
J.D. VANCE
Amerykański polityk, członek Partii Republikańskiej, senator Stanów Zjednoczonych z Ohio. Kandydat Partii Republikańskiej na wiceprezydenta USA w wyborach 2024 roku.
Ryc. Fabien Clairefond
Europa musi odegrać większą rolę w kształtowaniu swojej przyszłości
Ale pozwólcie, że zadam Wam jedno pytanie: jak możecie w ogóle zacząć rozważać kwestie budżetowe, jeśli nie mamy jasności co do tego, czego tak naprawdę bronimy? Głęboko wierzę, że nie może być mowy o bezpieczeństwie, jeśli boicie się głosów, opinii i sumienia własnych obywateli – mówił podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa J.D. VANCE
Jedną z kwestii, o których ch dzisiaj mówić, są oczywiście nasze wspólne wartości. Wspaniale jest ponownie być w Niemczech. Byłem tutaj w zeszłym roku jako senator Stanów Zjednoczonych. Spotkałem się dzisiaj z ministrem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Davidem Lammym i żartowaliśmy, że obaj w zeszłym roku pełniliśmy inne funkcje niż dzisiaj. Ale teraz nadszedł czas dla nas wszystkich, którzy szczęśliwie otrzymali od swoich obywateli władzę, aby wykorzystywać ją w sposób mądry oraz prowadzący do poprawy jakości życia naszych społeczeństw.
Będąc tutaj przez ostatnie 24 godziny, miałem to szczęście, że mogłem spędzić trochę czasu poza konferencją. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak gościnni są tutaj ludzie, nawet jeśli oczywiście wciąż są wstrząśnięci wczorajszym okropnym atakiem. Pierwszy raz byłem w Monachium z moją żoną, która jest ze mną dzisiaj w ramach swojej prywatnej podróży, i od tamtego czasu jestem zakochany w tym mieście. Jesteśmy bardzo poruszeni wczorajszym atakiem. Nasze myśli i modlitwy są z Monachium i wszystkimi dotkniętymi złem, jakie tu nastąpiło. Myślimy o Was, modlimy się za Was i z pewnością będziemy z Wami myślą w nadchodzących dniach i tygodniach.
Zebraliśmy się na tej konferencji, aby mówić o bezpieczeństwie i zagrożeniach zewnętrznych. Widzę tu dziś wielu wspaniałych dowódców wojskowych. Ale chociaż administracja prezydenta Trumpa jest bardzo zaniepokojona bezpieczeństwem europejskim i wierzy, że możemy dojść do rozsądnego porozumienia między Rosją a Ukrainą, to uważamy również, że w nadchodzących latach ważne jest to, aby Europa zintensyfikowała działania w celu wzmocnienia swoich zdolności obronnych.
Zagrożeniem, które budzi mój największy niepokój w odniesieniu do Europy, nie jest Rosja, nie są Chiny ani nie jest żaden inny zewnętrzny gracz. Najbardziej obawiam się zagrożenia wewnętrznego – odwrotu Europy od jej fundamentalnych wartości, które dzieli ona ze Stanami Zjednoczonymi. Uderzyło mnie, gdy były europejski komisarz niedawno wystąpił w telewizji i z wyraźnym zadowoleniem mówił o tym, że w Rumunii unieważniono wybory.
Ostrzegł, że jeśli sprawy nie potoczą się zgodnie z planem, dokładnie to samo może wydarzyć się w Niemczech. Takie beztroskie wypowiedzi są szokujące. Przez lata słyszeliśmy, że wszystko, co finansujemy i wspieramy, robimy w imię wspólnych wartości demokratycznych. Mówiono, że wszystko, od naszej polityki wobec Ukrainy po cenzurę cyfrową, jest obroną demokracji. Jednak gdy widzimy, jak europejskie sądy unieważniają wybory, a wysokiej rangi urzędnicy grożą unieważnieniem kolejnych, musimy zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście stosujemy wobec siebie odpowiednio wysokie standardy. I mówię „o nas”, ponieważ głęboko wierzę, że gramy w jednej drużynie.
Musimy robić więcej, niż tylko mówić o wartościach demokratycznych. Musimy nimi żyć – i to teraz. W żywej pamięci wielu z Was zimna wojna ustawiła obrońców demokracji naprzeciw tyrańskich sił na tym kontynencie. Pomyślcie, po której stronie stały reżimy, które cenzurowały dysydentów, zamykały kościoły i unieważniały wybory. Czy były po stronie dobra? Z pewnością nie i, dzięki Bogu, przegrały. Przegrały zimną wojnę, bo nie ceniły ani nie szanowały niezwykłych darów wolności – wolności do zaskakiwania, popełniania błędów, tworzenia, budowania.
Okazuje się, że nie da się nakazać innowacyjności ani kreatywności – dokładnie tak samo, jak nie można zmusić ludzi do myślenia, odczuwania czy wiary w coś określonego. Wierzymy, że te kwestie są ze sobą głęboko powiązane. Niestety, patrząc na dzisiejszą Europę, czasem trudno powiedzieć, co stało się z niektórymi zwycięzcami zimnej wojny. Spoglądam pod tym kątem na Brukselę, gdzie komisarz Komisji Europejskiej ostrzegł obywateli, że Unia Europejska zamierza wyłączać media społecznościowe w czasach niepokojów społecznych.
Patrzę pod tym kątem na Niemcy, gdzie policja przeprowadzała naloty na obywateli podejrzanych o publikowanie rzekomo antyfeministycznych komentarzy w internecie w ramach „dnia działań przeciwko mizoginii w sieci”. Spoglądam na Szwecję, gdzie dwa tygodnie temu skazano chrześcijańskiego aktywistę za udział w paleniu Koranu, podobne wydarzenie doprowadziło do zamordowania innego takiego aktywisty. Co więcej, sędzia w tej sprawie chłodno zauważył, że szwedzkie przepisy, które rzekomo mają chronić wolność słowa, w rzeczywistości nie pozwalają na „mówienie lub robienie czegokolwiek, co mogłoby obrazić grupę wyznającą dane przekonania”. I co być może najbardziej niepokojące, spoglądam pod tym kątem na naszych przyjaciół w Wielkiej Brytanii, gdzie odwrót od prawa do wolności sumienia stawia podstawowe swobody Brytyjczyków, zwłaszcza religijne, w centrum ataku.
Nieco ponad dwa lata temu w Wielkiej Brytanii oskarżono Adama Smitha Connora, 51-letniego fizjoterapeutę i weterana wojskowego, o „ohydne przestępstwo” stania 50 metrów od kliniki aborcyjnej i cichej modlitwy za trzy osoby – nie przeszkadzał nikomu, nie wchodził z nikim w interakcję, po prostu cicho się modlił. Po tym, jak brytyjskie organy ścigania zauważyły go i zażądały informacji, w jakiej intencji się modli, Adam odpowiedział, że modli się za nienarodzonego syna, którego on i jego była dziewczyna usunęli lata wcześniej. Policjanci nie okazali współczucia. Adam został uznany za winnego złamania nowego prawa o strefach buforowych, które kryminalizuje cichą modlitwę i inne działania mogące wpłynąć na decyzję osoby znajdującej się w promieniu 200 metrów od kliniki aborcyjnej. W konsekwencji został skazany na pokrycie kosztów sądowych, liczonych w tysiącach funtów.
Chciałbym móc powiedzieć, że to był jednorazowy przypadek – absurdalny przykład źle napisanego prawa wykorzystanego przeciwko jednej osobie. Ale niestety tak nie jest. Zaledwie kilka miesięcy temu, w październiku 2024 roku, szkocki rząd zaczął rozsyłać listy do obywateli mieszkających w tzw. strefach bezpiecznego dostępu, ostrzegając ich, że nawet prywatna modlitwa we własnym domu może zostać uznana za złamanie prawa. Rząd oczywiście zachęcał odbiorców listów do zgłaszania każdego współobywatela podejrzanego o „przestępstwo myślozbrodni”. Obawiam się, że w Wielkiej Brytanii i w całej Europie wolność słowa jest w odwrocie.
W imię uczciwości, moi Przyjaciele, ale także w imię prawdy przyznaję, że czasem najdonośniejsze głosy nawołujące do cenzury nie pochodziły z Europy, lecz z mojego własnego kraju. To właśnie poprzednia administracja naciskała i zastraszała firmy technologiczne, by cenzurowały tzw. „dezinformację” – jak choćby teorię, że koronawirus najprawdopodobniej wyciekł z laboratorium w Chinach. Nasz własny rząd zachęcał prywatne firmy do uciszania ludzi za mówienie tego, co okazało się oczywistą prawdą.
Dlatego przychodzę tu dziś nie tylko z obserwacją, ale i z propozycją. Tak jak administracja Bidena desperacko próbowała uciszać ludzi za wyrażanie swoich opinii, tak administracja prezydenta Trumpa zrobi dokładnie odwrotnie – i mam nadzieję, że możemy w tej kwestii współpracować. W Waszyngtonie pojawił się nowy szeryf, Donald Trump, i pod jego przywództwem możemy się nie zgadzać z Waszymi poglądami, ale będziemy walczyć o Wasze prawo do wyrażania ich w przestrzeni publicznej – niezależnie od tego, czy się z nimi zgadzamy, czy nie.
Oczywiście sytuacja zaszła już tak daleko, że w grudniu Rumunia po prostu unieważniła wyniki wyborów prezydenckich na podstawie słabych podejrzeń wywiadu i ogromnej presji ze strony sąsiadów z kontynentu. Jak rozumiem, argumentem przemawiającym za tą decyzją miało być to, że na wybory w Rumunii rzekomo wpłynęła rosyjska dezinformacja. Ale pozwólcie, że poproszę Was o przyjęcie innej perspektywy.
Możecie uważać, że Rosja nie powinna kupować reklam w mediach społecznościowych, by wpływać na Wasze wybory – my również tak uważamy. Możecie to potępiać na arenie międzynarodowej, ale jeśli kilka setek dolarów wydanych na reklamy cyfrowe z zagranicy jest w stanie „zniszczyć” Waszą demokrację, to znaczy, że nigdy nie była ona zbyt silna.
Sądzę jednak, że Wasze demokracje są znacznie mniej kruche, niż się wielu wydaje. I naprawdę wierzę, że umożliwienie obywatelom swobodnego wyrażania swoich poglądów jeszcze bardziej je umocni. To prowadzi nas z powrotem do Monachium, gdzie organizatorzy tej konferencji zakazali udziału w niej parlamentarzystom reprezentującym partie populistyczne – zarówno lewicowe, jak i prawicowe. Nie musimy się zgadzać ze wszystkim, co mówią te osoby, a nawet z niczym, ale jeśli politycy reprezentują znaczną część społeczeństwa, naszym obowiązkiem jest przynajmniej podjąć z nimi dialog.
Z perspektywy po drugiej stronie Atlantyku wygląda to coraz bardziej jak działania starych, ugruntowanych grup interesu, które chowają się za przestarzałymi hasłami o „dezinformacji” i „mowie nienawiści”, pochodzącymi rodem z sowieckiej propagandy. Posługują się oni nimi tylko dlatego, że nie podoba im się myśl, że ktoś mógłby przedstawić inną opinię, zagłosować inaczej lub, nie daj Boże, nawet wygrać wybory.
To jest konferencja bezpieczeństwa, zatem jestem pewien, że wszyscy przyjechaliście tu przygotowani do dyskusji o zwiększaniu wydatków na obronność w nadchodzących latach. I bardzo dobrze, bo jak jasno zaznaczył prezydent Donald Trump, Europa musi odegrać większą rolę w kształtowaniu swojej własnej przyszłości. Nie bez przyczyny często słyszycie o „dzieleniu się ciężarem” – uważamy, że to kluczowy element naszego sojuszu. Europa musi zrobić krok naprzód, podczas gdy Ameryka skupi się na obszarach świata, gdzie niebezpieczeństwo jest największe. Ale pozwólcie, że zadam Wam jedno pytanie: jak możecie w ogóle zacząć rozważać kwestie budżetowe, jeśli nie mamy jasności co do tego, czego tak naprawdę bronimy?
W trakcie rozmów, jakie tutaj odbyłem, a były to naprawdę liczne i wartościowe dyskusje, wielokrotnie słyszałam o tym, przed czym musicie się bronić. Oczywiście, to bardzo ważne. Ale tym, co wydaje się mniej jasne – zarówno dla mnie, jak i zapewne dla wielu obywateli Europy – jest pytanie: czego dokładnie bronicie i z jakiego powodu? Jaka jest ta pozytywna wizja, która powinna ożywiać nasz wspólny pakt bezpieczeństwa, którego wszyscy tak bronimy? Głęboko wierzę, że nie może być mowy o bezpieczeństwie, jeśli boicie się głosów, opinii i sumienia własnych obywateli.
Europa stoi przed wieloma wyzwaniami, ale kryzys, jaki dziś trawi ten kontynent, jest kryzysem, który sami stworzyliśmy. Ten kryzys obejmuje zresztą cały zachodni świat. Jeśli jako liderzy uciekacie przed własnymi wyborcami, to nie ma niczego, co Ameryka mogłaby dla Was zrobić. Tak samo, jak i Wy nie możecie nic zrobić dla amerykańskich obywateli, którzy wybrali mnie i prezydenta Trumpa. Aby dokonać czegokolwiek wartościowego w nadchodzących latach, potrzebujecie demokratycznego mandatu. Czy naprawdę niczego się nie nauczyliśmy? Słabe mandaty społeczne prowadzą do niestabilnych rządów. Silne mandaty pozwalają osiągnąć niezwykłe rzeczy i wierzę, że można te mandaty zdobyć poprzez większą otwartość na głos obywateli.
Jeśli Europa chce cieszyć się konkurencyjną gospodarką, przystępnymi cenami energii i bezpiecznymi łańcuchami dostaw, to musi zdobyć legitymację do rządzenia, ponieważ konieczne będą trudne decyzje. W Ameryce doskonale to rozumiemy.
Nie można zdobyć demokratycznego mandatu poprzez cenzurowanie przeciwników politycznych czy wtrącanie ich do więzienia – niezależnie od tego, czy mówimy o liderze opozycji, zwykłej chrześcijance modlącej się w domu czy dziennikarzu próbującym relacjonować wydarzenia. Nie można go też zdobyć poprzez ignorowanie woli własnych obywateli w fundamentalnych kwestiach, takich jak to, kto ma prawo być częścią naszego wspólnego społeczeństwa.
A spośród wszystkich wyzwań, przed jakimi dziś stoimy, nie ma poważniejszej kwestii niż masowa imigracja. Dziś prawie co piąty mieszkaniec Niemiec pochodzi z zagranicy, co stanowi historyczny rekord. Podobne statystyki widzimy w Stanach Zjednoczonych, gdzie również mamy do czynienia z imigracją na rekordowym poziomie. Liczba imigrantów, którzy przybyli do Europy, podwoiła się między 2021 a 2022 rokiem, a od tego czasu wzrosła jeszcze bardziej. Ale ten kryzys nie pojawił się znikąd. Jest rezultatem świadomych decyzji podejmowanych przez polityków w całej Europie i na całym świecie na przestrzeni ostatniej dekady.
Widzieliśmy tragiczne skutki tych decyzji zaledwie wczoraj właśnie w tym mieście. I nie mogę o tym mówić, nie myśląc o ofiarach – ludziach, którzy chcieli po prostu spędzić piękny zimowy dzień w Monachium, lecz ich życie zostało brutalnie przerwane. Nasze myśli i modlitwy są i pozostaną z nimi. Ale musimy sobie zadać pytanie: dlaczego to się w ogóle wydarzyło? To przerażająca historia, ale słyszeliśmy ją już zbyt wiele razy zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Zbyt często widzimy ten sam schemat: azylant, którym najczęściej jest młody, dobrze znany policji mężczyzna w wieku dwudziestu kilku lat, wjeżdża samochodem w tłum przypadkowych ludzi i niszczy życie całej społeczności. Ile razy jeszcze będziemy musieli przez to przechodzić?
Ile razy musimy cierpieć przez te przerażające wydarzenia, zanim zmienimy kurs i poprowadzimy naszą wspólną cywilizację w nowym kierunku? Żaden wyborca na tym kontynencie nie poszedł do urn wyborczych, by otworzyć drzwi dla milionów niezweryfikowanych imigrantów. Ale wiecie, za czym naprawdę głosowali obywatele w Anglii? Głosowali za brexitem. Bez względu na to, czy się z tym zgadzamy, czy nie, głosowali za tym. Tymczasem obecnie coraz więcej ludzi w Europie wybiera politycznych liderów, którzy obiecują zakończyć niekontrolowaną migrację.
Tak się składa, że zgadzam się z wieloma z tych obaw, ale nie musicie podzielać mojego zdania. Po prostu myślę, że ludzie dbają o swoje domy, dbają o swoje marzenia, o
bezpieczeństwo oraz o zdolność do zapewnienia sobie i swoim dzieciom przyszłości. Ludzie są mądrzy – to jedna z najważniejszych rzeczy, jakich nauczyłem się w mojej krótkiej karierze politycznej. Wbrew temu, co możecie usłyszeć w Davos, obywatele naszych krajów nie myślą o sobie jako o edukowanych zwierzętach czy wymiennych trybach w globalnej gospodarce. Nie dziwi mnie więc, że nie chcą być przesuwani z miejsca na miejsce ani lekceważeni przez swoich liderów.
Demokracja ma na celu rozstrzyganie tych wielkich pytań przy urnach wyborczych. Uważam, że odrzucanie ludzi, lekceważenie ich obaw lub co gorsza, zamykanie mediów, unieważnianie wyborów, wykluczanie ludzi z procesu politycznego nie prowadzi do niczego dobrego ani nie chroni demokracji. Jest dokładnie przeciwnie – takie działania gwarantują zniszczenie demokracji. Zabieranie głosu i wyrażanie opinii nie jest ingerencją w wybory, nawet jeśli swoje poglądy wyraża ktoś spoza naszego kraju i jest bardzo wpływowy.
Zaufajcie w to. Mogę powiedzieć żartobliwie: jeśli amerykańska demokracja przetrwała 10 lat skarg Grety Thunberg, to i Wy przetrwacie kilka miesięcy Elona Muska. Natomiast tym, co faktycznie może zniszczyć demokrację – niemiecką, amerykańską czy europejską – jest mówienie milionom wyborców, że ich myśli, obawy, aspiracje czy prośby o ulgę są nieważne i że nie zasługują na uwzględnienie. Demokracja opiera się na świętej zasadzie, że głos ludzi ma znaczenie. Nie ma miejsca na żadne zapory. Albo w pełni szanujemy tę zasadę, albo ona nie obowiązuje wcale.
Europejczycy, Wasz głos ma znaczenie, a europejscy przywódcy mają wybór. Jestem głęboko przekonany, że nie musimy bać się przyszłości. Europejscy liderzy powinni przyjąć to, co mówi lud, nawet jeśli jest to zaskakujące, nawet jeśli się z tym nie zgadzają. Jeśli to zrobicie, możecie patrzeć w przyszłość z pewnością i wiarą, wiedząc, że naród stoi za każdym z Was. Według mnie właśnie w tym tkwi siła demokracji. Nie tkwi ona w kamiennych budowlach czy pięknych hotelach, nie znajdziemy jej też w wielkich instytucjach, które zbudowaliśmy wspólnie jako demokratyczne społeczeństwa. Wierzyć w demokrację oznacza rozumieć, że każdy obywatel jest mądry i ma głos. Jeśli odrzucimy ten głos, nawet nasze najbardziej wytężone walki nie przyniosą żadnych wielkich korzyści.
Jak powiedział papież Jan Paweł II, jeden z największych orędowników demokracji na tym kontynencie i na całym świecie: „Nie lękajcie się”. Nie powinniśmy bać się naszych obywateli, nawet gdy wyrażają poglądy różniące się od tych głoszonych przez ich liderów.
Dziękuję wszystkim, życzę Wam powodzenia. Niech Bóg Was błogosławi.
Tekst wystąpienia w trakcie 61. Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, 14 lutego 2025 r.
https://wszystkoconajwazniejsze.pl/