Pani Barbaro, jak się Pani znalazła w USA?
Zacznę od przeszłości. W mojej rodzinie prawie wszyscy przejawiali mniejsze lub większe talenty artystyczne. Mój ojciec, dziadek i brat umieli rzeźbić i rysować, byli również uzdolnieni muzycznie.
Jestem etnografką z wykształcenia. Ukończyłam Wydział Etnografii na Uniwersytecie Jagielońskim w Krakowie w 1971 roku. Po dyplomie, jak wielu młodych ludzi zapragnęłam podróżować, zobaczyć trochę świata… W tamtych, trudnych, reżimowych czasach nie było to łatwe. Udało mi się jednak wyjechać w lecie podczas wakacji na zaproszenie do Londynu.
W lecie pracowałam tam jako kelnerka i za zarobione pieniądze zwiedziłam również Paryż. Byłam wtedy bardzo młoda i spragniona świata. Fascynowała mnie kultura innych narodów ( polską piękną kulturę i tradycje znałam już dość dokładnie). Zwiedziłam wtedy prawie wszystkie muzea w Londynie i w Paryżu. Pozostawiło to na zawsze duży ślad w moim umyśle i w mojej duszy.
Po zakończeniu sezonu letniego miałam zamiar wrócić do Polski i podjąć prace jako dyplomowany etnograf w moim ukochanym Sanoku, gdzie za staraniem dyrektora Aleksandra Rybickiego powstało Muzeum Etnograficzne, w którym miałam szansę pracować i odbywać praktyki podczas studiów. Stało się jednak inaczej….. Pewnego wieczoru do londyńskiej kafejki, gdzie jeszcze wtedy pracowałam zawitała grupa amerykańskich dziennikarzy. Jednym z nich był przystojny mężczyzna, który cały wieczór wpatrywał się tylko we mnie, a nawet uwierzył, ze nazywam się Kleopatra, kiedy zniecierpliwiona jego pytaniami podałam mu takie imię.
W taki właśnie sposób poznałam swojego pierwszego męża, Davida Dietza, który uparł się, że ściągnie mnie wkrótce do Stanów Zjednoczonych. Tak się wkrótce stało i przez długie lata mieszkałam z mężem, a później również z dwójką naszych dzieci w East oraz South Hampton na Long Island.
Mój mąż pochodził ze znanej rodziny, a jego ojciec Artur Dietz współpracował w Nowym Jorku z Henry Fordem. Jego syn, David był jednak zupełnie zbuntowany. Dla niego nie liczyły się pieniądze tylko intelekt. Został dziennikarzem, pisał też poezję. Nie chciał nic od swojej rodziny. Do wszystkiego dochodziliśmy sami. David był nieprawdopodobnie dobrym i szczodrym człowiekiem, kochał ludzi i często im bezinteresownie pomagał. Mimo skromnych zasobów byliśmy szczęśliwi. Niestety pewnego dnia David ciężko zachorował i po długiej, strasznej chorobie zmarł.
Zostałam z dwójką dzieci, bez rodziny w obcym dla mnie kraju i byłam początkowo przerażona sytuacja. Na szczęście okazało się, że jego ojciec ustanowił niewielki TRUST, który pomógł mi przeżyć. Poszłam również zaraz do pracy. Byłam dekoratorką wnętrz ( miałam przecież zdolności plastyczne i europejskie doświadczenie ze sztuką i antykami ). Za zarobione pieniądze kupiłam ziemię, na której później udało mi się z dużym trudem wybudować niewielki dom. Sprzedałam go z zyskiem a uzyskane pieniądze zainwestowałam.
W międzyczasie tworzyłam również wzory na tkaninach, które później drukowane były na skalę przemysłową. Moje zainteresowanie sztuką nie gasło. Prze pewien okres miałam również niewielką galerię sztuki w South Hampton.
Niestety galerię musiałam zamknąć, bo była niedochodowa. Nadal zarabiałam dekorowaniem mieszkań. Szyłam również sama zasłony i inne tkaniny dekoracyjne. Poznałam też dużo nowych, dobrych ludzi. Moi znajomi często zapraszali mnie na rożne imprezy kulturalne. Rewanżowałam się przygotowanymi własnoręcznie posiłkami. Byłam znana z dobrej, domowej kuchni i smacznych, zdrowych potraw. Podobno mam również talent kulinarny.
Przez znajomych poznałam w Hampton mojego drugiego i obecnego męża, znanego polskiego tenisistę i pasjonata gry w golfa, Zygmunta zw. „Ziggy” Ziębę. Pobraliśmy się w 1989 roku i jesteśmy szczęśliwą parą aż do tej chwili. Mieszkamy w lecie w West Hampton Beach, a na zimę przyjeżdżamy na Florydę do Boynton Beach. Zygmunt („Ziggy”) do dnia dzisiejszego udziela lekcji gry w tenisa i w golfa. Jest moim mężem, partnerem i bardzo lubi moją kuchnię! Przez całe lata czytałam dużo książek kucharskich, próbowałam sama tworzyć nowe przepisy a zdrowe odżywianie stało się częścią naszego stylu życia.
Opowiedziałam w dużym skrócie prawie cały mój życiorys również dlatego, żeby wyjaśnić dlaczego ceramiką artystyczną dla samej przyjemności tworzenia mogłam zająć się dopiero w późniejszym etapie mojego życia. Cały czas podczas pobytu w USA ciężko pracowałam, wychowałam i wykształciłam prawie sama dwójkę dzieci i dopiero kiedy moje obowiązki stały się z czasem lżejsze a moje życie nabrało stabilizacji w nowym związku, mogłam nareszcie znaleźć czas na własną twórczość artystyczną.
Kiedy pojawiła się fascynacja ceramiką artystyczną?
Jak już wspominałam sezon zimowy spędzamy z mężem na Florydzie. Siedem lat temu jedna z moich tutejszych znajomych zaprosiła mnie do pracowni ceramicznej, która istnieje w miejscu naszego zamieszkania. Pracownia posiada dwa piece do wypalania wyrobów ceramicznych. Pomimo, że nigdy nie miałam do czynienia z tą formą twórczości, szybko zdałam sobie sprawę, że właśnie to chcę robić.
Ceramika stała się moja pasją, moim żywiołem. Z radością spędzam czas w pracowni, gdzie staram się stworzyć każdy nowy wyrób z sercem, tak żeby dał przyjemność nie tylko mnie ale również tym, którzy będą go mieli później w swoim wnętrzu. Cieszy mnie fakt, że mogę stworzyć coś według własnego pomysłu i wyobraźni, że tworzywo, z którego korzystam, glinka ceramiczna, poddaje się mojej wizji i przeistacza w nową ciekawą formę, że można własnymi rękami stworzyć „coś z niczego” i w dodatku sprawić tym przyjemność innym.
Pani Barbaro, skąd Pani czerpie inspirację do tworzenia nowych wyrobów?
Kocham naturę, zachwycają mnie naturalne kolory i odcienie jakie można podziwiać w roślinach i kwiatach. Myślę, że właśnie kwiaty są dla mnie najwdzięczniejszym tematem. Tworzę małe i większe kompozycje zainspirowane motywami roślinnymi. Każdy bukiet jest inny, niepowtarzalny i pełen kolorów. Moja pasja do kwiatów i roślin ma swoje podłoże w dzieciństwie, ponieważ mój tato miał szklarnię pełną rożnych gatunków kwiatów, a moja mama uwielbiała szczególnie róże, których mieliśmy zawsze wiele odmian w naszym ogrodzie.
Wracając do moich prac ceramicznych, to są to nie tylko kompozycje do postawienia na biurku czy biblioteczce, ale również plakietki ceramiczne do zawieszania na ścianie lub nawet do wmurowania. Wykonałam też kilkadziesiąt indywidualnych czerwonych róż z ceramiki, które zawiozłam do Włoch na ślub mojej córki Kasi. Mąż Kasi, Giorgio urodził się we Włoszech nad Morzem Śródziemnym. Moja córka również ma zdolności plastyczne oraz literackie. Obecnie mieszka wraz z mężem w Paryżu i prowadzi swój własny blog. Podobnie jak jej ojciec była zawsze zafascynowana światem i ludźmi i odziedziczyła po nim wenę literacką. Podczas jednego roku odwiedziła nawet 33 kraje w ciągu 13 miesięcy, o czym pisze m.in. na swojej stronie internetowej: www.loveinthecityoflights.com
Jeśli chodzi o moją twórczość to nie ograniczam się jednak wyłącznie do tworzenia ceramicznych kompozycji roślinno – kwiatowych. Interesują mnie również formy bardziej abstrakcyjne. Przy okazji chcę opowiedzieć pewną historię. Przebywając w zimie na Florydzie wybrałam się pewnego razu na Key West, gdzie miałam okazję odwiedzić dom ( obecnie muzeum) słynnego pisarza Ernesta Hemingwaya. Tam zobaczyłam w sypialni ceramiczną figurkę, która zafascynowała mnie swoją oryginalnością i kolorystyką. Był to KOT. Wykonany przez samego Picassa a podarowany w Paryżu drugiej żonie Hemingwaya, Paulinie, KOT przez długie lata dekorował swoją obecnością dom na Key West, aż w końcu przez nieuwagę ktoś go rozbił. Stojąca obecnie w muzeum figurka jest wierną, zrekonstruowaną wersją pierwotnego „dzieła”. Dla mnie była to prawdziwa inspiracja. Od tego momentu zaczęłam tworzyć nie tylko abstrakcyjne figurki kotów ale również innych fantazyjnych zwierząt.
Czasem są to zwierzaki przedstawione w rożnych ludzkich zajęciach i funkcjach. Niektóre z moich kotów lub lwów „grają na instrumentach muzycznych”, albo są przedstawiane z rakietami tenisowymi. Jest to wdzięczny temat, zwłaszcza że sama jestem również zwolenniczką gry w tenisa i gram często dzięki instrukcjom mojego męża, Zygmunta.
Czy proces stworzenia wyrobu ceramicznego jest trudny?
Nic nie jest trudne w życiu, jeśli się kocha to co się robi. W przypadku ceramiki artystycznej jest kilka niezbędnych etapów. Najpierw trzeba mieć pomysł, wizję tego co się chce stworzyć. Można naszkicować projekt. To ułatwi następny etap, którym jest odtworzenie projektu w surowej glinie. Surowa, szara glina jest bardzo krucha i schnie do dwóch tygodni. Glina jest tworzywem pierwotnym, używanym od tysięcy lat przez naszych przodków. Mieć kontakt z tym tworzywem, to jakby mieć kontakt z naszą przeszłością, z historią ludzkości. To bardzo ekscytujący moment, który sprawia dużo przyjemności, a nawet powiedziałbym przedstawia pewne wartości terapeutyczne. Uspokaja, dystansuje od codziennej, czasem zwariowanej rzeczywistości, daje poczucie łączności wielopokoleniowej.
Kolejnym etapem jest wypalanie wyrobu w odpowiednio rozgrzanym piecu. Czasem aż przez 24 godziny.
Po wypaleniu ostudzone wyroby poddawane są procesowi kolorowania wielobarwnymi glazurami. Wszystkie precyzyjne detale maluję ręcznie i sama dobieram gamę kolorystyczną. To bardzo precyzyjne zajęcie, wymagające dużej dozy cierpliwości.
Kiedy proces kolorowania jest zakończony należy go uzupełnić procesem utrwalania, czyli nałożeniem warstwy bezbarwnego utrwalacza. Wtedy dopiero wkłada się wyrób po raz drugi do pieca na kolejne 24 godziny. Po wyjęciu i ostudzeniu można dopiero odetchnąć i zaprezentować gotowy wyrób.
Czy Pani wyroby były kiedyś prezentowane szerszej publiczności?
Dotychczas ceramika artystyczna mojego autorstwa prezentowana była na trzech wystawach. Dwie odbyły się w klubie w „Cascade Lakes”, gdzie lokalni artyści prezentowali swoje prace. Moich wybranych prac było tam kilkanaście.
Trzecia wystawa odbyła się w ubiegłym roku w West Hampton Beach w Bibliotece Publicznej i cieszyła się dużym zainteresowaniem.
W moich planach na przyszłość mieści się również projekt zorganizowania wystawy wybranych prac w moim rodzinnym mieście Sanoku z możliwością zaprezentowania jej również w innych miastach polskich.
Czy będziemy mogli obejrzeć Pani prace ponownie na Florydzie?
Mam taką nadzieję. Po powrocie na sezon zimowy 2015/2016 pragnę zorganizować wystawę w Klubie „Sobieski” w Lake Worth, do którego to kubu często przyjeżdżamy z mężem na ciekawe imprezy kulturalne.
Jaka radę dałaby Pani tym, którzy dopiero zaczynają, chcą tworzyć a nie bardzo mają odwagę?
Żeby zawsze skupiali się na tym, co lubią, uplastyczniali to, co budzi ich zachwyt, żeby potrafili z najmniejszej rzeczy zrobić swoiste arcydzieło. Najważniejsze to znaleźć swój własny styl i tworzyć według siebie, a nie według innych no i oczywiście, żeby mieć przyjemność w tworzeniu. Pragnę dodać, że mam również swoją stronę internetową, gdzie można zobaczyć moje prace. Wiele z nich znajduje się już w prywatnych kolekcjach w USA, w Paryżu i w Polsce.
Kontakt ze mną jest możliwy przez E-Mail:
Dziękuje bardzo za rozmowę i czekamy na dalsze wystawy.
Rozmawiała Ania Navas.
Fotografie przedstawiające prace artystyczne p. Barbary zostały wykonane również przez Anię Navas.