Pani Krystyna, od najmłodszych lat interesowała się kulturą celtycką. Wierzenia tych ludów pochodzących z terenów Szmaragdowej Wyspy, na wskroś przesiąkły jej bardzo wrażliwą osobę. Jak wiadomo, pradawni Celtowie wierzyli w moc leśnych rusałek, które gdy tylko były suto karmione przez ludzi, zawsze potrafiły im się za to odwdzięczyć. Te staroirlandzkie ludy wierzyły, że rusałki pomieszkiwały w ciałach różnych zwierząt, by lepiej przyjrzeć się życiu ludzi. Suto podkarmione te leśne istoty, z wdzięczności bawiły ludziom dzieci oraz dopilnowywały pasącego się na łąkach bydła.
Pani Draszanowska, również wierzy w leśne rusałki i nimfy, zatem aby mieć z nimi lepszy kontakt codziennie udaje się ona na dalekie spacery, przemierzając leśne dukty i dokarmia tam rusałki, które jak wierzy nasza bohaterka mieszkają w ciałach tamtejszych zwierząt. – Kocham kulturę celtycką – mówi pani Krystyna.
Uwielbiam czytać książki na ten temat, a także uczę się zaklęć, którymi posługiwali się pradawni Celtowie, na co dzień. Leśne rusałki, nigdy nie były tworami ludzkiej wyobraźni, mieszkały one od zawsze w lasach i w zależności od sposobu ich karmienia pomagały one ludziom, bądź też im szkodziły.
Ja jestem zadowolona z tego, co każdego dnia zsyła mi los, zatem podkarmiam sukcesywnie wspomniane istoty, by nie zaznać od nich nigdy żadnej krzywdy- dopowiada rozmówczyni. Osobami, które w dawnej Irlandii zajmowały się okultyzmem i magią byli druidzi. Potrafili oni zaklinać pogodę, a także przywoływać dusze zmarłych, by doradzić się ich w ważnych, życiowych sprawach.
– Ja również jestem pewnego rodzaju druidką, ponieważ do głębi posiadłam tajniki komunikowania się ze zmarłymi, którzy niegdyś należeli do mojej rodziny. W tym celu przywołuję siły natury, którym przedstawiam swój problem. Gdy ich dostatecznie przebłagam, umożliwiają mi one kontakt z duszami ludzi zmarłych. Aby mój kontakt z tymi duchami był w miarę prawidłowy, muszę zapalić w swoim pokoju sześć czerwonych świec, które muszą być umieszczone w miseczkach napełnionych do połowy wodą. Wywołane duchy, lubią przeglądać się w wodzie, zatem taki sposób, jaki ja wybrałam do kontaktu z nimi, jest jak najbardziej optymalny – dodaje druidka z Sopotu. Wywołane duchy pytam jak rozwiązać wiele problemów mojego życia, jak też stawiam im pytania zadawane mi przez inne bliskie mi osoby. Czasem wystarczy, że usłyszę od wywołanych duchów tylko jedno słowo, które potrafi mnie właściwie zainspirować do dalszego działania. Od sił natury, czerpię też moc oczyszczania aury w mieszkaniach moich znajomych, jak również proszę dobre duchy, aby przez pewien czas zamieszkały w ich pieleszach i sprawowały nad nimi należną opiekę.
Do tego rytuału, używam takich samych nalewek i wywarów z ziół, jakich przed laty używali celtyccy druidzi. Do tego celu właśnie, przygotowuję specjalną mieszankę z suszonych goździków, mięty i lawendy, po czym zalewam ją gorącą wodą. Gdy wspomniany wywar nie jest jeszcze gotowy, muszę wypowiedzieć specjalną formułkę rytualną, którą wypowiadali druidzi przy kamieniu Newgrange, znajdującym się w okolicach Dublina. Kamień ten, jest pewnego rodzaju swoistą nekropolią, w którym spotykały się duchy pochowanych tam ludzi i ziemscy wysłannicy demonów. Gdy wywar mój jest już gotowy, woń ziół rozchodzi się po całym mieszkaniu i wabi do siebie dobre duchy zwane Marikons, czyli inaczej mówiąc opiekunowie ludzi. Niekiedy do takowego naparu, dodaję kilka kropel araku, które sprawiają, że duchy te czują się doskonale w ludzkim mieszkaniu. Wspomniane istoty przywołane przeze mnie z zaświatów, w sobie tylko wiadomy sposób leczą chorych domowników, dbają o wszelką pomyślność w ich domu, a co najważniejsze bronią go przed demonami i tak zwanym złym okiem – relacjonuje pani Draszanowska.
Ta współczesna druidka wierzy, że każdy człowiek posiada w swoim wnętrzu zarówno dobrą, jak też i złą energię. Osoby, które często gości ona w swoim mieszkaniu, czy tego chcą czy nie pozostawiają po sobie, najczęściej tą złą energię, która to potrafi zniszczyć nasze szczęście i zawładnąć naszym ciałem wywołując w nim wszelkiego rodzaju choroby. – Aby zatem do tego nie dopuścić, należy skropić całe mieszkanie wodą świeconą, a szczególnie należy skropić krzesło lub fotel, na którym siedział nasz gość. Do tego obrzędu, o którym także dowiedziałam się czytając książki o kulturze dawnych Celtów, używam jeszcze specjalnych zaklęć, które nie pozwalają na dobre zagościć w naszych domach złym energiom, które niegdyś druidzi nazywali Nelo. One to skumulowane w nadmiarze, powodują przyciąganie pecha i złego samopoczucia u domowników. Zatem, najlepiej jest energie te usunąć, po każdorazowej wizycie naszego gościa, gdy jest ich jeszcze stosunkowo niewiele – twierdzi pani Krystyna.
Dawni Celtowie, robili również tak zwane oczyszczanie swojego ciała, polegające na nacieraniu swoich twarzy, a szczególnie miejsc wokół oczu maścią lawendową, i leżeniu na zimnym i mokrym podłożu. Ten zwyczaj, tylko w niewielkim stopniu przeszedł od Celtów do kultury dawnych Słowian. Kultura słowiańska, nakazywała swojemu ludowi w celu oczyszczenia ciała, picie mleka zakrapianego krwią młodego zabitego bydlęcia. Oczyszczanie mojego ciała, polega na kilku dniowym umartwianiu się. Śpię wówczas na podłodze bez żadnego materaca, nie spożywam też żadnych pokarmów mięsnych i wyrobionych z białej mąki, a przede wszystkim piję wodę mineralną, do której dodaję odrobinę soli lub octu, dla złamania jej dobrego smaku. Po takim oczyszczeniu, mam lepszy kontakt z duchami, szybciej przebiega w moim wykonaniu oczyszczanie mieszkań ze złej energii, a co najważniejsze posiadam wówczas prorocze sny. Jak zatem łatwo się jest domyśleć, moje marzenia senne, wykorzystuję także do radzenia sobie z problemami dnia codziennego. Tego także nauczyłam się od dawnych druidów, którzy do interpretacji snów, wykorzystywali swoją muzykę, która i mnie nie jest obca – kończy Krystyna Draszanowska.
EWA MICHAŁOWSKA WALKIEWICZ