Marek Hłasko – żył krótko, wszyscy byli odwróceni

Marek Hłasko – żył krótko, wszyscy byli odwróceni

Będąc pariasem w ojczyźnie za „zdradę Polski Ludowej”, za granicą Marek Hłasko odbierał honory – polonijne gazety publikowały jego twórczość, zapewniały mu rozgłos i przyznawały nagrody. Genialnego polskiego pisarza kojarzymy z buntem, młodością i zbyt wczesną śmiercią.

Urodził się przed wojną, ale wolnej Polski raczej nie pamiętał – w momencie rozpoczęcia kampanii wrześniowej miał pięć i pół roku. Jego rodzice rozwiedli się bardzo wcześnie, a ojciec Maciej Hłasko niedługo później zmarł; Marek wychował się więc z matką Marią i ojczymem Kazimierzem Gryczkiewiczem. Wojnę spędził w Warszawie. Późne dzieciństwo miał niewiele bardziej stabilne, bo z matką przeprowadzali się co kilka miesięcy – Częstochowa, Chorzów, Białystok, Wrocław. Na ten okres przypadają też pierwsze próby literackie, 11-letni Marek prowadził bowiem pamiętnik.

Nie był najlepszym uczniem. Często zmieniał szkołę, a aklimatyzacji nie pomagały jego dziecięcy wygląd ani pozycja jednego z najmłodszych w klasie. Między czerwcem 1948 a wrześniem 1949 uczęszczał do czterech różnych placówek, po czym w grudniu został ostatecznie wyrzucony za „notoryczne lekceważenie przepisów szkolnych, wykroczenia natury karnej oraz za wywieranie demoralizującego wpływu na kolegów”. Tym samym szesnastoletni Hłasko musiał iść do pracy.

Parał się różnymi zawodami: początkowo pracował w stoczni rzecznej, następnie jeździł na ciężarówkach w różnych przedsiębiorstwach, około 1951 r. został także korespondentem terenowym „Trybuny Ludu”. W tamtym okresie zaczął też podejmować pierwsze poważne próby pisarskie i nawiązał kontakt ze Związkiem Literatów Polskich. W 1954 r. „Sztandar Młodych” opublikował jego debiutanckie opowiadanie „Baza Sokołowska”.

Dwa lata później nakładem „Czytelnika” ukazał się tom opowiadań „Pierwszy krok w chmurach”. Przesycone mrokiem i pesymizmem, ukazujące rozterki emocjonalne i moralne bohaterów utwory odbiegały od standardów socrealistycznej literatury. Opisywały biedę i brzydotę powojennej Polski, kontrowały pełną optymistycznych sloganów propagandę komunistyczną. Mimo to książka zdobyła uznanie i w środowisku literackim, i wśród czytelników – była dwukrotnie dodrukowana. W 1958 r. Hłasko otrzymał za nią nagrodę Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek.

Sukces „Pierwszego kroku…” pozwolił pisarzowi rozwinąć skrzydła. Fragmenty powieści „Wilk” wydrukował „Sztandar Młodych”, natomiast „Panorama” publikowała w odcinkach „Głupcy wierzą w poranek” (wydaną później pod tytułem „Następny do raju”). Ekranizacją jego dzieł zainteresowali się również polscy filmowcy, m.in. Andrzej Wajda, a sam Hłasko zajął się pisaniem scenariuszy. Na planie adaptacji „Ósmego dnia tygodnia” – odrzuconej przez cenzurę i dozwolonej do publicznego pokazania dopiero ćwierć wieku później – poznał swoją przyszłą żonę, niemiecką aktorkę Sonię Ziemann.

Po zagranicznej premierze opowiadania „Cmentarze” oraz wyjeździe pisarza z kraju komunistyczne władze uczyniły go celem kampanii oczerniającej, a także poddały inwigilacji. Odtąd nie mógł już wrócić do Polski, pomimo wielu prób. Będąc pariasem w ojczyźnie, za granicą odbierał honory – polonijne gazety publikowały jego twórczość, zapewniały mu rozgłos i przyznawały nagrody. Hłasko półtora roku spędził w Ziemi Świętej, potem podążył za Sonią Ziemann do Wiednia, ślub zaś wzięli w 1961 r. w Londynie. 1966 r. pisarz wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie spotkał się m.in. z Krzysztofem Komedą. Tam też doszło do tragicznego wypadku – podczas spaceru w grudniu 1968 r. Hłasko nieumyślnie popchnął towarzysza tak, że ten spadł ze skarpy i uderzył się w głowę. Początkowo niewinne migreny, na które Komeda uskarżał się po wypadku, okazały się być objawem krwiaka mózgu i kompozytor zmarł w warszawskim szpitalu cztery miesiące później.

Dla Hłaski to też był początek końca. Wrażliwość – ta klątwa i błogosławieństwo artystów – prześladowała go od dawna: między 1963 a 1965 r. pisarz spędził w klinikach psychiatrycznych łącznie 242 dni. Ale najczęściej powtarzana interpretacja tego, co wydarzyło się w nocy z 13 na 14 czerwca 1969 r., nie jest wcale przyjmowana przez wszystkich. Według wersji powtarzanej przez ówczesną polską prasę pisarz miał popełnić samobójstwo poprzez połączenie środków nasennych i alkoholu, jednak jego bliscy na czele z matką otwarcie odrzucali te doniesienia. Podkreślano moment życiowego przełomu, w jakim znajdowało się życie Hłaski, wszystkie niedokończone sprawy – świeżo podpisana umowa z Universum Film czy bilet do Tel Awiwu, gdzie miał spotkać się z ukochaną Esther. Nie da się również ukryć, że teoria o samobójstwie pisarza była na rękę komunistycznym władzom, dając im jeszcze jedno narzędzie, którym mogły oczerniać „zdrajcę Polski Ludowej” w czasach, gdy targnięcie się na własne życie wciąż było spowite gęstym woalem tabu.

Grób Hłaski na Starych Powązkach /https://pl.wikipedia.org/

Oto, co wiemy na pewno: Marek Hłasko zmarł 55 lat temu na obczyźnie, wyklęty przez własny kraj, u szczytu kariery i w wieku zaledwie 35 lat. Jak kazała napisać na grobie jego matka – „żył krótko, a wszyscy byli odwróceni”.

Joanna Talarczyk

dziennikarka “Wszystko co Najważniejsze”, współpracuje z “Gazetą na Niedzielę” i serwisem

Źródło: DlaPolonii.pl