Federalna Niemiec, to państwo praworządne, dające przykład stosowania i postrzegania prawa innym, mniej utytułowanym członkom Unii Europejskiej. Fanaberie typu co innego w konstytucji, co innego w deklaracji ważnych przedstawicieli społeczności Niemiec, na stosie historycznych dokonań Niemiec, nie mogą być przedmiotem nieuprawnionych dywagacji. Jeżeli konstytucja Niemiec, wyznaczy granice państwa w Lizbonie lub na Uralu, nic ci gryzipiórko do tego. „Ruki pa szwam” und „marschieren nach Osten”. Keine Questionen und keine Gedanke. A jeśli trzeba to: „Got mit uns”.
Leaderzy Niemiec i ich zausznicy, po prawie 80 ciu latach po zakończeniu II-giej Wojny Światowej, którą sami wywołali, mogliby w końcu zauważyć, że III-cia Rzesza zakończyła swój żenujący żywot dość dawno temu, sromotnie pokonana, a w praworządnym państwie Niemiec, nastąpił całkowity rozbrat z jej protoplastą. Republika Federalna nie dziedziczy praw nazistowskich a nie tylko ich symboliki. Nie kultywuje jej doktryny aryjskiego panowania nad światem nie tylko werbalnie. Denazyfikacja Nazistowskich Niemiec, nastąpiła rzeczywiście i nieodwołalnie, a nie deklaratywnie jedynie. W ten sposób rozumieli denazyfikację Niemiec alianci. I w ten sam sposób rozumieją pouczani przez Niemcy o praworządności, mieszkańcy Europy.
Pytanie czy Niemcy w ten sam sposób rozumieją i rozumują dzisiaj o swojej roli w Europie i na Świecie, jest być może zuchwałe, bo dotyczy spraw wewnętrznych Republiki. Jak w takim razie rozumieć mieszanie się praworządnych Niemiec w wewnętrzne sprawy innych krajów (np. Polski, Węgier). Przy czym zawirowania polityki Niemiec wobec innych krajów, mają wyłącznie kontekst niemieckiego interesu a nie interesu krajów, którym Niemcy udzielają swoich napomnień oraz złotych porad.
Praworządność – ależ tak, oczywiście. Tylko tak, jak my Niemcy to sobie wyobrażamy. Jak nam, Niemcom jest to akurat potrzebne. Na danym historycznym etapie. Przecież Prawo, ma służyć państwu.
mówili mi dziadek, mówiła matusia
na Niemca uważaj, tego tam nie ruszaj
to ichniejsze plemię, to gangi nadludzi
tylko się natrudzisz, tylko się ubrudzisz
więc nie próbuj po niemiecku
zrób po polsku, pokaż dziecku
że to nasze jest na wierzchu.
Na wirsycku, hej na równym
trzasnął juhas szkopa – trudnym.
Marcisz Bielski GH/ USA 10/19/2023