Historia polskiego dorożkarstwa, czyli Polish News w Ustroniu

Historia polskiego dorożkarstwa, czyli Polish News w Ustroniu

Polska „drynda”

Słowo „dorożka” pochodzi z języka rosyjskiego. W podobnie brzmiący sposób właśnie w Rosji pojazdy te nazywano „darożka”. W Polsce najczęściej mawiano na nie „drynda” lub „fiakrówka”. Po wprowadzeniu tego rodzaju komunikacji w Petersburgu co miało miejsce na początku XIX stulecia, pobierano opłaty za przejazd czyli tak zwane „darożkowe”. Określenie to przyjęło się też i w Polsce.

Dryndziarz na dryndzie

Dorożki jak wiemy zwyczajowo nazywano „dryndami”, a ich powożących „dryndziarzami”. Inną nazwą dla warszawskiej dorożki była t „sztajnkellerka”, co się wzięło od nazwiska Piotra Stainkellera, który był właścicielem fabryki powozów na warszawskim Solcu. Przed wojną w naszej stolicy, wyjeżdżało w swoje codzienne trasy ponad dwa tysiące „drynd”. Z usług dorożkarzy korzystali wszyscy, bez względu na zajmowaną przez siebie pozycję społeczną czy też stanowisko.

Popularny środek transportu

Był to kiedyś najpopularniejszy środek miejskiego transportu. Na przełomie XIX i XX wieku, wielokrotnie toczyły się rozmowy o wprowadzeniu liczników umożliwiających kontrolowanie czasu przejazdu, co miało mieć przełożenie na cenę jaką musiałby uiścić pasażer. Wraz z rozwojem ruchu drogowego, w XIX wieku ustalono nawet przepisy drogowe, dla pojazdów konnych. Ale z biegiem czasu, już od 1867 roku dorożki w Krakowie zaczęły być wypierane przez omnibusy i tramwaje konne, które też musiały być podporządkowane wspomnianemu ruchowi drogowemu.

Atrakcja turystyczna

Obecnie dorożki pełnią przede wszystkim funkcję atrakcji lub eksponatu muzealnego. Można je nadal spotkać na ulicach Warszawy czy Krakowa, ale już jako jedynie atrakcję turystyczną dla nielicznych, ponieważ przejazd nią raczej należy do kosztownych. Współcześnie klientami dorożkarzy są przede wszystkim przyjezdni, a także i młodzież szukająca wrażeń. Dorożki w dobie dzisiejszej, są również uważane jako element lokalnego folkloru.

Aby panienka wysiadająca z „dryndy”

„Dryndziarz”, musiał jechać z pasażerami bardzo ostrożnie, często po wyboistych drogach lub po tak zwanych „kocich łbach”. Nagminnie się zdarzało, że wiózł on z nocnego lokalu podchmielone panienki, które poprzedniej nocy uczestniczyły w mocno zakrapianej libacji. Zobowiązany był on wówczas gdy panienka już dojechała na miejsce, podać jej przy wysiadaniu ręke, aby ta na przykład nie wpadła do pobliskiej kałuży. Wówczas to za kurs, musiała być wypłacona dorożkarzowi niższa kwota. Zadarzało się też i tak, że gdy jakieś jadące dorożką osoby głośno krzyczały ponieważ były one pod wpływem alkoholu, na jadącego dorożkarza, wylewano z okien wodę, niekoniecznie czystą. Zatem aby ciut wydłużyć kurs i wziąć przy okazji większą opłatę za niego, a przy tym aby nie być oblanym przez nieznoszących krzyków ludzi, dorożkarz wiózł takie towarzystwo po obrzeżach miasta. Zdarzało się też i tak, że podpite towarzystwo zostawiało w „dryndzie” buty, torebki, a nawet części bielizny osobistej. Zatem dorożkarstwo to był kiedyś bardzo odpowiedzialny zawód, przede wszystkim wymagający dyskrecji. Poniewqaż jak przed księdzem, ludzie ze wszystkiego zwierzali się dorożkarzowi.

Redakcja Polish News, bardzo dziękuje za możliwość wykonania zdjęć dorożki i dorożkarza wyeksponowanych w Muzeum Ustrońskim.

Ewa Michałowska -Walkiewicz

https://muzeum.ustron.pl/