Wiem, oryginalny tytuł Bunuel’a był inny. Zawsze jednak przychodzi mi na myśl, że jego autor chciał go nazwać: „Dyskretny Urok Demokracji”. Wyszło tak, jak to znamy ale intencje jakie mamy to jedno a wrażenie, to coś jeszcze innego.
W 2000 roku, wybory prezydenckie (plus do kongresu) odbyły się w trybie Amerykanom raczej mało znanym. Jeden z kandydatów, jak twierdzi oponent, nie wychodził z basement’u (piwnica), skąd prowadził kampanię wyborczą. Oponent chciał przez to powiedzieć, że w taki sposób, w Ameryce nie dociera się do wyborców. Sam oponent jeździł po kraju, wiecował i zagrzewał głównie swoich zwolenników. Z punktu widzenia marketingu politycznego, tego rodzaju kampania powinna dawać zwycięstwo w cuglach.
Do dziś nie wiemy co się stało poza główną sceną, oprócz tego, że amerykański marketing totalnie zawiódł swojego klienta, jego zwolenników w USA i na świecie, a także wywołał liczne daleko idące zmiany, odczuwalne głównie w domowych budżetach ale także u drobniejszych przedsiębiorstwach. Ucieczka do przodu, tj. uzbrajanie Ukrainy, dały wprawdzie zamierzony rezultat ale trwający zbyt krótko. Czas, jak zwykle dokonuje erozji każdej decyzji, bez względu na imponderabilia, a może właśnie ze względu na niektóre.
Bardzo inteligentny, dobrze uzbrojony w argumenty merytoryczne, wygadany, obyty i doświadczony senator, przestał właśnie pełnić funkcję speakera i to głosami nie tylko członków partii opozycyjnej ale i głosami kolegów partyjnych. Inne propozycje także napotkały problemy z przyczyn politycznych. A ostatnio inny inteligentny, doświadczony etc. także napotkał szklany sufit.
Co jest charakterystyczne to fakt zamieszania wokół sprawy, dosyć właściwie rutynowej. Ponieważ w tle, pojawia się nie tylko stabilność rządów ale także kontynuacja wydatków budżetowych, przejaśnienie horyzontu, staje się bardziej czytelne. Zwłaszcza kiedy ociera się o różnego rodzaju nieudokumentowane jeszcze publicznie elukubracje, związane z korupcją na – Ukrainie. Wprawdzie rząd USA za pośrednictwem Departamentu Stanu zwrócił się do rządu Ukrainy z wielopunktowym planem „uszczelnienia systemu” w określonym terminie, walki z korupcją etc., domniemywać można, że sprawy związane z tematem, nabrały tempa.
Można także zauważyć, że korupcja o której mowa, była już przedmiotem kongresowego postępowania w obliczu jednego z impeachmentów byłego prezydenta Trumpa. Pikanterii zamieszaniu dodaje fakt, że sam prezydent, zajmował postawę zdecydowanie antykorupcyjną, pomimo sprzyjania Ukrainie w innych kwestiach.
Bez względu na to, czego dotyka polityka lub to co komuś wydaje się, że do niej należy, wygenerowany przy tym hałas, zamieszanie, pomówienie, oraz kto wie co jeszcze, ma takie rozmiary, że można się zastanawiać co tu właściwie ma większe znaczenie: wiadomość że oto tam korupcja czy raczej hałas wokół tejże. Zjawisko to nie ogranicza się do USA, równie dobrze można je odnaleźć bez trudu w warunkach Polski.
W ostatniej batalii wyborczej w Polsce, pojawiły się tematy, które warto wskazać. Nie wymienię wszystkich, bo nie tym rzecz. Wystarczy kilka przykładów:
-
PIS jest zły – nigdy nie dowiedziałem się od żadnego korespondenta na czym owo zło polega; jedyne co usłyszałem to, że wszystko co robi jest złe, za to bardzo głośno
-
panuje korupcja – nawet nie usiłuję dowiedzieć się, kto za to już odpowiada przed sądem
-
PiS kradnie – tylko nie wiem nic na temat aresztowanych za kradzież
-
PiS to nepotyzm, wzajemne poplecznictwo – (nie słyszałem o sprawnych rządach ugrupowania, gdzie każdy jego członek ma inne zdanie albo nie chce głosować, tak jak wymaga tego ugrupowanie)
-
PiS rozdaje biednym pieniądze – pewnie tak, ale i tak nie kupuje tym głosów (a zatem w innym zgoła celu)
-
PiS przedstawia plan wyborczy – dzisiaj, tydzień po wyborach, wiem że uczyniono to zupełnie niepotrzebnie; opozycja poszła bez planu i osiągnęła świetny rezultat wprowadzenia w zamieszanie a także w błąd dużą liczbę wyborców (oraz wprowadziła znaczną liczbę cwaniaków do sejmu, gdzie za nic nierobienie otrzymają smakowite apanaże)
-
opozycja chce usunąć ten rząd – każdy normalny chciałby wiedzieć po co? Ale kto twierdzi, że tutaj coś jest normalne albo że ktoś tu myśli a konfitury są słodkie
-
opozycja twierdzi, że referendum trzeba powiedzieć nie – pewnie że w kraju, gdzie wolno każdemu powiedzieć cokolwiek, ja nie powiem, że „na złość mamie odmrożę uszy”; nie tylko dlatego, że na złość mamie niczego nie zrobię ale także dlatego, że to jakby niezręcznie, prawić takie dyrdymały; zwłaszcza tak głośno
-
temat skała: zadłużenie kraju – dyskusja o ratingu Moody lub wiarygodności kredytowej, z kimś, kto ma blade pojęcie o obrotach, pieniądzu, udziałach, kredytach etc. ma sens tylko wtedy, kiedy opowiadanie ma na celu wzbudzenie emocji; wszystko jedno jakich – zresztą. Na szczęście dla Polski, jedynym organem, który dokonuje spłaty zadłużenia lub zaciąga kredyt jest w imieniu Polskiego rządu, instytucja NPB. W żadnej dyskusji w kampanii wyborczej w Polsce w której pada hasło „zadłużenie kraju”, sprawozdawca zalotów, kimkolwiek jest, nie porusza aparatu długu lub jego parametrów. Im głośniej kadzi, tym mniej argumentuje merytorycznie, czyli na temat, a zatem o zadłużeniu i co w związku z tym.
Reasumując, lata 10-te i 20-te 21 wieku na świecie, w czasie realizacji kampanii publicznej, charakteryzuje podejście następujące:
-
im większa ignorancja aktorów kampanii, tym wyższe notowania
-
im większa bezczelność (arogancja) wypowiedzi – tym większe „zainteresowanie”
-
im większe wzbudza kontrowersje – tym większe szanse na rozpowszechnienie
-
sens wypowiedzi nie ma znaczenia a brak sensu budzi rozbawienie – rób tak
-
jeżeli wypowiedź, sprowokuje oponenta do zabrania głosu, efekt liczy się podwójnie
-
im większy hałas wywoła oświadczenie, tym lepiej dla kandydata.
Liczy się hałas, zamieszanie
niezrozumienie ciągłej przeczy
i rozbawienie zniewolonych
bazgry na ścianie, wielkie rzeczy.
W starym Rzymie (gdzie skądinąd konia, ktoś uczynił być senatorem) wołano: „chleba i igrzysk” – „panem at circenses”. Czegóż chcieć więcej.
Marcisz Bielski GH/USA 10/22/2023